środa, 30 listopada 2016

Kącik Maturzysty - 38. Lektury z gwiazdką - Jan Kochanowski, Fraszki

Gatunek. Fraszka (wł. frasca, l.mn. frasche = gałązka pokryta liśćmi) - 1/ rzeczy, sprawy małej wagi; 2/ językowe "drobiazgi", także pisane; 3/ błyskotka, cenny drobiazg (w XVI w.). W tekście drukowanym u Kochanowskiego wyraz pojawił się najpierw w poemacie satyrowym Satyr albo Dziki Mąż (1564 r.). Jego fraszki – różnorodne gatunkowo. Są tu: epigramy, epitafia, anakreontyki, sonety, krótkie listy poetyckie, miniaturowe scenki. Terminy i ich cechy gatunkowe, także gatunki pokrewne - zob. TUTAJ.

Tematyka. Kochanowski pisał je niemal przez całe życie, a wydał drukiem w 1584 r. Nawiązywał do epigramatyki antycznej (Marcjalisa, Katullusa, Antologii greckiej) i renesansowej (Piotra Rojzjusza, Andrzeja Krzyckiego, Klemensa Janickiego). Różnorodność tematyczna: filozofia, refleksja, życie dworskie, nagrobki sławnych osób, obyczaje, autobiografia, erotyka, satyra, anegdoty, autotematyzm (o własnym procesie twórczym). Częste pointy, szczególnie w scenkach satyrycznych.

Jana Kochanowskiego "świat fraszek" miał zakres (...) ogromny. Zawierał on w sobie swoisty, nierozerwalny splot rzeczy i spraw wielkich oraz małych, tragicznych i komicznych, "statecznych" i "niepoważnych". Wypełniali go różni ludzie, wielcy bohaterowie, zwykli przeciętni śmiertelnicy, bliscy i obojętni, a także i ludzie nikczemni (...) lub po prostu śmieszni (..). Ukazywano w tym świecie fraszek często względność ludzkiej wielkości oraz ludzkiej małości. Ukazywano też splot pozorów, a także i istotnych wyznaczników wielkości i małości człowieczej. Był to świat renesansowego twórcy, który marzył o tym, by (...) być raczej obserwatorem owego wielkiego widowiska, jakie swoimi zabiegami, troskami, myślami i uczynkami realizują ludzie. Był to jednak też świat, którego poeta-kreator był także nieodłączną cząstką. (Janusz Pelc).
 Źródło

Niektóre utwory:
Uwaga! W nawiasach numer Księgi, a po przecinku - numer fraszki w tej Księdze.

- Do fraszek (III, 29). Autobiograficzne wyznanie. Określenie tematyki swych dzieł. Porównanie zbioru fraszek do Labiryntu, siebie - do Dedala.
- Do gór i lasów (III, 1). Porównanie siebie do antycznego Proteusza (symbolu zmienności). Melancholijne spojrzenie na własną przeszłość i niepewne perspektywy przyszłości.
- Na dom w Czarnolesie (III, 37). Refleksyjna, krótka modlitwa.
- Na lipę (II, 6). Pożytki z życia na wsi. Spokój i kontemplacja przyrody.
- O doktorze Hiszpanie (I, 79). Portret cenionego przez poetę Rojzjusza, co nie przeszkodziło mu pokazać go w krzywym zwierciadle, ale nie złośliwie, lecz raczej zabawnie. Scenka obyczajowa z dialogami.
- O żywocie ludzkim (I, 3); O żywocie ludzkim (I, 101) [są dwa utwory pod tym samym tytułem]; Człowiek Boże igrzysko (III, 76). Pesymistyczna, wręcz tragiczna wizja rzeczywistości i ludzkich działań. Świat - teatr, ludzie – marionetki.
- Raki (I, 14). Wiersz "raczy", tzn. każdy wers czytany od tyłu daje treść o sensie odwrotnym do czytanego od przodu.

Wersyfikacja i stylistyka. Tu także panuje spora rozmaitość. Najczęstszy – stychiczny (bez podziału na zwrotki) jedenastozgłoskowiec.  Bywają też trzynastozgłoskowce, ośmiozgłoskowce i inne. Formy opisowe, apostroficzne, małe scenki satyryczne i obyczajowe, przybierające postać maleńkich dialogów, także liryczne rozmowy z ukochaną. Częste - przysłowia i potoczne zwroty przysłowiowe. Bywają też teksty podniosłe, z kunsztownymi peryfrazami (omówieniami) czy metaforami (np. Na most warszewski, II, 106, 107, 108). Liczne personifikacje (np. Do gór i lasów, Na lipę). Najczęstszą figurą - metonimia (np. lutnia - zamiast poezja, chleb - zamiast pożywienie w ogóle). Gry słów i znaczeń.

Kompozycja. Trzy Księgi (101, 108, 86 tekstów). Każda - uporządkowana według zasady "varietas", tzn. "różnorodność", ale nie przypadkowość.

Dla chcących wiedzieć więcej. Następcy. W epoce renesansu fraszki pisali też poeci wymienieni w dziale Tematyka, ale również Mikołaj Rej i Mikołaj Sęp Szarzyński. W epokach późniejszych: Daniel Naborowski, Jan Andrzej Morsztyn, Wacław Potocki (barok). Gatunek żywotny także w XX w. (Jan Izydor Sztaudynger, Ludwik Jerzy Kern). Reprezentatywny wybór fraszek z kolejnych wieków zawiera antologia Juliana Tuwima Cztery wieki fraszki polskiej.

Bibliografia (wybór, wszystkie pozycje dostępne w PBW)
Graciotti Sante, Fraszki i "fraszki", "Język Polski" 1964, nr 5, s. 257-268.
Michałek Barbara, Opracowania lektur i wierszy [bibliografia, online] - http://katowice.pbw.katowice.pl/ib/oprac_lektur_i_wierszy.pdf
Pelc Janusz, Jan Kochanowski. Szczyt renesansu w literaturze polskiej, wyd. 2, Warszawa 1987. ISBN 83-01-01196-3.
Pelc Janusz, Wstęp, w: Kochanowski Jan, Fraszki, wyd. 3 przejrzane, Wrocław, 1998. ISBN 83-04-04411-0 (i wydania wcześniejsze).
Szczepańska Agata, W labiryncie "Fraszek" Jana Kochanowskiego, "Warsztaty Polonistyczne " 2000, nr 4, s. 32-39.

poniedziałek, 28 listopada 2016

Żaby, Kaczki, Hipopotamy, czyli poetycka menażeria Szer-Szenia

W bieżącym roku minęło pół wieku od śmierci Jana Brzechwy (1898-1966, właśc. Jana Wiktora Lesmana, pseud. Szer-Szeń). Był poetą, satyrykiem, tłumaczem z literatury rosyjskiej. W kartotece zagadnieniowej online (zob. na stronie internetowej naszej placówki) znajdziemy około 60 opisów bibliograficznych, m.in. materiały popularyzujące tę twórczość oraz teksty metodyczne. Dziś przedstawimy kilka opracowań jego pisarstwa dla dzieci, mogących wzbogacić wiedzę miłośników Brzechwy. Najpierw jedno (lub kilka) zdań wprowadzenia, potem – cytat z artykułu (książki).

Chrobak Katarzyna, W kręgu słów. O tematyczno-lingwistycznych analogiach w twórczości Juliana Tuwima, Jana Brzechwy oraz Wandy Chotomskiej, "Guliwer" 2013, nr 1, s. 12-20

Analiza analogii zachodzących miedzy dziecięcym sposobem spostrzegania świata a twórczością literacką trójki poetów. Język ich twórczości jako przedmiot „refleksji, eksperymentów i badań”.

Mimo iż twórczością dla dzieci Julian Tuwim zajął się dosyć późno, (…) to właśnie ona przyniosła poecie nieśmiertelną sławę i zawodową satysfakcję. (…) Wielu współczesnych lingwistów oraz literaturoznawców w badaniach nad językiem literackim sięga do jego pierwotnego kształtu. Julian Tuwim cechy własnej poezji, do których zaliczał nacechowanie emocjonalne, intuicyjność oraz metaforyczność, wywodzi z przeszłości, tzn. doświadczeń okresu dzieciństwa.

Kowolik Piotr, Humor w utworach dla dzieci Jana Brzechwy. "Nauczyciel i Szkoła" 2002, nr 1-2, s. 185-197

Najistotniejszą cechę poezji Brzechwy stanowią „zabawa słowem” i „granie” podobieństwem dźwięków. Równie ważne jest usuwanie przezeń z utworów dla dzieci wszystkiego, co jest związane ze złem czy przemocą. Świat w nich ukazany jest radosny i budzi miłe skojarzenia.

