poniedziałek, 31 października 2016

By nie żałować dnia, w którym zabrakło czasu na uśmiech

Ano, jesień już mamy za oknami. Kazimierz Wierzyński w jednym ze swych wierszy melancholijnie pisał, że „po polach snuł się listopad”. Ale to nie jest smutny miesiąc! Przecież w nim więcej myślimy o tych, którzy byli blisko. Uśmiechali się do nas. Których znaliśmy. Kochaliśmy. Myślimy więc o życiu! Dziś opowiemy o kilku... testamentach. Nie tylko nastrojowo, jak stereotypowo na listopad przystało, ale także... no, zaraz się przekonamy, jak.

Najkrótszy - jest autorstwa Karla Tauscha z Langen (Niemcy, wówczas RFN), napisany 19 stycznia 1967 r., po czesku (!). W całości brzmi tak: Vše žene, to znaczy: Wszystko żonie. Najdłuższy - został stworzony przez panią F. Evelyn Stivell Cook i uwiarygodniony w Sommerset House (Londyn), 2 listopada 1925 r. Liczył... 4 tomy (95 940 słów)!
(Źródło:  Księga rekordów Guinnessa 1991, 2 ed. w jęz. polskim, Gdańsk [1991]. ISBN 83-85147-01-2)

Dość oryginalne są słowa wypowiedziane w ostatnich dniach życia przez niemieckiego romantyka, Heinricha Heinego (1797-1856). Przez osiem ostatnich lat życia cierpiący, sparaliżowany, nie wstawał z łóżka, ale do końca zachował humor. Przeczytajmy o – jak się podniośle mówi – końcu jego dni:

Gdy przewożono go do szpitala, a pielęgniarki  znosiły go do karetki (…), powiedział do przyjaciół:
- Jak widzicie, w moim życiu nic się właściwie nie zmieniło. Kobiety wciąż noszą mnie na rękach.
A gdy w przededniu śmierci zjawił się u niego notariusz, (…) oświadczył uroczyście:
- Cały mój majątek zapisuję swojej żonie Matyldzie – pod warunkiem, że po raz drugi wyjdzie za mąż.
- Dlaczego? – zdziwił się rejent.
- Pragnę, aby znalazł się choć jeden człowiek, który by szczerze opłakiwał mój zgon.

(Źródło: Safrin Horacy, Przy szabasowych świecach. Wieczór drugi, Łódź 1981. ISBN 83-218-0141-2).

A oto wspomnienie zanotowane przez znanego z pogodnego usposobienia ks. Jana Twardowskiego. Jak się niżej okaże, nie tylko on sam potrafił umierać z uśmiechem:

Jeden z księży założył się, że przy jego śmierci wszyscy się roześmieją. Uważano to za żart.
Przyszła jednak chwila, kiedy się rozchorował bardzo poważnie. Kiedy umierał, zgromadził wszystkich kolegów pracujących w parafii, żeby byli przy nim.
- Proszę o spowiednika (…). Ponieważ mam wyrzuty sumienia, nie chcę się spowiadać po cichu, (…) tylko na głos, żeby wszyscy słyszeli.
Niektórzy się krępowali, chcieli wyjść. Chory powiedział:
- Jednego przykazania nie zachowałem: rośnijcie i rozmnażajcie się.
Wszyscy się uśmiechnęli. Umarł i wygrał zakład.
Wszyscy zebrali się, żeby otworzyć testament zmarłego księdza. Odczytano: „Niech każdy łapie, co może”.

