Niepozorny amerykański film telewizyjny, emitowany także w Polsce. Na świecie i u nas zyskał bardzo pochlebne recenzje, ale wzbudził uznanie szczególnie wśród nastolatek. Bo któraż nie byłaby zachwycona młodym uciekinierem z zakładu psychiatrycznego… wrażliwym i recytującym wiersze?! „Słodka branka” (Sweet Hostage) LEE PHILIPSA.
Nowy Meksyk. Siedemnastoletnia Doris Mae Withers mieszka na farmie hodowców kurczaków. Nie bardzo potrafi znaleźć wspólny język z rodzicami, stwarza niemałe problemy wychowawcze. Została wyrzucona ze szkoły, bo zdarzyło jej się podnieść rękę na nauczyciela. Teraz musi pracować w domu, robić zakupy, pomagać w gospodarstwie. Jest przedsiębiorcza, sporo potrafi, ale nie umie sobie poradzić z naprawą samochodu dostawczego, którym załatwia sprawunki. Z pomocą nadciąga przypadkowy mężczyzna, Leonard Hatch, proponując podwiezienie. Dziewczyna chętnie godzi się na propozycję, ale nie wie trzech ważnych rzeczy: kierowca jest niestabilny umysłowo, zbiegł z ośrodka, w którym się leczył, a samochód, którym jadą, został przezeń skradziony. To musi oznaczać kłopoty.
I rzeczywiście zaczynają się problemy. Trzydziestolatek ma w górskim lesie walącą się kryjówkę. Tam właśnie zmierza. Doris oponuje, ale bezskutecznie. Uprowadzona, musi zamieszkać z porywaczem. Jej spryt jednak na coś się przydaje, chociaż tylko częściowo. Po każdej nieudanej próbie ucieczki obmyśla nowy plan. Jednak z czasem jej opór słabnie. Okazuje się, że Leonard potrafi czytać i uczy ją tej sztuki (ona jeszcze nie umie, bo szkołę lekceważyła), zna dużo wierszy i pięknie je deklamuje, a ponadto jest czuły, delikatny i opiekuńczy. Życie z nim mogłoby być barwniejsze niż z surowymi, niewyrozumiałymi rodzicami. Czuje, że mogłaby tu zostać… i pokochać troskliwego porywacza…
Tymczasem policja nie ustaje w poszukiwaniu Doris. Szeryf i jego ludzie już są na tropie. Z każdym dniem podchodzą bliżej. Wreszcie dostrzegają ukryty wśród drzew domek. Otaczają go. Kolejna ucieczka nie będzie możliwa. Musi dojść do tragedii. I dochodzi…
„Słodka branka”. Góry, las i zagubiona w nim samotnia. To jest tło pełnej swoistego liryzmu opowieści o nieuchronnym losie, przeznaczeniu, o miłości rozkwitającej w najbardziej niesprzyjających warunkach. Jeden ze smutniejszych filmów, ale taki, który pamięta się nawet po wielu latach.
Słodka branka (Sweet Hostage). Reż. Lee Philips. 1975. USA. 95 min. Na podstawie powieści „Witamy w Xanadu” Nathaniela Benchleya. Główne role: Linda Blair (Doris Mae Withers), Martin Sheen (Leonard Hatch), Jeanne Cooper (matka Doris), Bert Remsen (ojciec Doris), Lee de Broux (szeryf Emmet).
poniedziałek, 16 czerwca 2025
Nasz Mały Leksykon Filmowy – Filmy (nie)zapomniane: „Słodka branka” (1975) Lee Philipsa
piątek, 21 lutego 2025
Książki (nie)zapomniane - Czas apokalipsy, czas postapokaliptyczny
Atrofia uczuć. Stadia uwiądu woli działania społeczeństwa i jednostek. Zanikanie płaszczyzn kontaktu miedzy najbliższymi. Świat po (duchowym) kataklizmie. Oto dwa poematy THOMASA STEARNSA ELIOTA (1888-1965).
"Wydrążeni ludzie" (The Hollow Men). Aby przetrwać, " musi nas boleć to, że jesteśmy ludźmi" pisał Jonasz Kofta w "Pieśni ocalenia". Ale ludzi z poematu Eliota już nic nie boli ani nie wzrusza:
„My, wydrążeni ludzie
My, chochołowi ludzie
Razem się kołyszemy
Głowy napełnia nam słoma
Nie znaczy nic nasza mowa
Kiedy do siebie szepczemy
Głos nasz jak suchej trawy
Przez którą wiatr dmie (...)
Kształty bez formy, cienie bez barwy
Siła odjęta, gesty bez ruchu.”
Pokonała i złamała ich wolę nieznana moc. Teraz zbiorowo skarżą się na niedolę. Nie jeden do drugiego, ale jak chór bezmyślnie powtarzający refren. Stanowią formy pozbawione wnętrza. Pytają o to, co jest w drugim królestwie - krainie śmierci. Ostatnie miejsce spotkania? W martwej krainie kaktusów:
„Tutaj kraina nieżywa
Kraina kaktusowa
Tu hodują kamienne
Obrazy”
„I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem.”
Ostatni wers w oryginale: "This is the way the world ends / Not with a bang but a whimper". "Whimper" tłumaczono też jako "skowyt" lub "kwilenie". A jeśli drugie, to... kwili niemowlę. Rodzi się nowy człowiek. Do martwej krainy powraca życie? Nadzieja?
Ps. Cytat kończący utwór został przywołany w "Czasie apokalipsy" Francisa Forda Coppoli.
Thomas Stearns Eliot, Poezje, tł. Czesław Miłosz, wyb. i posłowiem opatrzył Michał Sprusiński, Kraków 1978. Wydrążeni ludzie, tł. Czesław Miłosz, s. 90-97 (sygn. 84595).
Thomas Stearns Eliot, Poezje wybrane, Warszawa 1960. Próżni ludzie, tł. Andrzej Piotrowski, s. 126-133 (sygn. 65510).
Thomas Stearns Eliot, Wybór poezji, wyb. Krzysztof Boczkowski, Wanda Rulewicz, Wrocław, Warszawa 1989. The Hollow Men, Próżni ludzie, tł. Andrzej Piotrowski, Wydrążeni ludzie, tł. Czesław Miłosz, s. 148-161 (sygn. cz D 3/9).
"Ziemia jałowa" (The Waste Land), czyli śmietnik. Poemat w pięciu częściach: "Grzebanie zmarłych (The Burial of the Dead), Gra w szachy (A Game of Chess), Kazanie ogniste (The Fire Sermon), Śmierć w wodzie (Death by Water), Co powiedział grom (What the Thunder Said)". Olśniewa aluzjami literackimi i międzykulturowymi nawiązaniami. Tytuł pewnie nawiązuje do utworu "Sir Roland pod Mroczną Wieżą stanął" Roberta Browninga, legendy o Świętym Graalu i „Króla Leara” Szekspira. W całym tekście odnajdziemy echa m.in. kilku dzieł Szekspira („Antoniusza i Kleopatry”, "Hamleta", " Koriolana", "Burzy"), "Biblii" (Księga Ezechiela, Księga Eklezjasty, Psalmów), mitologii, „Przemian” Owidiusza, dziejów Tristana i Izoldy, "Pieśni o Nibelungach", "Opowieści kanterberyjskich" Chaucera, "Boskiej Komedii" Dantego", „Wyznań” św. Augustyna, „Raju utraconego" Miltona, pism Kyda. Z bliższych naszym czasom - Baudelaire’a, de Nervala, Verlaine'a.
Mozaika motywów, ujęta w kierunku: od realnego doświadczenia ku uogólnieniu. Plejada postaci, a wśród nich Król Rybak (najbardziej znaczący), hiacyntowa dziewczyna, Madame Sosostris, wróżka, Phlebas, Tejrezjasz ("dwa życia znający, choć ślepy") i inne, mniej istotne. Woda: Babilon, Leman, Tamiza, Ganges. Miasta: najważniejsze, czyli Nierzeczywiste miasto (Unreal City), ale też Ateny, Aleksandria, Jerozolima, Londyn, Wiedeń. Codzienność, zwyczajność:
"do domów unosi wieczorna godzina
I marynarza z niespokojnych mórz,
I maszynistę o herbatniej porze”
monotonia, nieczułość, niemoc:
„Myśląc o kluczu każdy utwierdza więzienie”
oraz natchniona chwila działania:
„Przerażająca śmiałość sekundy porywu
Jej nie wykreśli sto lat przezorności”
Przedziwny splot tradycji antycznej, chrześcijańskiej i buddyjskiej. Poemat misternie skonstruowany po to, by przekazać prawdę o duchowym stanie ludzi ogłuszonych obojętnością i atrofią miłości - jedynej siły, która mogłaby Jałową Ziemię serc i umysłów przemienić w Kwitnący Ogród...
Jeszcze jedno. Dzieło Eliota jest - jak zaznaczono - uogólnieniem. Nie należy tylko do historii literatury. Aktualność jego przesłania chyba każdy dostrzega...
Ps. Poemat był kilkakrotnie tłumaczony na język polski. Przekładu podejmowali się: Czesław Miłosz, Adam Pomorski, Krzysztof Boczkowski.
T.S. Eliot, Jałowa ziemia, tł. Czesław Miłosz, Kraków 1989. ISBN 83-08-02065-8 (sygn. 127276).
Thomas Stearns Eliot, Poezje, wyb. i posłowiem opatrzył Michał Sprusiński, Kraków 1978. Jałowa ziemia, tł. Czesław Miłosz, s. 54-89 (sygn. 84595).
Thomas Stearns Eliot, Poezje wybrane, Warszawa 1960. Ziemia jałowa, tł. Andrzej Piotrowski, s. 86-125 (sygn. 65510).
Thomas Stearns Eliot, Wybór poezji, wyb. Krzysztof Boczkowski, Wanda Rulewicz, Wrocław, Warszawa 1989. The Waste Land, Jałowa ziemia, tł. Czesława Miłosz, Ziemia jałowa, tł. Krzysztof Boczkowski, s. 79-147 (sygn. cz D 3/9).
poniedziałek, 17 lutego 2025
Nasz Mały Leksykon Filmowy – Filmy (nie)zapomniane: „Zwykli ludzie” Roberta Redforda (1980)
„Zwykli ludzie” (Ordinary People). Reżyserski debiut wybitnego aktora, ROBERTA REDFORDA (ur. 1936). Ściszony, kameralny dramat z niezbyt liczną obsadą, ukazujący fragment życia jednej rodziny, a entuzjastycznie przyjęty przez widzów i krytykę oraz obsypany deszczem nagród.
Przeciętna amerykańska rodzina z przedmieść Chicago. Calvin Jarrett jest wziętym prawnikiem. Jego żona, Beth, zajmuje się domem i czyni to z wyjątkowym oddaniem. Wszystko u nich jest na swoim miejscu i bezbłędnie funkcjonuje. Mają dwóch synów. Starszy jest ulubieńcem rodziców, studentem odnoszącym jednocześnie znaczące sukcesy sportowe. Młodszy, Conrad, osiemnastolatek, jeszcze chodzi do szkoły, ale także lubi sport - trenuje po lekcjach pływanie.
Cały ten ład zostaje zburzony przez tragedię, do której dochodzi podczas wakacyjnego rejsu braci. W trakcie burzy obaj wypadają za burtę, ale tylko Conrad ocala życie. Rodzice oskarżają go więc o to nieszczęście, a chłopak też nie radzi sobie z poczuciem winy. Podcina sobie żyły. Po nieudanej próbie samobójczej trafia do szpitala psychiatrycznego, a powrót z niego do domu to punkt wyjścia filmu.