Rzadko na bohaterów swych utworów wybiera (...) dzieci. Nawet w bajkach zwierzęcych są to dojrzałe czaple, pająki, kaczki, indyki. I właśnie na przykładach świata dorosłego eksponuje „wady”. Nie obciąża nimi dzieci i ponieważ morał nie ma określonego adresata, łatwiej go można przyjąć. (…) Wiele wierszy dla dzieci, w których występują zwierzęta, trudno zaliczyć do „bajek zwierzęcych”. Bliskie jednak tej formie, choć różne w wymowie są m.in. niektóre utwory J. Brzechwy (...). Ich bohaterami są zwierzęta, warzywa, grzyby, w postaci których łatwo można odnaleźć aluzję do świata ludzi (...). Świat zwierząt w tych utworach jest pogodny, stosunki w nim panujące nie mają nic wspólnego z okrucieństwem i bezwzględnością (...). Zwierzęta te są przede wszystkim śmieszne i sympatyczne. Pogodna jest więc i pointa. 

Krasoń Katarzyna, Malowniczy most do poezji. Wiersze Brzechwy i Tuwima w edukacji i wspomaganiu rozwoju dziecka, Kraków 2002. ISBN 83-86663-93-6 (sygnatury: 156056, cz XXI-5/56)

Poezja Brzechwy i Tuwima na zajęciach i lekcjach. Scenariusze 16 spotkań, między innymi na temat Żaby, Kwoki, Kaczki-Dziwaczki, Indyka, Hipopotama, Żurawia i czapli, Wrony i sera.

Organizacja spotkań z wierszami Brzechwy i Tuwima służy przede wszystkim wywołaniu refleksji nad sobą, porządkiem świata i wieloma istotnymi w życiu każdego człowieka wartościami.

Ługowska Jolanta, W kręgu baśni poetyckich Jana Brzechwy, "Guliwer" 2008, nr 1, s. 47-54
Baśń o korsarzu Palemonie oraz Przygody rycerza Szaławiły jako przykłady baśni poetyckich na tle innych realizacji gatunku.

Pisał przed laty Jerzy Cieślikowski: „Teksty rymowane, do wiersza były najbardziej naturalne dziecku, a i mówić do dziecka (…) wierszem wydawało się najbardziej właściwe”. Tę sztukę mówienia wierszem opanował Brzechwa w stopniu bez mała mistrzowskim i zastosował ją (…) także w trudnym i w polskiej literaturze niezbyt (...) popularnym gatunku, jakim jest baśń poetycka (…)

Mieczkowski Alfred, Kolesie Lisa Witalisa, "Guliwer" 2007, nr 2, s. 96-99

Polemika z krytycznymi uwagami na temat poezji Brzechwy. Upamiętnienie setnej rocznicy urodzin poety wierszem napisanym przez sympatyków jego twórczości.

Kochany Panie Janie Brzechwo
Sto lat, jak z bicza strzelił, przeszło
Od kiedy przyszedł Pan na świat
By Pańskim bajkom świat był rad


Ostasz Maria, Agon, alea, ilinx i mimicry w wierszach Tuwima i Brzechwy, „Guliwer" 2003, nr 1, s. 10-18
Nawiązanie (w tytule) do klasyfikacji postaw realizowanych w czynnościach ludycznych, dokonanej przez Rogera Cailloisa. Agon – postawa obecna w zabawach opartych na współzawodnictwie. Alea – postawa bierności uczestnika gry, gdy decyzja nie zależy od niego. Ilinx - oszołomienie. Mimicra – naśladowanie, maska.

Julian Tuwim i Jan Brzechwa w większości swoich wierszy dla dziecięcego adresata operują pewnym typem poetyckości, który odwołuje się do paidii, bowiem zakładają, że zabawa dziecięca pełni określone zadania. (…) Utwór paidialny staje się dziełem dopełnionym dzięki twórczej aktywności odbiorcy, np. działaniom ruchowym, przeżywaniu, reprodukowaniu itp.

Szóstak Anna, Poeta dzieciom. O zabawie słowem w wierszach Jana Brzechwy, „Guliwer" 2003, nr 1, s. 5-10

Twórczość dla dzieci w dorobku pisarskim Brzechwy. Jej źródła i chronologia.

Wiek XX nazwano stuleciem dziecka. Bowiem właśnie dzięki badaniom dwudziestowiecznych psychologów i pedagogów zwrócono uwagę na te prawidłowości procesu rozwojowego dziecka, które pozwoliły dostrzec świadomego oraz wnikliwego odbiorcę treści pochodzących ze świata zewnętrznego, w tym również z literatury. Niemałą rolę odegrali tu (…) pisarze. W Polsce przełom ten związany jest z drukiem w końcu lat trzydziestych tomików poetyckich Tuwima i Brzechwy.


Taraszkiewicz Małgorzata, Książki warte czytania... dzieciom, Warszawa 1995. ISBN 83-85910-02-6 (sygnatura: cz LVI-4/25 c)

Wychowanie do i przez sztukę. Wychowanie przez książkę. „Warstwy” tekstów literackich dla dziecka: psychologiczna, estetyczna, etyczna i kulturowa. Analiza ogólna 18 lektur zalecanych do klasy 1, w tym – wierszy Jana Brzechwy.

Brzechwa wprowadził do poezji dziecięcej paradoks, nonsens i stylizację świata na opak (…), operował oryginalnym skojarzeniem, elementami satyry i groteski. Ulubionym chwytem fabularnym poety jest wyrywanie przedmiotów i pojęć z potocznych znaczeń i funkcji, mieszanie pierwotnych znaczeń słów z ich symbolicznym (metaforycznym) funkcjonowaniem. (…) Poeta powołuje nowego czytelnika zachęcając i prowokując dziecko do wysokiej aktywności intelektualnej, do szukania sensu i nonsensu, do stawiania pytań, dziwienia się i nie poddawania stereotypom i schematom.

Źródło


piątek, 25 listopada 2016

Książki (nie)zapomniane - W sercu Afryki, u stóp wyniosłej góry

To opowiadanie ma... dwa początki. Pierwszy:

Kilimandżaro to pokryta śniegiem góra, wysokości 19 710 stóp, o której powiadają, że jest najwyższa w Afryce. Szczyt zachodni znany jest pod nazwą "Ngaje Ngai", czyli Dom Boga. Tuż pod zachodnim szczytem leży wyschnięty i zamarznięty szkielet lamparta. Nikt nie potrafił dotąd wytłumaczyć, czego mógł szukać lampart na tak wielkiej wysokości.

I drugi, będący niedługim dialogiem. Oto wstępna kwestia: Właściwie to wspaniale, że przestało boleć - powiedział. - Po tym poznać, że się rozpoczęło.

Śniegi Kilimandżaro. Jedno z najsławniejszych niegdyś opowiadań ERNESTA HEMINGWAYA (1899-1961).

Harry Street, literat, podróżnik, poniekąd awanturnik, mający za sobą stosunkowo niedługie, ale barwne życie, leży na łóżku przed namiotem w sercu Afryki. U stóp wyniosłej góry. Unieruchomiła go gangrena, która zaatakowała nogę po z pozoru niewiele znaczącym epizodzie - zadrapaniu przez ciernie w buszu. Silny mężczyzna, niejednokrotnie przemierzający tutejsze tereny polując, szukając przygód i natchnienia, spoczywa jak bezbronne dziecko, a nad nim pochyla się niekochana, ale ubóstwiająca go żona, Helena. Bezradna nie tyle wobec jego przypadłości, z którą stara się mierzyć, ile z powodu obojętności i okrutnych słów męża.

Oczekując na samolot, Harry dokonuje rozrachunku z przeszłością. Przed jego oczyma przesuwają się sytuacje z ulubionego miejsca na Ziemi, Paryża, ale również przykre przeżycia frontowe. I romanse. Liczne, bez dalszego ciągu, bez konsekwencji. Małżeństwo z bogatą kobietą, która teraz walczy o niego. Wreszcie - miłość. Do tamtej, jedynej, nieobecnej w jego życiu od lat. Rachunek wypada marnie. Więcej strat niż zysków. Właściwie - same straty. Chociaż... Może nie. (Zbyt) późno przychodzi samowiedza, że Helena, którą stale krzywdził, była jego siłą przez te wszystkie bezmyślnie, egoistycznie przeżyte lata.

Afryka. Dostojna góra Kilimandżaro. Stała. Niewzruszona. A w dolinie kobieta podejmuje wyścig z czasem, by ocalić mężczyznę. Wierny Molo też go dogląda. Ale przede wszystkim -ptaki. I hiena. Krążą wokół obozu. Podchodzą coraz bliżej...

Ktoś (coś?) jest tuż. Jeszcze bliżej niż żona. Niż niecierpliwe zwierzęta...  Opowiadanie ma dwa początki. Pierwszy jest napisany kursywą. Tak wyróżnione są w tekście wspomnienia pisarza. Czy możemy domniemać, że to (może) fragment napisanej przezeń kiedyś książki? A co "rozpoczęło się" z "drugim" początkiem?

Chyba o tym przede wszystkim jest opowiadanie. W podręcznikach i innych opracowaniach na ogół czytamy, iż o próbie dokonania bilansu życiowego. A ja myślę, że o śmierci. Umieranie, które "rozpoczęło się" w pierwszym dialogu, trwa przez cały utwór. Pomiędzy reminiscencjami z przeszłości a niemal ludzkim zawodzeniem hieny mamy takie fragmenty:

Przed chwilą właśnie poczuł przechodzącą mimo śmierć.

