Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura polska. Pokaż wszystkie posty

piątek, 11 lipca 2025

Książki (nie)zapomniane - To tylko gra

Oto współczesna interpretacja średniowiecznej historii o Tristanie i Izoldzie. Napisana z punktu widzenia osoby mającej w życiorysie doświadczenie wojny światowej i wyzbytej złudzeń. "Tristan 1946" MARII KUNCEWICZOWEJ (1895-1989).

Pensallos w Kornwalii. Od jakiegoś czasu bezpieczna przystań Wandy Gaszyńskiej, wdowy w średnim wieku. Wojna rozdzieliła ją z synem, Michałem. Nie kochała jego ojca, nie bardzo tęskni też za dzieckiem. Ale wysyła zaproszenie. Niebawem wejdzie w rolę służącej Brangien.

Michał - uczestnik Powstania Warszawskiego, a później jeniec z obozu wyzwolonego przez Amerykanów - poznaje w Kornwalii Kathleen McDougall, Irlandkę, studentkę psychofizjologii i laborantkę w szpitalu psychiatrycznym, gdzie sam chodzi na zabiegi. Rozkwita romans, która nie ma przyszłości, gdyż młodzi chyba nie kochają się dość mocno, by przezwyciężyć pojawiające się przeszkody. A może trochę boją się obudzić z tego czarownego snu, w którym - trochę jak lunatycy - uporczywie trwają, nie chcąc zmierzyć się z otaczającą ich, niełatwą powojenną rzeczywistością. Dziewczyna ostatecznie wyjdzie zatem za mąż nie za wyśnionego kochanka, ale za siedemdziesięcioletniego profesora, Jamesa Bradleya. Michał poszuka sobie żony w Ameryce - kobiety po przejściach, matki nieślubnych córek.

A jednak, po latach, na wieść o wypadku Michała, Kathleen podejmie trud dalekiej podróży, by... przekonać się, że nie ma nic do powiedzenia swojej dawnej fascynacji. Bo przecież nie miłości, skoro nie chciała doń wrócić nawet po śmierci starego profesora. Więcej, potrafiła "usunąć" dziecko Michała. A mężczyzna też nie próbuje jej zatrzymać. Oto koniec legendy. Pozostaje to, co zaobserwowała Wanda:

"Miałam go za cynika, za kabotyna. On nie był ani cynikiem, ani kabotynem. Po prostu nie wierzył, przeżywszy w Polsce wojnę totalną, że istnieje jakiś wspólny mianownik ludzkich spraw i wspólny ludzki język."

Dlatego lawiruje, oszukuje, przeinacza. Kathleen i Michał to przelotne ptaki, okaleczone w przeszłości, za którymi snuje się długi cień minionych spraw. Tych dwoje nawet nie próbuje zbudować swojego schronienia ani wejść do tego, który już jest (to w przypadku Michała, który nie umie zobaczyć w Wandzie matki, nazywając ją stale "przyjaciółką"). Żyją na niby, wśród kłamstw, pustych słów i nieszczerze odgrywanych ról.

Smutna powieść. Pesymistyczna. Współczesna wersja średniowiecznej historii, w której był jednak heroizm. W tej go z pewnością brak. 

Kuncewiczowa M., Tristan 1946, Warszawa 1984 (sygnatura: 106150). Mamy także inne wydania.

piątek, 30 maja 2025

Książki (nie)zapomniane - Nikt nie zna całej prawdy o człowieku

"Bo dziecinadą nazywają często ludzie i te rzeczy, z których już wyrośli, i często te rzeczy, do których jeszcze nie dorośli". Marzenia a rzeczywistość. Tęsknota za prawdą i ponawiane przez wieki pytanie: Co to jest prawda?” Oto refleksyjny dramat (komedia?) „Żeglarz” JERZEGO SZANIAWSKIEGO (1886-1970).

Portowe miasto. Zapewne niemałe, bo jest tu uniwersytet i siedziba admiralicji. Zbliża się pięćdziesiąta rocznica bohaterskiej śmierci lokalnego bohatera, kapitana Nuta. Władze planują odsłonięcie jego pomnika i muzealną ekspozycję. Rzeźbiarz już tworzy podobiznę, ogłasza się zbiórkę pamiątek po zmarłym. I tu jest problem, bo ich po prostu… brak. Nie istnieje nawet wiarygodna fotografia, a każdy z nielicznych znajomych inaczej go charakteryzuje.

W pracowni Rzeźbiarza spotykają się siostra artysty, Med, miejscowi notable, a wkrótce dołącza do nich Jan – narzeczony dziewczyny. Właśnie wrócił z trwającej półtora roku podróży. Szukał śladów po kapitanie. I znalazł, ale nie takie, jakich się spodziewano. Z demaskatorskim zapałem ujawnia „prawdę”. Listy Nuta do Lady Peppilton – istniejące tylko w odpisach i świadczące o romantycznej miłości – to fałsz. Wcale ich nie było. Jedyny świadek, Stary Marynarz, sprowadzony przez Jana, twierdzi, że kapitan – rzekomo nie chcąc oddać statku wrogom - nie podpalił go i na nim nie zginął. W rzeczywistości ogień powstał przez nieuwagę jednego z członków załogi, który zasnął z fajką w składzie bawełny. Gdy pożar się rozprzestrzeniał, kapitan uciekł razem z załogą.

Zebrani nie chcą słuchać tych rewelacji. Jeden po drugim wychodzą, uprzednio usiłując usprawiedliwić nieheroiczne czyny swojego bohatera. Rzeźbiarz myśli podobnie. Zwraca się do Jana: "Kiedyś tu wszedł - toś powiedział – „To jest kapitan Nut". Skąd poznałeś, że to on? Zobaczyłeś (...) takiego, jakiego widziałem ja. Więc... może był taki, jak ten". Ale Jan nie daje za wygraną. Co więcej, znajduje sojusznika w Wydawcy, który kusi pieniędzmi za demistyfikującą książkę: "zarobimy dobrze, bo to ludzie kupią... A kupią dlatego, bo (...) lubią, gdy się bliźniego z imieniem i nazwiskiem obniży". Jan się waha. Po raz pierwszy nie ma pewności, czy dobrze czyni. Wstrzymuje się z decyzją.

I oto nadchodzi drugi kusiciel: Paweł Szmidt. Dopowiada, że Nut handlował opium, by wreszcie ujawnić, że sam jest kapitanem, a jednocześnie… dziadkiem Jana. Wyjaśnia sprawę rzekomych listów do Lady Peppilton ("nie piękne listy mówią o pięknej miłości"). Jan rzeczywiście nie przypomina sobie sytuacji, by babka źle mówiła o Pawle. Co więcej, mężczyzna zgromadził niezły majątek i chce go przekazać wnukowi. Przestaje mu też zależeć na tym, czy ten ujawni informacje zgromadzone w toku poszukiwań.

Następuje uroczysty dzień odsłonięcia pomnika. Czy w Janie zwycięży duch „prawdy” (jak ją rozumie), czy tęsknota za ideałem? Czy jego „prawda” nie okaże się zbyt mała wobec Legendy?

W interpretacjach dramatu często powtarza się, że człowiek potrzebuje mitu. Trudno się z nimi zgodzić. Przeczą im słowa Wydawcy. Raczej jest to utwór o zapalczywym młodzieńcu, widzącym świat w czarno-białych barwach, który wreszcie zrozumiał, że nikt nie zna całej prawdy o człowieku. Często myślimy, że ten drugi jest gorszy. A co, jeśli jest lepszy?

Tego autora: "Adwokat i róże" (TUTAJ), "Kowal, pieniądze i gwiazdy" (TUTAJ), "Most" (TUTAJ).

Jerzy Szaniawski, Żeglarz. Komedia w trzech aktach, Kraków 1958 (sygn. 130279). Także kilka innych wydań.

piątek, 2 maja 2025

Książki (nie)zapomniane - Niepowtarzalna uroda ojczystych dziejów

Duchy na posterunku Milicji Obywatelskiej i funkcjonariusz pudłujący podczas wielokrotnej próby strzelania do nich... Widmo pojawiające się w sylwestrowe noce i nieodmiennie zwiastujące pomyślność... Znikająca z portretu postać prymasa, a po jakimś czasie powracająca na swoje miejsce... To nie jest fantazja. To wydarzyło się (dzieje się?!) naprawdę. Zostało poświadczone przez konkretne osoby i opisane w pełnej uroku książce...

"Duchy polskie czyli krótki przewodnik po nawiedzanych zamkach, dworach i pałacach” BOGNY WERNICHOWSKIEJ (-2024) i MACIEJA KOZŁOWSKIEGO (1937-2002). 49 rozdziałów, kilka czarno-białych ilustracji. Autorzy we wstępie tak tłumaczą swój zamysł: „naszym celem nie było opisanie zjawisk parapsychologicznych, lecz ukazanie bogactwa i niepowtarzalnej urody (...) ojczystych dziejów”. I to się udało znakomicie! Przedstawiono tylko te miejsca, co do których istnieje stwierdzenie autentyczności związanych z nimi legend, czyli można wskazać konkretne osoby, które z tymi zjawami się "spotkały". Ciarki już przechodzą po plecach, prawda?

Śląsk reprezentują rozdziały: "Więzień olsztyńskiego zamku (chodzi o Olsztyn koło Częstochowy); Upiorna beczka; Jeździec bez głowy z Dankowa; Tajemniczy obelisk z Kruszyny; Skarby i zjawy z Toszka; Baron-hazardzista z Ryczowa". Z pogranicza Śląska i Małopolski mamy "Czarnego Psa z Ogrodzieńca".

Dolny Śląsk? Kilka opowieści: "Rycerz z Chojnika; Czerwony upiór z Grodźca; Zbrodnicza kasztelanka z Grodna; Myśliwy z Książa; Błazen z Bolkowa".

Wielkopolska? Jest i ona: "Czarna Księżniczka z Szamotuł; Zjawy z Baranowa; Biała Dama z Kórnika; Dama z Uniejowa". Z Wielkopolski, z granicy z Dolnym Śląskiem, pochodzą "Opowieści z Rydzyny", a z ziemi lubuskiej - opowiadanie o "Rycerzu w płomieniach".

Małopolska jest wspomniana wielokrotnie: "Rycerz z Melsztyna; Kochankowie z Dębna; Fantomy z Pieskowej Skały; Alchemik z nowosądeckiego rynku; Zjawy z Wiśnicza; Sroga pani suskiego zamku; Biała Dama z niedzickiego zamku; Złowróżbne malowidła i nawiedzony dom; Czarna Dama z krakowskiego magistratu". Inne regiony,  h i s t o r y c z n i e należące do Małopolski, reprezentują opowieści: "Tajemniczy rumak z Chęcin; Husarz na zamkowych murach; Kroki w biskupim pałacu". Na Lubelszczyźnie, na skraju Małopolskiego Przełomu Wisły, pojawia się "Czarna Dama z Janowca".

Podkarpacie też liczy sporo ważnych obiektów nawiedzanych przez cienie sprzed lat: "Bielica z Krasiczyna; Smutna wdowa z Leska; Mała Pani z Odrzykonia; Karzeł z Dubiecka; Zjawy z Łańcuta; Mnich z Zagórza; Kareta z Lipowca". Między Mazowszem a Podkarpaciem pojawia się zaś "Żółta Dama".

Mazowsze, czyli: "Zmory z Szydłowca; Upiorny Kardynał z Nieborowa; Opowieści z Wilanowa".

Na Warmii i Mazurach również bywa strasznie. Przeczytajmy "Błędne ogniki w Reszlu"! Na ziemi pałuckiej - nie inaczej. Tu grasują "Diabeł Wenecki" i "Nieszczęsna starościanka z Gołańczy".

Wreszcie Pomorze ze swymi zjawami, czyli: "Komtur z Bytowa; Widma z Tuczyna; Duchy golubskiego zamku; Blada Pani z Bobolic".

Do opowieści napisanych pięknym stylem i z gruntowną znajomością ojczystych dziejów (oraz miłością do nich, co wyczuwa się na każdej stronie), dołączono - dziś już w dużej mierze pewnie zdezaktualizowane - informacje turystyczne. Wskazuje się w nich drogi dojazdu, pobliskie punkty noclegowe, gastronomiczne i inne informacje. Kto lubi podróże (i nie boi się za bardzo!), wykorzysta opisane tu historie ku swojemu pożytkowi. A może do "Duchów polskich" zajrzą też nauczyciele języka ojczystego, historii, geografii? Czyż takie opowieści nie zainteresowałyby uczniów?

Bogna Wernichowska, Maciej Kozłowski, Duchy polskie czyli Krótki przewodnik po nawiedzanych zamkach, dworach i pałacach, il. Janusz Stanny, wyd. 2, Warszawa 1985. ISBN 83-7005-065-4 (sygn. 112655). I wyd., 1983 (sygn. 104095).


piątek, 15 listopada 2024

Książki (nie)zapomniane - „Nawet nieprawdziwe róże mają kolce"

To nie dramat Witkacego, chociaż wymyślne imiona bohaterów i groteskowość sytuacji mogłyby na niego wskazywać. To dzieło ANDRZEJA TRZEBIŃSKIEGO (1922-1943). Dwudziestolatka, mającego niebawem zginąć w ulicznej łapance. „Aby podnieść różę...” jest dramatem antycypującym nurty sceniczne XX stulecia, a swoista „synteza” dyktatorów znanych z historii, ukazana w  postaciach Deromura Ilfare i Wozuba Teneroita, nie tyle śmieszy, ile raczej przeraża. To z pewnością nie tylko nawiązanie do sytuacji, w jakiej wówczas znajdowała się Europa. Być może mamy do czynienia z próbą "historiozoficznego" uogólnienia.

W rekreacyjnym pokoju „internacjonalistycznego hotelu Marokko" (to i inne wyrażenia w cudzysłowach - według didaskaliów) znajdują się goście różnych narodowości i profesji: Ralf Arioni ("docent czy profesor socjologii") z kochanką - Rizą Obliwią („nudystką, dziewczyną stanowczo lekkich obyczajów"), Garpadatte („mistrz świata w szachach”) i Kangar („bokser, champion wagi ciężkiej”). Z braku innego zajęcia dwaj ostatni zaczynają grać w ping-ponga, a pozostali im kibicują. Przy błahym zajęciu konwersują na bardzo poważny temat. Komentują sens rozgrywającej się za oknem rewolucji (rewolty?). Gromadzą argumenty przemawiające za tym, co lepsze: faszyzm czy demoliberalizm? Ale tylko dziewczyna zdaje się brać na serio sytuację na ulicy, więc – zdziwiona niefrasobliwością dyskutantów w obliczu ważnego momentu dziejowego – chwyta piłeczkę i wyrzuca ją za okno. Tamci nie mają innej, więc nadal grają, ale… już bez niej. Rizie podoba się ten pomysł i obdarowuje ukochanego czerwoną „perwersyjną kokardą”, którą Arioni uznaje za różę.

Na piłeczce widnieje nazwa jej wytwórcy, "Champion”, i gdy niebawem do pokoju wejdą windziarz, a po nim Lamo Bazarra - zaufany dyktatora chcącego zdobyć (przejąć?) władzę, wreszcie sam "dyktator in potentia", czyli Deromur Ilfare, zebrani szybko zostaną skazani na śmierć na podstawie tego właśnie słowa. Przybysze uznają, że zdemaskowali agentów kolejnego "dyktatora in potentia", który w ten sposób otrzymał od nich znak - Wozuba Teneroita. A jaki cel zakłada rewolucja Deromura? „Zmaszynizować raz na zawsze całą rzeczywistość.” Trochę niebezpiecznie brzmiące hasło, zwłaszcza gdy pomyślimy o możliwościach współczesnej techniki (głównie informatycznej). Ale to tylko skojarzenie...

Największą przenikliwością w tym towarzystwie wykazuje się Arioni. Wie, że nikt nie będzie tracił czasu na dowiedzenie im winy, skoro apriorycznie założono, iż  s ą  winni. Dla ogółu nie jest ważne, czy Wozub w ogóle istnieje, ale to, że „zamiast przemawiać - przemilcza, zamiast wyjaśniać - zaciemnia (…), zamiast nawracać ludzi - odwraca ich od siebie. I tego trzeba ludziom, żeby wierzyć.”

Oto niespodzianka. Przybywa... Wozub. Jego ludzie twierdzą, że wódz lepiej postąpi, gdy skazanym przez Deromura daruje życie, bo „najłatwiej wytrącić przeciwnikowi broń z ręki, przebaczając”. Garpadatte zaś zastanawia się nad racjami obu przywódców i pyta: „Co się dzieje z prawdą, jeżeli jest remis?” (w domyśle: obaj mają rację). To muszą rozstrzygnąć sami wodzowie. Deromurowi imponuje, że ludzie Teneroita jeszcze w coś wierzą. Teneroitowi imponuje w ludziach Deromura to samo. Znowu jest remis. Muszą zagrać o zwycięstwo. W ping-ponga...

Riza powtarza swój gest, czyli ponownie wyrzuca piłeczkę za okno, a nie mogąc znieść absurdalności sytuacji, w jakiej wszyscy się znaleźli, skacze w ślad za nią... I wychodzi na to, że właśnie pasywna z pozoru dziewczyna była spiritus movens zaistniałej sytuacji. Przez swoje gesty doprowadziła do pojawienia się, a potem starcia dyktatorów. Została też (pierwszą?) ofiarą wznieconej przez nich rewolty. Gdy oni teraz grają... już bez piłeczki, Arioni decyduje: „Nawet (…) nieprawdziwe róże mają kolce… Aby móc ich spokojnie szukać na ulicy, trzeba się stać dyktatorem (...). Schodzę, aby podnieść nieprawdziwą różę".

Co oznaczają słowa "docenta czy profesora socjologii"? Przejęcie władzy? Socjologiczny eksperyment? Teatralną deziluzję, czyli wskazanie, że wszystko było grą, a dyktatorzy - jedynie scenicznymi postaciami? A może jednak przestrogę, złowrogie memento dotyczące wydarzeń "in potentia", to znaczy takich, które naprawdę mogą kiedyś zaistnieć?...

Andrzej Trzebiński, Aby podnieść różę... W: Tegoż, Poezje i dramat, wstęp i oprac. Zdzisław Jastrzębski, Warszawa 1970, s. 87-170 (sygn. 149857).

piątek, 6 września 2024

Książki (nie)zapomniane - "Rozum wskaże drogę, odwaga pomoże sprostać niebezpieczeństwom, serce pozwoli wytrwać"

"Nawet w najgorszym miejscu świata i o najgorszym czasie można spotkać człowieka, który szuka pomocy dla innego". Zaraz po wojnie. W Szarym Kraju. W miejscach, gdzie grasują źli ludzie. Książka zaczyna się realistycznie, ale z każdą stroną wchodzimy głębiej w świat baśni. Są tu czarodziejka i chłopiec rozumiejący mowę zwierząt, niezwykłe przygody i przemierzane krainy: Białe Miasteczko, Las Najsmutniejszy, Łagodne Góry, wieś Kamienna... A przede wszystkim - smutnawe i głęboko wzruszające losy sieroty, czyli "O chłopcu, który szukał domu" IRENY JURGIELEWICZOWEJ (1903-2003).

Marta, uboga wdowa, wraca po dziejowym kataklizmie do Zielonej Doliny, położonej z daleka od bolesnych wydarzeń. Po drodze spotyka Piotrusia. Zabiera go do Domu Pod Topolą, gdzie - jak wierzy - czekają na nią córeczki, zostawione pod opieką sąsiadów. Ale dziewczynek nie ma. Dobra kobieta zaprasza w skromne progi chłopca, ale on już wie, że "to nie jest prawdziwy dom. Nie ma tu ani dzieci, ani ognia, ani chleba". Pełen współczucia i wdzięczności za dach nad głową, postanawia odnaleźć Kasię i Trusię. Ale gdzie? Świat jest wielki, a on mały... I wkrótce stanie się jeszcze mniejszy.

W Lesie Najsmutniejszym mieszka wróżka pomagająca dzieciom i zwierzętom. Wszystkim podejmującym trud nie dla siebie, ale dla innych. Wyjaśnia, że "nie ten jest prawdziwie odważny, kto się niczego nie boi, ale ten, kto bojąc się - nie ucieka." Spełnia prośbę Piotrusia, który chciałby zostać zaczarowany i pomniejszony do tego stopnia, że mógłby rozmawiać ze wszystkimi zwierzętami. Ale stawia warunek: odczarować będzie go mogła tylko Marta – słowem ukrytym w niej samej. Każe szukać pomocy w Odwadze, Rozumie i Sercu. "Rozum wskaże drogę, odwaga pomoże sprostać niebezpieczeństwom, serce pozwoli wytrwać." I chłopiec wyrusza. A Marta wypatruje już teraz trójki zagubionych...

Pierwsze wskazówki dla Piotrusia pochodzą od zwierząt zamieszkujących Dom Pod Topolą. Z ich pomocą udaje się znaleźć karteczkę pozostawioną przez dziewczynki. Zapisały na niej, że zostały uprowadzone przez złych ludzi. Ale nadal nie wiadomo, dokąd. W podróży przez doliny, lasy i góry towarzyszą chłopcu różne zwierzęta. Wspierają, ostrzegają, bronią. A on pomaga im. Wreszcie docierają do Czarnego Lasu, w którym stoi dom pogubionych dzieci, a w pobliżu wieś Kamienna - miejsce, gdzie przebywają Kasia i Trusia. Ale one już zapomniały o matce, albo nie chcą o niej pamiętać, bo to mniej boli. Trzeba im nocami śpiewać matczyną kołysankę, podpowiadać sny, sprawić, by uwierzyły w możliwość powrotu.

I to się udaje. Po męczącej podróży i wielu smutnych dniach nad Zieloną Doliną znowu świeci słońce. Matka tuli w ramionach córeczki. Dziwi się, że wróciły same. Nie dostrzega – podobnie, jak one - malutkiego Piotrusia. Ale ma moc, by go odczarować. Jednak nie wie o tym. Czy potrafi znaleźć w swym dobrym sercu to odpowiednie, jedyne słowo - sprawiające, że zniknie czar? Jakie to słowo? Dla matki – najważniejsze…

Irena Jurgielewiczowa, O chłopcu, który szukał domu, Warszawa 1985. ISBN 83-10-08570-2 (sygn. 112500).

poniedziałek, 24 czerwca 2024

Między „Początkiem” (Szczypiorskiego) a „Końcówką” (Becketta) – część 1

Początek wakacji. Może przypomnimy kilka utworów literackich o… początku i końcu? Dwa mamy już w tytule.

Wiersze. „Koniec i początek” Wisławy Szymborskiej. W takiej – zdawałoby się, nielogicznej – kolejności (przy okazji przypominamy, że ta figura retoryczna nazywa się hysteron-proteron). Ale w treści ma to głębokie uzasadnienie. Podobny, poważny temat mamy w „Portrecie końca wieku” Zbigniewa Herberta. Nikłej nadziei nie ma w „Końcu wieku XIX” Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Inny „poetycki” koniec, to np. w „Koniec lata w zdziczałym ogrodzie” Jarosława Marka Rymkiewicza, a prozatorski – „Koniec wakacji” Janusza Domagalika i „Koniec romansu” Grahama Greene’a. Początek? Na przykład „Początek jesieni” Jerzego Lieberta, „Początek” Dana Browna… Alfa i Omega razem są zaś w „Biblii” (Ap 1, 8).

Początek i koniec. To także pierwszy i ostatni… Dramat „Pierwszy dzień wolności” Leona Kruczkowskiego, opowiadanie „Pierwszy krok w chmurach” Marka Hłaski, powieść „Pierwszy śnieg” Jo Nesbo… Dramat „Ostatnia taśma Krappa” Samuela Becketta, poemat „Pan Tadeusz, czyli Ostatni zajazd na Litwie” Adama Mickiewicza, powieści „Ostatni Mohikanin” Jamesa Fenimoore’a Coopera, „Aecjusz, ostatni Rzymianin” Teodora Parnickiego i „Ostatni brzeg” Nevila Shute (TUTAJ)...

Chcemy zaprosić do zabawy. Przedstawimy pierwsze i ostatnie zdania z najsławniejszych utworów epickich pisarzy polskich i obcych (po 20). Zadanie będzie polegało na odgadnięciu autorów i tytułów, a nagrodą pozostanie... satysfakcja.

Literatura polska

1.„Czarny ptak o dwu głowach, orzeł o trzech koronach, w szponach kurczowo zaciska złote jabłko i miecz obnażony.”
„Czy za cesarza, czy tylko za siebie samego, o tym na razie historia milczy.”

2.„Jestem ładna – pomyślała Marta Majewska ujrzawszy się w lustrze.”
„ – Jesteśmy w Warszawie… - rzekł cicho, lecz wyraźnie Halski.”

3.„Mam kilka lat.”
„W ich uśmiechu ukryta jest, jak się nam zdaje, jakaś obietnica, że być może urodzimy się ponownie i tym razem będzie to właściwy czas i właściwe miejsce.”

4.„Miał lat przeszło czterdzieści, i widać to było z kilku zmarszczek, które cienkiemi liniami przerzynały mu czoło wysokie, a wydające się jeszcze wyższem od przerzedzonych na niem włosów ciemnych i na skroni trochę siwiejących.”
„Boże, bądź miłościw jej grzesznej i nieszczęśliwej!”

5.„Na ulicy Miodowej co dzień około południa można było spotkać jegomościa w pewnym wieku, który chodził z placu Krasińskich ku ulicy Senatorskiej.”
„Powinienem był zająć się nim od dawna…”

6.„Należy zacząć od opisu Kraju Jezior, w którym mieszkał Tomasz.”
„Podnosisz bicz – i tutaj urywa się opowieść.”

7.„- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!”
„Ostańcie z Bogiem, ludzie kochane.”

8.„Niektórzy ludzie mają pociąg do zbierania osobliwości kosztowniejszych lub mniej kosztownych, na jakie kogo stać.”
„Któż jednak powie, że za tymi chmurami nie ma słońca?…”

9."Ocknęło się znów zimno targające wnętrzności - i cierpienie, co raz wraz jak toporem rozrąbywało głowę."
"Dogodziły ci, widać - trafiły cię, oj, celnie - da postrzeliły celnie!..."

10.„Opowiem inną przygodę dziwniejszą…”
„Dziś na obiad była potrawka z kury.”

11.„Oto nadchodzi koniec świata.”
„Ludzie…”

12.„Poranek wiosenny świtał nad czarną lasów ławą otaczającą widnokrąg dokoła.”
„One są kwiatem tym wyrosłym na mogiłach, który coś przecie ma w sobie z ciał i ducha szczątków pokrytych nimi…”

13.„Przede wszystkim rzuca się w oczy światło.”
„Była jeszcze noc, ale zbliżała się najbardziej olśniewająca chwila w Afryce – moment świtu.”

14.„- Przyszedłem.”
„- Właśnie: ponad wszelką wątpliwość.”

15.„Rycerz Witosław Strzegonia, ostatni z jadących, obrócił się jeszcze raz ku klasztorowi.”
„- Pokory po Głowaczu jeszcze nie skończyłam!”

16.„Słońce zachodziło na gaj dębowy, wtulony w widły Dubissy i Ejni, w starym cichym kraju świętych dębów, węży i bursztynu.”
„Potakiwała swojemu synowi…”

17.„Światło lampy, chociaż przyćmione, budziło mnie i nieraz o drugiej lub trzeciej po północy widziałem Michasia pracującego jeszcze.”
„Nie wiem, gdzie jesteś, czy mnie słyszysz, wiem tylko, że twój dawny nauczyciel kaszle coraz ciężej, że mu coraz ciężej, samotniej i wkrótce może odejdzie, jak ty odszedłeś…”

18.„Wojna już dawno minęła.”
„Głowa wznosiła się do góry, a gdy wchodził na stację, machał już wesoło swoją teczką, myśląc o tym, co tam Janek w Stokroci przez te trzy tygodnie robił.”

19.„Wybudować grób.”
„I buja cię, buja, aż stajesz się znów nie narodzony, nie poczęty.”

20.„Żył raz pewien wielki konstruktor-wynalazca, który, nie ustając, wymyślał urządzenia niezwykłe i najdziwniejsze stwarzał aparaty.”
„Odtąd nikt już nie próbował najechać Kryonii, bo zabrakło głupców w całym Kosmosie, chociaż niektórzy mówią, że ich jeszcze sporo, a tylko drogi nie znają.”

Odpowiedzi
1.Józef Wittlin, „Sól ziemi” (zob. TUTAJ); 2. Leopold Tyrmand, „Zły”; 3. Olga Tokarczuk, „Bieguni”; 4. Eliza Orzeszkowa, „Cham”; 5. Bolesław Prus, „Katarynka”; 6. Czesław Miłosz, „Dolina Issy”; 7. Władysław Stanisław Reymont, „Chłopi” (zob. TUTAJ); 8. Bolesław Prus, „Kamizelka”; 9. Stefan Żeromski, "Wierna rzeka" 10. Witold Gombrowicz, „Kosmos”; 11. Tadeusz Konwicki, „Mała apokalipsa”; 12. Józef Ignacy Kraszewski, „Stara baśń”; 13. Ryszard Kapuściński, „Heban”; 14. Teodor Parnicki, „Tylko Beatrycze”; 15. Zofia Kossak, „Krzyżowcy”; 16. Maria Rodziewiczówna, „Dewajtis”; 17. Henryk Sienkiewicz, „Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela”; 18. Jarosław Iwaszkiewicz, „Panny z Wilka”; 19. Wiesław Myśliwski, „Kamień na kamieniu”; 20. Stanisław Lem, „Trzej elektrycerze”, z tomu: „Bajki robotów”.

Ps. Druga część testu (literatura powszechna) - 1 lipca. W najbliższy piątek - Książki (nie)zapomniane.

piątek, 17 maja 2024

Książki (nie)zapomniane - Człowieczeństwo w matni

Oblicza samotności, wyobcowania, cierpienia. Fatalistyczne przekonanie o ekspansywności zła w człowieku i jego otoczeniu, czyli człowieczeństwo w matni. I rozpaczliwe pragnienie sensu, ładu, harmonii. Po prostu opowiadania i powieści MARKA HŁASKI (1934-1969). Dziś pominiemy najsławniejsze ("Bazę Sokołowską", "Pierwszy krok w chmurach", "Pięknych dwudziestoletnich", "Okna", „Pętlę”), a przypomnimy trzy utwory emigracyjne (w chronologicznej kolejności ich powstawania).

Czy w groźnym oceanie życia znajdzie się miejsce, w którym można zarzucić kotwicę pewności? Oto Izrael i „Ameryka” - dwie Ziemie Obiecane, które nie okażą się przystanią, ale tylko kolejnym potrzaskiem.

"Wszyscy byli odwróceni". „On nie jest zły. On jest tylko nieszczęśliwy.” Izaaka Berga i Ben Dova łączy dziwna więź. Pierwszy jest chwiejnym i słabym człowiekiem, który w imię – właśnie – jakiej idei (?), bierze na siebie winę przestępcy, Ben Dova. A dla tego drugiego nie ma już nigdzie schronienia. Nawet… pustynia nie może nim (chwilowo!) zostać. Bo rozległe piaski – pełne złowrogich szakali – są jedynie odzwierciedleniem większego pustkowia, które jest w nim. Żona zdradziła i ma dziecko z innym. Ojciec i brat nie rozumieją. A ostateczny cios zadaje przyjaciel…

„Drugie zabicie psa”. „Loser to jest taki facet, który ciągle przegrywa”. Mężczyzna opowiadający tę historię ma świadomość klęski. Robert, jego przyjaciel, jeszcze nie. Ma za to poczucie pewnej władzy nad tamtym. Wymyślił sposób, który pozwala im na utrzymanie się na powierzchni. Dzięki jego sprytowi mają nawet pieniądze na pobyt w Hajfie. I na psa, dzięki któremu podbijają serca bogatych zagranicznych turystek, obcych w tym miejscu – jak oni. Czy wierzy we własne słowa, gdy – na przekór prowadzonemu procederowi – mówi: „Ale pewnego dnia uczysz się kochać kobietę, która (…) jest daleko stąd i żyje z innym mężczyzną, a ty jesteś szczęśliwy, że ona gdzieś tam jest, że oddycha, i nie przeszkadza ci nawet, że jest z kim innym. Po prostu dziękujesz Bogu, że dał jej życie i że wolno ci o tym myśleć.” A może opowiada jeden z obejrzanych filmów…
Kontynuacją utworu są: „Nawrócony w Jaffie” i „Opowiem wam o Esther”.

Marek Hłasko, Wszyscy byli odwróceni; Drugie zabicie psa, w: tegoż: Utwory wybrane, t. 3, Warszawa 1985 (sygn. 113453/3, 118786/3).

"Palcie ryż każdego dnia"
. „Drzewa umierają w ten sposób (…). Raz jeszcze kwitną i wtedy wyglądają tak pięknie jak nigdy.” Federal Aviation Administration jest miejscem spotkania Jacoba Andersona, Mike’a Ryana i Esther Schellenberg. Jacob tylko w powietrzu czuje się dobrze. Na ziemi… traci grunt pod nogami. Prostak próbujący wzlecieć. Ale przeszłość potrafi dogonić. Nawet tam. Nastaje kolejny „zły dzień na lądowanie”. Czy tragedia kobiety i człowieka, któremu nieoczekiwanie – wbrew okolicznościom – stał się bliski, to jego wina? I czy nieustanny uciekinier tylko w niezgłębioną ciemność rzuca rozpaczliwe słowa: „musi być jakaś droga, która nie pozostawia śladu”? Droga bez śladu, czyli droga ku dobru…

Marek Hłasko, Palcie ryż każdego dnia, Warszawa 1983. ISBN 8306009282 (sygn. 104173). Także w: tegoż, Utwory wybrane, t. 4, Warszawa 1989 (sygn.  113453/4, 118786/4, cz D I-6/4 e).

Źródło fot. Pixabay.com

piątek, 3 maja 2024

Książki (nie)zapomniane - „Nikt nigdy nie odgadł swoich przeznaczeń"

Życie często tworzy najbardziej interesujące powieści lub scenariusze. Obu (dosłownie) doczekała się Anna Konstancja von Brockdorff, hrabina Cosel (1680-1765). JÓZEF IGNACY KRASZEWSKI (1812-1887) napisał o niej bardzo wierną historycznym faktom powieść. Jerzy Antczak przeniósł tę powieść na ekran. „Hrabina Cosel” znowu stała się sławna.

Anna Konstancja. Żona Adolfa Magnusa Hoyma, jednego z ministrów Augusta II Mocnego. Była ponoć olśniewająco piękna. Władca po raz pierwszy zobaczył ją na balu w styczniu 1704 roku. I zachwycił się. Nim rok dobiegł końca, została jego faworytą. Zmusił ją do rozwodu z mężem i obdarował tytułem hrabiny. W jego łaskach pozostawała przez dekadę. W tym czasie urodziła troje dzieci (syna i dwie córki). Nieustannie poszerzała wpływy na królewskim dworze i… drenowała kieszeń ukochanego. Nie wszystkim się to podobało. Zaczęły się pomówienia, plotki, intrygi. Ale August także miał nieprzyjaciół. I z czasem okazało się, że w ich gronie znajduje się… Anna.

Co ją bardziej zabolało - próba ograniczenia przywilejów czy nowy romans władcy? Przystąpiła do spisku przeciwko Augustowi. A on zabrał jej wszystko, co dla niej było najdroższe: dostęp do dzieci i siebie samego. Stało się to, czego doświadczyły inne kobiety przed nią (i po niej), tyle że ją potraktował najokrutniej. Jako winna zdrady została osadzona w Zamku Stolpen. Wśród zimnych bazaltowych skał zaczęło teraz upływać jej życie:

"August (...) żałował czasami pięknej Cosel, ale nadto był słabym, bałamutnym, żeby się osnutej oparł intrydze. (...) Bawiła go nowość i po raz kolejny rozpoczynane te same amory, które się zawsze kończyły dla niego uśmiechem i ziewaniem, dla tamtych - łzami."

Kilkadziesiąt lat w samotności i smutku. Bez rodziny, przyjaciół, krewnych. "Ale nikt nigdy nie odgadł swoich przeznaczeń." Najpierw myślała, że niebawem umrze. Ale żyła jeszcze długo. Niemal przywarła do tych głazów. Trwała w bólu - spotęgowanym z czasem przez wiadomość o śmierci mężczyzny, który zadał jej tyle ran:

"Miłość jej dla Augusta, który nigdy żadnej kobiety nie kochał, przetrwała lata (…). Niewola, okrucieństwo, zapomnienie, doznane krzywdy nie mogły jej sercu odjąć miłości, jaką miała dla niego. Odtąd znowu był jej ukochanym Augustem, a wszystko złe poszło w zapomnienie!"

Nie przystała na propozycję uwolnienia, którą wspaniałomyślnie zaoferował jej August III. Pozostała w swojej twierdzy. Do końca.

Epilog… "Zamek w Stolpen pusty dziś, zamknięty, śliczna ruina milcząca, stoi, wspinając się wieżami swymi do góry. Zachował jeszcze dosyć cało i wieżę Świętego Jana, pokoje hrabiny Cosel - jej ogródek (...). Cicho tu i głucho. Oryginalną fizjonomię nadają zamkowi ogromne wieże słupów czarnego bazaltu, wyrastające z ziemi wszędzie. (...)Na cmentarzu i w kościele u stóp góry próżno pytać o grób Cosel: nikt o nim nie wie."

Józef Ignacy Kraszewski, Hrabina Cosel. Powieść historyczna, Warszawa 1973 (sygn. 57594).
Józef Ignacy Kraszewski, Hrabina Cosel, wyd. 18, Warszawa 1988. ISBN 8320537797 (sygn. 122966).

piątek, 5 kwietnia 2024

Książki (nie)zapomniane - Dwunastu apostołów czy dwunastu zbójców?

„Wojna powstała z grymasu szatana”. Wie o tym „parszywa dwunastka”, czyli Polacy skierowani z komendy oddziału II Korpusu do miasteczka Monte Sicuro, między Anconą a Loreto. Zakwaterowano ich w zamku na szczycie, by trochę odpoczęli po traumatycznych wydarzeniach, które w minionych latach wojennej zawieruchy były ich udziałem. „Judasz z Monte Sicuro” GUSTAWA MORCINKA (1891-1963).

„Dwunastu niedobitków siedziało koło kominka. Jakby dwunastu apostołów lub dwunastu zbójców z naiwnej ballady.” Dziejowy kataklizm rzucił ich w różne strony Europy. Niektórzy (Ślązacy) musieli służyć w Wehrmachcie, inni przeszli przez piekło obozów, jeszcze inni - szukali drogi do Ojczyzny w obcych partyzantkach. Każdy z nich ma w życiorysie wydarzenie, którego się wstydzi. Nie ma wśród nich ludzi nieporanionych duchowo. Swoistą psychoterapią będą cowieczorne opowieści. Uradzili, by każdy opowiadał o przeżyciu, które nie daje mu spokoju. Rozpoczynają 12 grudnia.

Ten gatunek mocno zadomowił się w literaturze. Od "Księgi tysiąca i jednej nocy " i „Opowieści kanterberyjskich", przez „Dekameron” Boccaccia, aż po… „13 opowieści” Agathy Christie. Z tej tradycji wywodzą się też „Wieczory medańskie”. Teraz Polacy na obcej ziemi snują bolesne historie. Oto niektóre...

... Staszek szukał śmierci, bo zdradziła go Jolanta. Ale śmierć go omijała. Niewiele brakowało, by wpadł w jej objęcia, gdy jego czołg został ostrzelany. Znowu ocalał. A koledzy zabili tego, który doń strzelał. Za późno zorientowali się, że był Ślązakiem... Swoim...
... Żyd, zwany Luminalem, jechał z żoną i córeczką przepełnionym wagonem. Niemcy wieźli ich do gazu. Dał kobiecie i dziecku luminal, by nie cierpiały. Zażyły. I umarły niemal natychmiast. Zanim zdążył połknąć swój, partyzanci odbili transport. Uwolnili i jego...
... Inżynier w Dachau poznał chłopaka - pomocnika kapo, który zabijał fenolem, a potem – by zadośćuczynić za zbrodnie - ratował pozostałych. Po wyzwoleniu obozu nie wrócił do matki, bo czuł się winny. Tak mu doradził Inżynier, który teraz czuje się jeszcze bardziej winny. Bo matka pewnie by dziecku wybaczyła...
... Janek Waleczek, młody nauczyciel, bez pamięci zakochał się w Jeti. Wojna ich rozdzieliła, ale widział ją, gdy szła w kolumnie – popychana przez esesmanów – na śmierć. W ramionach tuliła ich malutkie dziecko. Dostrzegła go, wołała. Ze strachu udał, że nie widzi i nie słyszy...
... Ślązak. Służył w Wehrmachcie. Zdezerterował i przystał do włoskich partyzantów. Życie zawdzięcza Rinaldo, który go - rannego - ocalił. Nie może sobie darować, że w chwili panicznego strachu zabił przyjaciela, bo myślał, że atakuje go Niemiec...
... Straceniec, który cudem przeżył. Niemcy wywieźli Polaków w łodziach na morze. A Anglicy ostrzelali. Dwóch uratowało się. Płynęli, trzymając się niewielkiej deski. I tamten mu ją odstąpił, a sam po cichu poszedł na dno...
... Grupa żołnierzy rozmawiała o wierze. Niektórzy ją stracili. Inni jej nigdy nie mieli. A ten, który miał wiarę, szedł na śmierć jak na spotkanie dziewczyny. Nigdy nie przestaną go podziwiać za ten spokój w sytuacji ostatecznej...
... Kuźma kochał Monikę. Nie zdobył się na wyznanie, ale - jak Cyrano de Bergerac – pisał za sierżanta listy do niej, w których zawarł całą swoją miłość. Tamtej podobały się piękne słowa, więc wyszła za sierżanta. A on nią poniewierał. Poznawszy prawdę - mówiła, że najbardziej skrzywdził ją... Kuźma. Umarła, zostawiając dziecko. Przez lata nie zapomniał jej oskarżenia i potem - w obozie - wziął na siebie winę jej syna...

Wigilia, która bardziej przypomina Wielkanoc i jej Zwycięstwo. Ktoś podpala miasteczko. W tym oczyszczającym ogniu "płoną" także wojenne winy straceńców. Teraz mogą już zejść w dolinę. Judasze, którzy okazali szczerą skruchę. Judasze, którym nikt już nie będzie pamiętał złego.

Gustaw Morcinek, Judasz z Monte Sicuro, posł. opatrzył Jerzy Nowak, wyd. 4, Katowice 1982. ISBN 8321602339 (sygnatury: 97906, 98674).

Fot. Pixabay.com

piątek, 23 lutego 2024

Książki (nie)zapomniane - Ostatnia (?) podróż Odyseusza

"Nazywam się Nikt" - tymi słowami nazwał siebie Odyseusz zapytany przez Polifema o imię. "Nikt" JERZEGO ANDRZEJEWSKIEGO (1909-1983). Jeszcze jedna reinterpretacja mitu, a może raczej jego "dokończenie".

"Odyseusz (...) jest już jak gdyby zapowiedzią Kolumba, w poszukiwaniu wiedzy przekracza groźną granicę i płynie poprzez rozległe, lecz nieznane wody." Za życia stał się legendą. Opiewano jego czyny i wychwalano go jako przemyślnego. Istniał niemal jako posągowa postać, a przecież był śmiertelnikiem. O człowieczeństwie żywego pomnika zapomniano w eposie i peanach...

Odys powrócił do Itaki. Zastał podstarzałą Penelopę, ucztujących zalotników (z którymi prędko się rozprawił), wiernego Eumajosa i zbuntowanego syna. Nie zaznał jednego - radości z powrotu. Żona wkrótce zmarła, syn odpłynął na Ajaję, w poszukiwaniu Kirke, a bohater spod Troi wylądował w ramionach oddanej mu, ale także już wiekowej Euryklei. I myślał o morzu... O dalekich krajach... O pozostawionej Kirke i ich synu, Teleogonosie, którego zapewne Telemach popłynął odszukać. Niespokojny duch nie poczuł ukojenia na lądzie, w swoim królestwie.

I ponownie - zebrawszy kilkunastu najwierniejszych towarzyszy, a wśród nich błazna, Klausigelosa (co się tłumaczy Śmieszek Płaczek)  - opuścił ojczyznę. Pozostał wierny przeznaczeniu żeglarza. Pozostał wierny snom, w których czuł się pewniej niż na jawie. Dopłynął do wyspy czarodziejki Kirke, lecz Telemach zdążył już ją opuścić. A czarodziejka po trochu zaczęła przypominać zgorzkniałą czarownicę. I Teleogonos okazał się wrogiem ojca. Kres złudzeń? Raczej powód, by wymyślić sobie kolejny cel i za nim podążać jak za wiecznie uciekającym cieniem...

Pora znowu wyruszyć w drogę. "Nawet jeśli tak, nie będzie to powrót, lecz wędrowanie od poprzedniego całkiem inne, więc jakby nowa podróż."

"Muzo, męża wyśpiewaj, co święty gród Troi
Zburzywszy, długo błądził i w tułaczce swojej
Siła różnych miast widział, poznał tylu ludów
Zwyczaje, a co przygód doświadczył i trudów!"

... Wracamy do początku. Do Inwokacji. Czy to na pewno była o s t a t n i a  podróż Odyseusza? Przecież po tej - zdawałoby się - finalnej, każdego czeka jeszcze jedna. Najważniejsza...

Ps. Książki Andrzejewskiego omówione w tym cyklu - "Ład serca" (TUTAJ) i "Prometeusz" (TUTAJ).

Jerzy Andrzejewski, Nikt, Warszawa 1983 (sygn. 103883, 104514). 


piątek, 14 lipca 2023

Książki (nie)zapomniane - Nie trzeba jechać daleko po Wielką Przygodę

Nie trzeba jechać daleko po Wielką Przygodę. Wystarczy udać się na Mazury. Nawet w peerelowskiej szarzyźnie było to możliwe. Doświadczyła tego „Dziewczyna z Wyspy Słońca” z powieści MONIKI WARNEŃSKIEJ (1922-2010).

Małgorzata Jastkowska urodziła się w drugiej połowie lat pięćdziesiątych minionego stulecia. Wiedzie dość prozaiczne życie pomiędzy domem a uniwersytetem, gdzie studiuje historię. Szczególnie interesuje ją kultura peruwiańska. Matka, bibliotekarka, nie poznała jej z biologicznym ojcem. Dziewczyna go nie zna. Czasem za nim tęskni, ale przywykła. Jest jednak ktoś, kto wie. Ciotka. Pewnego dnia podzieli się tą wiedzą…

Wielkim marzeniem Małgosi jest podróż do Paryża – miasta pełnego architektonicznych i kulturalnych cudów. Jednak tego lata będzie musiała zadowolić się Mazurami, gdzie – jako harcerka – uda się na obóz. Atrakcją wakacyjnego wyjazdu stanie się pogadanka sławnego archeologa, Piotra Konarskiego, znawcy dawnego Peru. Nad jeziora pojedzie również córka naukowca, Teresa, druhna niedawno poznana przez Jastkowską. Gdy spotykają się po raz pierwszy, spostrzegawcza Małgorzata zauważa zastanawiającą rzecz. Tamta jest bardzo podobna do niej samej. Wręcz uderzająco. A gdy zaprasza ją do domu, matka dziwnie się zachowuje. Też to widzi. Więcej, wie, ale zachowuje milczenie. Zbyt wymowne, by je pozostawić bez echa.

Jastkowska jedzie do Katowic. Teraz jest właściwa pora, by zapytać ciotkę o przeszłość. Krewna niezbyt chętnie powraca do tego, co minione. Wreszcie ustępuje.

Malownicze Mazury. Lato i słońce zachęcają do wypoczynku. Ale to tylko jeden z celów zgrupowania. Młodzież - zafascynowana wiedzą specjalnego gościa - zagłębia się w dzieje Ameryki Południowej, w wyobraźni biegając po zaatakowanym przez czas wzgórzu Machu Picchu, na którym rozciągało się przed wiekami inkaskie miasto. Słucha. Uczy się. A w wolnych chwilach? Małgosia ma cel, ale nim zdąży go zrealizować, zaskakuje ją Konarski. Sam przyznaje się do ojcostwa. Cieszy się, że Teresa ma przyrodnią siostrę. Próbuje wytłumaczyć się z niewłaściwych młodzieńczych wyborów. A Jastkowska słucha. Chce zrozumieć ojca. Wybaczyć. Pokochać. Wreszcie – zaprosić do domu. Ale czy matka zechce? Czy zgodzi się na spotkanie po latach?

„Dziewczyna z Wyspy Słońca”. Powieść nie tylko dla młodzieży. Porusza ważną tematykę. Pomijając peerelowskie realia, których tu zresztą nie mamy wiele, z pożytkiem możemy czytać ją również dzisiaj. I polecać młodym. Warto.

Monika Warneńska, Dziewczyna z Wyspy Słońca, Lublin 1986. ISBN 8322203845 (sygn. 116656).

piątek, 27 stycznia 2023

Książki (nie)zapomniane - Próba zakotwiczenia "próżni dziejów" w wiecznej aksjologii

Historia. Przemijanie i trwanie. Przeszłość i teraźniejszość. Rozważania o wstędze czasu snute pod niebem Italii. Oto tematyka zbioru wierszy „Hamlet i łabędź” ROMANA BRANDSTAETTERA (1906-1987).

Pisarz zachwyca erudycją i znajomością dziejów kultury. Wspomina wielkich pisarzy i ich dzieła (np. "Winogrona Antygony", "Ugolino"), malarzy ("Apokalipsa brzuchów"), postaci rozpoznawalne w licznych dziełach ("Pogrzeb don Juana"), gatunki ("Bukolika"). Wreszcie - interesuje go samo tworzenie ("Ars poetica", "Poezja").

Wiodącym motywem jest jednak Historia. Widziana przez pryzmat etyki. Dająca prawo do sądu. Nad człowiekiem, dla którego nie jest nauczycielką życia lecz pustym echem. Gdyby miała wymiar wychowawczy, ludzkość nie powtarzałaby uparcie dawnych błędów:

"Na ruinach starego chaosu
Wznoszą nowy chaos,
I tak codziennie odbudowując
Próżnię dziejów,
Zdążam od klęski do klęski (...)
Jak ciężko jest żyć
Na rozdrożu stu negacji
Między szalejącym atomem
A szalejącym człowiekiem."
("Wyspa syren")

"Kości rzucone. Rzucone są kości
Milionów ludzi. (...)
W każdej epoce bije z innych źródeł
Tragedia czasu."
("Faust zwyciężony")

"W historii nie ma
Zwycięstw"
("Pieśń miłosna o Cleo")

Czy jednak rekonstrukcja przeszłości w ogóle jest do wiernego odtworzenia, skoro:

"Odbywa się za pomocą środków,
Które są wyłącznie twoją tajemnicą,
Wierna wyobraźnio"
("Pompes funèbres")

Podobne ograniczenia posiada sztuka i jej kreatorzy:

"nawet mistrz genialny, obrabiając marmur,
Nic nie zdoła talentem stworzyć ponad to,
Co marmur już w zarysie sam w sobie zawiera.
Wiedz bowiem, że natura, która też jest duchem,
Dłoni mistrzowskiej kształty właściwe narzuca."

("Pani z Pescary czyta list Michała Anioła")

Człowiek jest samotny wobec dziejów, ale dystans - paradoksalnie - niesie pocieszenie:

"Samotność (...)
Jest morską latarnią
Na skalistym cyplu
Człowieczeństwa".
("Samotność")

Prawdę o przemijaniu trzeba zaakceptować, bo trwanie i mijanie jednakowo należą do porządku rzeczy:

"życie i śmierć
Są jak dwie ręce,
Biegnące po klawiaturze,
W harmonii i zgodzie,
Lecz w przeciwnych kierunkach."
("Wieczorny koncert na Neusiedlersee")

I tak od praczasu toczą się dzieje:

"Kamień kamieniowi
Przekazuje
W nieskazitelnym kształcie
Słowo
Wypowiedziane szeptem.
Akustyka wieków."
("Ucho Dionizjosa")

A poeta - doświadczony "dzwonnik nieobeszłych marzeń", snujący filozoficzne refleksje - próbuje ocalić to, co z przeszłości najwartościowsze. Co świadczy o człowieczeństwie. Chce zakotwiczyć "próżnię dziejów" w wiecznej aksjologii.

Ps. Dramaty „Powrót syna marnotrawnego” i „Dzień gniewu” tego autora – TUTAJ.

Roman Brandstaetter, Hamlet i łabędź. Wybór wierszy, oprac. graf. Maria Wieczorek-Heidrich, Poznań 1988. ISBN 8321007309 (sygn. 125161).

piątek, 21 października 2022

Książki (nie)zapomniane - To miała być niespodzianka

To dramat niełatwy w odbiorze czytelniczym. Nieczęsto też gości na współczesnych scenach. Jest przeraźliwie smutny i przytłaczający bolesną tematyką. Dodatkową trudność stanowi góralska gwara, którą posługują się bohaterowie. Jednak - po przeczytaniu lub obejrzeniu - niełatwo go zapomnieć. Właściwie - nie sposób. Nie tylko ze względu na naturalistyczne ujęcie. Także dlatego, że brzmią w nim echa wątków odwiecznych, sięgających - tak! - początków, to jest pierwszego bratobójstwa. Z tą różnicą, że tutaj mamy dzieciobójstwo. Ale ono również jest... pradawne. Pamiętamy Medeę? Niespodzianka. Prawdziwe zdarzenie w czterech aktach KAROLA HUBERTA ROSTWOROWSKIEGO (1877-1938).

Szywałowie mają troje dzieci: Antka, Franka i Zośkę. Antek od dłuższego czasu przebywa poza domem. Pojechał do Stanów Zjednoczonych za pracą. Franek uczy się i tylko dwa lata pozostały mu do zakończenia edukacji, ale podręczniki sporo kosztują. Zośka to jeszcze dziecko. Właśnie jej los spędza sen z powiek Matce. Kobieta niewiele może spodziewać się po mężu, pijaku. Sama musi mierzyć się z niesprzyjającym losem. A bieda wyziera z każdego kąta. Niebawem trzeba będzie sprzedać krowę i ostatni kawałek ziemi. Od jakiegoś czasu - by odegnać widmo głodu - podkradała nauczycielowi drób. Franek to dostrzegł. Wstydzi się rodziców - alkoholika i złodziejki. W jej oczach wygląda to inaczej: córka nauczyciela życzliwie traktuje chłopaka i pewnie kiedyś się pobiorą. Będą rodziną. Czyż więc wśród swoich to kradzież?...

Nastaje kolejny dzień w domu biedaków. Po nim wieczór. Do drzwi puka obcy. Prosi o nocleg. To zdarzenie stanie się przełomem w egzystencji Szywałów. Przecież  w centrum wsi stoi karczma. Są pokoje. Dlaczego nieznajomy w niej się nie zatrzymał? Zrazu jest gniew. Potem pojawiają się inne odczucia. Bo przybysz ma w kieszeni dolary. Gdy pada ze zmęczenia i zasypia - wciąż ukrywając się nieco w cieniu - blask lampy oświetla doskonale to, co dla mieszkańców chałupy najważniejsze: walizkę. Można ją przeszukać. A nuż dolarów jest więcej?... Jest! Dużo! Mąż i żona już wiedzą, w jaki sposób mogą zapewnić dalszą edukację synowi i przyszłość córce. Nikt się nie dowie, że obcy do nich dotarł. Nikt nie widział go na ich progu. Karczmarz pomyśli, że tamten poszedł jak przyszedł, że był we wsi tylko chwilowo. A ciało się ukryje. Gdy będzie już w pełni bezpiecznie, gdzieś się je wyniesie...

A jednak ktoś widział. Karczmarz zaś wiedział najwięcej. Rozmawiał z tamtym. Zachęcił do przenocowania u Szywałów. Incognito. To miała być niespodzianka. Rankiem zobaczyliby go wypoczętego i radosnego. Wreszcie do chaty zawitałoby szczęście, bo... syn, który oszczędzał każdy grosz i teraz jest bogaty, nareszcie powrócił.

Historia prawdziwa. Wstrząsająca. Trzyma za gardło długo po odłożeniu książki lub zapadnięciu kurtyny. Ale kto jest tak doskonały i nieskazitelny, by potępić Szywałów?

Ps. Podobną, a nawet niemal identyczną sytuację zarysował Albert Camus w dramacie "Nieporozumienie" (Malentendu).

Karol Hubert Rostworowski, Niespodzianka. Prawdziwe zdarzenie w czterech aktach, w: tegoż, Dramaty wybrane, t. 2, Kraków 1967, s. 5-100 (sygn. 40505/2). Także: Karol Hubert Rostworowski, Niespodzianka. Prawdziwe zdarzenie w czterech aktach, Kraków 1929 (sygn. ZS 54615), Karol Hubert Rostworowski, Niespodzianka. Prawdziwe zdarzenie w czterech aktach, w: tegoż: Wybór dramatów, Wrocław, Warszawa 1992, s. 459-571 (sygn. 170882, Czytelnia).

piątek, 9 września 2022

Książki (nie)zapomniane - Ogłuszający huk upersonifikowanych młynów…

"Traktat poetycki" Czesława Miłosza to w jakimś sensie wierszowany obraz literatury przedwojennej. Autor nie był w nim pobłażliwy dla kolegów czy znajomych. Może nawet okazał się zbyt surowy. Tylko o dwóch osobach napisał ze szczególną sympatią, by nie rzec - ze swoistą "czułością". Jednym był Józef Czechowicz, drugim - zamordowany w Katyniu WŁADYSŁAW SEBYŁA (1902-1940).

"Poezje zebrane" wydano w 1981 roku. Ich autor został we wstępie nazwany "zapomnianym poetą ciemnej wyobraźni". Obowiązkiem miłośnika literatury jest wydobycie go z mgły niepamięci. Zasługuje na to, bo... był jednym z twórców "Kwadrygi"..., pisał zadziwiające, z dzisiejszego punktu widzenia można powiedzieć - niemal prorocze wiersze, antycypujące nie tylko koszmar II wojny światowej, ale również okrucieństwa naszego stulecia... Odważymy się zejść w głębie nocy, które otwierał?

Pierwszy tomik - "Pieśni szczurołapa":

"Ja jestem szczurołapem, gram słodko na flecie,
Chodzę, lunatyk nieba, po ogromnym świecie".

To w gruncie rzeczy zbiorek autotematyczny. I od razu trzeba dodać - moralistyczny. Odczuwa się w nim klimat podobny do "Dżumy" Camusa. Bo drugim motywem jest wojna. Przykłady? Wstrząsająca "Piechota maszeruje", "Żołnierz nieznany", "Sztab":

"Już się gotuje ziemia, już się ziemia pali.
Płyną zatrute chmury, siecze deszcz ze stali."

Kolejne wiodące tematy: praca ("Woźnica", "Górnicy"), biedni, ułomni, pokrzywdzeni (""Podwórzowy grajek", "Ślepiec", "Inwalida", "Suchotnicy").

"Koncert egotyczny" otwiera niesamowity, wizyjny poemat "Młyny. Sonata nieludzka". Ogłuszający huk upersonifikowanych młynów, pracujących nocami, przeraża i ostrzega. Po nim następuje oniryczne "Osiem nokturnów", w którym znów ciemność i czarne wody zalewają wszystko. Wreszcie poemat nadający tytuł tomikowi, czyli kapitulacja poety:

"Bo cóż jest  s ł o w o? Tylko cień rzucony
z ducha człowieka na otchłanie rzeczy."

"Obrazy myśli". Ostatni zbiorek. Zdominowany przez wizję klęski i szczurów łaknących krwi:

"Wieczność trwa wokół, wieczność niezmierzona,
każda jej miara w nicość gna i kona,
czy życie wiekiem będzie, czy godziną."

Przeczucie apokalipsy. Jeszcze raz - idące młyny, tratujące wszystko po drodze z przejmującej prośby "Ojcze nasz":

"Krzykną tłumy, szaleństwem wodzów zarażone,
Wyje zwierz, wypłoszony głodem z legowiska,
Nadchodzą noce ognia, dni od krwi czerwone,
Pora, gdy skały pójdą w proch, już bliska."

Powtórka (z) historii:

"I znów? Czy znów? Kołowrót dziejów
w płonący krąg porywa nas,
skończyły się sny kołodziejów,
stalowy szumi groźny las."

Mroczna poezja Sebyły. Szczególnie czytelna w stuleciu, które - po bolesnych doświadczeniach poprzedniego wieku - miało być promienne, a w którym znowu w wielu miejscach zaczynają groźnie huczeć okrutne, u(od)człowieczone młyny...

Władysław Sebyła, Poezje zebrane, wstęp i oprac. Andrzej Z. Makowiecki, Warszawa 1981. ISBN 83-06-00527-9 (sygn. 93424). 

piątek, 12 sierpnia 2022

Książki (nie)zapomniane - Saga o Lancelocie z Podola

Chyba tylko bardzo oczytany odbiorca zna to nazwisko. Zapewne nie jest obce mieszkańcom Wybrzeża, bo z tym regionem związał część swojego życia, chociaż pochodził z Podola (niektóre internetowe źródła podają wprawdzie Kołobrzeg, ale trzymajmy się wersji podanej przez samego pisarza). Dzieciństwo spędził w ZSRR. Do Polski wrócił dopiero w czasie "odwilży". Niełatwo mu było znaleźć się w nowej rzeczywistości. I chociaż praktycznie każde jego dzieło literackie (a pisze zarówno powieści, jak wiersze) było lokalnie nagradzane, nie zyskał ogólnopolskiego rozgłosu. Jego poezję krytycy porównywali do Zagajewskiego, Herberta i Miłosza, lecz nie ma go w podręcznikach. Dziś przedstawimy powieść "Lancelot" PIOTRA BEDNARSKIEGO (ur. 1938), który mógłby być nawet noblistą, gdyby... miał inne pochodzenie i biografię.

Był rolnikiem, drwalem, dokerem, rybakiem dalekomorskim i marynarzem. Pisał o tym - werystycznie i metaforycznie. Skłonność do metafizycznych uogólnień i uniwersalnych przenośni, łączących pokolenia i kręgi kulturowe, a właściwie cały wielowiekowy dorobek ludzki, to charakterystyczna cecha jego pisarstwa.

Nie inaczej jest w "Lancelocie". Bednarski wraca tu do początków XX stulecia i wielokulturowych Kresów, w głuchy zaporoski step, by sportretować swą babkę ze strony matki, Tatianę, Rosjankę, oraz dziadka ze strony ojca, wywodzącego się ze szlacheckiego rodu. Całość dzieli na dwie części. W pierwszej, zatytułowanej "Kądziel", śledzimy losy młodej Tatiany i dzieje jej romantycznej miłości do Michała Jurewicza. Niepostrzeżenie mała historia rodzinna rozwija się w ponadjednostkowe doświadczenie Losu. Ta część kończy się słowami:

"Tak, tak, mój drogi Lancelocie, rycerzu karlego stołu, mamy już kądziel, musimy ruszyć po miecz, aby to razem związać wieczystym rzemieniem: oraz to, że nie opuszczę cię aż do śmierci. Na koń i w drogę po nową  r y c e r s k ą  przygodę."

I oto następuje historia "Miecza". I znowu - wśród wielu barwnych porównań do wzorów kulturowych obecnych w ludzkiej świadomości od stuleci - śledzimy losy dziadka narratora. Jej zakończenie jest niemal kopią poprzedniego fragmentu:

"Tak więc (…) mamy już kądziel i miecz. Księga rodzaju skończona, drogi Lancelocie, rycerzu karlego stołu, odpocznij chwileczkę, odsapnij, a potem znowu koń i w drogę, po nową  rycerską  przygodę."

Przygoda już czeka. W następnej powieści ("Parsifal"), kontynuacji "Lancelota". Nawiązania do cyklu arturiańskiego to nie jedyne odniesienia do tradycji. Jest ich tu oszałamiająca mnogość. Refleksy mitologii, historii, sztuki są w powieści wszechobecne. Czasem starannie ukryte pod warstwą prozaicznych zdarzeń, nierzadko bardziej widoczne. To lektura dla koneserów literatury. Wymaga  maksymalnego skupienia uwagi, by odczytać jej naddane sensy. Pewnie dlatego, chociaż lokalnie doceniona, była i będzie pomijana przez szerokie grono krytyków i czytelników.


Bednarski Piotr, Lancelot, Poznań 1986 (sygnatura: 114973).

piątek, 22 kwietnia 2022

Książki (nie)zapomniane – Czy można kochać maszynę? Czy maszyna potrafi kochać?

Czy można kochać maszynę? Czy maszyna potrafi pokochać? Zamyślenie na pograniczach cybernetyki, ontologii i etyki, owocujące jednym z najoryginalniejszych opowiadań nie tylko w gatunku science fiction, ale w całej polskiej literaturze. To "Maska" STANISŁAWA LEMA (1921-2006).

"Na początku była ciemność i zimne płomienie, i huk przeciągły, a w długich sznurach, iskier czarno osmalone haki wieloczłonkowe, które podawały mnie dalej (…). Zza szkieł okrągłych patrzał we mnie wzrok niezmiernie głęboki, nieruchomy (…)."

To jest genesis… automatu. Skonstruowano go w anonimowym średniowiecznym państwie na polecenie władcy, którego osobistym wrogiem był mędrzec Arrhodes. Ten ostatni czuł się już bardzo „zmęczony własną inteligencją”. Osamotniony, żyjący głównie wśród książek i nie dorównujących mu intelektualnie erudytów, zachwycił się czarującą i elokwentną kobietą spotkaną podczas balu. Nie domyślał się, że w ślicznej postaci ukrywa się druga – straszliwa, odrażająca i groźna. Wnet zostali kochankami. Ale maszyna miała wykonać zadanie: rozciąć swoje piękne ciało i uwolnić zamieszkującego w nim metalowego skorpiona, by w ten sposób zamordować niewygodnego adwersarza króla. Nim tego dokonała, mędrzec został uprowadzony. Rozpoczęła pogoń, w której trakcie maszyna coraz bardziej myślała… jak człowiek.

Nieczuły automat - czyli jednocześnie narrator posługujący się żeńskimi! końcówkami -zaczął czuć. Może nawet kochać. Zapragnął(-ęła) ocalić tego, którego prześladował(-a). Na to nie pozwalały możliwości „systemu”. W programie, według którego działa(-ła), nie było miejsca na ludzkie uczucia. Kulminację stanowiła sytuacja poprzedzająca nieuchronnie zbliżającą się śmierć mędrca, czyli „spowiedź” maszyny w klasztorze nawiedzonym w trakcie pościgu. Ona już niemal w pełni czuła się kobietą. Analizowała własne ograniczenia. Usiłowała wyjść poza nie. I może jej się to udało, gdyż w końcu to nie jej żądło zadało decydujący cios. Ona jedynie zamknęła w swych metalowych ramionach… Kogo? Martwe ciało? Jeśli tak, to kto zabił? Ale może oprogramowanie jednak nie uległo zepsuciu, bo TAKI właśnie był plan?  

Wielowarstwowe opowiadanie podejmuje od zawsze obecne w pisarstwie Lema problemy etyczne. Maszyna czy kobieta (czytajmy utwór przez „zakrywający” motyw tytułowej maski!)? Podobnie było w Solaris: fantom - twór wyobraźni czy dziewczyna? Nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Głębie człowieka (maszyny?) są bardziej rozległe niż Wszechświat.

Ps. Kongres futurologiczny (TUTAJ), Solaris (TUTAJ), Szpital Przemienienia (TUTAJ).

Stanisław Lem, Maska, w: tegoż, Kongres futurologiczny, Maska, Kraków, Wrocław 1983, s. 108-122 (sygnatura: 104304).

Można też przeczytać
Dmitrij Buck, Maska, przeł. Jerzy Jarzębski, „Teksty Drugie” 1992, nr 3, s. 108-122 (sygnatura: cz B I-6/7 b).
 Jo Alyson Parker, (U/od)płciowienie maszyny. "Maska " Stanisława Lema, przeł. Jerzy Jarzębski, „Teksty Drugie” 1992, nr 3, s. 93-108 (sygnatura: cz B I-6/7 b).

piątek, 25 marca 2022

Książki (nie)zapomniane - "Jabłko niezgody" toczy się poprzez dzieje

Jedna z 2190 nocy II wojny światowej. Wiejska chata. Pięciu mężczyzn i kobieta. Raczej typy niż charaktery. Oto utwór pełen symboli i kulturowych odniesień. Złodziej. Dramat bez aktów i scen WIESŁAWA MYŚLIWSKIEGO (ur. 1932).

Ojciec podejrzewał, że ktoś podkrada jabłka z sadu. Wraz z synami - Szczepanem, Walkiem i Michałem - od jakiegoś czasu próbował schwytać szkodnika. Bezskutecznie. Ale wreszcie się udało. Złodziej został pojmany. Tym razem kradł nie jabłka, ale ziemniaki. Mężczyzna wkracza do ich domu, a wraz z nim Tajemnica. Od tej chwili wszystko się zmienia.

Najpierw Ojciec usiłuje zbudzić Matkę, by przygotowała posiłek. Ale Kobieta bezustannie śpi. Trzeba znowu wyjść w nieprzyjazną ciemność i nazrywać jabłek. Do tej roli zostaje wyznaczony najmłodszy domownik, Michał, który - bez wyraźnej przyczyny - panicznie boi się sadu, lecz zadanie wykonuje. Nie ma zaś ochoty na owoce i proponuje, by podać je Złodziejowi. Walek sprzeciwia się okazywaniu litości "aresztantowi", a Szczepan snuje bezsensowne domysły na temat jego profesji i po jakimś czasie zasypia. Jak Matka.

Wraz z upływem czasu atmosfera staje się jeszcze bardziej napięta. Szczepan wylewa przed Ojcem zadawnione żale, w czym zostaje zanegowany. Mężczyzna - chcąc zachować autorytet - nie przystaje też na propozycje synów dotyczące dalszego losu więźnia. Opowiada się za sprawiedliwym osądem czynu tamtego człowieka. Znowu nie znajduje zrozumienia: "Ojcu się wydaje, że jak kradł, to już musi się czuć winny. A człowiek, ojciec, może zdradzić, spalić, nawet zabić i nie czuć się winny".

Dowiaduje się też, iż sąsiadom, bezbożnikom, lepiej się powodzi, zaś na nich - pomimo porządnego życia - spadają klęski: grad spustoszył pole, świnia zdechła. Odwieczny porządek świata, który zawsze akceptował, nie jest już wartością dla synów. Myśli, że wpłynie na nich już nie on sam, ale Słowo ważniejsze niż jego. Zaczyna czytać na głos historię o Noem. Lecz młodzi wymykają się z Arki... Walek proponuje nawet rzecz najstraszniejszą - zabicie Złodzieja. Jednocześnie przyznaje się do morderstw wcześniej popełnionych, do wykonywania wyroków na zdrajcach. A Ojciec upiera się przy zdaniu, że świat nie jest zły, tylko obecna chwila w dziejach jest niedobra. Ale minie... Na pociechę wszyscy - poza najmłodszym - sięgają po bimber. Po chwili nie słyszą już, że przed ich Arkę - domostwo przybywa Wróg. Za chwilę ktoś zginie. Ten najbardziej niewinny...

Ojciec - Adam, Noe i Hiob w jednej osobie. Instynktownie podejrzewamy, że w dramacie chodzi o Wartości Podstawowe. Bo wojna (dosłowna? symboliczna?) "nie rozgrzesza. Co złe, w wojnę nie staje się lepsze. Bo jakby rozgrzeszała ze złodziejstwa, to i ze wszystkiego, pychy, łakomstwa, cudzołóstwa. A nie rozgrzesza. To by rozgrzeszała i z nienawiści ludzi do ludzi, i z zabijania ludzi przez ludzi. I nikt by nie musiał dla nikogo być człowiekiem (…). Bo ludzie, jak nie muszą być ludźmi, to i nie są".

Wraz z Jabłkiem pojawiło się Zło. To był początek. I tak oto "jabłko niezgody" toczy się poprzez dzieje. A przy okazji: kim naprawdę jest Złodziej?

Wiesław Myśliwski, Złodziej. Dramat bez aktów i scen, "Dialog" 1973, nr 7, s. 5-34 (sygn. cz M XIX-3/17). Także w: Jan Kłossowicz (wybór i oprac.), Antologia dramatu polskiego. 1945-2005, t. 2, Warszawa 2007, s. 324-359 (sygn. 177738/2).

piątek, 3 grudnia 2021

Książki (nie)zapomniane - Prometeusz nie może być wolny

... cieniem władzy jest myśl nieustanna,
Iż władzę można stracić.


Tak dywaguje wszechpotężny Zeus. Aby pozbyć się ewentualnego kandydata do odebrania mu władzy, skazuje Prometeusza na cierpienie. Wyrok wykonuje rękami syna, Hefajstosa, oraz Przemocy i Siły. Wędrówka skazańca na miejsce kaźni jest punktem wyjścia kolejnej reinterpretacji mitu, czyli dramatu Prometeusz. Widowisko JERZEGO ANDRZEJEWSKIEGO (1909-1983).

Zeus - tyran chciałby zapłakać nad losem nieszczęśnika, ale łzy zostawia ludziom. Zaś sam Prometeusz godzi się ze swym losem. Wie, że takie jest jedno z praw historii: Gdy tyran szaleje, muszą być ofiary. Nie jest jednak osamotniony na skale boleści. Najpierw odwiedza go Okeanos. Tłumaczy, że nikt jeszcze nie wygrał z władzą. Mężny męczennik zaprzecza: Nowi władcy wygrywają. I odrzuca propozycję mediacji z Zeusem.

Kolejni "goście", to Io oraz Temida. Ta druga, matka, zdradza mu wielką tajemnicę. Pojawi się bohater, Herakles, który pokona władcę i skróci mu męki. Zarzuca jednak synowi, że jest niepoprawnym marzycielem. Poświęcił się dla ludzkości, która go wyśmiała...

A Zeus się boi. Dlatego zsyła na ludzi liczne klęski. Plagi nie są obojętne także bogom. Teraz oni sami - również poszkodowani - sprzeciwiają się Gromowładnemu. Bo Dionizos stracił dorodne winnice. Afrodyta stwierdziła, że ludzie nie chcą się kochać w mule i błocie. Hebe dostrzegła, że mieszkańcy Ziemi się starzeją. Atena okazała się bezsilna w spełnianiu zanoszonych do niej prób, zaś ogniska w kuźni Hefajstosa pogasły...

Zeus nie zna tajemnicy powierzonej Prometeuszowi. Posyła zmyślnego Hermesa, by wymógł na nim jej zdradzenie, chociaż w duszy podejrzewa, iż syn sam marzy o odebraniu mu korony. Prometeusz wyjawia tajemnicę, ale postanawia spokojnie czekać na swój los, czyli na oswobodziciela - Heraklesa. Nie godzi się na wcześniejsze opuszczenie skały.

I heros przybywa. Olimp się zapada, a uwolniony Prometeusz idzie przed siebie, gdy nagle słyszy:

Strefa zakazana! Stać! Ręce do góry!

Nie reaguje. Idzie dalej. Padają strzały...

Prometeusz nie może żyć swobodny. Zniewolenie - w takiej czy innej formie - zawsze będzie istnieć. I zawsze będą tacy jak on. Zbuntowani marzyciele? Idealiści? Bohaterowie? Pełni miłości do tych, którzy ich odrzucą. Mit przetrwa, by pewnego dnia - może, może - doczekać się spełnienia.

Post scriptum. Interpretując utwór nie sposób uciec od kontekstu historycznego, czyli czasu, w którym powstał. Jego wymowa jest jednak aktualna także i w kolejnych latach. Jedno z bardzo interesujących scenicznych odczytań zaprezentował  Krzysztof Babicki w spektaklu z 1987 roku. Można go było zobaczyć w Teatrze Telewizji. Tytułową postać zagrał Jerzy Radziwiłłowicz.

Inny utwór tego autora, przedwojenną powieść Ład serca, przedstawiłyśmy TUTAJ.

Andrzejewski Jerzy, Prometeusz. Widowisko, Warszawa 1973 (sygnatura: 55836).

piątek, 19 listopada 2021

Książki (nie)zapomniane – Mozaika wrażeń pod niebem Italii

Kilka dni z życia człowieka. Najważniejszych, bo ostatnich. Śmierć w starych dekoracjach TADEUSZA RÓŻEWICZA (1921-2014).

Bohater opowiadania (a jednocześnie narrator) to przeciętny, stary człowiek, ale bystry obserwator. Anonim. Quidam XX wieku. Pierwszy raz w życiu leci samolotem. Do obcego kraju, do Włoch, pełnego pamiątek z przeszłości swoistego muzeum świata. Zamierza odmienić życie konfrontując się z tym, co minęło. Dokonać rewizji hierarchii wartości. Ogląda największe dzieła sztuki i sklepowe wystawy. Bywa na placach i ulicach, gdzie przed wiekami tworzono Historię. Rozmyśla o stosunku przeszłości do teraźniejszości. O kruchości i trwałości. Zauważa ciągłość tradycji i kultury. Dochodzi do wniosku, że dorobek materialny i duchowy stanowi główny element ludzkiej wspólnoty.

Podchodzi do świata krytycznie. Przytłacza go współczesny  n a d m i a r  wszystkiego. Rzeczy. Dzieł. Słów. Próbuje zrozumieć swoją rolę w tym, co go otacza. I sens istnienia własnego i otaczających go ludzi. Ale sam się nieco od innych dystansuje. W narracji skupia się na własnych przeżyciach. W sobie ogniskuje niejako cały świat. Spotkanych w samolocie towarzyszy podróży pomija milczeniem lub niewielką wzmianką. Jak na przykład Jadziaka, planującego otwarcie pensjonatu i… zakup ortalionowego płaszcza.

Mozaika wrażeń doznanych pod niebem Italii nabiera wielkiego, zdawałoby się - nieprzemijającego sensu. Nawet wówczas, gdy pojedynczy człowiek przemija. I gdy odchodzą całe pokolenia. Końcowe zdania – epilog tej historii – zostały dopowiedziane przez innego narratora. Współczesnego Quidama znaleziono w starych dekoracjach operowych. Zmarł nieoczekiwanie. Jak wielu przed nim i po nim. Ale właśnie tacy ludzie tworzą Dzieje w ich zasadniczym zrębie. Bo śmierć jest codą w symfonii życia.

Różewicz Tadeusz, Śmierć w starych dekoracjach. Wydania z lat 1970-1980 (sygnatury: 52365, 63972, 90129).

piątek, 8 października 2021

Książki (nie)zapomniane – Kompozycja na dwa fortepiany

Con amore KRYSTYNY BERWIŃSKIEJ (1919-2016) przeniósł na ekran Jan Batory. I adaptacja filmowa zyskała większą popularność niż jej literacki pierwowzór.

W Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej trwa gorączkowa atmosfera przygotowań do Konkursu Chopinowskiego. Bardzo poważnymi kandydatami do laurów są Grzegorz i Andrzej. Pierwszy jest ambitny i - jak się później okaże - wyrachowany, żądny sukcesu mimo wszystko. W życiu prywatnym - narzeczony Ewy. Drugi – także zakochany w tej samej dziewczynie, nie odwzajemnia, a nawet nie dostrzega miłości Zosi (córki nauczyciela muzyki obu studentów).

I oto okazuje się, że Ewa cierpi na guza mózgu. Szuka pomocy u Grzegorza, który odmawia, skupiając się na przygotowaniach do konkursu – swojej życiowej szansy. Ale jest jeszcze rycerski Andrzej. Dziewczyna nie musi więc być sama ze swoim nieszczęściem. Jednak odrzuca ofertę chłopaka. Nie chce litości, bo w ten sposób interpretuje jego miłość.

A on poświęca dla niej wiele. Reorganizuje cały swój system wartości. Zmienia priorytety. Opuszcza lekcje muzyki fortepianowej. Gra w podrzędnym klubie, aby zdobyć pieniądze na potrzeby Ewy. Na lekarstwa, lepszą żywność, utrzymanie mieszkania. Wreszcie zabiera ją na wieś, do swojego ojca.

Właśnie tu Ewa po raz pierwszy przestanie skupiać się na sobie i własnych dolegliwościach. Dostrzeże cierpienie Małgosi, niezrównoważonej psychicznie siostry Andrzeja, oraz samotnego ojca tych dwojga, wyrozumiałego i pełnego poświęcenia. Jednak po powrocie do miasta znowu zamknie się w sobie. Pozostanie głucha na wszystkie lekarskie diagnozy, niezbicie wykazujące, że guz jest operacyjny i w pełni uleczalny. Nawet spróbuje targnąć się na własne życie. Jednak czujny Andrzej znowu będzie o właściwym czasie we właściwym miejscu.

Wreszcie nastaje Ten dzień. Rozpoczyna się konkurs pianistyczny. Startują w nim Zosia, Grzegorz i Andrzej, któremu profesor dał uprzednio szansę nadrobienia zaległości. Jednak te okazały się zbyt duże… Grzegorz triumfuje. Przechodzi do kolejnej rundy. Nie udaje mu się jednak odzyskać miłości dziewczyny, którą zawiódł, gdy go najbardziej potrzebowała.

Con amore to powieść o miłości. Do człowieka i muzyki. I o tym, co się dzieje, gdy nie sposób ich w pełni pogodzić. Gdy obie żądają ofiar i poświęceń. Ale też powieść o zazdrości i rywalizacji, stanowiących mroczną stronę (nie tylko) konkursowych zmagań, ale także wielu innych działań
ludzkich.
Berwińska Krystyna, Con amore, Warszawa 1976 (sygnatura: 71211)