Każdy tu udaje, że żyje jak przed wypadkiem. Matka nadal perfekcyjnie dba o dom, bo w ten sposób maskuje poczucie straty, a ojciec wspiera ją i młodszego syna, ukrywając smutek pod maską sztucznej radości. Jedynie syn nie gra roli i dlatego nie może liczyć na zrozumienie i serdeczność Beth, a tego bardzo potrzebuje. Nauczyciele też bagatelizują jego stan. Dla nich to niemal „normalne”, że młody człowiek czasem nie wytrzymuje presji życia i chce je sobie odebrać. Gdy wydaje się, że chłopak ponownie pogrąży się w depresji, otrzymuje wiadomość, że poznana w szpitalu dziewczyna, w której znalazł bratnią duszę i z którą się zaprzyjaźnił, popełniła samobójstwo. Paradoksalnie, informacja, która mogła ostatecznie zrujnować jego psychikę, staje się nowym początkiem. Conrad musi przed kimś wykrzyczeć swój ból. W ten sposób trafia do doktora Bergera, psychoanalityka, i umawia się na pierwsze spotkanie. Odtąd po lekcjach będzie regularnie chodził do tego mądrego, empatycznego człowieka. Czy uda się skutecznie pomóc chłopakowi? I czy runą niewidzialne mury oddzielające najbliższych?
Kameralny, ściszony film o dramacie, który może rozgrywać się w najbliższym sąsiedztwie, czyli tuż za ścianą. W domu z naprzeciwka, w którym mieszkają zwykli ludzie. Tacy, jak Jarrettowie i my.
"Zwykli ludzie" (Ordinary People). Reż. Robert Redford. 1980. USA. 124 min. Obsada: Timothy Hutton, Donald Sutherland, Mary Tyler Moore, Judd Hirsch, Elizabeth McGovern, M. Emmet Walsh, Dinah Manoff. Na podstawie powieści Judith Guest. Nagrody: 4 Oscary, 5 Złotych Globów.
Można przeczytać
Elżbieta Królikowska-Avis, Gwizador użyteczny, "Kino" 2012, nr 7/8, s. 22-24 (Czytelnia).
piątek, 27 września 2024
Nasz Mały leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane: "Równiny nieba" (1982) Iana Pringle’a
Australijskie Wielkie Góry Wododziałowe. Urzekające krajobrazy. Rozległe, trudne do ogarnięcia wzrokiem przestrzenie. Śpiew ptaków i szelest liści. Czy to sielanka? Dla nich jednak nie. Wręcz przeciwnie - klatka bez wyjścia. Potrzask.
"Równiny nieba" (The Plains of Heaven) Iana Pringle’a. Obsada filmu liczy 6 osób. Przez większość czasu obserwujemy tylko dwie - Cunninghama i Barkera. To technicy. Pracują na odległej od cywilizacji stacji przekaźnikowej. Ich dzień to głównie obserwacja ekranów, urozmaicana jedynie drobnymi odstępstwami od nużącej rutyny. Starszy mężczyzna dogląda hodowli fretek, młodszy wypełnia wolny czas konserwacją urządzeń, paleniem papierosów i przejażdżkami na motocyklu po okolicznych wzgórzach. Ale najgorsze są noce. Bardzo długie. Wywołują lęk. Więcej – przerażają. Cunninghama prześladują koszmary i obsesja, że króliki podgryzają ich urządzenia. Barker też odczuwa niepokój, ale topi go w alkoholu.
Atmosfera napięcia narasta. Słusznie Amerykanie nadali u siebie filmowi tytuł „Panic Station”. Musi dojść do uzewnętrznienia skrywanych emocji. Obaj wiedzą, że już długo nie wytrzymają tej samotności na odludziu…
I pewnego dnia Cunningham dewastuje urządzenia. Ucieka przed siebie. Byle dalej od miejsca, które wyssało jego siły duchowe. Do stacji przybywa Lenko, mężczyzna ze spółki, by wziąć udział w poszukiwaniu zbiega. Daremnie. Barker zostaje zmuszony do napisania raportu o wydarzeniu, a później udaje się do Melbourne. Miasto wydaje mu się złowrogie i obce. Wraca w góry. Odnajduje obłąkanego kolegę. Opiekuje się nim. Ochrania. Zabiera do szpitala. Za późno. Cunningham umiera, a Barker czuje, że musi jeszcze raz udać się do stacji. Do swobody czy… klatki, do które tak przywykł, że nie wyobraża sobie bez niej życia?
Film obyczajowy? Nie. Raczej thriller. Niezwykły. Niesamowity. Tajemniczy. Zapadający w pamięć. Inny niż wszystkie. Wart obejrzenia i refleksji, bo na pewno zawiera coś znacznie głębszego, niż się w pobieżnym odbiorze wydaje.
"Równiny nieba" (The Plains of Heaven). 1982. Reż. Ian Pringle. Australia. 80 min. Główne role: Reg Evans (jako Cunningham) i Richard Moir (jako Barker).
piątek, 19 lipca 2024
Nasz Mały Leksykon Filmowy - Gdzieś w hotelowym korytarzu…
„Gdzieś w hotelowym korytarzu krótka chwila…” to początek pięknej piosenki. 29 lipca przypadnie Dzień Hotelarza.
Hotele w filmowej klasyce… Atlantic u Friedricha Wilhelma Murnaua („Portier z hotelu Atlantic”), Grand Hotel w „Ludziach w hotelu” Edmunda Gouldinga, canneński Carlton ze „Złodzieja w hotelu” Alfreda Hitchcocka, tytułowy Marigold u Johna Maddena, New Hampshire – Tony’ego Richardsona… Las Vegas Hilton z „Niemoralnej propozycji” Adriana Lyne’a… Beverly Wilshire z „Pretty Woman” Garry’ego Marshalla… Overlook z „Lśnienia” Stanleya Kubricka… Grandhotel Pupp z „Casino Royale” Martina Campbella… A w Polsce? Na przykład „Monopol” z „Popiołu i diamentu” Andrzeja Wajdy. Sporo ich w filmach. Nierzadko goszczą też w literaturze (na przykład jako wdzięczne otoczenie do rozwiązywania zagadek kryminalnych. Dzisiaj – składając najlepsze życzenia pracownikom hoteli - przypomnimy jeszcze kilka tych pierwszych, bo od nich zaczęliśmy.
28 pokoi hotelowych (28 Hotel Rooms, reż. Matt Ross). Dwoje ludzi z ustabilizowanych związków spotyka się w restauracji, by następnie wylądować w hotelu. Wydaje się, że to tylko nieważny epizod, ale za jakiś czas będzie kolejna podróż służbowa (i kolejne spotkanie)…
1408 (reż. Mikael Håfström). Mike Enslin na własne życzenie trafia do „nawiedzonego” hotelowego pokoju, mimo że jest ostrzegany, by go nie wynajmował. Wkrótce po przekroczeniu progu zaczynają dziać się dziwne, a z czasem także makabryczne rzeczy…
Apartament w hotelu Plaza (Plaza Suite, reż. Arthur Hiller). Trzy obrazki z hotelowego pokoju 719, czyli nieudana próba odbudowania małżeństwa w kryzysie, spotkanie po latach mężczyzny ze swą dawną miłością oraz perypetie rodzinne związane ze ślubem…
Hotel klasy lux (reż. Ryszard Ber). Przedstawiciele partii dyskutują podczas zebrania o konieczności budowy hotelu. Gdy spotkają się na uroczystości otwarcia obiektu, wyruszymy wraz z nimi w retrospektywną podróż i poznamy ich bliżej…
Hotel Polanów i jego goście (Hotel Polan und seine Gäste, reż. Horst Seemann). Losy żydowskiej rodziny – właścicieli hotelu w Kudowie-Zdroju – ukazane na tle wydarzeń z życia osób goszczących w obiekcie.
Kevin sam w Nowym Jorku (Home Alone 2: Lost in New York, reż. Chris Columbus). W wyniku kolejnego przedświątecznego zamieszania Kevin przybywa do wielkiego miasta bez rodziców, a używając pieniędzy ojca – instaluje się w hotelu. Dalszy ciąg fabuły na pewno znamy.
Moje miejsce (reż. Marcel Łoziński). Film dokumentalny. Sopocki Grand Hotel i jego pracownicy w okresie PRL-u.
Nocny portier (Il portiere di notte, reż. Liliana Cavani). Głośny swego czasu, skandalizujący obraz spotkania po latach i niejednoznacznego związku byłego esesmana, a obecnie hotelowego portiera, oraz byłej więźniarki, w którym rozmyciu ulegają pojęcia „kata” i „ofiary”.
Zeszłego roku w Marienbadzie (L'Année dernière à Marienbad, reż. Alain Resnais). Ekranizacja eksperymentalnej, surrealistycznej powieści Alaina Robbe-Grilleta. Mężczyzna i kobieta spotykają się w staroświeckim, nieco odrealnionym hotelu, pełnym zakamarków i nienaturalnie długich korytarzy. On proponuje jej ucieczkę od męża, co ponoć obiecała mu ubiegłego roku w tym samym miejscu. Ona nie przypomina sobie takiego spotkania…
Można przeczytać (ze zbiorów Czytelni)
Alicja Helman, Horror według Kubricka i Kinga, „Kino” 1993, nr 1, s. 25-27.
Konrad J. Zarębski, Hotel, czyli świat, „Kino” 2015, nr 8, s. 11-13.
piątek, 24 maja 2024
Nasz Mały Leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane: Fred Zinnemann, "Oto jest głowa zdrajcy" (1966)
W przyszłym roku minie 490 lat od dnia, w którym stracił głowę... Na szafocie. Mały fragment powszechnej (głównie angielskiej) historii. Ale ten człowiek był postacią na tyle znaczącą, że jego bezkompromisowa postawa i odwaga nadal inspirują. Zainteresowały także polską pisarkę, Hannę Malewską, skłaniając do umieszczenia jego postaci w zbiorze opowiadań "Sir Tomasz More odmawia". Dzisiaj zaś przypomnimy film, który mamy w zbiorach. "Oto jest głowa zdrajcy" (A Man for All Seasons) FREDA ZINNEMANNA (1907-1997).
Zaskoczenia nie będzie. Wyrywek z europejskich dziejów. Na ogół znany. Kochliwy Henryk VIII poślubił z rozsądku mało atrakcyjną (w jego oczach) Katarzynę Aragońską. Ale oto wypatrzył w swym otoczeniu piękną Annę Boleyn. Dla niej teraz zaczyna bić serce monarchy. Chwilowo, bo i ją z czasem odprawi... na zawsze. W sposób brutalny, najokrutniejszy. A potem jeszcze czterokrotnie będzie zawierał związki małżeńskie. Nadejdzie moment, gdy także jej krewna - równie urodziwa Katarzyna Howard - rozstanie się ze światem w analogicznych okolicznościach. A teraz trwa zauroczenie. Król postanawia. Rozwiedzie się. Kto mu zabroni?