Albowiem właśnie w tej samej chwili śmierć znów przyszła, położyła głowę w nogach łóżka i poczuł na sobie wyraźnie jej oddech.


Także bez antropomorfizacji. Bezosobowo:

Tamto przysunęło się bliżej, nie było teraz zupełnie bezkształtne, po prostu zajmowało miejsce.

Znowu przysunęło się bliżej (...) spróbował odpędzić je bez słów, ale rzuciło mu się całym ciężarem na piersi i przykucnęło sobie tam, tak że nie mógł się już ani poruszyć, ani wydobyć głosu.


Były dwa początki, są też dwa zakończenia. Pierwsze - to przylot samolotu. Czyli ratunek. Obszerny opis. Sen Heleny? Drugie - okrutne, bolesne przebudzenie: Nie było odpowiedzi i nie słychać też było jego oddechu. Tylko tyle. Krótka wzmianka. I "hałas" wywołany biciem serca kochającej kobiety, mieszający się w ciemnościach z żałosnym wyciem hieny.

Ps. Opowiadanie zostało zekranizowane przez Henry’ego Kinga (1952). Główne role zagrali:  Gregory Peck, Susan Hayward i Ava Gardner.

Ęrnest Hemingway - źródło

Hemingway Ernest, Śniegi Kilimandżaro, przeł. Mira Michałowska, w: tegoż, 49 opowiadań, przeł. Mira Michałowska, Jan Zakrzewski, Bronisław Zieliński, wyd. 6, Warszawa 1988, s. 49-71. (Sygnatura: 126401). Także wyd. z 1987 r. (sygnatury: 119419, 122802).

środa, 23 listopada 2016

Kącik Maturzysty – 37. Lektury z gwiazdką - Bogurodzica

Utwór niejednolity. Pierwotnie dwuzwrotkowy (ta część jest lekturą z *), w jednym z XVI-wiecznych przekazów liczy nawet 22 zwrotki. Poniższe omówienie dotyczy tylko dwóch początkowych zwrotek.

Geneza. Chronologia. Faktura melodii pozwala datować utwór na XII i XIII w., język – na połowę XIV w., tj. przed Kazaniami świętokrzyskimi (Ewa Ostrowska). Za przesunięciem terminu wstecz (na przełom XIII/XIV w.) przemawia związek z romańską plastyką. Za jeszcze wcześniejszym powstaniem – brak nawiązań do późniejszych typów łacińskiej hymnografii. Niektórzy badacze są zdania, że była to połowa lub druga połowa XIII w. (Jerzy Woronczak). Jest możliwe, że istniała jeszcze wcześniej, ale była  - ze względu na trudną melodię - słabo rozpowszechniona (np. tylko wśród „fachowych” chórów kościelnych). Najstarszy zaś przekaz, tzw. krakowski,  pochodzi z 1407 r.
Źródło
Gatunek i budowa. Stylistyka. Dwie zwrotki to dwa tropy, do Kyrie eleison. Pierwsza część – zwrotki 1-2, druga część – zwrotki dalsze. Budowa wersyfikacyjna (w każdej inna), wzoruje się na najkunsztowniejszych tropach o cząsteczkowej budowie sekwencyjnej (Jerzy Woronczak). Uwypukla tę kompozycję misterny paralelizm, widoczny zarówno w podziale na jednakowo długie wersy (tzw. kolony), jak i w jednorazowym rozkładzie rymów (Mirosław Korolko).
Tropy (gr. thropos = rozwinięcie) – retoryczne ozdobniki, wywodzące się grecko-bizantyńskiej tradycji literacko-muzycznej. Krótkie zwroty, uzupełniające teksty liturgiczne,  składające się z członów jedno- lub wielozdaniowych, które umieszczano przed lub po tekście podstawowym (kanonicznym). Łączono je później w osobne zbiory (troparia). Z czasem rozwinęły się w samodzielne treściowo pieśni, wykonywane jednak przy śpiewie liturgicznym.

Pierwsza zwrotka jest apostrofą - prośbą do Matki Boskiej o pośrednictwo. Zawiera szereg wołaczy i dwa zdania rozkazujące (wyrażające prośbę). Druga, skierowana do Chrystusa, to prośba, by – za wstawiennictwem św. Jana Chrzciciela - wysłuchał modlitw oraz wymienienie ich treści: pobożne życie na ziemi i raj po śmierci. Kompozycja obu strof jest dwuczłonowa i każdą cechuje paralelizm treściowy i składniowy. Występują rymy końcowe i wewnętrzne (wersy składają się z rymujących się cząstek składniowych):

Bogurodzica, | dziewica, | Bogiem sławiena | Maryja!
U twego Syna, | Gospodzina, | matko zwolena, | Maryja,
Zyszczy nam, | spuści nam.

Następna zwrotka, zbudowana analogicznie, jest rozbita na dwa układy składniowe i wersyfikacyjne. Pierwszy liczy dwa, a drugi – cztery wersy. Wiersz jest asylabiczny (bez jednakowej liczby sylab w wersie), intonacyjno-zdaniowy. Rymy – najczęściej parzyste:
- ścisłe żeńskie (sławiena – zwolena),
- niepełne (jednozgłoskowe) żeńskie (pobyt – przebyt),
- składane (zyszczy nam – spuści nam),
- zewnętrzne, wewnętrzne i wewnętrzno-zewnętrzne (np. w obrębie półwersów, Bogurodzica, dziewica lub między wersami: sławiena – zwolena).
Źródło
Treść i jej wzory. Jej wzoru literackiego nie znaleziono w żadnej hymnografii (łacińskiej, greckiej, czeskiej czy niemieckiej). Chyba w ogóle nie istnieje, w przeciwieństwie do wzoru ikonograficznego. Jest nim rozpowszechniony w sztuce romańskiej (w malowidłach, ale też iluminacjach rękopisów) motyw zwany „deesis”, czyli zapożyczone z Bizancjum przedstawienie Chrystusa-Władcy, obok którego stoi w postawie modlitewnej dwoje głównych pośredników: z jednej strony Maria, z drugiej Jan Chrzciciel (Jerzy Woronczak).

Język. Zachowuje cechy starsze niż język Kazań świętokrzyskich (koniec XIII lub XIV w.). Są to: Bogurodzica, dziela, bożycze. Dwa ostatnie występują jedynie w Bogurodzicy, pierwszy – bywa  obecny w XV-wiecznych modlitwach (ale pewnie jest to wpływ Bogurodzicy). Archaizmem jest też konsekwentne zachowywanie wygłosowego – i w 2 osobie l. poj. rozkaźnika tylko pod pierwotnym akcentem i jego zanik w pozycji nieakcentowanej. Te formy już w XV w. były przeżytkami.

Niektóre trudniejsze formy:
- Bogurodzica – wyraz będący osobliwością słownikową. Poza tą pieśnią występuje tylko w Modlitwach Wacława (2 poł. XV w.), użyty tam trzykrotnie. Funkcjonuje też w kilku tytułach średniowiecznych tekstów. Przypuszczalnie w języku polskim znalazł się za pośrednictwem czeskim.
- Bogiem sławiena – narzędnik sprawcy stanu. Głęboki archaizm,
- sławiena, zwolena – formy bez przegłosu,
- Gospodzina – zapewne wprowadzona później, w miejsce starszej i prawidłowej formy gospodna. Jedyny zapisany przypadek słowa gospodzin, ale użytego w innym kontekście, pochodzi z ok. 1250 r.
- dziela – w żadnym innym zabytku nie ma tego wyrazu. W Kazaniach świętokrzyskich używa się wyrazu dla. Szyk: przydawka – dziela – rzeczownik był częsty w tekstach staroruskich, np. mojeja delja blagoty (= dla mojej prośby, mojego błagania), togo delja grecha (= dla tego grzechu). Niektórzy badacze uważali ten wyraz za cerkiewizm,
- bożycze – wołacz. Bożyc = Syn Boga; analogicznie w staropolszczyźnie istniał np. wyraz księżyc = syn księcia,
- napełń myśli = wypełnij zamiary,
- jąż = którą,
- pobytciekawostka! Wyraz dziś powszechny, w żadnym innym zabytku średniowiecznym nie występuje!
- przebyt – archaizm już w XV w.; nie używano go w XVI w.
Źródło
Dla chcących wiedzieć więcej. Jeśli interesuje nas dawna polszczyzna, jeśli znajdujemy wyraz z tamtej epoki, którego nie rozumiemy, można sięgnąć do słowników dawnej polszczyzny, np. Słownika języka polskiego Samuela Bogumiła Lindego lub Podręcznego słownika dawnej polszczyzny Stanisława Reczka. Także do Słownika staropolskiego - http://www.staropolska.pl/slownik/
Źródło
Bibliografia (wybór, wszystkie pozycje dostępne w PBW)
Czyż Antoni, Bogurodzica - między Wschodem a Zachodem. (Kilka myśli o duchowej jedności Europy), „Ogród” 1991, nr 4, s. 78-108.
Dąbrówka Andrzej, Matka pieśni polskich, „Pamiętnik Literacki” 2005, z. 2, s. 51-64.
Korolko Mirosław, Wstęp, w: Średniowieczna pieśń religijna polska, wyd. 2 zm., Wrocław 1980. ISBN 83-04-00737-1.
Krzyworączka Mariola, Dialog kultur i tradycji, „Polonistyka” 2007, nr 7, s. 54-57.
Michałek Barbara, Opracowania lektur i wierszy [bibliografia, online] - http://katowice.pbw.katowice.pl/ib/oprac_lektur_i_wierszy.pdf
Obremski Krzysztof, Bogurodzica. Struktura czasoprzestrzeni i obraz poetycki, „Pamiętnik Literacki” 2015, z. 1, s. 129-146.
Woronczak Jerzy (oprac.), Ostrowska  Ewa (wstęp językoznawczy), Feicht Hieronim (oprac. muzykologiczne),  Bogurodzica, Wrocław 1962.

poniedziałek, 21 listopada 2016

Zniewalający, czarujący, wrażliwy chłopak

To była (jest!) jedna z najbardziej malowniczych postaci w historii literatury. Nie tylko amerykańskiej. 12 stycznia przypadła 140. rocznica jego urodzin, a 22 listopada (jutro) - setna rocznica śmierci.

