poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Ballare…

Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich (23 kwietnia) oraz Międzynarodowy Dzień Tańca (29 kwietnia). Czy można je połączyć? Jak najbardziej! Włoskie "ballare" znaczy - właśnie! - "tańczyć". Wspominałyśmy już prozatorskie pieśni, których się nie śpiewa (TUTAJ). Teraz będzie o kilku balladach, których się nie tańczy. Nie o znanych: "Balladach i romansach" Mickiewicza, "Dziesięciu balladach o powsinogach beskidzkich" Zegadłowicza (sygn. 41123) ani "Balladzie o więzieniu w Reading" Wilde'a (sygn. 73631, zob. też TUTAJ), ale o "balladach" prozą.

Marek Kochan, Ballada o dobrym dresiarzu
. Nierówne pod względem artystycznym opowiadania ukazujące rozległy przekrój społeczeństwa - od ludzi najbogatszych po najuboższych (sygn. 163475).

Sławomir Łubiński, Ballada o Januszku. Historia pani Gieni, wdowy, fabrycznej sprzątaczki, nieradzącej sobie z wychowaniem krnąbrnego syna, za swe ofiarne życie otrzymującej jedynie obojętność (sygn. 129365).

Waldemar Łysiak, Szuańska ballada o "ślepym wojowniku" Gedeonie i o jego pojedynku z "korsykańskim karłem" Bonaparte. Z autorskiego „Słowa wstępnego”: książka „nie pretenduje do miana pracy historycznej, mimo że jej zawartością są fakty, same fakty i nic jak tylko fakty, ubrane w moją manierę narracji. Nie jestem bowiem stenotypistą dziejów, tylko pisarzem, nie interesuje mnie historia jako nauka, lecz historia jako karmicielka moich literackich obsesji. Pisząc tę książkę, ani przez moment nie starałem się być obiektywny; wolałem narazić się na zarzut, że lepię bajki z rzeczywistości, niż przekazywać rzeczywistość odartą z wyobraźni.” Powieść w 10 Zwrotkach, bo tak nazywane są rozdziały. Faktografia podana w „lirycznej” prozie. Ukazuje losy tzw. szuanów, chłopskich powstańców z okresu rewolucji francuskiej i ich przywódcy - Georgesa Cadoudala (sygn. 94802).

Kornel Makuszyński, Ballada o św. Jerzym. Historia miłości mniszki zakochanej w rycerzu Marcinie… sportretowanym na obrazie. Ten – pragnąc mścić nieprawość - pewnego dnia „wychodzi” z malowidła. Sieje nieco zamieszania, ale (napomniany przez archanioła) zostaje zmuszony do poniechania działań, bo jednego mu brakuje. Tego, co usłyszał od niebieskiego posłańca: „śladem twoim jedzie zima, cóż tobie do spraw wiosny? (...) Wracaj na ziemską dolinę, kędy jest twój ołtarz, iżby się (…) nie rozgniewał Pan Wszechmogący. Czynić chciałeś sprawiedliwość, serce mając kamienne…” (sygn. ZS 54662).

Timo K. Mukka, Ziemia jest grzeszną pieśnią. Ballada. Wioska zagubiona na północy Finlandii. Dojmujący mróz, twarde życie i ciężka praca, widziane z perspektywy Marty Mäkeli - kobiety żądnej wrażeń większych niż te, które niesie codzienność (sygn. 126437).

Danuta Orłowska, Ballada dla Anny Marii. Powieść dla młodzieży. Anna Maria Kruszewska, uczennica. Na zakończenie roku szkolnego otrzymuje nagrodę za pilny udział w próbach chóru szkolnego. Rozpoczynają się wakacje. Dla niej upragnione, ale nie dla kolegi, Maćka. Postanawiają jednak razem „wyrwać się” z domów na podróż autostopem. Chłopak nie przychodzi na umówione spotkanie. I chociaż z czasem okaże się, że miał ważny powód, dziewczyna podąża już za nową sympatią - maturzystą Bartkiem. Chcąc mu zaimponować, dopuszcza się poważnego kłamstwa… (sygn. 61019).

Muriel Spark, Ballada o Peckham Rye. Nieduża przemysłowa miejscowość, w której niebywałe poruszenie wywołuje ucieczka (niedoszłego) pana młodego sprzed ołtarza. Czy spróbuje jeszcze raz i czy narzeczona da mu kolejną szansę? (Sygn. 64506).