(Źródło: Twardowski Jan, Autobiografia. Myśli nie tylko o sobie, t. 2, Czas coraz prędszy 1959-2006, oprac. Aleksandra Iwanowska, Kraków 2007. ISBN 978-83-08-03942-7)

Gabriel José de la Concordia García Márquez (1927-2014), kolumbijski literat, noblista,  w 2002 r. dowiedział się, że choruje na raka limfatycznego. Wtedy rozesłał do przyjaciół piękny pożegnalny list, swoisty testament. Opublikowano go również w Internecie, bo jednoznacznie z niego wynika, że taka była wola autora, który po jego napisaniu... przeżył jeszcze niemało lat. Piękny tekst przetłumaczył na język polski prof. Zdzisław Jan Ryn z Katedry Psychiatrii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, były ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Chile i Boliwii. Przeczytajmy spore fragmenty. Warto!:

Jeśli Bóg zapomniałby przez chwilę, że jestem marionetką i podarowałby mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej, jak potrafię.
Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem. (...)
Spałbym mało, śniłbym więcej, wiem, że w każdej minucie z zamkniętymi oczami, tracimy 60 sekund światła. Szedłbym, kiedy inni się zatrzymują, budziłbym się, kiedy inni śpią.
Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia, (…) rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając nie tylko me ciało, ale moją duszę. (...)
Dziecku przyprawiłbym skrzydła, (...) Osobom w podeszłym wieku powiedziałbym, że śmierć nie przychodzi wraz ze starością, lecz z zapomnieniem (opuszczeniem).
Tylu rzeczy nauczyłem się od was, ludzi... Nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę.
Nauczyłem się, że kiedy nowonarodzone dziecko chwyta swoją maleńką dłonią, po raz pierwszy, palec swego ojca, trzyma się go już zawsze.
Nauczyłem się, że człowiek ma prawo patrzeć na drugiego z góry tylko wówczas, kiedy chce mu pomóc, aby się podniósł. (...)
Gdybym wiedział, że dzisiaj po raz ostatni zobaczę cię śpiącego, objąłbym cię mocno i modliłbym się do Pana, by pozwolił mi być twoim aniołem stróżem.
Gdybym wiedział, że są to ostatnie minuty, kiedy cię widzę, powiedziałbym "kocham cię", a nie zakładałbym głupio, że przecież o tym wiesz.
Zawsze jest jakieś jutro i życie daje nam możliwość zrobienia dobrego uczynku, ale jeśli się mylę i dzisiaj jest wszystkim, co mi pozostaje, chciałbym ci powiedzieć jak bardzo cię kocham i że nigdy cię nie zapomnę.
(…) Być może, że dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, których kochasz. Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, że nie doczekasz jutra, będziesz żałował dnia, w którym zabrakło ci czasu na jeden uśmiech, na jeden pocałunek, że byłeś zbyt zajęty, by przekazać im ostatnie życzenie.
Bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bardzo ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej czas, aby im powiedzieć "jak mi przykro", "przepraszam", "proszę", dziękuję" i wszystkie inne słowa miłości, jakie tylko znasz.
Nikt cię nie będzie pamiętał za twoje myśli sekretne. Proś więc Pana o siłę i mądrość, abyś mógł je wyrazić. Okaż swym przyjaciołom i bliskim, jak bardzo są ci potrzebni.
Prześlij te słowa komu zechcesz.
Jeśli nie zrobisz tego dzisiaj, jutro będzie takie samo, jak wczoraj.
I jeśli tego nie zrobisz nigdy, nic się nie stanie.
Teraz jest czas. (...)

(wg: "Apostolstwo Chorych" 2002, nr 11, s. 11-12; sporo publikacji także w Internecie)

I wreszcie swoisty „testament” heroicznego Janusza Korczaka. Apostrofa do rodziców, pochodząca z tekstu Sam na sam z Bogiem (Modlitwy tych, którzy się nie modlą): Dziękuję wam, że poznam tajemnicę życia w pięknej godzinie śmierci.
(Źródło: Korczak Janusz, Pisma wybrane, 4, Warszawa 1978).

Post scriptum. Na chwilę listopadowej zadumy… nad życiem – jeszcze fragment pięknego wiersza Anny Kamieńskiej (Rzeczy ostatnie):

Ci co poznali głód znają już smak chleba
ci co poznali samotność znają smak miłości
ci co poznali odtrącenie znają smak dotknięcia
może ci co poznali śmierć znają smak życia

(Źródło: Kamieńska Anna, Inne miejsca, Poznań 1996. ISBN 83-7033-154-8)
Źródło
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz