Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura szwedzka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura szwedzka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 16 maja 2025

Książki (nie)zapomniane – Szwedzki Hamlet i dziewczyna z ludu, czyli okrutna baśń ich życia

MIKA WALTARI (1908-1979) napisał o nich powieść, a AUGUST STRINDBERG (1849-1912) - dramat. Pierwszy wyeksponował JĄ, a drugi - JEGO (por. tytuły!). Oto dwa utwory o czasach panowania kontrowersyjnego, ale fascynującego króla z dynastii Wazów, zawierające także polskie akcenty: „Karin, córka Monsa” (Kaarina Maununtytär) i „Eryk XIV” („Erik XIV”).

„Karin, córka Monsa”... ONA…

„Jak mierzyć czas, przelotny i zdradziecki, który podobnie jak piasek przesypujący się w klepsydrze zawsze wymyka nam się z rąk?”

Młody król i dziewczyna z ludu. Początek baśni? Jeśli tak, to nietypowej, bo zakończonej tragicznie. Eryk miał wszystko: koronę, nałożnice, przepych. „Żądny rozkoszy i zepsuty, tylu przymiotami obdarzony i piękny kusiciel, przywykł dostawać wszystko, czego pożąda”. A wypatrzył na targu Karin. Zauroczoną nim od pierwszego spojrzenia, zabrał do pałacu i kazał kształcić. Podczas pewnej mocno zakrapianej uczty bezwiednie powtórzył pytanie Heroda, ongiś skierowane do Salome: „Czego chcesz, Karin? Dam ci wszystko, czego zapragniesz”. Chciała korony i – będąc już matką dwojga dzieci Eryka - dostała ją.

Były rozkosze, władza i sława. Gdy jednak Jan, przyrodni brat monarchy dowiedział się, że ten planuje uczynić następcą swego syna z Karin, postanowił działać. Choć przez żonę (Katarzynę Jagiellonkę, matkę późniejszego Zygmunta III Wazy) uważany za słabeusza, skutecznie wykorzystał zamęt wywołany wojnami szwedzko-duńskimi i wznieconymi przez możnowładców zamieszkami wewnętrznymi. Eryk utracił tron. Uwięziony, żył jeszcze 9 lat. Katarzyna Jagiellonka upokorzyła Karin zsyłając ją do Finlandii. Ale zakochana kobieta powróciła i zamieszkała z dziećmi (Sigrid i Gustawem) w chatce przy zamkowym murze. Gdy więzień zmienił miejsce pobytu, Karin wróciła do chłopskiej chaty w Finlandii. Odebrane jej dzieci wychowali obcy ludzie. Nigdy już ich nie zobaczyła. Wreszcie Eryk zmarł. Zawsze bał się skrytobójcy, a odszedł samotnie. A Karin? Odtąd wytrwale pomagała cierpiącym i nieszczęśliwym, a po latach - ta niegdyś pogardzana królowa - zmarła kochana i błogosławiona przez naród...

„Eryk XIV”... ON...

Szwedzki Hamlet. Szalony? Udawał szalonego? Jego związek z Karin był niezdrowy. Oboje nie umieli żyć ze sobą ani bez siebie. Kobieta wiedziała, że on sobie bez niej nie poradzi. A jednak zdecydowała się  - za namową królowej-wdowy - na ucieczkę. Ale wróciła, gdy Eryk wreszcie postanowił ją poślubić. Tymczasem możnowładcy wzniecili bunt. Jan i Karol - przyrodni bracia Eryka - różnili się w ocenie jego panowania, ale obaj obawiali się, że dzieci Eryka odziedziczą tron, więc zawarli tymczasowe przymierze.

Nastał dzień weselny. Możni odmówili przybycia na ucztę, więc ich pan wysłał na ulice sługi, by zaprosili wszystkich, których spotkają. To czytelna aluzja do biblijnej przypowieści. Ale w zamku byli już Jan i Karol... Przekupili straże. Uwięzili Eryka, a co było dalej, znamy z powieści Waltariego. Gdy monarchę wyprowadzano z pałacu, możnowładcy wiwatowali na cześć Jana. Właśnie wtedy, gdy wydawało się, że bracia zwyciężyli, Karol opuścił Jana. Nie mieli już wspólnego wroga. Musieli zacząć walczyć ze sobą...

Dwa utwory, dwa ujęcia tematu. Pierwszy prezentuje raczej koleje losu dziewczyny z ludu i jej kochanka, a potem męża i władcy, mężczyzny o wybuchowym charakterze, którego - pomimo krzywd od niego doznanych - nie potrafi i nie chce przestać kochać. Dramat Strindberga rzuca ich dzieje na szersze tło historyczne, a jednocześnie (nie)świadomie (?) dokonuje swoistej apoteozy Eryka - poprzez biblijne aluzje i ukazanie władcy w ten sposób, że trudno go potępiać za najgorsze nawet czyny. Monarcha jest tu raczej porywczym Hamletem o ponadprzeciętnej osobowości, uwięzionym w klaustrofobicznych murach Elsynoru...

August Strindberg, Eryk XIV. Dramat w czterech aktach, tł. Zygmunt Łanowski, Warszawa 1960 (sygn. 130360).
August Strindberg, Eryk XIV, w: tegoż: Wybór dramatów; tł. Zygmunt Łanowski, Wrocław,  Kraków 1977, s. 481-605 (sygn. 76905, cz D V-1/18).
August Strindberg, Eryk XIV. Dramat w czterech aktach, w: tegoż: Dramaty królewskie, Dramaty liryczne, tł. Zygmunt Łanowski, Poznań 1988, s. 5-73 (sygn. 123939).
Mika Waltari, Karin, córka Monsa, tł. Zygmunt Łanowski, wyd. 4, Warszawa 1988. ISBN 83-06-01696-3 (sygn. 124386). Także wyd. z 1966 r. (sygn. 42188).

piątek, 18 kwietnia 2025

Książki (nie)zapomniane – Splot historycznych faktów, legend, obserwacji i uogólnień, przeniknięty duchem wiary i ufności

Barwna draperia opowieści. Splot historycznych faktów, legend, życiowych obserwacji i uogólnień, przeniknięty duchem głębokiej wiary i ufności. Ponadstuletnia książka, do dziś szczerze poruszająca swą prostotą, a jednocześnie głębią. „Legendy Chrystusowe” (Kristuslegender) SELMY LAGERLÖF (1858-1940).

Jest ich jedenaście: „Noc Bożego Narodzenia; Wizja Cesarza; Studnia trzech Mędrców;   Dzieciątko Betlejemskie; Ucieczka do Egiptu; W Nazarecie; W Świątyni; Chusta Świętej Weroniki; Pliszka czerwonogardła; Pan Jezus i Święty Piotr; O Świętym Płomyku”. Większość oscyluje wokół tematyki bożonarodzeniowej i wczesnego dzieciństwa Chrystusa. „Pliszka czerwonogardła” cofa czytelnika do praczasu, czyli stworzenia świata, a „Pan Jezus i Święty Piotr” ukazują wspólne bytowanie tytułowych postaci w wieczności. Ostatnia historia rozgrywa się już w czasach niebiblijnych, we Florencji. Dziś skupimy się na „Chuście Świętej Weroniki”.

“W jednym z ostatnich lat panowania cesarza Tyberiusza zdarzyło się, że ubogi robotnik z winnic osiadł z żoną w opuszczonej chacie, wysoko w górach sabińskich. Byli tu obcy i żyli w największej samotności, nie przyjmując nigdy nikogo w gościnę. Aż jednego ranka gdy wincerz drzwi otworzył ujrzał, na swe wielkie zdziwienie, że na progu siedziała skulona stara kobieta. Była otulona w szary płaszcz i miała pozór bardzo ubogiej, gdy jednak powstała i zbliżyła się ku niemu, wydała mu się tak wspaniała, że mimo woli przyszły mu na myśl podania o boginiach, które w postaci starych kobiet ludzi nawiedzają”. Nie była to jednak istota pozaziemska, lecz dawna właścicielka chaty i – jak się później, po wizycie kolejnego nieoczekiwanego gościa okazało – Faustyna, dawna piastunka cesarza Tyberiusza, jedyna osoba naprawdę mu bliska. Odeszła z dworu władcy nie mogąc znieść widoku jego okrucieństw. Małżeństwo ugościło kobietę i zaproponowało jej odstąpienie domu, którego była prawowitą mieszkanką. Nie zgodziła się. Zapytała ze zdziwieniem:

„- Dlaczego przemawiacie do mnie słowami litości! (…) Dlaczego czynicie miłosierdzie! Wszakże jesteście mi obcy.
- Dlatego, żeśmy doświadczyli miłosierdzia - odrzekła młoda kobieta”.

Te słowa zapewne poruszyły serce staruszki, nadal skrycie kochające cesarza, obecnie bardzo chorego. Postanowiła wrócić do niego, bo teraz potrzebował jej bardziej niż zwykle. Gdy doń dotarła, mężczyzna po raz pierwszy od dłuższego czasu zapadł w kojący sen.

Tymczasem w górskim domku życie płynęło swoim rytmem – do chwili, gdy cesarski niewolnik przyniósł robotnikowi propozycję budowy nowego, wygodniejszego lokum, usytuowanego bliżej ludzi. Pracownik winnicy nie skorzystał z wielkodusznej propozycji, gdyż nadto zajęty był żoną. Ją także zaatakowała ta sama choroba, która trawiła ciało cesarza. Posłaniec uczynił jednak coś jeszcze: wniósł pod dach skromnej chatki nadzieję wyleczenia, opowiadając o Uzdrowicielu z Galilei.

Na poszukiwanie Mistrza – mogącego uleczyć Tyberiusza - udała się w tym czasie Faustyna. A żona robotnika zastanawiała się: „ciągle myślę nad tym, czy się ci dwaj spotkają. On, miłujący wszystkich ludzi, z tym, który wszystkich nienawidzi. Zdaje mi się jakby to spotkanie świat w posadach poruszyć miało”…

Wierna piastunka i Sulpicjusz, cesarski krewny, przyjechali do Jerozolimy i nieoczekiwanie znaleźli się w centrum rozgrywających się tam wydarzeń. Faustyna, widząc, że krzyczący tłum podąża za idącym na stracenie Skazańcem, wzruszona Jego cierpieniem, podbiegła, by otrzeć Mu twarz chustą. A później, gdy wreszcie spotkała znajomych szukanego Galilejczyka, usłyszała, że już nie żyje, bo Go Piłat skazał.

Faustyna wróciła do cesarza z przykrą wiadomością. Tamten stwierdził, że nie bardzo wierzył w uzdrowienie, ale – usłyszawszy opowieść o Skazańcu -  szczerze wyznał, że zapewne ukrzyżowano Sprawiedliwego. Przyjrzawszy się zaś wizerunkowi na chuście piastunki doznał uzdrowienia: „Twarz jego była taka jak przed chorobą, bez śladu cierpień i blizn: jakby źródło tej niemocy tkwiło w sercu jego nienawiścią i pogardą zatrutym, uzdrowiony był z chwilą, gdy uczuł współczucie i uwielbienie”. I wydelegował do Palestyny posła w celu sprawdzenia, w jaki sposób namiestnik sprawuje swój urząd. Inny wysłannik sprowadził zaś stamtąd kilku Apostołów, by zaczęli głosić Jezusową naukę w Cesarstwie. A stara Faustyna? Na łożu śmierci zdążyła się ochrzcić, przyjmując imię Weronika…

Piękna, wzruszająca legenda. Jedna z tych, które opowiadała małej Selmie babcia – kobieta o  wielkim i szlachetnym sercu. Takim, jak jej wnuczka, która twórczo rozwinęła zasłyszane historie i uczyniła z nich wartościową pozycję, na trwale osadzoną w historii literatury. Nie tylko szwedzkiej.

„Gösta Berling” tej autorki TUTAJ.

Selma Lagerlöf, Legendy Chrystusowe [Project Gutenberg, online] - https://www.gutenberg.org/cache/epub/44818/pg44818-images.html
Selma Lagerlöf, Legendy Chrystusowe, tł. Wanda Młodnicka, Rzym 1946 [online] - https://pl.wikisource.org/wiki/Legendy_Chrystusowe

Fot. Pixabay.com

piątek, 16 grudnia 2022

Książki (nie)zapomniane – Tkanina stworzona z cudowności

Legendy, baśnie, ludowe podania skandynawskie, połączone w olśniewający sposób z etyką chrześcijańską, podane w sposób zwiewny, poetycki, chociaż zmierzający ku paraboli. Gösta Berling (Gösta Berling saga) SELMY LAGERLŐF (1858-1940).

Była druga dekada XIX stulecia. W malowniczej Värmlandii stał okazały dwór majorowej z Ekeby, która gościła u siebie kilkunastu nicponi i nierobów. Żywiła ich, pozwalała urządzać harce i swawole, a oni – niczym zalotnicy z eposu – marnotrawili czas i jej majątek. Nie byli jednak w pełni zdegenerowani. Serca mieli raczej wrażliwe. Najbardziej uroczym i najdzielniejszym z nich był Gösta Berling. Kochliwy upadły duchowny, wrażliwy na kobiece piękno i procenty w pucharze. Majorowa uratowała mu życie, gdy – będąc pod wpływem alkoholu – zapragnął śmierci. Przystał więc do wesołej kompanii i odtąd wspólnie trwonili dobra przez nią zgromadzone. A tych nie ubywało w sposób widoczny, bo wszyscy w okolicy wiedzieli, że kobieta trzymała ze Złym i obiecała mu – w zamian za majątek - każdego roku posyłać jedną duszę. Kawalerowie jej w tym pomagali.

Jednak wszystko wokół ubożało. Lata nieurodzaju sprowadziły na ludność głód. A podły Sintram – wyjątkowa niesympatyczna kreatura – także przy pomocy Złego (i rezydentów) wypędził majorową z jej włości. Działo się to w Noc Bożego Narodzenia. Czas miłości i pokoju został zmącony. Jedynie Gösta nie był zadowolony z tak niemiłosiernego uczynku towarzyszy, ale nie uczynił nic, by niesprawiedliwości przeszkodzić. I znowu życie jego i kawalerów płynęło beztrosko. Polowania, gra w karty, bale, romanse wypełniały im czas. Do chwili, gdy wygnana majorowa wróciła do Ekeby. Po to, by umrzeć…

Powieść ma dość luźną kompozycję. Wypełniają ją liczne przygody tytułowego bohatera i jego wesołych towarzyszy. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie aura nadzwyczajności i bajkowości w prowadzeniu narracji. Czy widzimy realistyczny świat? Nie. To tkanina stworzona z cudowności. Upersonifikowana przyroda prowadzi rozmowy, staje się bohaterem. Prześliczną krainę zaludniają duchy, zjawy, czarownice. Ludzie i istoty nadprzyrodzone wchodzą w interakcje, prowadzą dialogi, targują się ze sobą. A pejzaże i pory roku! Jakże porywające są te obrazy ze słów! Czarowna wiosna. Barwne lato. Surowa zima. Lubisz opisy krajobrazów? Nie? No to przeczytaj jeden fragment, a może polubisz:

"Źródła jeziora leżą daleko, na północy, a jest to piękna dla jeziora ojczyzna. Las i góry gromadzą mu nieustannie wodę, siklawy zaś i potoki wlewają się weń przez cały rok. Może się rozciągnąć na drobnym, białym piasku, przeglądają się w nim przylądki i wyspy, a wodniki i syreny harcują wesoło. Niebawem też jezioro rośnie i potężnieje. Tam, na północy, jest ono rzeźwe i radosne. Trzeba wiedzieć, jak wesołe jest letnim rankiem, gdy zaledwie obudzone lśni spod przysłony mgieł. Kryje się zrazu na chwilę, potem wypełza pomaleńku z jasnej osłony tak czarowne, że je rozpoznać trudno. Nagle odrzuca całe nakrycie i oto leży nagie, czyste, różowe i błyszczy w porannych promieniach. Jezioro nie poprzestaje jednak na wesołej igraszce. Toruje sobie drogę przez piaszczyste wzgórza ku południowi, zwęża się w wąską cieśninę i szuka sobie nowego królestwa. Znalazłszy je roztacza się zaraz i olbrzymieje, to wypełniając jakąś przepastną głąb, to zdobiąc rodzajną okolicę. Ale woda jest tu ciemniejsza, brzegi mniej urozmaicone, wiatry wieją ostrzej, jezioro nabiera surowszego charakteru, staje się wielkie i wspaniałe. Krążą po nim liczne statki i tratwy, i późno dopiero, przeważnie koło Bożego Narodzenia, ma czas ułożyć się pod lodem i śniegiem do snu zimowego. Często wpada w zły humor, miota pianę i wywraca łodzie żaglowe, czasem atoli leży w cichym rozmarzeniu i pozwala przeglądać się niebu."

Selma Lagerlőf, Gösta Berling, tłum. Franciszek Mirandola, Warszawa 1974 (sygnatura: 61663).
Selma Lagerlőf, Gösta Berling, tłum. Franciszek Mirandola, Warszawa 1987. ISBN 8320538122 (sygnatura: 169883).

piątek, 5 listopada 2021

Książki (nie)zapomniane - "Chodzi o to, żeby szukać światła"

Moja dusza tęskni do czegoś, chociaż nie mogę przeczuć, co to jest. To, co czuję, jest jak wielka przestrzeń... Ale przecież wiem... to nie to. Do czegoś, co jest jak wielkie nieskończone światło. Ale przecież wiem, że światłem to nie jest... (...). Wiem tylko, że moja dusza tęskni, tęskni... I coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to, co jest tak wielkie - i tak dalekie - jest moim prawdziwym domem.

Poczucie nieświadomej tęsknoty, oczekiwania, braku... Wyrwane z głębin serca Wielkiego Moralisty u schyłku jego życia... Notatki (wybór z dzienników) PÄRA LAGERKVISTA (1891-1974).

Dom. Stary pisarz nawiązuje do niego niejednokrotnie. I powrót do Domu staje się klamrą spinającą wspomnienia. Najpierw świt. Dzieciństwo:

Pamiętam małą kuchnię (...), długi wąski pokój (...), W jednym, gdzie stał piec (...) krzątała się staruszka w kuchennym swądzie i dymie. W drugim końcu (...) stał stół. Siedział przy nim stary człowiek i jadł. (...)
To był cichy pokój, ale wypełniony miłością.
Bóg, swąd i miłość.
To był mój dom. Bogatszego domu nie miał nikt...


A potem młodość. Eksperymenty z wiarą. Jej utrata(?) i ostateczna konstatacja:

Bez religii w rzeczywistym znaczeniu nie można się obyć. Jeśli ludzka potrzeba religijna nie zostanie zaspokojona w naturalny sposób, wówczas zostanie zaspokojona w sposób nienaturalny, czego przykładem jest (...) cześć oddawana państwu i człowiekowi. Jakie zubożenie, strywializowanie instynktu religijnego.

Imperatyw poszukiwania...

Kto szuka tylko tego, co można znaleźć, nie znajduje nic.

Sensu:

Nic nie jest tak wielkie i wzruszające, jak usiłowanie prostego człowieka, żeby znaleźć w swoim życiu jakiś sens. (...) Jaki jest sens ludzkiego życia? I jaki sens miało moje życie? Dlaczego mogłem wędrować pod gwiazdami? Daremnie pytać. A jednak jest to jedyna rzecz, o jaką warto pytać.

 Wartości:

Moralność wydaje się być jedynym, co jest człowiekowi absolutnie niezbędne.

Spokoju. Pewności:

Załamania, konflikty muszą istnieć, ale świadczą one nie o naszej sile, tylko o naszej słabości, ponieważ przejmują nas niepokojem.

Ciszy:

Mów cicho, przyjacielu. Cały świat krzyczy. - Mów cicho, wówczas będzie słychać, co mówisz.

Prostoty:

Postaw przed sobą na stole świecę i szklankę czystej wody - i patrz na te dwa proste symbole...

Jest też uspokojenie. Zgoda na świat. Dostrzeganie ładu i piękna w codzienności:

(...) to, że rzeczy naprawdę istnieją - to największy cud. Gdy budzisz się rano i widzisz swoje łóżko, swój pokój, okna, drzewo pod oknem, domek dla ptaków, chmury - widzisz przecież dużo cudów. Ale budziłeś się rankiem zbyt często, żeby to zrozumieć.

Namysł nad tajemnicą cierpienia:

Nie dowierzaj cierpieniom, bo odwodzą cię od głębi, z której przybywają.


Tęsknota za człowiekiem. Źródła twórczości, bijące w poczuciu osamotnienia:

Na próżno poszukiwałem przyjaciela (...), przed którym mógłbym otworzyć serce (...). Dlatego zacząłem pisać dziennik...

Brak porozumienia, ale też nieobecność słów służących nazwaniu spraw szczególnie istotnych:

O niczym nie jest równie trudno powiedzieć czegoś znaczącego (...) jak o tym, co najważniejsze.

Ogólna filozofia istnienia:

Kropla w morzu nie może zrozumieć, czym jest w ogóle morze; tak samo my, będący cząstką życia, nie możemy pojąć, czym właściwie jest życie.

Wreszcie problem kluczowy jego pisarstwa - zło:

Ludzie często zastanawiają się, dlaczego istnieje zło. O niczym nie rozmyślają tak wiele, jak o nim. (...) Ale dlaczego nie rozmyślają tyle nad dobrem, nad tym, że istnieje?


A jednak ostatecznie jasność musi zapanować nad mrokiem. Dobro - nad złem. I to było - miejmy ufność - ostateczne przesłanie Moralisty:

Mnie chodzi o to, żeby szukać światła. Żeby dążyć do pozytywnej wiary w życie. Że życie niesie z sobą dobro.

Ps. Powieści Kat, Karzeł, Mariamne tego autora przypomniałyśmy TUTAJ.

 Lagerkvist Pär, Notatki (wybór z dzienników), przeł. Janusz B. Roszkowski, "Literatura na Świecie" 1984, nr 3 (152), s. 171-201 (sygnatura: cz M XX-5/3).

piątek, 16 października 2015

Książki (nie)zapomniane - Odwieczna tajemnica zła

To książka niełatwa w odbiorze. Albo raczej - książki. Zło PÅRA LAGERKVISTA (1891-1974) stanowi zbiór trzech mikropowieści, zebranych w tom, któremu tytuł nadał wydawca. Utwory pochodzą z różnych okresów twórczości szwedzkiego autora. 


Kat (1933) - to czas wielkich osiągnięć, Karzeł (1944) - lata wojny, co już samo przez się narzuca trop interpretacyjny, Mariamne (1967) - ostatnie dzieło. Czyli (jak zauważył edytor) Lagerkvist pozostawał wierny jednemu tematowi - próbie zgłębienia odwiecznej tajemnicy Zła w egzystencji jednostek i społeczeństw.

Kat. Żadna naukowa interpretacja nie pomija konstatacji, że jest zaszyfrowaną wizją początków hitleryzmu. Ale z pewnością nie tylko. Ta dziwna, symboliczna, surrealistyczno -wizjonerska (?) opowieść wskazuje, że Kat pojawia się i w średniowiecznej gospodzie, i w restauracji XX wieku. Wędruje przez stulecia. I on sam w końcowym monologu przyznaje:
Mijają tysiąclecia, ludzie zjawiają sie i znowu znikają w nocnym mroku, a ja wciąż stoję nad nimi i zbryzgany krwią nadzoruję ich, ja, jedyny, który się nie starzeję. Wiernie idę drogami ludzkimi i żadna ścieżka, którą wędrował człowiek, nie jest tak ukryta, bym nie wzniósł przy niej płonącego stosu i nie zrosił ziemi krwią. Byłem z wami od początku świata i będę z wami póki nie upłynie wasz czas.

Ale czy tylko on ponosi winę za występki świata, skoro oskarżycielsko dodaje:
Robiłem wszystko, czegoście ode mnie żądali. Odprowadzałem do grobu epoki i   stałem tam chwilę oparty na mym ociekającym krwią mieczu, dopóki nowe pokolenie nie zawołało na mnie młodymi, niecierpliwymi głosami. (...) Życie ludzkie pogrążyłem w nocy i mroku. Wszystko to uczyniłem dla was.

Karzeł. Kolejne uosobione Zło. Podopieczny tajemniczego Księcia. Zabija, bo lubi. Bestia. Trudno - czytając - oprzeć się wrażeniu, że to już gdzieś było... Tak, w Kacie. Odwieczny problem nieprawości. Ale jeszcze gdzieś. Na przykład w Dżumie Alberta Camusa. Przestroga, że ten "bakcyl" nigdy nie ginie, tylko sie przyczaja. I w Masce śmierci szkarłatnej (wariantywny polski tytuł: Maska Czerwonego moru, oryginał: The Masque of the Red Death) Edgara Allana Poe'a. Zło zewnętrzne czy wewnętrzne? Groźnie brzmi przestroga, że "każdy ma swojego karła". A może właśnie ten dreszcz trwogi jest potrzebny, by człowiek zastanowił się, dokąd zmierza? Każda dobra literatura wywołuje swoisty wstrząs. Wiedzieli już o tym starogreccy tragicy. Czy zatem nie ma dla ludzkości nadziei? Jest. Zło musi zostać zrównoważone (przeważone!) przez miłość.

Mariamne. Herod - bezlitosny morderca, znany z rzezi niewiniątek, władca lubujący sie w pogańskich orgiach, tonący w autodestrukcji. I jego losy na jakiś czas łączą się z delikatną Mariamne. Narrator wielokrotnie podkreśla, że Herod ją kochał, ale ona kochała go zbyt mało, aby pełna przemiana mogła sie w nim dokonać. A gdzie brak miłości, wkrada się nienawiść, emanacja zła. I gdy król samotnie umiera w pustym pałacu, opuszczony nawet przez służbę, myśli o niej, o tej, którą stracił:
Nigdy jej nie zapomniał, była jedyną istotą, którą kochał. Aż dziwne, że ta miłość mogła przetrwać żywa przez całe jego długie i niedobre życie. Ale przetrwała. Wprost niepojęte, jak mogła utrzymać się przy jego niegodziwości. (...) Choć zupełnie nie wpłynęła na jego życie, nie zmieniła go ani trochę. (...) Nic nigdy nie mogło gozmienić. Gdyż był człowiekiem pustyni.

Trzy trudne teksty. Napisane dla tych, którzy nie boją sie zajrzeć do otchłani. Dla tych, którzy chcą siebie i innych przed nią ustrzec.

Herod był człowiekiem pustyni. I Kat. I Karzeł. Ale zawsze jest wybór między pustynią i ogrodem. Człowiek należy do ogrodu. Do tego, co rozkwita, nie tego, co karleje. Pustynia niech pozostanie miejscem wyciszenia, ale i próby. Bo można ją przemierzać, ale nie można się na niej zatrzymać. Trzeba wrócić, by świat wokół siebie uczynić ogrodem. I jednak Zło nie ma u Lagerkvista ostatniego słowa. Wielki moralista napisał w Dzienniku, będącym skądinąd także wybitnym, mądrym zamyśleniem (dane bibliograficzne poniżej), że jego celem nie jest jedynie eksploracja Otchłani. Przeciwnie:
Mnie chodzi o to, żeby szukać światła. Żeby dążyć do pozytywnej wiary w życie. Że życie niesie z sobą dobro.

Lagerkvist Pår, Notatki [wybór z Dzienników], przeł. Janusz B. Roszkowski, "Literatura na Świecie" 1984, nr 3, s. 171-201. (Sygnatura: cz M XX-5/3).
Lagerkvist Pår, Zło (Kat Karzeł, Mariamne), tł. ze szw. Zygmunt Łanowski, wyd. 2, Poznań, Wydawnictwo Poznańskie, 1986, (Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich). ISBN 83-210-0478-4. (Sygnatury: 115002-3, 117748).
Ponadto:

Lagerkvist Pår, Karzeł, w: tegoż, Wybór prozy, wybór i przekład [ze szw.] Zygmunt Łanowski, wstęp Andrzej Chojecki, przypisy Zygmunt Łanowski i Andrzej Chojecki, Wrocław, Warszawa, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1986, (Biblioteka Narodowa. Seria II, nr 218), s. 83-249. (Sygnatury: 119315, 133961, cz D IV-5/218).