Jack London (1876-1916), czyli John Griffith Chaney, bo nazwisko przejął od ojczyma. W zgodnej opinii tych, którzy go znali, był człowiekiem o wielkim uroku osobistym i silnym charakterze, a jednocześnie niezwykle wrażliwym. Posiadał bujną wyobraźnię, ale chociaż pisał beletrystykę, nigdy nie tworzył fikcji. Ten pozorny paradoks znaczy tyle, że pisał wyłącznie o tym, czego osobiście doświadczył. O życiu marynarza, trapera, farmera, trampa... Czyli o sobie.
Źródło

Ubóstwo wcześnie wypędziło go z domu. Od bardzo wczesnych lat pracował rozdając na ulicy gazety, potem był kierowcą i robotnikiem w fabryce konserw. Właściwie jeszcze jako dziecko, piętnastolatek, trudnił się nielegalnym połowem ostryg. A piraci, różne podejrzane i groźne typy, darzyli go autentycznym szacunkiem. Był dla nich autorytetem! Zanim osiągnął pełnoletniość, wypłynął na połów fok... aż do Korei i Japonii. Zahaczył też o syberyjskie wybrzeża. I tutaj - znowu - wielki respekt mieli przed nim doświadczeni marynarze.

Po powrocie z oceanów zapragnął podróżować... pociągiem. Nie w wagonie, ale na dachu ekspresu. Zwiedził w ten sposób nie tylko ojczyznę, ale również Kanadę. Gdy zaś minęła mu "dwudziestka", zaczął szukać złota na Alasce. Jak wielu, także jego ta gorączka nie ominęła.

Lata 1904-1905. Pamiętamy z historii: wojna rosyjsko-japońska. Nie mogło go tam zabraknąć. I nie zabrakło. Przyglądał się temu konfliktowi jako korespondent (podobnie jak w Meksyku, w 1914 roku).

I wreszcie poczuł wołanie Ziemi. Jak Scarlett O'Hara z Przeminęło z wiatrem. Pracę farmera na doświadczalnym ranczo opisze później w powieści Księżycowa Dolina. Bo coraz silniej będzie odczuwał literackie powołanie. Ale przedtem jeszcze odbędzie samotną wyprawę na Hawaje, którą zobrazuje w powieściach Syn Słońca oraz Jerry z wysp.

Nowele i opowiadania. Pisał, co widział. Co przeżył. Tak powstawały tomiki, np. Na szlaku, Syn wilka, Miłość życia. Również najbardziej znane utwory: Córka śniegów, Biały Kieł, Zew Krwi, Bellew Zawierucha.

Był zniewalającym, czarującym wiecznym chłopakiem, bardzo wrażliwym na ludzkie cierpienia. Podczas podróży do Anglii widział ciężką pracę i nędzę robotników, więc zobrazował je w Żelaznej Stopie i Mieszkańcach otchłani. Wstrząsające obrazy z życia marynarzy pokazał w Wilku morskim. Najbardziej bezpośrednio do swojej biografii nawiązał w Johnie Barleycornie i Martinie Edenie, o którym pisaliśmy TUTAJ.

Żył zaledwie 40 lat. Tak wybrał. Bo było w nim jakieś pęknięcie. Jakaś rana. Zdyscyplinowany w pisaniu, a jednocześnie niesamowicie nieumiarkowany w życiu, wręcz trwoniący siły i talenty. Trzeźwo - wydawałoby się - myślący i zarazem pozwalający sobie na nierealistyczne marzenia (jak choćby wzorcowa farma, która okazała się klęską). Ewokując historycznoliterackie analogie, można by powiedzieć: pozytywista i romantyk. Jednocześnie. Czyli ktoś, kto - logicznie rozumując - nie miał "prawa" istnieć. Żyjąca sprzeczność. I nią właśnie był. Ale historia kocha szalone jednostki, czasem nawet podziwia, chociaż nie pochwala skutków ich szaleństw. Chętnie przyjmuje na swe karty czarujących awanturników, ale z zimną konsekwencją spycha ich na swe marginesy. Historia literatury także.

Źródło

piątek, 18 listopada 2016

„Nietypowe” kartki świąteczne, niewinny templariusz, bezradny kosmita, kryminalna zagadka i katastroficzne wizje. Prasówka retro, czyli artykuły z (zawsze) aktualnych czasopism

Dzisiaj będzie coś szczególnego. Prasówka z - wydawałoby się - archiwalnych czasopism. Ale uważamy, iż okażą się nadal aktualne i interesujące oraz że ich lektura może dostarczyć nie tylko wiedzy, ale również materiału do przemyśleń, inspiracji, nawet rozrywki. A prasówka z czasopism z ostatnich miesięcy? Będzie niedawno, a kolejna w grudniu. W niej także bardzo interesujące teksty.

Oleński Jan, Kartki świąteczne 1980, „Pamięć.pl” 2013, nr 12, s. 45-46

Zazwyczaj kartki bożonarodzeniowe kojarzą się z pocztówkami, w których życzymy naszym bliskim wszystkiego dobrego z okazji nadchodzących świąt. Jednak dla kolekcjonera dokumentów reglamentacji kartki bożonarodzeniowe z 1980 roku to coś jeszcze.

Trzynastym punktem na liście postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Gdańsku było wprowadzenie kartek na mięso i jego przetwory. Władza postanowiła zrealizować go właśnie na Boże Narodzenie, wykonanie zlecając władzom lokalnym. Pierwszego dnia obowiązywania kartek, kolejki przed wytypowanymi sklepami mięsnymi ustawiały się już o 3 rano. Normy były następujące: 0,8 kg wędzonek (szynka, baleron, polędwica), 0,5 kg mięsa (schab środkowy, karkowy, wieprzowina bez kości) i 0,25 kg masła. W pozostałych sklepach sprzedawano na osobę po 1,5 kg mięsa i 1,5 kg wędlin nieobjętych kartkami (tzn. gorszej jakości). W województwie katowickim liczba bonów była większa (obowiązywały również na margarynę). Jak ten system funkcjonował w praktyce, jak go modyfikowano – o tym w artykule.


A.B., Klątwa Jakuba de Molay, „Mówią Wieki” 2014, nr 3, s. 4

Wieki mistrz nie szarpał się z pomocnikami katowskimi, zdjął wierzchnie szaty, zmówił modlitwę i spokojnie pozwolił się przywiązać do słupa. Po chwili zapłonął stos. Tak zakończyła się trwająca niemal siedem lat skomplikowana i wyrafinowana operacja króla Francji Filipa IV Pięknego przeciwko templariuszom. Tak też faktycznie zakończyła się historia najstarszego zakonu rycerskiego.

Historia templariuszy do dziś budzi zainteresowanie. Powstała legenda ich skarbu. Jaka była prawda? Na początku XIV w. Francja, po wojnie z Flandrią, podupadła finansowo. Król stał się petentem zakonu, czego nie mógł znieść. Postanowił samodzielnie wyciągnąć rękę po pieniądze templariuszy. Zaczęły się oskarżenia, przesłuchania, prześladowania, których kulminacją była śmierć wielkiego mistrza na stosie. Najbardziej interesujące jest to, co nastąpiło po niej. Jeszcze w tym samym roku zmarli dwaj główni „autorzy” procesu. Król (Filip IV Piękny) i papież (Klemens V). Pierwszy – na apopleksję. Z drugim sytuacja była bardziej skomplikowana. Skądinąd wiadomo, że kolejny, niezależny proces, dowiódł niewinności Jakuba de Molay, ale papież uległ naciskom monarchy i utajnił go. Legenda głosi, że po śmierci Klemensa V piorun uderzył w kościół, w którym wystawiono jego trumnę.

E.T. – The Extra-Terrestrial [wybór artykułów], „Film na Świecie” nr 290-291 (1983), s. 37-56

„E.T.” jest cudownym filmem, zawdzięczającym Cudowności więcej niż Fantastyce. Wszystko, co mogło wydać się trochę ciężkie i niezgrabne w „Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia”, tutaj jest doskonałe, dzięki bajkowemu i spontanicznemu wyczuciu całego spektaklu, ale też poszczególnego gagu i ujęcia trafiającego w dziesiątkę. Pomysły (…) i na dodatek emocja (…) prosta, a genialna myśl odwrócenia tradycyjnego schematu science-fiction, w których stwór przybywający z kosmosu niemal zawsze jest najeźdźcą (…). Przeciwnie, ścigany przez „ludzi” (…) natychmiast jest odbierany jako istota jeszcze bardziej ludzka, słabsza. (Max Tessier).

Gdy byłam uczennicą liceum, ten film bił rekordy popularności. Przed naszymi kinami ustawiały się długie kolejki. Bohater, tytułowy E.T., to sympatyczny, aczkolwiek niezbyt urodziwy, przypadkowo pozostawiony na Ziemi kosmita. Dzieje jego przyjaźni z małym Elliotem i próby powrotu do domu są treścią wzruszającego obrazu. Dlaczego go wspominamy? Bo w grudniu przypadnie 70. rocznica urodzin jego twórcy, Stevena Spielberga, a za rok – 35. rocznica premiery filmu. Warto zajrzeć do dawnych numerów miesięcznika wydawanego przez Polską Federację Dyskusyjnych Klubów Filmowych, zawierającego przedruki ze znanych czasopism filmowych na świecie. O E.T. pisali tu: Richard Combs („Monthly Film Bulletin”), Jon Gartenberg („”Films in Review”), Gilbert Adair („Sight and Sound”), Max Tessier („La Revue du Cinéma”) i Allen D. Lowell („American Cinematographer”).


Maciejowska Iwona, Zagadka śmierci pani Pritchard. Konspekt lekcji chemii dla szkół ponadgimnazjalnych, „Chemia w Szkole” 2003, nr 2, s. 86-92

(…) dwugodzinny konspekt lekcji chemii ukazuje nietypowy sposób wprowadzenia pojęć wskaźników kwasowo-zasadowych oraz teorii dysocjacji jonowej.

Co???! Konspekt lekcji w prasówce???! Tak, bo wiele osób lubi… kryminały. A mistrzynią gatunku pozostaje Agatha Christie. Znacie jej opowiadanie Błękitne geranium? Jeśli nie, to przeczytajcie (je w całości). Dziś – nawiązanie. Niemłode małżeństwo Pritchardów mieszkało w pięknym domu z ogrodem. Żona, inwalidka, mająca uciążliwy dla otoczenia charakter, była amatorką wróżb i przepowiedni. Pewnego dnia otrzymała list, w którym ostrzegano ją przed śmiercionośnym dla niej niebieskim geranium. Wcześniej także wróżka wspominała o zagrożeniu z tej strony. I oto kobieta niebawem ujrzała… fatalnie przebarwiony kwiat na nadruku tapety znajdującej się przy łóżku. Umarła z flakonikiem soli trzeźwiących w dłoni… Przybyły na miejsce lekarz stwierdził, że czuje delikatny zapach gazu, ale on z pewnością nie był przyczyną zgonu. Skutek przepowiedni czy zbrodnia? Raczej wiadomo. A rozwiązania problemu należałoby szukać nie w gwiazdach, ale … w chemii. Popatrzmy na tytuł lekcji!


Moyer Michael, Magnetyzm końca. Dlaczego fascynują nas katastroficzne przepowiednie, „Świat Nauki” 2010, nr 10 (specjalny), s. 28- 30

(…) najgorliwszymi i najbardziej przekonującymi prorokami końca świata są sami naukowcy. Bill Joy, jeden z twórców korporacji Sun Microsystems i jej były dyrektor naukowy, ostrzega, że gdyby samoreplikujące się nanoroboty wymknęły się spod kontroli, mogłyby skonsumować wszystko, co jest na Ziemi. Brytyjski astronom Martin Rees natomiast jest gotów pójść o zakład, że jakaś biologiczna katastrofa – wywołana przypadkiem lub celowo – pociągnie do 2020 roku co najmniej milion ofiar (jak na razie brak chętnych do przyjęcia tego zakładu).


W dalszej części wstępu do serii artykułów o tematyce „końca” przedstawiono kolejne zagrożenia, którymi straszą (może raczej – przed którymi ostrzegają) fachowcy. Naukowcy sami zasiewają w nas lęki, oni też próbują zrozumieć i objaśnić ich genezę. O tym są ten oraz kolejne teksty zamieszczone w numerze specjalnym.


środa, 16 listopada 2016

Kącik Maturzysty – 36. Interpretacja wiersza. Stanisław Grochowiak, Brueghel (II)

Dzisiaj będzie wiersz nawiązujący do obrazu malarza wspominanego w podręcznikach, a nawet w Informatorze na stronie CKE. Brueghel (II) Stanisława Grochowiaka (1934-1976). Za tydzień - zmiana tematyki. Prezentacja najważniejszych zagadnień dotyczących wszystkich lektur "z gwiazdką", omawianych w gimnazjum i szkole ponadgimnazjalnej. Teraz - przeczytajmy wspomniany wiersz:

Ten plan jest widziany z poddasza. Przez cierniowe ogrody
Gałązek i drzew wielkich. Na śnieg patrzę i wodę,
Przyprószoną zaledwie. A zaś w głębi chmura
Wiatr pochwyciła, zamknęła w swym wnętrzu.

Ja – Malarz – już nie żyję. Zziębnięty jak blacha

Toczona po śniegu, duszę dałem Bogu.
Jest teraz mała, luta,
Podobna do klucza,
Na którym niekiedy Bóg zimę wyśwista.

Ja – Malarz – już nie żyję. A jednak oczyma
Moimi patrzycie na śnieg i na wodę,
Przyprószoną zaledwie. I to ja ustawiam
Wysokie słupy światła nad mrokiem lodowisk.

Biegnie pies z uchem postrzępionym w bójce. Gawron
Kroczy kłaniając się śniegom to w lewo, to w prawo.
Człowiek wór niesie. Dzieci do sanek przywiązane.
A z kominów – aż do mnie – wznosi się woń jadła.

Ja – Malarz – już nie żyję. Ale przecie widzę
Te trzy stare kobiety, idące od boru
Jak dzwon od kościoła. Zaplątane w szleje
Chrust wloką po śniegu, a w ich ciemnych twarzach
Mróz pozaplatał biegające iskry.

Zimo – Majestacie,
Śmierci – pusty dźwięku.

Kto mówi w tym wierszu? Nieżyjący (!) malarz. Tytułowy Pieter Brueghel (starszy), zwany Chłopskim (ok. 1525-1569). Taki typ liryki nazywamy liryką roli. W tym wypadku - ożywiono martwego. Przemowa nieżyjącej postaci w utworze literackim to prozopopeja. O czym mówi podmiot? O odbiorze namalowanego przez siebie obrazu. O tym, że on sam, już nieżyjący, ma taką "władzę", że nawet teraz oglądamy jego dzieło w sposób, który sam narzucił (A jednak oczyma / Moimi patrzycie, subiektywizm). Kluczowym środkiem stylistycznym jest - jak się wydaje - powtórzenie. Aż trzykrotnie pojawia się zdanie w identycznej formie:  Ja – Malarz – już nie żyję. Stąd prosty wniosek: artysta sam projektuje interpretację własnych dzieł. Widzimy tyle, ile "pozwolił" nam zobaczyć. I w taki sposób, jaki dla nas wybrał. Zatem to wiersz o spojrzeniu. Co widzimy?

Teraz dygresja. Brueghel namalował kilka obrazów o zbliżonej tematyce. Popatrzmy na dwa. Oto pierwszy:  Strzelcy [Myśliwi] na śniegu (inny tytuł: Zima, z cyklu: Pory roku, 1565). 
Źródło
W kolorystyce dominują barwa biała i jasnoniebieska, a mniejsze, ale rzucające się w oczy elementy (postacie ludzkie, drzewa, latające ptaki), są - dla kontrastu - czarne. Kolorystyka jest więc "chłodna", co oczywiste w przedstawieniu tej pory roku. Na pierwszym planie widzimy drzewa, a wśród nich - trzech myśliwych wracających wraz ze sforą psów z polowania. Takie ich umieszczenie niejako "skraca" perspektywę. Drugi plan, umieszczony także jakby "poniżej", wyobraża niewyraźnie odwzorowaną grupę ludzi ślizgających się na zamarzniętym stawie (lub stawach). Poza ślizgawkami, mamy jeszcze inne elementy wskazujące na zimę: ośnieżone dachy domów i góry w oddali, sople lodu na młyńskim kole.

Drugi obraz: Zimowy pejzaż z łyżwiarzami pułapką na ptaki (1565).
Źródło
Na pierwszym planie znowu drzewa. I siedzące na nich wielkie, czarne ptaki (wrony). Poniżej zamarznięta rzeka, stanowiąca ślizgawkę lub teren "spacerowy" dla mieszkańców wsi. Są też liczne elementy krajobrazu, zabudowania, kościół. Wszystko ujęte w jasnej tonacji - w bieli, beżu i szarości.

Do którego z tych obrazów nawiązuje wiersz? Zdania wśród interpretatorów są podzielone (co ujmuję w poniższej Bibliografii). Wydaje się jednak, że do Strzelcy na śniegu. Świadczą o tym na przykład słowa:
- Przez cierniowe ogrody / Gałązek i drzew wielkich, chociaż stanowią pierwszy plan również drugiego obrazu;
- nad mrokiem lodowisk - tu mamy dwa lodowiska, na drugim obrazie - jedno: rzekę. Ponadto mrok jest dla niego bardziej charakterystyczny. Zimowy pejzaż z pułapką na ptaki ma jaśniejszą tonację;
- pies z uchem postrzępionym w bójce (tzn. podczas polowania) itp.

Zapachy (woń jadła), dźwięki (wyśwista; Jak dzwon od kościoła) i obrazy (widzę) łączą się w jedną, sugestywną całość. I przeplatają. Na przykład kobiety, idące od boru / Jak dzwon od kościoła to synestezja. Dość wyszukany środek stylistyczny. Ale na ogół dominują "zwyczajne" epitety, których na co dzień używamy, np. drzewa wielkie; ucho postrzępione; stare kobiety; ciemne twarze.

Inaczej rzecz się przedstawia z fragmentem: cierniowe ogrody / Gałązek i drzew wielkich. Wśród "potoczności" wielkich drzew pojawia się nawiązanie do znaczącego tekstu kultury (Biblii) wraz z jego nośnymi w literaturze sensami: cierniowe ogrody. Czytajmy dalej:  Gałązek (zdrobnienie, czyli deminutivum) i drzew wielkich (przeciwieństwo zdrobnienia, podkreślone epitetem dodatkowo "zwracającym uwagę" swą inwersyjnością). Co symbolizują? Podmiotem jest artysta, więc zapewne mniejsze i większe trudności jego życia.

Tak zatem w "zwykłe" wkrada się "niecodzienne". Przecież ta luta w odniesieniu do duszy to też nie taki zwyczajny epitet, a w dodatku - zrymowany z duszą (asonans: dusza - luta).

Wreszcie - zakończenie. Dwie apostrofy:

Zimo – Majestacie,
Śmierci – pusty dźwięku.


Czyli: to, co ulotne, przetrwa. Mówi się: "znaczy tyle, co zeszłoroczny śnieg", czyli nic. Ale przecież "śnieg" sprzed kilkuset lat, namalowany, przetrwał (na obrazie). Wraz z dziełem "żyje" artysta. Trwa w nim. Patrzymy jego oczyma. To, co uwiecznił na obrazie, jest. Czego nie pokazał, odeszło na zawsze w niepamięć. Taką ma władzę (dlatego trzykrotne dumne podkreślenie Ja – Malarz). Nierozerwalna triada: Twórca – Dzieło – Odbiorca. Ten trzeci - unieśmiertelnia to, co chce (na obrazie), a przez sam akt stworzenia dzieła - siebie.

Dla chcących wiedzieć więcej. Grochowiak napisał kilka innych wierszy o Brueghlu, np. Pod Breughla; Bóg błogosławi małomównym; Mozół. Inni pisarze także podejmowali ten temat, np. Aleksander Wat (Przed Brueghlem Starszym) i Wisława Szymborska (Dwie małpy Bruegla). Ten ostatni wiersz zinterpretowałam TUTAJ.

Podstawowe dane o wierszu. Brueghel (II) pochodzi z tomu Nie było lata (1969).

Bibliografia (wybór)   
Dziadek Adam, Obrazy i wiersze. Z zagadnień interferencji sztuk w polskiej poezji współczesnej, Katowice 2004, s. 133-143.
Kmieciak Sandra, Poezja Stanisława Grochowiaka wyrazem jego fascynacji malarstwem na podstawie wiersza Breughel (II), "Częstochowski Biuletyn Oświatowy" 2011, nr 2, s. 8-12.
Kram Jerzy, Dzieła plastyczne - inspiracje w poezji współczesnej: Herbert - Grochowiak - Szymborska, "Polonistyka" 1986, nr 3, s. 182-192.
Makowska Urszula, Sztuki plastyczne w poezji Stanisława Grochowiaka, "Poezja" 1977, nr 2, s. 65-76.

poniedziałek, 14 listopada 2016

Pożegnania

Na dzisiejszy poranek zaplanowałyśmy 2 CZĘŚĆ GAWĘDY O NASZYCH DAWNYCH STOLICACH. ZAMIESZCZAMY JĄ PONIŻEJ. Jednak nim ją przeczytamy, może posłuchamy przez chwilę medytacji zmarłego w ubiegłym tygodniu LEONARDA COHENA (82 lata)? Miniony tydzień przyniósł więcej takich informacji. Zmarli w nim także ROBERT VAUGHN (83 l.), jeden z niezapomnianych Siedmiu wspaniałych (reż. John Sturges) i JERZY CNOTA (74 l.), czyli Gąsior z Janosika Jerzego Passendorfera. A nieco wcześniej - ANDRZEJ KOPICZYŃSKI (82 l.), Czterdziestolatek z serialu Jerzego Gruzy.
                                                                      Źródło

Dzień spowity w biel i czerwień. Gawęda o dawnych stolicach (cz. 2)

Płock, czyli Stołeczne Książęce Miasto Płock. Rolę stolicy pełnił w latach 1079 (ucieczka Bolesława II Śmiałego, a po niej rządy Władysława I Hermana) - 1138 (testament, zwany statutem Bolesława III Krzywoustego, czyli początek rozbicia dzielnicowego).
Źródło

Lublin. Był nieoficjalną stolicą Polski przez kilka miesięcy. Jeszcze krócej - stał się nią Chełm, w którym 22 lipca 1944 r. ogłoszono tzw. Manifest Lipcowy, czyli odezwę Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, zatwierdzoną przez Stalina w Moskwie dwa dni wcześniej.
Źródło

Łódź. Tak! Pełniła funkcję stołeczną tuż po wojnie (ze względu na ogromne zniszczenie Warszawy). Decyzję, że to jednak Warszawa będzie stolicą, podjął Józef Stalin.
Źródło

Warszawa. Już od szkolnych lat wiemy, że tu przeniósł stolicę (z Krakowa) Zygmunt III Waza. Podręczniki podają datę: 1596 r. Tymczasem te "przenosiny" trwały długo. Ponoć monarcha na stałe osiadł w mieście 24/25 maja 1609 r., o czym była mowa wyżej. W Konstytucji z 3 maja 1791 r. nie było żadnej wzmianki o lokalizacji stolicy. Podobnie - w konstytucji Księstwa Warszawskiego, chociaż tutaj wspomniano o Warszawie jako miejscu obrad sejmu. W Polsce międzywojennej, w konstytucji marcowej (z 17 marca 1921 r.) i kwietniowej (z 23 kwietnia 1935 r.), analogicznie jak w osiemnastowiecznej, nie było żadnego zapisu o mieście stołecznym, bo dla wszystkich pewnie było oczywiste, że to Warszawa. Pierwszy zapis zaś pojawił się, tak (!), w Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej, Ludowej uchwalonej przez Sejm Ustawodawczy w dniu 22 lipca 1952 r. Znajdujemy go w jej końcowej partii, w Rozdziale 10, zatytułowanym Godło, barwy, hymn i stolica Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, w Artykule 105. Dosłownie brzmi następująco:

Stolicą  Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej jest miasto bohaterskich tradycji Narodu Polskiego - Warszawa.

Kolejna ustawa zasadnicza, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r., przenosi zapis na ten temat do Rozdziału 1 (zatytułowanego Rzeczpospolita), do Artykułu 29. Cytujemy: Stolicą Rzeczypospolitej Polskiej jest Warszawa.
Źródło

Bibliografia (wybór)
Konstytucja Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, uchwalona przez Sejm Ustawodawczy w dniu 22 lipca 1952 r., Warszawa 1976, s. 73. (Sygnatura: 70858).
Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz. U. z dnia 16 lipca 1997 r. Nr 78, poz. 483), Warszawa 2005. ISBN 83-87206-23-7, s. 8. (Sygnatura:161495).
Kurowski Stefan, Warszawa na tle stolic Europy, Lublin 1987. ISBN 83-228-0087-8. (Sygnatura: cz M XXVIII-4/6 b).
Wrede Marek, Warszawa i Zamek Królewski. Na drodze do nowego centrum Rzeczypospolitej, "Mówią Wieki" 2016, nr 7, s. 29-33. (Czytelnia).

Netografia (wybór)
Brzeziński Maciej, Katedra poznańska królewską nekropolią? [Online], tryb dostępu: poznanskiehistorie.blogspot.com/2014/06/katedra-poznanska-krolewska-nekropolia.html
Zuzga Jarek, 5 stolic Polski, a może więcej? [Online], tryb dostępu: http://oknonawarszawe.pl/blog/archives/7834

piątek, 11 listopada 2016

Książki (nie)zapomniane - Nieuchwytna nastrojowość, niedopowiedzenie i tajemnice Orientu

„W jakim języku przemawiasz, o morze?”
„W języku wiecznego pytania.”
„W jakim języku odpowiadasz, o niebo?”
„W języku wiecznego milczenia.”


Co to? Aforyzm? Dialog? Autor mówił o tym utworze i jemu podobnych: wiersze. My byśmy określili je raczej mianem prozy poetyckiej. Ten, przytoczony w całości, pochodzi z tomu Zbłąkane ptaki (1916). W zbiorze Rosnący księżyc i inne poezje RABINDRANATHA TAGORE (1861-1941), hinduskiego pisarza, malarza, muzyka i filozofa, mamy wybór także z innych tomików. 

Pisał po bengalsku, który – oprócz hindustani (czyli hindi i urdu) – jest najważniejszym żywym językiem Indii i ósmym na świecie pod względem liczby ludzi nim mówiących (ok. 130 milionów). Sporo podróżował. Ubrany w ciemne szaty, z długą, białą brodą, dostojny, lekko uśmiechnięty, przeważnie ze spuszczonymi oczami, magnetyzował otoczenie szlachetnymi rysami urodziwej twarzy i łagodnym głosem. Starał się żyć pięknie i tak umarł. Podobno po wstrząsie, jakiego doznał po usłyszeniu wiadomości o hitlerowskich zbrodniach w Polsce.

Najpierw były Pieśni ofiarne (1912). Zawarte w nich wiersze nie mają tytułów. Są numerowane. Na przykład taki (podaję z niewielkim skrótem):

Czas jest nieskończony w Twoim ręku, o Panie. Twoich minut nikt nie oblicza. Mijają dni i noce, wieki zakwitają i więdną jak kwiaty. Ale Ty umiesz czekać. (…)
My nie mamy czasu do stracenia, a że go nie mamy, więc musimy gonić swe szczęście. Za ubodzy jesteśmy, aby się spóźniać.


Albo jeszcze jeden (tym razem zacytowany bez skrótów):

Nie byłem świadom owej chwili, w której po raz pierwszy przekraczałem próg tego żywota.
Jakaż to potęga sprawiła, żem się do wielkiej tajemnicy otwarł, niczym pąk w lesie o północy?


Jest w tych tekstach zaduma (pisał je filozof!), ale też egzotyka, niedopowiedzenie. Sporo ciszy między wyrazami. Tak by to można nieprecyzyjnie wyrazić.

A potem powstał Rosnący księżyc (1913), w całości po angielsku. Poświęcony tematyce dziecięcej. Stylistycznie - genialny. Pełen wyszukanych, oryginalnych metafor. Zawierający zarysy króciutkich fabuł. A jednocześnie lekki, niemal "powiewny" jak wieczorny wietrzyk na baśniowym Wschodzie. I tylko uważny czytelnik te środki, tak liczne, dostrzega. Oceńmy sami:

Kroczyłem samotny drogą przez pola, gdy słońce zachodzące chowało ostatki swego złota, jak skąpiec. (…)
Wstrzymałem się na chwilę w mej samotnej wędrówce pod światłem gwiazd i ujrzałem przed sobą mroczną ziemię, ogarniającą uściskiem nieprzeliczone domostwa, a w nich kołyski i łóżka, matczyne serca i lampki wieczorne, i młode życia, szczęśliwe tą radością, która nie wie, ile jest warta dla świata.


Co najpierw "widzimy" lub "czujemy"? Trudną do jednoznacznego określenia nastrojowość, prawda? Oczarowanie. I jeszcze mądre zalecenie wychowawcze:

Tylko ja tu mam prawo ganić i karać, bo tylko ten może wymierzać karę, kto kocha.

Ileż głębi w prostych słowach! A taki paradoks - czy nie uroczy? Wiersz napisany z perspektywy dziecka. Odwrócone role. Nastolatek, który już opuścił rodzinny dom, uspokaja matkę tak samo, jak kiedyś ona czuwała nad jego beztroskim snem:

Jeśli będziesz leżeć bezsennie, myśląc do późna w noc o swoim dziecku, zaśpiewam ci kołysankę spod gwiazd: „Uśnij, matko, uśnij.”

W kolejnym tomie, zatytułowanym Ogrodnik (1913), przemawia przede wszystkim filozof. Na przykład asceta, daleki krewny św. Aleksego, chce zostawić rodzinę, którą założył, i szukać Boga poza nią. Oto zaskakująca pointa:

Westchnął Bóg i powiedział ze smutkiem: „Czemu sługa mój wybiera się, aby mnie szukać, odchodząc ode mnie?”

Tak będzie i w kolejnych tomikach (Owocobranie, 1916; Zbieg, 1921) oraz w aforystycznych Świetlikach (1928). Konsekwencja w kroczeniu wybraną drogą, łagodna zgoda na to, co niesie życie, mądrość serca. Końcowy aforyzm - podsumowanie wędrówki, swoisty testament i pogodne pożegnanie:

Moje ostatnie pozdrowienie tym, co znali moją niedoskonałość, a jednak kochali mnie.

Wielka, choć mała rozmiarami (gatunkowymi) poezja. Summa przemyśleń i doświadczeń. Wysokie, bodaj czy nie najwyższe loty (nie tylko) hinduskiej literatury.


Tagore Rabindranath, Rosnący księżyc i inne poezje, wybór, wstęp, tł. z ang. Robert Stiller, il. Małgorzata Krasucka, Warszawa 1989. ISBN 83-10-09069-2. (Sygnatura: 128212).
       

środa, 9 listopada 2016

Kącik Maturzysty 35 - Interpretacja wiersza: Kazimierz Nowosielski, Gdy rozum śpi

Dziś przedstawię interpretację wiersza nawiązującego do znanych dzieł malarskich. W jaki sposób? To się okaże!

Zarysy słów gasną i rzeczy wokół
pozbywają się znaczeń Przez pola pies Mefisto
biegnie śladem Pana Przystaje za oknem
Szczeka długo w noc
W pracowni budzi się Bosch Nakłuwa
bańkę swego snu i maluje świat
aż zanadto ludzki
Muchy znad lampy chichoczą trąbkami ryjków
Cisza ze strychów zlatuje na chitynowych skrzydłach
Zgłupiejesz od tego czytania
- szepcze przebudzony ojciec - Świta już
Sen obejmuje mą głowę chłodnym bezrękim gestem
Porządek nieważny - skrzeczy sowa
wylatująca na spotkanie dnia

Tytuł wiersza nawiązuje do ryciny Gdy rozum śpi… Francisca Goi Kiedy rozum śpi, budzą się potwory (inne tłumaczenia: Gdy rozum śpi, budzą się demony, Kiedy rozum śpi, budzą się upiory, w oryginale: El sueno de la razón produce monstruos), należącej do cyklu Kaprysy, stworzonej techniką akwaforty między 1797 a 1798 rokiem. Dzieło stanowi autoportret twórcy (o czym świadczą leżące na biurku kartka z napisanym tytułem i pióro), atakowanego przez "upiory" (np. sowy i nietoperze), które można interpretować również jako wytwory jego artystycznej wyobraźni.
Źródło

Niełatwo dostrzec - poza tytułem - inne związki z Goyą w tekście. Wspomniany jest tam inny twórca, Hieronymus Bosch. Natomiast upiory czy demony ze wspomnianej akwaforty można skojarzyć z postacią Mefista. Mamy także sowę. W wierszu nie ma ekspresji tamtej wizji. Obserwujemy w nim raczej kilka zdań, chociaż nie zaznaczonych interpunkcją, lecz połączonych logicznie, czasem z użyciem przerzutni (zaznaczono to dużymi i małymi literami, nie zawsze przypadającymi na początku wersu).

Zarysujmy sytuację, w której znajduje się podmiot. Czas to zmrok (Zarysy słów gasną i rzeczy wokół / pozbywają się znaczeń). Ale trochę dziwi utożsamienie przedmiotów ze słowami (ich Zarysy gasną), a słów - z rzeczami (rzeczy pozbywają się znaczeń). Następuje tu przeniesienie cech przedmiotów - na słowa, a cech języka - na rzeczy. Tak dzieje się, gdy zasypiamy. Rzeczywistość odrealnia się. W tym porządku łatwo uzasadnić animizujące skojarzenie psa z Mefistem, jednak niegroźnym, oswojonym (biegnie śladem Pana).

Tu następuje zmiana czasoprzestrzeni. Z pól, po których biegł pies, by przystanąć pod oknem, "przenosimy się" do pracowni Artysty - Boscha, który właśnie ocknął się ze snu, czy raczej z onirycznego stanu półsnu i półjawy (bo słyszał szczekanie, ale pies wyolbrzymiał mu, jak to w nocy, gdy łatwiej się lękamy, w groźniejszą istotę, którą naprawdę nie był). To, co widział w letargu, stało się inspiracją dzieła. Bańkę snu, czyli nietrwałość. Motyw bańki niejednokrotnie pojawia się u Boscha, ale jego najbardziej znaną realizacją jest na pewno Ogród rozkoszy ziemskich, przedstawiający... dwie "grupy" baniek. W mniejszych "zamykają się" (grzeszni) kochankowie. Większa - "zamyka" cały stworzony świat. Poza tym ostatnim jest Stwórca - Bóg. On też (jak malarz) tworzy, ale - powiedzielibyśmy - w makroskali. A tak przy okazji: może tego dobrego, troskliwego ojca z wiersza dałoby się zobaczyć w tym kluczu?
Źródło

Kolejna zmiana czasoprzestrzeni: ze strychów zlatuje na chitynowych skrzydłach... animizowana Cisza. Muchy (z ryciny Goi) chichoczą trąbkami ryjków (z obrazów Boscha).

Niedługo nastąpi kres nocy. Świta już. Ojciec, zatroskany o wypoczynek syna, interweniuje: Zgłupiejesz od tego czytania. A przecież książki są źródłem wiedzy! Zaraz, przecież postać przedstawiona w wierszu była malarzem! A teraz nie maluje, tylko czyta! Wiadomo, sytuacja oniryczna. Wszystko się miesza. Czy nigdy nie zdarzyło się nam, wybudzonym nagle ze snu, przez chwilę zapomnieć gdzie, a nawet kim jesteśmy? A może właśnie to wszystko, o czym była mowa wcześniej, jest treścią przeczytanej (przez podmiot) lektury?

Wreszcie nadchodzi sen i obejmuje (...) głowę chłodnym bezrękim gestem. Ten końcowy epitet wraz z określanym przezeń rzeczownikiem stanowią oksymoron. Przecież gest kojarzy się z dłonią. A sam sen został upersonifikowany.

Porządek nieważny - skrzeczy sowa. Nadchodzi dzień. Sowa puentuje przeżycia podmiotu od zmroku do poranka. Sowa - symbol mądrości. Ale czy chodzi tylko o porządek: zmrok - noc - świt - dzień? Może także o porządek: sen - jawa. Także: pasja nocy - norma dnia (wzięte z filozofii Karla Jaspersa), czyli demony nocy, które (jako wyobraźnia) mogą nawiedzić także podczas dnia, gdyż podmiot majaczył... na jawie, gdy rozum nie spał.

Zawiłe to, prawda? Zgłupiejesz od tego czytania ("mądrość" wypowiedziana przez ojca) oraz Porządek nieważny ("mądrość" wypowiedziana przez jej symbol, sowę) - te zdania zdają się być kluczem do interpretacji tego "opisowego" (por. stychiczna forma, wspominany początek zdań w środku wersów) wiersza. Znaczy to: nie zrozumiesz w pełni sensu powiązania wiersza z ryciną. Podsuwam Ci tylko trop interpretacyjny. Wskazuję na postaci z wielkich tekstów kultury (np. Mefisto z dramatu Faust Johanna Wolfganga Goethego i wielu innych dzieł, obrazy Boscha). Szukaj pokrewieństw. Teksty "mówią" ze sobą. Zderzone, tworzą kolejne sensy. Czyli - w ostatecznym rozrachunku - wiersz Nowosielskiego jest autotematyczny. Traktuje o procesie tworzenia. O intertekstualności, czyli "dialogu" tekstów i ich wzajemnego wpływania na siebie. To znaczy o tym, co jest... tematem ustnej matury z języka polskiego.

Wiersz Gdy rozum śpi pochodzi z tomiku Codzienna zapłata (wydanego w 1983 r.).

Bibliografia
Wielewska-Baka Martyna, Niby ekfraza. O symbolach na granicy jawy i snu. Kazimierz Nowosielski Gdy rozum śpi, w: Sztuka interpretacji. Poezja polska XX i XXI wieku, Gdańsk 2014, s. 337-343.

poniedziałek, 7 listopada 2016

Dzień spowity w biel i czerwień. Gawęda o dawnych stolicach (cz. 1)

Niebawem będziemy świętować. 11 listopada. Dzień spowity w biel i czerwień. W barwy narodowe. Porozmawiajmy dziś o stolicach Polski. Ile ich było? Niełatwo zliczyć!

W średniowieczu, a konkretnie w wiekach X-XIII, istniało pojęcie sedes regni principales, tzn. główne siedziby królestwa. Były to grody (miasta) pełniące funkcję stolicy. Terminu po raz pierwszy użył Gall Anonim w Kronice polskiej (Księga II, rozdz. 7-8), wymieniając trzy takie ośrodki: Wratislaw (Wrocław), Cracovia (Kraków) i Sandomir (Sandomierz). Jednak najwcześniejszym ośrodkiem władzy było Gniezno lub Poznań (ok. 940-1039/1040, czyli do najazdu Brzetysława), a potem - Kraków (1039/1040- 1079), który na jakiś czas stracił tę funkcję na rzecz Płocka (1079-1138), by niebawem znów ją odzyskać (1138-1290), ponownie stracić (Poznań, 1290-1296, tzn. za rządów Przemysła II) i znów otrzymać...

Dlaczego taka zmienność? Ponieważ sedes regni principales były tam, gdzie aktualnie przebywał władca. A pierwsze wieki naszej państwowości były niespokojne, toteż częste przemieszczenia panujących nie dziwią. Zatem - oprócz wymienionych - możemy dodać także: Ostrów Lednicki, Kalisz, Giecz, Kruszwicę, Wiślicę, Przemyśl, Włocławek, Gdańsk. Nawet jedno miasto znajdujące się obecnie poza granicami Polski posiada tytuł stolicy. Już wiadomo, które? Oczywiście, Lwów. Zdecydowanie później pojawiła się Warszawa. Jeśli jesteśmy formalistami, doliczmy ponadto Łowicz, czasową lokalizację rezydencji prymasa, sprawującego władzę (interrex) w czasie bezkrólewia.
Źródło
Zawiłe są te dzieje. Ich ślady pozostały w oficjalnych, pełnych nazwach miast. Prześledźmy je po kolei.

Gniezno, czyli Stołeczne Królewskie Miasto Gniezno. Zasługuje na tę nazwę, bo tu na stałe rezydował dwór książęcy (później królewski), tu zorganizowano słynny Zjazd Gnieźnieński (1000 r.), tu przechowywano bezcenną relikwię - włócznię św. Maurycego, ofiarowaną Bolesławowi Chrobremu przez Ottona III. Tutaj wreszcie koronowano pięciu polskich królów: Bolesława I Chrobrego, Mieszka II Lamberta, Bolesława II Śmiałego, Przemysła II i Wacława II. I tak miasto było stolicą do najazdu Brzetysława. Po nim - tę funkcję po raz pierwszy objął Kraków (za rządów Kazimierza Odnowiciela).
Źródło
Poznań, czyli Stołeczne Miasto Poznań. Trwamy w roku jubileuszu 1050. rocznicy Chrztu Polski. Mieszko I stąd władał swym państwem, tu powstała pierwsza polska katedra, w której znajdowały się groby pierwszych piastowskich władców lub biskupów (por. Bibliografia). Warto więc wspomnieć, iż wielu historyków właśnie w Poznaniu lokuje dokonanie aktu Chrztu. Ponadto, funkcję stolicy pełnił za panowania Przemysła II (1295-1296). Pełnej, podniosłej nazwy miasto używało przed II wojną światową, a w pierwszych latach XXI wieku powróciło do niej przy szczególnie ważnych uroczystościach.
Źródło
Kraków, czyli Stołeczne Królewskie Miasto Kraków. Interesujący jest fakt, że tego pełnego miana używano także w Polsce przedwojennej. Inne historyczne nazwy: Królewskie, wolne, stołeczne i wydziałowe miasto Kraków  lub - podobnie - Miasto Główne Rzeczypospolitej, wolne i wydziałowe Kraków oraz Miasto Główne i Stołeczne Kraków (XVIII w.). W czasie zaborów - przejściowo - Rzeczpospolita Krakowska oraz Królewskie Główne Miasto Kraków, a po II wojnie światowej - po prostu Miasto Kraków. Do epitetu "królewskie" wrócono później. I obecnie - przy szczególnych okazjach - nadal się go stosuje, chociaż nie jest nazwą urzędową. Funkcję stolicy pełnił(o) kilkakrotnie: od objęcia władzy przez Kazimierza Odnowiciela do ucieczki Bolesława II Śmiałego (1079 r.).  W okresie rozbicia dzielnicowego (czyli w latach 1138-1290) - jako miejsce rezydowania księcia-seniora. Po krótkiej utracie funkcji na rzecz Poznania, został(o) miejscem koronacji Wacława II (1300 r.), zaś koronacja Władysława Łokietka (1320 r.) i kolejne, po niej następujące, ustaliły wiodącą rolę katedry wawelskiej. I tak już było do czasu przeniesienia stolicy do Warszawy przez Zygmunta III Wazę. "Przeprowadzkę" rozłożono na kilka lat. Rozwój wypadków przyspieszył, być może, pożar Wawelu. 18 marca 1596 r. zapadła decyzja o przenosinach. Nieoficjalnie można było usłyszeć, iż król, Szwed z pochodzenia, miał z Warszawy bliżej do Sztokholmu o całych kilka dni. Przenoszenie dworu trwało do 1609 r., ale w Krakowie nadal odbywały się (z kilkoma wyjątkami) monarsze koronacje, tam znajdowały się Skarb i archiwum oraz - rzecz jasna - ciała zmarłych władców. Na ten temat polecamy amatorom historycznych ciekawostek interesujący artykuł opublikowany w tym roku w miesięczniku "Mówią Wieki" (por. Marek Wrede w Bibliografii, którą zamieścimy w cz. II).
Źródło