Shichiro Fukazawa, Ballada o Narayamie. Opowiadanie spopularyzowane adaptacjami filmowymi. Połowa XIX stulecia. Japońska wioska u stóp wysokiej góry. Stara Orin oczekuje na siedemdziesiąte urodziny, po których – zgodnie z wieloletnim zwyczajem – powinna zostawić w domu miejsce młodszemu pokoleniu. Znalazłszy żonę dla syna – kawalera (Risuke), wyrusza z drugim synem (Tatsuhei) na Narayamę. Wędrują wśród ludzkich szczątków, w śniegu i podmuchach nadciągającej zimy… (sygn. 119938, 122772).

piątek, 19 kwietnia 2024

Książki (nie)zapomniane - „Prawdziwa siła nie czyni wrzawy, ona jest i działa. Prawdziwa etyka zaczyna się tam, gdzie milkną słowa”

„Życie” (Die Lehre der Ehrfurcht vor dem Leben) ALBERTA SCHWEITZERA (1875-1965). Malutka książeczka. Niespełna 70 stron. Zawiera podstawy etyki czci dla życia i zbiór myśli z innych dzieł, wybranych przez samego autora (m.in. z autobiografii - TUTAJ) i spisanych w gabońskim Lambaréné.

Sześć tekstów. Pierwszy - „Problem etyki w wyższym stadium rozwoju myśli ludzkiej” – to odczyt wygłoszony we Francuskiej Akademii Nauk, 20 października 1952 roku. Łączy myśl Wschodu i starożytnej Grecji z filozofią Zachodu. Tematycznie oscyluje wokół definicji działania etycznego i pojęć mu towarzyszących: ofiarności, życzliwości, poszanowania życia będącego synonimem etycznej zasady miłości. Kolejny - „Kultura etyczna” – przynosi uwagi o odpowiedzialności. Dwa następne - „Stosunek człowieka do człowieka” i „Stosunek człowieka do stworzenia” – rozszerzają zasięg działania etycznego na wszystko, co żyje. Wreszcie ostatnie teksty - „Pokój czy wojna atomowa” oraz „Zaniechać niehumanitarnego sposobu myślenia! Zaniechać zbrojeń atomowych!” – stanowią żarliwy apel o porzucenie przemocy w stosunkach międzyludzkich.

Schweitzer to jedna z tych osób, które można by nazwać sumieniem świata. Wszystko, co o nim napiszemy, może okazać się za małe. Dlatego oddamy głos jemu samemu. Oto kilka cytatów. Ku rozważeniu. Ku medytacji.

„Prawdziwa siła nie czyni wrzawy, ona jest i działa. Prawdziwa etyka zaczyna się tam, gdzie milkną słowa.”

„Ten, kto zamierza czynić dobro, nie może oczekiwać, iż ludzie będą mu usuwać kamienie z drogi, ale musi być przygotowany na to, że mu będą je rzucać na drogę.”

„Tak jak fala nie może istnieć sama dla siebie, lecz stale uczestniczy w falowaniu oceanu, tak nie możemy przeżyć naszego życia wyłącznie dla samych siebie, lecz zawsze tylko we współprzeżywaniu otaczającego nas życia.”

„Pierwszym naszym etycznym osiągnięciem jest rozszerzenie kręgu solidarności z innymi ludźmi.”

„Etyka poszanowania życia jest etyką miłości rozszerzającą się na cały wszechświat. Jest to wynikająca z przesłanek rozumowych etyka Jezusa.”

„Ten, kto ma odwagę sądzić i osądzać samego siebie, staje się lepszy.”

„Dopóki człowiek nie obejmie współczuciem wszystkich żywych stworzeń, dopóty on sam nie będzie mógł żyć w pokoju.”

„Istotą dobra jest życie utrzymać, życiu sprzyjać, życie wznosić na jego najwyższy stopień. Istotą zła jest życie unicestwiać, życiu szkodzić, a także życie hamować w jego rozwoju.”

„Wydawało mi się niepojęte, że w wieczornej modlitwie mam się modlić tylko za ludzi. Dlatego, gdy moja matka pomodliła się ze mną i obdarzyła pocałunkiem na dobranoc, po kryjomu odmawiałem jeszcze dodatkową ułożoną przez siebie modlitwę za wszystkie stworzenia: Kochany Boże, chroń i błogosław wszystko, co oddycha, zachowaj od wszelkiego zła i daj spokojny sen.”

Albert Schweitzer, Życie, przeł. Jerzy Piechowski, słowo wstępne G. Goetting, Warszawa 1974 (sygn. cz LV-6/5 d).

poniedziałek, 15 kwietnia 2024

Obłoków zamyślona biel...

14 kwietnia przypada Międzynarodowy Dzień Patrzenia w Niebo. Niezwykły, wielowymiarowy, inspirujący... astronomów, meteorologów, poetów, malarzy, teologów. Niektórych zachwyca, innych niepokoi (vide "Różowe dzwonki, postrzępione niebo" René Magritte'a). Każdy znajduje w nim coś ważnego. My dzisiaj znajdziemy (literackie) chmury...

Pojawiły się w dramacie u początków istnienia gatunku („Chmury” Arystofanesa), są i współcześnie („Po górach, po chmurach” Ernesta Brylla). Mamy je w tytułach powieści („Wiosenne obłoki” Sigrid Undset, „Chmury nad Metapontem” Eyvinda Johnsona), opowiadań („Pierwszy krok w chmurach” Marka Hłaski) i traktatów o duchowości (anonimowy „Obłok niewiedzy”). W Mickiewiczowej epopei:

„Owe obłoki ranne, zrazu rozpierzchnione
Jak czarne ptaki, lecąc w wyższą nieba stronę,
Coraz się zgromadzały."

Jednak najczęściej wspominane są w liryce, gdzie symbolizują różne zjawiska, przeżycia, stany.

Marzenie...

"Jaka szkoda, że te obłoczki płynące
Nie są z waniliowego kremu…
A te różowe, że to nie lody malinowe.
A te złociste pierzaste, że to nie stosy ciastek…"
(Julian Tuwim, Dyzio Marzyciel)

Miłość...

"i twój śmiech, i płakanie
nie odpłynie, zostanie.
Uniosę je, przeniosę
jak ramionami - głosem,
w czas daleki, wysoko,
w obcowanie obłokom."
(Krzysztof Kamil Baczyński, Miłość)

Nierzadko - smutek, melancholię, jak w "Elegii" (Obłoki lotne, żagle uniesień...) Baczyńskiego. Stanowią też... element krajobrazu, scenerię zdarzeń:

"Na błękicie jest polana.
Dwa obłoki to hosanna.
Jeden chłopak, drugi panna."
(Edward Stachura, Na błękicie jest polana)

Sposób istnienia...

"jak po nocnym niebie sunące białe obłoki nad lasem
jak na szyi wędrowca apaszka szamotana wiatrem (…)
ten zawodzący śpiew
jak biec do końca, potem odpoczniesz, potem odpoczniesz
cudne manowce, cudne manowce, cudne manowce"
(Edward Stachura, Jak)

"Obłoków zamyślona biel
Owoce, drzewa, barwy dnia
To wszystko dzięki tobie trwa
To wszystko w tobie trwa"
(Jonasz Kofta, To ziemia)

Wyrażają ekspansywny optymizm, np. "Obłok w spodniach" Władimira Majakowskiego, ale i przeczucie nadciągającej katastrofy, mroczne fatum:

"A pełno było krwi
na ziemi i w obłokach"
(Krzysztof Kamil Baczyński, Moce)

"chmury strwożone gnane po niebie wpław”

„Przez czarne piaski i diuny wiruje jaskrawa planeta,
O żółte wybuchy eterów śliskim ociera się grzbietem.
Planeta, nad którą władca goni chmury zielone”

„Czy władca jaki
pędzi tak chmury, ich lot obniża,
czy wielki tropiciel znów goni ptaki
nad dziką ziemią (…)"
(Aleksander Rymkiewicz, Tropiciel)

Pojawiają się u pozostałych Żagarystów - Jerzego Zagórskiego (np. „Śmierć Parysa”, „Widowisko w obłokach”, „Znak”) i Czesława Miłosza ("Obłoki", "Trzy zimy"). Są w "Ogłoszeniu" innego katastrofisty, Władysława Sebyły (TUTAJ), w którym szczury:

"Wpiją drobne siekacze w obłoki,
Zanurzą zęby w zachodzące zorze"