Jest człowiek mówiący "nie". Wyłamuje się z grona zastraszonych. W imię zasad. W imię uczciwości. W myśl wyznawanej wiary. Konfrontacja wydaje się nieunikniona…
Sir Thomas – jako osoba świecka – nie musi złożyć przysięgi supremacji, uznającej króla za głowę Kościoła. Ale w sumieniu uznaje, że powinien zrzec się kanclerskiego urzędu. I idzie za wewnętrznym głosem. Już dostrzeżono jego nielojalność, więc podpisanie kolejnego dokumentu, ustawy o sukcesji, obowiązkowego tylko dla urzędników państwowych i osób nieprawomyślnych, dla niego – siłą rzeczy – staje się obligatoryjne. More po raz kolejny odmawia. Nie, szesnastowieczna Anglia to nie idealna Utopia. Za nieposłuszeństwo zachciance monarchy trzeba zapłacić. Głową. W lipcowy dzień 1535 roku ta głowa spada…
Malowniczy, wierny historycznym realiom film to adaptacja sztuki Roberta Bolta, scenarzysty wielu hollywoodzkich przebojów (m.in. „Lawrence’a z Arabii” i „Doktora Żywago”). Reżyser - Fred Zinnemann – jest znany m.in. jako twórca nieśmiertelnego westernu „W samo południe”, ekranizacji „Stąd do wieczności” Jonesa i „Dnia Szakala” Forsytha. Główną rolę gra Paul Scofield, ponoć najlepszy odtwórca postaci szekspirowskich. Już choćby dla tych kilku nazwisk warto go zobaczyć. A jeśli dodamy, że obraz zdobył sześć Oscarów, to chyba staje się oczywiste, że obejrzeć go po prostu trzeba.
Oto jest głowa zdrajcy (A Man for All Seasons). 1966. Wielka Brytania. 118 min. Reż. Fred Zinnemann. Główne role: Paul Scofield (Tomasz More), Robert Shaw (Henryk VIII), Vanessa Redgrave (Anna Boleyn), Leo McKern (Thomas Cromwell), Orson Welles (kard. Thomas Wolsey), Nigel Davenport (książę Norfolk).
W zbiorach PBW: Oto jest głowa zdrajcy [Film], Sony Pictures Home Entertainment, Warszawa, Imperial CinePix, 2006 (sygn. AV DVD 2467).
Można przeczytać
Piotr Kletowski (red.), 1000 filmów, które tworzą historię kina, Bielsko-Biała 2020, s. 166-167 (sygn. cz LXIII-4/6 c).
Fot. Pixabay.com
piątek, 12 kwietnia 2024
Nasz Mały Leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane: Jean-Luc Godard, „Pogarda” (1963)
Niewierność Penelopy? Nie do pomyślenia! A jednak… Zdrada przydarzyła się żonie Odyseusza... tysiące lat po napisaniu eposu. W metaforycznej powieści Alberta Moravii i jej ekranizacji, czyli w filmie „Pogarda” (Le mépris) JEANA-LUCA GODARDA (1930-2022). Ale – uczciwie powiedziawszy – mąż znacząco przyczynił się do jej decyzji.
Paul Javal jest scenarzystą filmowym. Ma atrakcyjną żonę - Camille. Z początkowej sceny możemy wnioskować, że bardzo się kochają. Ale mają problem: chcieliby prędko spłacić raty za mieszkanie. I oto propozycja zawodowa, którą Paul otrzymuje, może przyczynić się do rozwiązania problemu finansowego. Wybitny reżyser, legenda kina (Fritz Lang gra tu samego siebie), planuje nową ekranizację "Odysei". Z wartościowego pod względem artystycznym scenariusza nie jest jednak zadowolony Jeremy Prokosch - amerykański producent, a prywatnie wrażliwy na kobiece wdzięki playboy. Pojawia się w willi Javalów na Capri, by skłonić Paula do przeredagowania tekstu na bardziej bliski popkulturze niż antycznemu wzorcowi. W malowniczym otoczeniu jego uwadze nie uchodzi też uroda żony gospodarza.
Javal jest w rozterce. Ceni wielkiego reżysera, ale kusi go materialna korzyść oferowana przez producenta. Jeśli jej ulegnie, ponadczasowe arcydzieło zamieni się w jeszcze jeden obraz dla niewyrafinowanego odbiorcy. A Prokosch nie ustępuje. Też ma swoją wizję i nie zapłaci za kolejny wybitny film, którym zachwyci się tylko wąskie grono koneserów. Paul ma jednak jednego asa w rękawie. Dostrzegł fascynację Amerykanina piękną Camille. Pozostawia ich ze sobą na dłuższy czas, znajdując dla siebie prozaiczną wymówkę. Żona nie wierzy. Zaczyna nieufnie spoglądać na męża. Może jest przewrażliwiona. Ale jeśli uczynił to celowo, by jej kosztem zjednać producenta dla własnej koncepcji?
Od tej chwili każde z trojga bohaterów może odczuwać coś na kształt pogardy. Javal do siebie samego, że uległ komercji, a nadto zraził do siebie wierną małżonkę. Camille do męża, że ją uprzedmiotowił, „odpłynął”, gdy go potrzebowała, więcej - uczynił z niej łup dla niechcianego „zalotnika”. Tak, nawiązania do Homera są widoczne nie tylko w scenografii, ale również w warstwie fabularnej. Jednak zakończenie jest inne. Penelopa już nie będzie czekać na Itace. Paul to słabeusz, więc gdy proponuje żonie wspólny powrót do Rzymu, kobieta odmawia. Wsiada do samochodu producenta.
Ruchliwe ulice… Chwila nieuwagi mężczyzny zapatrzonego w siedzącą obok niego piękność… Tragiczny wypadek… Koniec współczesnej, okaleczonej epopei.
O czym jest „Pogarda”? O miłości, która – nie pielęgnowana – wygasa. O rozpadzie małżeńskiej więzi. O ramach i granicach (nie tylko artystycznej) wolności. O dialogu między historią a nowoczesnością. O przemijaniu i trwaniu. O tym, co odwieczne i tym, co chwilowe. Jeszcze raz – dosłownie, brutalnie i boleśnie – okazuje się, że „ars longa, vita brevis”…
Pogarda (Le mépris). Reż. Jean-Luc Godard.1963. Francja, Włochy. 103 min. Główne role: Brigitte Bardot, Michel Piccoli, Jack Palance.
Można przeczytać
Błażej Hrapkowicz, Nowe horyzonty. Godard i psychoanaliza, „Kino” 2010, nr 9, s. 34-36 (Czytelnia).
Aleksander Jackiewicz, Antropologia filmu, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1975, s. 192 (sygn. cz II A-3/12 a).
Piotr Kletowski, Trzy razy Godard, „Dialog” 2010, nr 11, s. 161-167 (Czytelnia).
Paweł Mościcki, Nieznana legenda, „Kino” 2022, nr 12, s. 64-68 (Czytelnia).
Zbigniew Pitera, Leksykon reżyserów filmowych. Reżyserzy zagraniczni, wyd. 2 rozszerz., Warszawa, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, 1984, s. 129-131 (sygn. 109558).
Łukasz Ziomek, Godard. W poszukiwaniu straconych tożsamości, „Kino” 2011, nr 10, s. 54-57 (Czytelnia).
J.-L. Godard - fot. Flickr
poniedziałek, 1 kwietnia 2024
Nasz Mały Leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane: "Biała Grzywa" Alberta Lamorisse (1959)
ALBERT LAMORISSE (1922-1970). Jego filmy przenika nieuchwytne piękno. Może dlatego, że są takie... niedzisiejsze. Jakby z innej, piękniejszej, choć też niepozbawionej problemów rzeczywistości. Jerzy Płażewski tak go scharakteryzował: "poeta o tkliwym sercu, kochający fantastykę z bajek dla dzieci, zwierzęta, piękno zachodów słońca i bezinteresowne uczucia. Zginął na posterunku - w katastrofie helikoptera, z którego robił zdjęcia do swego filmu. Krytyka nie byle dla niego łaskawa. Jego naiwny liryzm w naszej brutalnej epoce wydawał się często czymś nie na miejscu. Gdy filmowcy przestali się wstydzić czegokolwiek, nieprzyzwoitym stał się właśnie jego sentymentalizm, pochwała szlachetności i delikatności. Niepodobna wszakże odmówić mu (…) wdzięku i elegancji plastycznej - one się nie zestarzały."
Ten film jednak zdobył uznanie krytyki zarówno europejskiej, jak amerykańskiej, a nawet Złotą Palmę w Cannes. "Biała Grzywa" (Crin blanc: Le cheval sauvage) to piękny koń, wódz stada żyjącego dziko w delcie Rodanu, w nizinnej, bagiennej Camargue. Indywidualista. Podobnie jak Folco - wyobcowany ze środowiska chłopak, mieszkający na uboczu wraz z dziadkiem i młodszym bratem. Zwierzę i dziecko zaprzyjaźniają się ze sobą, chociaż rumak nie pozwala się dosiąść, o czym malec po cichu marzy. Ta niezwykła relacja nie umyka uwadze miejscowych łowców, pragnących pojmać i sprzedać konia. Przekonują łatwowiernego Folco, że po oswojeniu - w którego powodzenie nie wierzą - Biała Grzywa na pewno pozostanie z nim. Sami też podejmują nieudane próby zniewolenia zwierzęcia, a wreszcie podpalają teren, na którym bytuje stado. Spłoszonego konia nieoczekiwanie dosiada Folco. Po raz pierwszy w życiu. I ostatni… Prąd wody znosi ich dalej i dalej… Na pełne morze…
Piękny, poetycki film. Chociaż czarno-biały, mieni się barwami Camargue. A jeśli kogoś zainteresuje temat urzekającej przyjaźni człowieka i zwierzęcia, o jeszcze jednym, równie uroczym filmie może poczytać TUTAJ.
Biała Grzywa (Crin blanc: Le cheval sauvage). Reż. Albert Lamorisse. 1953. Francja. 47 min. Główne role: Alain Emery, Laurent Roche, Pascal Lamorisse, François Perie. Narrator: Jean-Pierre Grenie. Według opowiadania René Guillota.
Można przeczytać
Zbigniew Pitera, Leksykon reżyserów filmowych. Reżyserzy zagraniczni, wyd. 2 rozsz., Warszawa 1984, s. 186 (sygnatura: 109558).
Jerzy Płażewski, 200 filmów tworzy historię najnowszą kina, Warszawa 1973, s. 58 (sygnatura: 66961).
poniedziałek, 25 marca 2024
Nasz Mały Leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane: „Dwunastu gniewnych ludzi” Sidneya Lumeta; "Dlaczego kłamały" i "Umrzeć z miłości" André Cayatte'a
„Akt oskarżenia” Alfreda Hitchcocka, „Anatomia morderstwa” Otto Premingera, „Świadek oskarżenia” Billy’ego Wildera, „Kto sieje wiatr” i „Wyrok w Norymberdze” Stanleya Kramera, „Podejrzany” Petera Yatesa, „Sprawa Kramerów” Roberta Bentona, „Werdykt” Sidneya Lumeta, „Z zimną krwią” Richarda Brooksa. Co łączy te dzieła? Wszystkie reprezentują ten sam gatunek - film sądowy. Dzisiaj przedstawimy trzy.
„Dwunastu gniewnych ludzi” (Twelve Angry Men) SIDNEYA LUMETA (1924-2011). Jerzy Płażewski streszcza film lapidarnie: „ława przysięgłych zebrała się na posiedzenie. Ani na chwilę nie wyjdziemy w plener, nie cofniemy w niczyją przeszłość, nie zobaczymy ani jednej kobiety. Nic, tylko dwunastu sędziów, którzy siedzą, gadają, wstaną dla rozprostowania kości, gadają, umyją ręce i znów gadają.” Temat jest poważny. Jedenastu zebranych nie ma wątpliwości co do winy młodzieńca, który - jak dowodzono - zabił ojca. Jeden jest przeciwnego zdania. I stara się przekonać pozostałych. Jak mu się to udaje? Film wybitny. W istocie - sąd nad społeczeństwem ferującym wyroki szybko, pod wpływem opinii większości (czy zawsze mającej rację?), działającym dla „dobra ludzkości”, a tym samym zatracającym z pola widzenia pojedynczego człowieka…
Dwunastu gniewnych ludzi (Twelve Angry Men). Reż. Sidney Lumet. 1957. USA. 96 min. Obsada: Henry Fonda, Martin Balsam, John Fiedler, Lee J. Cobb, E.G. Marshall, Jack Klugman, Edward Binns, Jack Warden, Joseph Sweeney, Ed Begley, George Voskovec, Robert Webber.
Można przeczytać
Robert Birkholc, Reżyseria: Sidney Lumet. Reżyser stylu niewidocznego, “Kino” 2013, nr 9, s. 54-56 (Czytelnia).
Krystyna Michalska, Bohdan Michalski, Nowe Hollywood. Rozmowy o sztuce i rzemiośle filmowym, Warszawa 1987, s. 153-158 (sygn. 120075).
Zbigniew Pitera, Leksykon reżyserów filmowych. Reżyserzy zagraniczni, wyd. 2 rozsz., Warszawa 1984, s. 207-208 (sygn. 109558).
Jerzy Płażewski, 200 filmów tworzy historię najnowszą kina, Warszawa 1973, s. 114 (sygn. 66961).
Ps. "Jak ptaki bez gniazd" Lumeta - TUTAJ.
„Dlaczego kłamały” (Les risques du métier) i „Umrzeć z miłości” (Mourir d'aimer) ANDRÉ CAYATTE’A (1909-1989) - reżysera i prawnika, który upodobał sobie tematy sądowe. Bolesne filmy.
„Dlaczego kłamały". Jean Doucet jest nauczycielem w prowincjonalnym miasteczku na północy Francji. Cieszy się bardzo dobrą opinią. Do czasu. Pewnego dnia uczennica zarzuca mu molestowanie. Wkrótce dołączają do niej kolejne dziewczyny. Rozpoczyna się proces. Żona oskarżonego - również nauczycielka - jest przekonana o niewinności męża, ale "opinia publiczna" już wydała wyrok, zamieniając życie zgodnego małżeństwa w koszmar. A Doucet był niewinny, czego ponad wszelką wątpliwość wreszcie dowiedziono. Czy jednak ci, którzy z łatwością rzucali oskarżenia, zrozumieli swój błąd?
Dlaczego kłamały (Les risques du métier). Reż. André Cayatte. 1967. Francja. 105 min. Główne role: Jacques Brel, Emmanuelle Riva, René Dary, Jacques Harden, Christine Fabréga.
„Umrzeć z miłości”. Gabrielle Russier (1937-1969). Trzydziestoletnia nauczycielka języka francuskiego i łacińskiego, zakochana z wzajemnością w niepełnoletnim uczniu, Gérardzie Leguen. Oto bohaterowie jednego z głośnych skandali obyczajowych lat 60. ubiegłego wieku. Ich tragedia posłużyła do realizacji filmu, w którym ją nazwano Daniele Guenot, jego - Christian Rossi. Kobieta - oskarżona przez rodziców siedemnastolatka o jego uwiedzenie - została osadzona w areszcie. Młodzieńca przeniesiono do innej szkoły. I znowu "opinia publiczna" zaczęła ferować wyroki. Okrutne. Ubliżające godności. Poniżające. Oczywiście, winna była tylko nauczycielka, a prywatnie także matka. Nikt nie dostrzegł, że jej psychika nie wytrzymuje kolejnych zarzutów. Wyszydzona, zaszczuta, popełniła samobójstwo... Czy "sprawiedliwości stało się zadość"? (Przy okazji: te ostatnie słowa stanowią tytuł jeszcze jednego filmu Cayatte'a, dlatego zostały ujęte w cudzysłów).
Umrzeć z miłości (Mourir d'aimer). Reż. André Cayatte. 1971. Francja, Włochy. 110 min. Główne role: Annie Girardot, Bruno Pradal, Claude Cerval, François Simon.
Można przeczytać
Zbigniew Pitera, Leksykon reżyserów filmowych. Reżyserzy zagraniczni, wyd. 2 rozsz., Warszawa 1984, s. 49-50 (sygn. 109558).
Fot. Pixabay.com
poniedziałek, 5 lutego 2024
Nasz Mały Leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane: „Ludzie za mgłą” Marcela Carné (1938), „Mała, urocza plaża” Yvesa Allégreta (1949)
Dwa filmy. Wszędzie mgła lub deszcz. Ciemność. Chłód. A jednak jest w tych obrazach jakieś nieuchwytne piękno. W pierwszym jest też dobra twarz Jeana Gabina, w drugim – smutne oblicze Gérarda Philipe'a. W pierwszym – wszechobecny bezpański pies. W drugim - bohater j a k bezpański pies. Oba są utrzymane w konwencji czarnego realizmu poetyckiego.
"Ludzie za mgłą" (Le quai des brumes). Jean zdezerterował z kolonialnej armii i zamierza – przez port w Hawrze – uciec jak najdalej. Może do Ameryki Południowej. Jest na to szansa, bo – trafiając do podrzędnej knajpki mężczyzny nazywającego siebie Panama – spotyka się z życzliwością jej właściciela i markotnego malarza. Artysta filozoficznie oświadcza: "Mimowolnie maluję rzeczy, za którymi kryją się inne. Na przykład pływak niemal od razu jest dla mnie topielcem". Następnego dnia Jean dosłownie powtórzy te słowa do kapitana okrętu mogącego odtransportować go do Nowego Świata, gdy – po samobójczej śmierci artysty - przejmie jego odzież i tożsamość. Jednak w lokaliku była też Nelly, uciekająca przed swym opiekunem i (słusznie) podejrzewająca go o zamordowanie mężczyzny, którego kochała. Ona i Lucien (jej kolejny kandydat na narzeczonego) koszmarnie pokrzyżują plany Jeana.
Oto oszczędny dialog dezertera i dziewczyny:
„ - Dokąd idziesz?
- Nie wiem.
- Więc idziemy w tę samą stronę."
I wchodzą w pełną uroku noc, rozświetloną lampkami lunaparku. Ale nastaje dzień. Nelly musi wrócić do Zabela - krewnego i protektora. Ten wreszcie wykrzykuje swój ból: "To straszne - kochać jak Romeo, gdy ma się gębę Sinobrodego." A na ulicy czai się Lucien, poprzednio dwukrotnie upokorzony przez Jeana. Ponury i zły. Trzyma pistolet w ręku… Tak, ucieczka okazuje się niemożliwa... Okręt odpłynął…
"Ludzie za mgłą" (Le quai des brumes). Francja. 1938. Reż. Marcel Carné. 91 min. Główne role: Jean Gabin (Jean), Michèle Morgan (Nelly), Michel Simon (Zabel), Pierre Brasseur (Lucien Le Gardier), Édouard Delmont (Panama).
“Mała, urocza plaża” (Une si jolie petite plage). Północna Francja. Nadmorski kurort, opuszczony o tej porze roku przez turystów. Listopadowy wieczór. Do jedynego otwartego hoteliku „Mahieu” przybywa z Paryża mężczyzna o imieniu Pierre. Tyle o sobie zdradza. Ale nieliczni mieszkańcy prędko zauważają, że nie jest tu całkiem obcy. Na pewno zna to miejsce. Jednak nikomu się nie zwierza. Woli samotne spacery. Niemy ojciec właściciela budynku chyba go rozpoznaje, ale – siłą rzeczy – nie może podzielić się swoją wiedzą.
Pierre nawiązuje znajomość tylko z zatrudnioną w hoteliku Marthe i z równie jak ona źle traktowanym chłopakiem – popychadłem, umieszczonym tu przez władze lokalnego sierocińca.
Ale oto pojawia się Fred - człowiek z przeszłości. Zna Pierre’a. Jego smutne dzieciństwo… identyczne z tym, jakie przeżywa sierota z hotelu. I mroczną tajemnicę: związek z podstarzałą artystką, mamiącą młodzieńca ułudą Paryża, a kończący się tragedią. Tak, Pierre zabił kochankę i teraz szuka ukojenia. Sprzyjają mu Marthe i mechanik George. Próbują udzielić pomocy. Organizują ucieczkę, która nie jest możliwa, bo największe zagrożenie dla Pierre’a znajduje się w nim samym. Musi rozliczyć się z minionym, by uczynić miejsce dla nowego. Ścigany przez Freda i policję wybrał samobójstwo? Chociaż… Gdyby potraktować chłopca z hotelu jako alter ego Pierre’a (a ich biografie i przyzwyczajenia są takie same), to może jednak umarł, ale… tylko młodzieniec z przeszłości. Skąd takie przypuszczenie? Stąd, że ciała nie ma, a ślady na piasku oddalają się w przeciwną stronę niż ta, w którą uciekał… Co to oznacza? Definitywne zamknięcie pewnego rozdziału, czyli jednak nadzieję? Ale czy byłby to jeszcze "realizm"...
„Mała, urocza plaża” (Une si jolie petite plage). Francja, Holandia. 1949. Reż. Yves Allégret. 91 min. Główne role: Gerard Philipe (Pierre Monet), Jean Servais (Fred), André Valmy (Georges), Madeleine Robinson (Marthe), Jane Marken (Pani Mahieu).
Można przeczytać
Tadeusz Lubelski, Marcel Carné i duch czasu, „Kino” 1997, nr 2, s. 19-21 (Czytelnia).
Zbigniew Pitera, Leksykon reżyserów filmowych. Reżyserzy zagraniczni, wyd. 2 rozszerz., Warszawa 1984, s. 13, 46-47 (sygn. 109353, 109558).
piątek, 2 lutego 2024
Nasz Mały Leksykon Filmowy – Filmy (nie)zapomniane: Przygoda (1960), Noc (1961), Zaćmienie (1962), Czerwona Pustynia (1964) Michelangelo Antonioniego
„Moje filmy ogląda się jak rzeźby” mówił MICHELANGELO ANTONIONI (1912-2007). Tak, jego postaci są małomówne, posągowe. Akcja niespieszna, jeśli w ogólne można o niej mówić. Wydarzenia bardziej ważne i zupełnie nieistotne sąsiadują ze sobą. Jak w życiu.
„Przygoda” (L'avventura) „Noc” (La notte) i „Zaćmienie” (L'eclisse) uważa się za trylogię. Poruszają temat nietrwałości ludzkich związków, braku prawdziwej miłości (z jednoczesną tęsknotą za nią), samotności (wśród ludzi), bolesnego wyobcowania. Uzupełnia je pod tym względem „Czerwona Pustynia” (Il deserto rosso). Czyli jednak tetralogia?
„Przygoda”. Claudia, Sandro, Giulia i Anna - młodzi, majętni Rzymianie - postanawiają urządzić morską przejażdżkę po Morzu Śródziemnym. Zatrzymują swą łódkę na bezludnej wysepce. Wkrótce Anna oddala się. Ucieka? Gdy przeszukanie terenu kończy się fiaskiem, Sandro (kochanek dziewczyny) i Claudia (jej przyjaciółka) kontynuują poszukiwania na stałym lądzie. Także bez rezultatu. Bo czy tym dwojgu naprawdę zależy na jej znalezieniu w sytuacji, gdy coraz bardziej… zajmują się sobą, zafascynowani nieoczekiwaną sytuacją zgotowaną przez wydarzenie już teraz odległe, nieważne…
Przygoda (L'avventura). 1960. Francja, Włochy. 145 min. Reż. Michelangelo Antonioni. Główne role: Monica Vitti, Gabriele Ferzetti, Lea Massari, Dominique Blanchar.
„Noc”. Giovanni (znany literat) i Lidia (jego żona) odwiedzają w mediolańskim szpitalu przyjaciela. Zaraz potem idą na spotkanie promujące nową książkę pisarza. Gdy mąż jest zajęty konwersacjami, kobieta – smutna, jakby nieobecna - spaceruje po mieście. Ożywia się tylko na widok przypadkowego mężczyzny. Małżonkowie spotykają się po kilku godzinach w domu, który już nie jest dla nich schronieniem, więc znowu go prędko opuszczają. Po wspólnej wizycie w klubie odwiedzają jeszcze lokalnego bogacza. Giovanni ma napisać książkę o jego firmie. Tutaj znowu ich drogi się rozchodzą. Każde podejmuje niezobowiązujący flirt. A nad ranem dowiadują się, że Tommasi – przyjaciel – zmarł. W swych ostatnich godzinach był w szpitalu równie osamotniony, jak tamci we dwoje. Ale w ich sytuacji jednak coś się zmieniło. Lidia zrozumiała, że nie kocha męża. Odchodzi. Jak Anna z „Przygody”?
Noc (La notte). 1961. Włochy, Francja. 122 min. Reż. Michelangelo Antonioni. Główne role: Marcello Mastroianni, Jeanne Moreau, Monica Vitti, Bernhard Wicki, Rosy Mazzacurati, Maria Pia Luzi.
„Zaćmienie”. Rzymskie przedmieście. Jeden dzień. Od świtu do zmierzchu. Vittoria, młoda tłumaczka, rankiem oznajmia kochankowi, Riccardo, że się z nim rozstaje. Bez powodu, bez zbędnych słów. Po prostu nie wie, dlaczego. Zaraz potem udaje się na giełdę, gdzie jej matka pomnaża majątek (lub tak się jej wydaje). Ale odszukanie jednej osoby w tłumie nie jest łatwe. Z pomocą spieszy makler Piero - przystojny, męski, pewny siebie profesjonalista. Ich krótki związek nie będzie miał dalszego ciągu. Ot, kilka spotkań. Pewnego dnia znowu się umówią, ale żadne nie przyjdzie w ustalone miejsce. Nastaje zmierzch, czyli „zaćmienie”. Nieznośnie długa, męcząca sekwencja. Czy tylko realistyczna?
Zaćmienie (L'eclisse). 1962. Francja, Włochy. 126 min. Reż. Michelangelo Antonioni. Główne role: Alain Delon, Monica Vitti, Francisco Rabal, Louis Seigner, Lilla Brignone, Rossana Rory, Mirella Ricciardi.
Można przeczytać
Ireneusz Siwiński, Odnaleziony język. Analiza ostatniej sekwencji Zaćmienia Michelangelo Antonioniego, w: Alicja Helman (red.), Analizy i interpretacje. Film zagraniczny, Katowice 1986, s. 101-114 (sygn. cz K II-2/733).
„Czerwona pustynia”. Giuliana i Ugo mieszkają w Rawennie, w pobliżu zakładów przemysłowych, w których mężczyzna jest zatrudniony na kierowniczym stanowisku. On przez cały dzień ma zajęcie, ona samotnie spędza dłużące się dnie w dużym i pustym domu. Noce też nie przynoszą jej ukojenia, bo cierpi na bezsenność. Ale jeden dzień wyróżnia się spośród innych. Ten, w którym – strapiona i smutna - spotyka inżyniera Corrado Zellera. Szuka u niego czułości i zrozumienia, ale jedyne, co on jej potrafi ofiarować, to kilka chwil fizycznej bliskości. I przystojniak wkrótce wyjeżdża bardzo daleko, by realizować zawodowe i życiowe plany, a ona pozostaje na swojej pustyni…
Czerwona pustynia (Il deserto rosso). 1964. Francja, Włochy.112 min. Reż. Michelangelo Antonioni. Główne role: Monica Vitti, Richard Harris, Carlo Chionetti, Xenia Valderi, Rita Renoir, Lili Rheims.
Można przeczytać
Michelangelo Antonioni, Scenariusze, przeł. z wł. Wanda Gall, wyd. 2, 1989. ISBN 8322103468 (sygn. 126240). Przygoda, s. s. 21-95; Noc, s. 97-150; Zaćmienie, s. 151-209; Czerwona pustynia, s. 211-264.
Jacek Fuksiewicz, Humaniści w fotoplastykonie, Warszawa 1970, s. 112-115, 188-191 (sygn. 130274).
Aleksander Jackiewicz, Mistrzowie kina współczesnego, Warszawa 1977, s. 7-10 (sygn. cz XXVI-8/44).
Hanna Książek-Konicka, Michelangelo Antonioni, Warszawa 1970 (sygn. 48438).
Zbigniew Pitera, Leksykon reżyserów filmowych. Reżyserzy zagraniczni, wyd. 2 rozszerz., Warszawa 1984, s. 16-17 (sygn. 109558).
Barbara Szczekała, Ostatnie spojrzenie Michelangela Antonioniego, „Kino” 2012, nr 10, s. 32-34 (Czytelnia).
poniedziałek, 11 grudnia 2023
Nasz Mały Leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane: Jacques Demy, "Parasolki z Cherbourga" (1964)
Ten film ktoś porównał do malowniczej pocztówki. Chyba w istocie nią jest. To opowieść o chwilach, w których decyduje się nasza przyszłość. I o takich, które zdają się nie mieć znaczenia. "Parasolki z Cherbourga" (Les Parapluies de Cherbourg) JACQUESA DEMY (1931-1990).
Tytułowe "Parasolki" to nazwa sklepu w normandzkiej miejscowości wypoczynkowej. Pracują w nim matka i córka. Geneviève ma chłopaka, Guya, mechanika samochodowego. Pewnie by się niebawem pobrali, gdyby nie dostał powołania do wojska. Jedzie więc na wojnę do Algierii, a ona zostaje. Ich dziecko ma się niebawem narodzić, ale to na razie - jak myśli - tylko jej tajemnica. Wówczas do akcji wkracza matka. Pewnie sądzi, że czyni słusznie, wymuszając na dziewczynie pospieszne małżeństwo. Znajduje dla niej odpowiedniego (bogatego) kandydata, Rolanda. Jubilera z Paryża.
Ale oto Guy powraca. Ostatnie miesiące pozbawiły go kilku marzeń. Zaczął realistyczniej patrzeć na życie. I żeni się z Madeleine, wobec której ma spory dług wdzięczności. Gdy był nieobecny, troskliwie opiekowała się jego ciotką, trwając przy niej do końca. W ten sposób "nieformalnie" weszła już do rodziny. Pieniądze ze spadku po zmarłej młodzi postanawiają przeznaczyć na otwarcie i wyposażenie stacji benzynowej, której Guy zostanie szefem.
Dzień mija za dniem. Interes się kręci. Turyści przybywają i odjeżdżają. Muzyka (nie tylko w tle) gra... Tak, oglądamy film muzyczny, w którym dialogi są śpiewane.
Czas Bożego Narodzenia. Na stacji, wśród klientów, przejazdem pojawia się ona - dziewczyna z zamkniętej przeszłości. Geneviève. To chwila. Może kilka chwil, które niczego nie zmienią, bo obecna pani Cassard za chwilę wyruszy w dalszą drogę. Może wyzwolą przelotne wspomnienie, a może nie. Wspomnienie zza mgły minionego czasu. Nieco poszarzałe. Jak stara pocztówka, która przeleżała w szufladzie wiele lat... i nadal tam pozostanie...
Parasolki z Cherbourga (Les Parapluies de Cherbourg). 1964. Francja, RFN. 87 min. Reż. Jacques Demy. Główne role: Catherine Deneuve (Geneviève Emery), Nino Castelnuovo (Guy Foucher), Anne Vernon (pani Emery), Marc Michel (Roland Cassard), Ellen Farner – Madeleine).
Można przeczytać
Piotr Kletowski (red.), 1000 filmów, które tworzą historię kina, Bielsko-Biała 2020, s. 152-153 (sygn. cz LXIII-4/6 c).
Fot. Pixabay.com
piątek, 27 października 2023
Nasz Mały Leksykon Filmowy. Filmy (nie)zapomniane - Robert Bresson, „Ucieczka skazańca” (1956)
André Devigny w latach II wojny światowej był członkiem francuskiego podziemia. Pojmany i skazany przez hitlerowców na śmierć, zbiegł w 1943 roku z silnie strzeżonego więzienia w Forcie Montluc (znanym też jako Fort de Villeurbanne) w pobliżu Lyonu. Jego wspomnienia stały się podstawą „Ucieczki skazańca” ROBERTA BRESSONA (1901-1999).
W tym filmie niespodzianki nie ma. Tytuł od początku sugeruje, jak wszystko się skończy. Jednak tytuł pełny, szczególnie część, którą w potocznych tłumaczeniach się pomija, skłania do bardziej rozległej, filozoficznej perspektywy interpretacyjnej. Przeczytajmy więc jeszcze raz: „Ucieczka skazańca, czyli duch wieje, gdzie chce” (Un condamné a mort s'est échappé ou Le vent souffle ou il veut).
Przez prawie sto minut obserwujemy na ekranie zamknięty, niemal klaustrofobiczny więzienny świat, a większość tego czasu to obrazy z malutkiej celi (o wymiarach 2 na 3 metry). Nie, absolutnie nie można powiedzieć, że nic się tu nie dzieje! Przeciwnie, każda chwila – co już wiemy – przybliża milczącego, nieujawniającego żadnych emocji mężczyznę (w filmie nazywa się porucznik Fontaine) do wolności. Każdy z nielicznych przedmiotów można wykorzystać. Potrzeba tylko cierpliwości, nieustępliwości i pragnienia przetrwania tak silnego, że zburzy zewnętrzne (i wewnętrzne!) zapory.
Z jego twarzy nie wyczytujemy nic, ale trochę o nim wiemy… Że ze wszystkich sił pragnie odzyskać wolność… Że żywi silną nadzieję na uwolnienie… Że jest niezłomny i wytrwały… Mało? Nie, jeżeli przyjmiemy filozoficzną, etyczną perspektywę interpretacji. Bo przecież nie chodzi tu o psychologię, ale s y t u a c j ę – z pozoru bez wyjścia – którą dzięki nadludzkiej woli da się zmienić. Wkraczamy niemal na grunt walki d u c h o w e j, a to już temat bliski Bressonowi. Porucznik z godziny na godzinę podporządkowuje sobie materię, a tym samym wzmacnia to, co w nim samym niematerialne. Naturalnym odgłosom towarzyszy – rzadko, ale dostrzegalnie – tylko jeden motyw muzyczny: „Wielka Msza c-moll KV 427” (części: „Kyrie” i „Agnus Dei”) Wolfganga Amadeusza Mozarta. Hymn triumfalny, zwycięski. Pozwolę sobie na osobistą dygresję. Nieżyjący już Janusz Dietrych, uczestnik Kampanii Wrześniowej, później profesor Politechniki Śląskiej, wspominał po latach o swoim internowaniu w Murnau: „nie byliśmy swobodni, ale byliśmy wolni”. To jest właśnie egzystencjalny stan porucznika Fontaine’a.
Wreszcie następuje wielki dzień. Najważniejsza chwila. Przygotowania zakończone. I wówczas do celi trafia nowy skazaniec. Młodziutki. Czyżby ktoś przejrzał plany Fontaine’a i posłał szpicla? Trzeba zaufać… Tak, gdyby nie zaufał, nie zrealizowałby zamiaru. Ucieczka w pojedynkę – mimo czasochłonnych starań - nie byłaby możliwa…
W tym filmie niespodzianki nie ma. Wiemy, jak się zakończy. Ale jest wielka przygoda duchowa. Fascynująca podróż w kierunku odkrywania wciąż nowych pokładów człowieczeństwa. Arcydzieło.
Ps. W cyklu przedstawiono dwa inne, wspaniałe filmy Bressona: „Na los szczęścia, Baltazarze” (TUTAJ) i „Pieniądz” (TUTAJ).
Ucieczka skazańca, czyli duch wieje, gdzie chce (Un condamné a mort s'est échappé ou Le vent souffle ou il veut). Reż. Robert Bresson. Francja, 95 min. Główne role: François Leterrier (aktor niezawodowy), Maurice Beerblock, Roland Monod, Jacques Ertaud, Jean Paul Delhumeau.
Można przeczytać
Konrad Eberhardt, Bresson, „Film na Świecie”, nr 300 (1983), s. 64-82 (sygn. cz M XX-3/13 b).
Adam Garbicz, Jacek Klinowski, Kino, wehikuł magiczny. Przewodnik osiągnięć filmu fabularnego, cz. 2, Podróż druga 1950-1959, Kraków 1987, s. 239-241 (sygn. 119161, cz II A-5/3 f).
Sara Nowicka, Ucieczka skazańca, w: 1000 filmów, które tworzą historię kina, Bielsko-Biała 2020, s. 100 (sygn. cz LXIII-4/6 c).
Jerzy Płażewski, 200 filmów tworzy historię najnowszą kina, Warszawa 1973, s. 97 (sygn. 66961).
Jerzy Płażewski, Historia filmu 1895-2000, Warszawa 2001 (sygn. cz XXVI-8/27).
Bronisława Stolarska, Bresson Robert, w: Marek Lis, Adam Garbicz (red.), Światowa encyklopedia filmu religijnego, Kraków 2007, s. 63-65 (sygn. cz XVIII-1/3 b).
poniedziałek, 16 października 2023
Nasz Mały Leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane - Erich von Stroheim, Chciwość (1924)
„Jest rzeczą możliwą opowiedzieć wspaniałą historię w filmie w taki sposób, by widz uwierzył, że to, na co patrzy jest prawdziwe.” To słowa ERICHA VON STROHEIMA (1885-1957). I stworzył „Chciwość” (Greed). Obraz niezapomniany, do bólu prawdziwy, przez niektórych znawców uważany za najlepszy film wszech czasów. Projekcja nakręconego materiału zajęłaby osiem godzin. Reżyser niechętnie przystał na cięcia. Ale nawet po tak drastycznej ingerencji, obraz wywiera ogromne wrażenie i zajmuje trwałe miejsce w historii kina.
John McTeague pracuje jako górnik w kopalni złota. Pewnego dnia do osady, w której mieszka, przybywa wędrowny dentysta i – namówiony przez matkę górnika – przyjmuje go jako praktykanta. Z czasem McTeague otwiera gabinet w San Francisco. Powodzi mu się nieźle.
Marcus Schouler to serdeczny przyjaciel Johna. Znają się od dawna, więc nic dziwnego, że właśnie do niego przychodzi z narzeczoną, Triną Sieppe, by prosić o pomoc medyczną. Dziewczyna podbija serce mężczyzny. Ten nie wyobraża już sobie bez niej życia i niebawem się pobierają. Ale gdy jeszcze nie byli razem, ona kupiła los na loterii i teraz okazuje się, że wygrała. Dużo. Pięć tysięcy dolarów. Para może kupić porządne mieszkanie i potrzebne sprzęty.
Ale zaczynają piętrzyć się przeszkody. Najpierw następuje kres przyjaźni McTeague’a i Schoulera. Ten drugi uważa, że należy mu się część wygranej. I nieoczekiwanie ujawnia się wada Triny. Chorobliwe skąpstwo. Za nic w świecie nie chce rozstać się z pieniędzmi. Nie pozwala nimi dysponować ani sama w nic nie inwestuje. Małżonkowie żyją więc w nędzy, chociaż mają „skarb”. Sprzedają liche sprzęty, które im jeszcze pozostały. Coraz częściej dochodzi między nimi do kłótni, a nawet rękoczynów. Jednak czeka ich jeszcze gorsze – kompletna ruina, spowodowana donosem rozczarowanego obrotem spraw Schoulera, postanawiającego wyjechać, ale przedtem donoszącego policji na byłego przyjaciela, przyjmującego pacjentów bez stosownych kwalifikacji.
Rzekomy dentysta jest zmuszony zamknąć praktykę. Kolejna awantura z żoną też nie poprawia jego sytuacji, gdyż kobieta nie godzi się na uruchomienie kapitału. Ginie z ręki męża, a ten ucieka z jej pieniędzmi do miejsca, z którego kiedyś przybył. Licząc na pomnożenie fortuny, przyjmuje do stworzonej przez siebie spółki lokalnego poszukiwacza skarbów i razem wyruszają na ich poszukiwanie do Doliny Śmierci. Ale zbliża się Nieoczekiwane. Nieszczęście. McTeague – instynktownie antycypując nadciągającą katastrofę – pozostawia po drodze wspólnika. Przeczuwa, że jest ścigany.
Istotnie, tropią go ludzie, których zawiadomił Schouler. I on sam. Traktując sprawę bardzo osobiście i nie chcąc, by ktokolwiek ubiegł go przy wymierzaniu kary (a właściwie przy dokonaniu aktu zemsty), wyprzedza pozostałych. W Dolinie spotykają się wiec dwaj adwersarze. Zaczyna się ostatni akt…
Słońce praży niemiłosiernie… Ostatni pojemnik z wodą zostaje w szamotaninie przedziurawiony… Skłębione ciała tarzają się w piasku… Dłoń skąpca rozpaczliwie i na próżno usiłuje dosięgnąć rozsypanych pieniędzy… Klęska…
Kto przeżył? I czy ktokolwiek został zwycięzcą morderczej rozgrywki? Jakże prawdziwe okazują się słowa Thomasa Harrisa: „Nic nie czyni człowieka bardziej bezbronnym niż samotność, może tylko chciwość…”
Chciwość (Greed). Tytuł ekranowy: Złoto (Gold). Prod. USA. 1924. Niemy. Czarno-biały. Reżyseria i scenariusz: Erich von Stroheim. Główne role: Gibson Gowland (John McTeague), ZaSu Pitts (Trina), Jean Hersholt (Marcus Schouler). Według powieści “McTeague. A Story of San Francisco” Franka Norrisa.
Można przeczytać
Adam Garbicz, Jacek Klinowski, Kino, wehikuł magiczny. Przewodnik osiągnięć filmu fabularnego. Podróż pierwsza. 1913-1949, Kraków 1981, s. 92-93 (sygn. 93501, cz II A-5/2 f).
Zbigniew Pitera, Filmowy sezam, Warszawa 1983, s. 55-75 (sygn. 102584, 102734).
Rafał Syska, Ameryka w kolorze złota. Mc Teague Norrisa i Chciwość von Stroheima, w: Rafał Syska (red.), Adaptacje literatury amerykańskiej, Kraków 2011, s. 103-126 (sygn. cz V A-3/10).
Jerzy Toeplitz, Historia sztuki filmowej, t 2, 1918-1928, Warszawa 1956, s. 119-121 (sygn. cz II A-3/2 a).
Źródło fot. Pixabay.com
piątek, 13 października 2023
Nasz Mały Leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane: Kon Ichikawa, „Harfa birmańska” (1956)
„Harfa birmańska” (Biruma-no tategoto) KONA ICHIKAWY (1915-2008). Konfrontacja koszmaru wojny z czystością duszy większej niż nienawiść, przy czym ta druga wychodzi z pojedynku zwycięsko. Jeden z najpiękniejszych filmów w historii kina.
Birma. Rok 1945. Wojna na Pacyfiku dobiega końca. Mały japoński oddział, zmuszony do wycofania, zmierza w kierunku Tajlandii. Dowódca – muzyk z wykształcenia – z pomocą sympatycznego i budzącego zaufanie żołnierza, Mizushimy, umiejącego grać na lokalnym instrumencie saung, znajduje dla podwładnych w miarę bezpieczne schronienie w wiosce. Ale oto nadciągają Anglicy. Żołnierze nie mają wiedzy o aktualnej sytuacji w teatrze wojny, konkretnie – o podpisaniu kapitulacji przez cesarza. Dźwięk harfy wielokrotnie antycypował zagrożenie. Tak dzieje się i teraz. Mizushima gra, jego koledzy zaczynają nucić. Po odśpiewaniu wspólnej pieśni z nieprzyjacielem (!) udają się do obozu jenieckiego w Mudonie. Wszyscy - oprócz muzykującego żołnierza, bo ten zgłasza się na ochotnika, by zanieść wieść o zakończeniu działań do jeszcze jednego oddziału ukrywającego się w górskiej grocie. Ale Japończycy nie poddają się. Wybierają śmierć. Po kolejnym brytyjskim natarciu giną wszyscy… znowu oprócz Mizushimy.
Mężczyzna zostaje odnaleziony i wykurowany przez buddyjskiego mnicha, w którego przebraniu rozpoczyna wędrówkę. Współczesny Odyseusz bez Itaki – mitycznego punktu odniesienia i celu. Wraca do swoich, do obozu, żadną miarą nie mogącego zastąpić Domu. Widzi przerażające skutki wojny. Bezładnie porozrzucane ciała poległych, którym oddaje ostatnią posługę, grzebiąc i ofiarując chwilę zadumy. Wegetację pozostałych przy życiu, okaleczonych, cierpiących. I gdy wreszcie dociera do Mudonu, jest już innym człowiekiem. Dojrzalszym. Świadomym sensu w pozornym bezsensie. Wie, że tutaj zbuduje podwaliny pod własny Dom. Nie materialny, ale trwalszy. Duchowy. Taki, który nie oprze się kolejnym wichrom dziejów. Nie wchodzi do obozu, ale pod jego drutami gra przyjaciołom na harfie. Ostatni raz. Niebawem dołączy do mnichów. Z nimi pozostanie.
W całym filmie – opowiadającym o jednym z najkrwawszych epizodów finalnych dni wojny - widzimy tylko jedną scenę batalistyczną. Wszechobecna jest zaś przyroda, bo to ona – niejako zastępczo – zostaje poraniona. „Współcierpi” z człowiekiem, kojąc rany i „przytulając” ciała poległych. Tak, pejzaże są symboliczne. Góry, dżungla i – w opozycji – rozległe pustkowia, równinne niebo. Z elementów architektonicznych – przede wszystkim samotna budowla sakralna. I są piękne, wymowne sceny – „olśnienia kina, nie dające się zapomnieć”, jak napisali Garbicz i Kinowski (zob. poniższa bibliografia). Najpiękniejszy i najlepszy film Ichikawy. Protest przeciw okrucieństwu i bezsensowi wojny. Dzieło wybitne. Arcydzieło?
„Harfa birmańska” (Biruma-no tategoto). Japonia. 1956. Reżyseria: Kon Ichikawa. 116 min. Główne role: Shoji Yasui (Yasuhiko Mizushima), Rentaro Mikuni (kapitan Inouye), Jun Hamamura (Ito), Taketoshi Naito (Kobayashi). Remake: „Harfa birmańska”.1985. Reżyseria: Kon Ichikawa. Na podstawie opowiadania Michio Takeyamy pod tym samym tytułem.
Można przeczytać
Adam Garbicz, Jacek Klinowski, Kino, wehikuł magiczny. Przewodnik osiągnięć filmu fabularnego. Podróż druga. 1950-1959, Kraków 1987, s. 242-244 (sygn. 119161, cz II A-5/3 f).
Stanisław Janicki, Film japoński. Fakty, dzieła, twórcy, warszawa 1982, s. 184-185 (sygn. 97427).
Marek Lis, Adam Garbicz (red.), Światowa encyklopedia filmu religijnego, Kraków 2007, s. 178-179 (sygn. cz XVIII-1/3 b).
poniedziałek, 5 czerwca 2023
NASZ MAŁY LEKSYKON FILMOWY – Filmy (nie)zapomniane: Witold Leszczyński, Żywot Mateusza (1967)
Nie każdy reżyser debiutuje arcydziełem. Udało się to WITOLDOWI LESZCZYŃSKIEMU (1933-2007). „Żywot Mateusza” na pewno jest filmem ponadczasowym, wybitnym, wielkim. Powstał na podstawie powieści „Ptaki” ((Fuglane) Tarjei Vesaasa i zachowuje niepowtarzalny, cudowny klimat twórczości pisarza („Pałac lodowy” – TUTAJ, „Nocne czuwanie” – TUTAJ).
Dlaczego w tytule jest „żywot”? Ponieważ sugeruje szczególną wartość tej biografii, jednoznacznie nawiązując do tekstów hagiograficznych. Dawne „żywoty” są pełne cudowności. Gdy jednak je zgłębiamy, dostrzegamy dramatyzm wyborów ich bohaterów. Cierpienie, by sprostać wierności. Nieustanne, intensywne przeżywanie chwili. Drogę do doskonałości - usłaną cierniami.
Podobnie dzieje się w obrazie Leszczyńskiego. Na pierwszy rzut oka – sielanka. Jezioro, las. Malowniczo. Pięknie. Zawsze i Wszędzie? Niekoniecznie. Nikłe znaki cywilizacji pojawiają się jako samochód i odrzutowiec. W chatce żyją oni – szczęśliwe rodzeństwo. Olga i młodszy, ponadtrzydziestoletni brat, Mattis (tylko raz przedstawiający się polskim „Mateusz”). Kobieta rządzi w domu i jest absolutnym autorytetem dla mężczyzny. A ten uchodzi w otoczeniu za Pomylonego. Jest lubiany, ale nie traktuje się go poważnie. Bo kocha przyrodę i – chyba jako jedyny – naprawdę ją rozumie. Bo dostrzega to, czego nie widzą inni, na przykład zapowiedź Złego w spaleniu drzewa. Bo zadaje fundamentalne pytania, na które nikt nie zna odpowiedzi. Ufa ludziom, ale jest wobec nich całkowicie bezbronny.
W ten odwiecznie uporządkowany świat wkrada się Obce i Nieoswojone. Nadciąga Jan. Przychodzi znikąd, podbija serce Olgi i zamieszkuje z nimi. Mateusz nie jest już dla siostry jedyny i jego życie zaczyna tracić sens. Nigdy nie potrafił porozumieć się z otoczeniem, toteż silny, męski Jan jest zagrożeniem. Nieczęste próby kontaktu z Innymi także nie przynoszą efektu. Przypadkiem spotkane dziewczyny odjeżdżają, a chłopcy z żaglówki i turysta nie mówią po polsku. Komunikacja jest pod każdym względem niemożliwa.
Przyroda okazuje nieznane, groźne oblicze. Drzewo płonie. Ukochany ptak ginie. Siostra znajduje miłość. Odmieniec musi zniknąć by natura trwała jak przedtem – zwycięska, i by współtworzyli ją ludzie nieodbiegający od tego, co w ich rozumieniu jest „normą”. Mateusz podejrzewa, że to on, tak – wydawałoby się – zżyty z przyrodą, był w niej anomalią. Bo nie potrafił zaakceptować Jana pod swym dachem. Nie podzielił się miłością, co bez trudu umiała zrobić siostra. Nie znalazł wspólnego języka z żadnym ze spotkanych ludzi. Powinien odejść. Bez słowa. Bez zapowiedzi. Na dno…
Parabola? Współczesna (?) baśń. Uniwersalna bajka? Na pewno arcydzieło, rozgrywające się w malowniczej scenerii i przy dźwiękach podniosłego (doskonale równoważącego smutek z radością) „Concerto grosso” op. 6 nr 8 Arcangelo Corelliego.
Żywot Mateusza. Reż. Witold Leszczyński. Polska, 1967. Czarno-biały, 76 min. Główne role: Franciszek Pieczka, Anna Milewska, Wirgiliusz Gryń, Aleksander Fogiel, Hanna Skarżanka, Małgorzata Braunek, Maria Janiec. Film wielokrotnie nagradzany.
Można przeczytać
1. Konrad Eberhardt, Wygnanie z Arkadii, w: tegoż: O polskich filmach, wybór i wstęp Ryszard Koniczek, Warszawa 1982, s. 147-151. Przedruk za: „Film” 1968, nr 7 (sygn. 99253).
2. Aleksander Jackiewicz, Moja filmoteka. Film w kulturze, Warszawa 1989, s. 407-410 (sygn. 101182).
3. Sebastian Jagielski, Janusowe oblicze. O filmach Witolda Leszczyńskiego, „Kino” 2008, nr 7/8, s. 13-15 (Czytelnia).
4. Bartosz Marzec , Dęby i trzciny, „Kino” 2022, nr 5, s. 68-71 (Czytelnia).
5. Jan Słodowski, Jacek Tabęcki, Filmy z czterdziestolecia, Warszawa 1985, s. 60-61 (sygn. 112132).
poniedziałek, 29 maja 2023
Nasz Mały Leksykon Filmowy – Filmy (nie)zapomniane: François Truffaut, "Dzikie dziecko" (1970)
Ten film - częściowo czarno-biały - wygląda jak dokument i w pewnym sensie nim jest. Oparto go na faktach, ale wyraźnie przenika go liryzm mający źródło nie tylko w sekwencji zdarzeń, ale również w świetnie wybranych fragmentach muzyki Antonia Vivaldiego. „Dzikie dziecko” (L'Enfant sauvage) FRANÇOISA TRUFFAUTA (1932- 1984).
Koniec XVIII stulecia. Południe Francji. Departament Aveyron. Dzień podobny do innych. Grupa myśliwych udaje się na polowanie. W tym samym czasie do lasu zmierza mieszkanka pobliskiej wsi. Właśnie ona dostrzega je jako pierwsza. Ucieka z krzykiem, ale informuje myśliwych o tym, co widziała. Rozpoczynają się niecodzienne łowy… na dziecko.
Zrazu nikt nie wie, kogo szukają. Chłopiec – około dwunastolatek (jak później stwierdzono) – nie bardzo jest podobny do człowieka. Trzeba go schwytać, co okazuje się niełatwym zadaniem. Ale czyj to syn? Skąd się tu znalazł? Jak długo żył w lesie? Kim są (byli) jego rodzice? Pytania się mnożą. Odpowiedzi brak, bo chłopiec nie potrafi mówić. Budzi oczywiste w takiej sytuacji zainteresowanie. Trafia do Narodowego Instytutu Głuchoniemych w Paryżu, w ręce młodego, początkującego naukowca, doktora Jeana Marca Gasparda Itarda, nadającego mu imię Victor oraz – po licznych badaniach – zabierającego go do swej posiadłości w Battignolles. Doktor i tutejsza gospodyni, dobra pani Guerin, okazują dziecku wiele serdeczności i otaczają opieką. Uczą podstawowych czynności samoobsługowych i czytania. Przebywają razem przez pięć lat. Lekarza i podopiecznego zaczyna łączyć coraz silniejsza więź. Chłopiec czasem pomaga w domu, wykonując proste prace. Już nie myśli o ucieczce…
„Ta historia jest autentyczna…”. Ważny napis widoczny na początku filmu niosącego piękne, humanitarne przesłanie. Słowa, którymi charakteryzowali Victora niektórzy naukowcy, przerażają. Świadczą o pogardzie, jaką wobec niego odczuwali. Ale Itard był przekonany, że ma do czynienia z człowiekiem - od najmłodszych lat zaniedbywanym przez słabych intelektualnie i moralnie rodziców, przez nich porzuconym i zmuszonym do radzenia sobie w niesprzyjającym otoczeniu. Po latach spędzonych w lesie, nieszczęśnik na nowo, a może właśnie pierwszy raz w życiu musiał „nauczyć” się tego, co różni człowieka od zwierzęcia: współczucia, miłości, wdzięczności. Spektakularnych sukcesów podczas kilkuletniej edukacji nie osiągnął. Poznał znaczenie niektórych słów. Potrafił przeczytać najprostsze wyrazy. Ale poczuł też biskość i znaczenie więzi z drugą osobą. Ujawniło się jego człowieczeństwo. Już nikt nie mógł nazwać go zwierzęciem...
"Statyczny" film, a tak interesujący. Można by nawet powiedzieć - poetycki. Gdy go oglądamy, lepiej zaczynamy rozumieć wypowiedź lisa z pięknej przypowieści de Saint-Exupéry'ego: „Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś”. „Dzikie dziecko” to historia pewnego „oswojenia” sprzed ponad dwustu lat.
Dzikie dziecko (L'Enfant sauvage). Francja, 1970. 83 min. Reżyseria: François Truffaut. Scenariusz: François Truffaut, Jean Gruault. Główne role: Jean-Pierre Cargol (Victor Aveyron), François Truffaut (Jean Marc Gaspard Itard), Françoise Seigner (Madame Guérin).
Można przeczytać
François Truffaut [wybór artykułów], „Film na Świecie” nr 361-362 (1989), s. 5-123.
F. Truffaut - źródło fotografii TUTAJ.
poniedziałek, 20 czerwca 2022
Nasz Mały Leksykon Filmowy – Uwaga na rekiny (wodne, piaskowe, śnieżne i inne)!
20 czerwca 1975 roku. W przededniu letniego sezonu na ekrany wpłynął ON. I od razu powiało chłodem. Nawet grozą. Tego dnia miała miejsce premiera horroru „Szczęki” Stevena Spielberga. Piszemy to ku przestrodze dla wszystkich, którzy wybierają się nad morza. Uważajcie na rekiny! Nie tylko filmowe, ale właśnie kilka tych ostatnich przypomnimy. Na pewno nie są tak znane, jak stwór z filmu Spielberga. Niewątpliwie są też wtórne wobec tamtego i znacznie mniej interesujące, ale… Czasem lubimy się bać. Zwłaszcza wtedy, gdy nic nam nie grozi.
Inwazja rekinów (Jersey Shore Shark Attack), reż. John Shepphird. USA, 2012. U wybrzeży Jersey pojawiają się czerwonookie rekiny-albinosy. Miasto jest sparaliżowane strachem. Gdy nikt nie wie, co robić, do akcji wkracza młodzież…
Podwodna bestia (Super Shark), reż. Fred Olen Ray. USA, 2011. Firma chemiczna prowadzi niebezpieczne badania na dnie oceanu, kończące się katastrofą. W jej wyniku pod wodą ożywa prehistoryczny rekin i zaczyna zagrażać kalifornijskiemu wybrzeżu. Nie oszczędza nawet Miss Plaży…
Rekin w Wenecji (Shark in Venice), reż. Danny Lerner. USA, 2008. W tym filmie bestia przenosi się na kontynent europejski. David jest poszukiwaczem skarbu w Wenecji. Wie, że można go znaleźć w jednym z licznych kanałów. Nie przewidział, że natknie się tu na niebywale groźnego potwora…
Rekin widmo (Ghost Shark), reż. Griff Furst. USA, 2013. Miasteczko Smallport zostaje zaalarmowane serią okrutnych zabójstw. Nikt nie potrafi znaleźć mordercy. Na właściwy trop wpada grupka nastolatków, którzy w makabrycznych wydarzeniach dostrzegają działanie pozaziemskiej zjawy. Ich teoria nie znajduje zwolenników, więc z potworem będą musieli rozprawić się sami…
Rekin z bagien (Swamp Shark), reż. Griff Furst. USA, 2011. Rzadki gatunek rekina staje się obiektem zainteresowania przemytników. Podczas podróży uwalnia się z ciężarówki i zaczyna grasować po okolicznych mokradłach…
Rekinado (Sharknado), reż. Anthony C. Ferrante. USA, 2013. Tym razem rekiny atakują.. w deszczu, a dokładniej – po przejściu potężnego cyklonu. Los Angeles jest bezradne. Nikt przecież do tej pory nie widział „latających” rekinów. Trzeba jednak zorganizować obronę…
Rekiny na plaży (Sand Sharks), reż. Mark Atkins. USA, 2011. Dwaj rowerzyści zostają zaatakowani przez… rekina piaskowego. Miejscowe władze – w dobie kryzysu finansowego - nie mogą sobie pozwolić na zamknięcie plaż, więc śledztwo jest dyskretne. Z czasem okaże się, że głodnych potworów jest w okolicy znacznie więcej…
Snow Shark. Ancient Snow Beast, reż. Sam Qualiana. USA, 2012. Rekiny czyhają nie tylko w wodzie i na piasku. Można je znaleźć nawet pod śniegiem! Trzej naukowcy (biolodzy) próbują odnaleźć przyczynę zabójstw dzikich zwierząt w leśnych okolicach miasta. Nigdy nie przypuszczali, komu będą musieli stawić czoła…
To tylko kilka przykładów. Zainteresowanych tematem odsyłamy do artykułu „Szczęki opadają” Eweliny Leszczyńskiej, opublikowanego w „Kinie” 2015, nr 12, s. 36-39 (sygnatura: cz IB IX-7/1 f).
piątek, 10 czerwca 2022
Nasz Mały Leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane - Sidney Lumet, "Jak ptaki bez gniazd" (1959)
W maju przypada Dzień Ptaków Wędrownych. My wspomnimy je w czerwcu. Bywają takie przelotne ptaszki również w filmie. Lubimy je. Na przykład w melodramacie "Jak ptaki bez gniazd" (The Fugitive Kind) Sidney'a Lumeta, stworzonym na podstawie sztuki "Orfeusz zstępujący" Tennessee Williamsa i zawierającym zaszyfrowane odniesienia mitologiczne.
Valentine Xavier ma 30 lat i jeszcze nie znalazł swojego miejsca na Ziemi. Ciągle wędruje to tu, to tam. Całym jego mieniem są gitara, skórzana kurtka i nieodparty urok osobisty. W jego sytuacji nietrudno o konflikt z prawem. Wówczas pozostaje... dalsza wędrówka. Tak dzieje się i tym razem. Przybywa do mieściny na Południu z mocnym postanowieniem, że wreszcie się ustatkuje. W sklepie zastaje dwie kobiety plotkujące o nieuleczalnej chorobie Jabe'a Torrance, właściciela obiektu, dogorywającego w pokoju na piętrze. Po chwili pojawia się też nie w pełni zrównoważona, zbuntowana Carol Cutrere, i rozpoczyna flirt z przybyszem. Wszystkiemu towarzyszy niepokojąca, niezapomniana muzyka. Pierwsze chmury nadciągają...
Niełatwo znaleźć swoje miejsce pod słońcem, ale czasem życzliwi ludzie pomagają. Tacy jak Vee Talbot, sympatyczna żona szeryfa, proponująca obcemu nocleg w... celi tutejszego aresztu. Wykorzystując swoje znajomości, załatwia mu również pracę w sklepie. W tym, którego właściciel ciężko choruje, a żona z trudem radzi sobie z obowiązkami. Lady Torrance to kobieta niemłoda. Można pomyśleć, że nic ekscytującego już się w jej życiu nie wydarzy. Prowadzi nudną egzystencję z mężem - okrutnikiem, tyranem, człowiekiem jednoznacznie złym. I czy to jej pragnienie, by jeszcze przedłużyć chwile późnego lata, zanim nieodwołalnie wkroczy we wczesną jesień życia, czy może tęsknota Vala za stabilizacją sprawiły, iż wkraczają na drogę mającą doprowadzić ich do dramatycznego finału.
W miasteczku niełatwo coś ukryć. Szczególnie przed zazdrosną Carol. Właśnie ona informuje męża Lady o związku tych dwojga. Chyba jednak nie wie jednego: Lady jest w ciąży. Dlatego zemsta Jabe'a będzie jeszcze tragiczniejsza w skutkach. Bezlitosny mężczyzna natychmiast przystępuje do działania...
Gdy Val pojawia się w okolicy z mocnym pragnieniem osiedlenia się na stałe, czujemy, że to się nie może udać. Mężczyzna jest skazany na życiową klęskę. Ciągnie się za nim jakieś niewytłumaczalne fatum. Jakiś nienazwany smutek. Ten outsider to rozbitek, który zatonie, pociągając za sobą kobietę mającą już wszystko, co w życiu dobre, daleko za sobą. Orfeusz i Eurydyka na pewną nie znajdą wyjścia z otchłani. Przeciwnie, zstąpią na samo jej dno. Przeciętni ludzie jakoś w tym filmie olbrzymieją w swoim cierpieniu. W prawie do cichego szczęścia, o które walczą, a którego los nieustannie im odmawia. Stają się bohaterami na miarę - tak! - prawdziwej tragedii.
Jak ptaki bez gniazd (The Fugitive Kind). Reż. Sidney Lumet. 1959. USA. 121 min. Główne role: Marlon Brando (Valentine "Snakeskin" Xavier), Anna Magnani (Lady Torrance), Joanne Woodward (Carol Cutrere), Maureen Stapleton (Vee Talbot), Victor Jory (Jabe M. Torrance).
Robert Birkholc, Reżyseria: Sidney Lumet. Reżyser stylu niewidocznego, “Kino” 2013, nr 9, s. 54-56.
poniedziałek, 14 marca 2022
Nasz Mały Leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane - Robert Bresson, "Pieniądz" (1983)
"Pieniądz". Ostatni film Roberta Bressona. Zwieńczenie jego twórczości pełnej wielkich egzystencjalno-etycznych problemów. Jeszcze jedno arcydzieło. Smutne. Gorzkie. Pesymistyczne. I jakże prawdziwe.
Norbert ma kłopoty finansowe. Zadłużył się u szkolnego kolegi i zamierza zwrócić pieniądze z kieszonkowego. Jednak ojciec nie daje odpowiedniej sumy. Chłopakowi nie udaje się przekonać rodzica do zwiększenia kwoty. Radzi więc sobie w inny sposób. Zastawia zegarek, otrzymując w zamian fałszywy banknot o wysokim nominale. Wraz z kolegą udaje się do zakładu fotograficznego, gdzie - dokonując zakupu - puszcza go w obieg i tym samym uruchamia serię wydarzeń prowadzących do kolejnych oszustw, a ostatecznie - krwawych zbrodni.
Ponieważ naiwna ekspedientka przyjmuje 500 franków, naraża się zwierzchnikowi rozpoznającemu fałszywkę. Ten zamierza szybko pozbyć się jej, wręczając ją dostarczycielowi opału, Yvonowi. Oszukany Yvon płaci nią w restauracji, ale - dzięki skutecznej interwencji kelnera - zostaje zatrzymany przez policję. W konsekwencji traci pracę. Tymczasem Norbert zostaje rozpoznany przez pracownicę zakładu fotograficznego, przekupioną później przez matkę chłopaka i składającą kłamliwe zeznania. Drugi z pracowników - także kłamca - oszukuje nie tylko sędziów, lecz również pracodawców. Okrada ich i zostaje aresztowany. W tym samym więzieniu przebywa już Yvon, wmieszany w zaplanowany przez kolegów napad na bank.
Zło rodzi zło. Wszyscy bohaterowie opowieści coraz dotkliwiej odczuwają złowrogą prawdę tej maksymy. Yvon traci żonę, która postanowiła go opuścić. Umiera jego córka. Mężczyzna nie ma już nic. Nie udaje się nawet próba samobójcza. Rezygnuje z proponowanej mu oferty ucieczki. Wreszcie wychodzi z więzienia, ale jako zupełny degenerat. Nikomu nie ufa. Nikogo nie kocha. Nie ma dla kogo żyć. Popełnia morderstwo w hotelu. I gdy wydaje się, że jest już na samym dnie, że niżej upaść się nie da, jego beznadziejną egzystencję rozświetla nagły promień. Kobieta zamieszkująca wraz z rodziną domek w ustronnym miejscu, z dala od policyjnych patroli, proponuje mu schronienie. Może dzięki jej bezinteresownej dobroci znowu zacznie wierzyć w ludzi i wyprostuje swoje kręte ścieżki?
Yvon staje się niemal domownikiem. Dni mijają mu na drobnych pracach, pomocy, rozmowach. Wszyscy go tu polubili. Ale oto pewnej nocy cichą okolicę rozdzierają przeraźliwe krzyki. Yvon dokonuje makabrycznej zbrodni...
To jeszcze nie koniec. Czy sprawiedliwości stanie się zadość i morderca kilku niewinnych istot zostanie ujęty? Jak wielki moralista, jeden z największych reżyserów w historii kina, zamknie tę przypowieść?
Ps. O innej wielkiej paraboli Roberta Bressona, Na los szczęścia, Baltazarze, napisałyśmy TUTAJ.
Pieniądz (L'Argent). Reż. Robert Bresson. 1983. Francja, Szwajcaria. 83 min.
Konrad Eberhardt, Bresson, "Film na Świecie", nr 300 (1983), s. 64-82 (sygn. cz M XX-3/13 b).
Bresson Robert, w: Marek Lis, Adam Garbicz (red.), Światowa encyklopedia filmu religijnego, Kraków 2007, s. 63-65 (sygn. cz XVIII-1/3 b).
Robert Bresson (1901-1999), w: Joanna Wojnicka, Olga Katafiasz, Słownik wiedzy o filmie, Bielsko-Biała 2005, s. 240-244 (sygn. cz XLVII-1/21).