Można poprzez nie wyrazić najgłębsze tęsknoty i medytacje metafizyczne:

„Ehej, jak gwałtem obrotne obłoki
I Tytan prętki lotne czasy pędzą!”
(Mikołaj Sęp Szarzyński, Sonet I. O krótkości i niepewności na świecie żywota człowieczego)

Chmury. Obłoki. Płyną, zmieniają kształty, znikają. Inspirują.

piątek, 12 kwietnia 2024

Nasz Mały Leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane: Jean-Luc Godard, „Pogarda” (1963)

Niewierność Penelopy? Nie do pomyślenia! A jednak… Zdrada przydarzyła się żonie Odyseusza... tysiące lat po napisaniu eposu. W metaforycznej powieści Alberta Moravii i jej ekranizacji, czyli w filmie „Pogarda” (Le mépris) JEANA-LUCA GODARDA (1930-2022). Ale – uczciwie powiedziawszy – mąż znacząco przyczynił się do jej decyzji.

Paul Javal jest scenarzystą filmowym. Ma atrakcyjną żonę - Camille. Z początkowej sceny możemy wnioskować, że bardzo się kochają. Ale mają problem: chcieliby prędko spłacić raty za mieszkanie. I oto propozycja zawodowa, którą Paul otrzymuje, może przyczynić się do rozwiązania problemu finansowego. Wybitny reżyser, legenda kina (Fritz Lang gra tu samego siebie), planuje nową ekranizację "Odysei". Z wartościowego pod względem artystycznym scenariusza nie jest jednak zadowolony Jeremy Prokosch - amerykański producent, a prywatnie wrażliwy na kobiece wdzięki playboy. Pojawia się w willi Javalów na Capri, by skłonić Paula do przeredagowania tekstu na bardziej bliski popkulturze niż antycznemu wzorcowi. W malowniczym otoczeniu jego uwadze nie uchodzi też uroda żony gospodarza.

Javal jest w rozterce. Ceni wielkiego reżysera, ale kusi go materialna korzyść oferowana przez producenta. Jeśli jej ulegnie, ponadczasowe arcydzieło zamieni się w jeszcze jeden obraz dla niewyrafinowanego odbiorcy. A Prokosch nie ustępuje. Też ma swoją wizję i nie zapłaci za kolejny wybitny film, którym zachwyci się tylko wąskie grono koneserów. Paul ma jednak jednego asa w rękawie. Dostrzegł fascynację Amerykanina piękną Camille. Pozostawia ich ze sobą na dłuższy czas, znajdując dla siebie prozaiczną wymówkę. Żona nie wierzy. Zaczyna nieufnie spoglądać na męża. Może jest przewrażliwiona. Ale jeśli uczynił to celowo, by jej kosztem zjednać producenta dla własnej koncepcji?

Od tej chwili każde z trojga bohaterów może odczuwać coś na kształt pogardy. Javal do siebie samego, że uległ komercji, a nadto zraził do siebie wierną małżonkę. Camille do męża, że ją uprzedmiotowił, „odpłynął”, gdy go potrzebowała, więcej - uczynił z niej łup dla niechcianego „zalotnika”. Tak, nawiązania do Homera są widoczne nie tylko w scenografii, ale również w warstwie fabularnej. Jednak zakończenie jest inne. Penelopa już nie będzie czekać na Itace. Paul to słabeusz, więc gdy proponuje żonie wspólny powrót do Rzymu, kobieta odmawia. Wsiada do samochodu producenta.

Ruchliwe ulice… Chwila nieuwagi mężczyzny zapatrzonego w siedzącą obok niego piękność… Tragiczny wypadek… Koniec współczesnej, okaleczonej epopei.

O czym jest „Pogarda”? O miłości, która – nie pielęgnowana – wygasa. O rozpadzie małżeńskiej więzi. O ramach i granicach (nie tylko artystycznej) wolności. O dialogu między historią a nowoczesnością. O przemijaniu i trwaniu. O tym, co odwieczne i tym, co chwilowe. Jeszcze raz – dosłownie, brutalnie i boleśnie – okazuje się, że „ars longa, vita brevis”…

Pogarda (Le mépris). Reż. Jean-Luc Godard.1963. Francja, Włochy. 103 min. Główne role: Brigitte Bardot, Michel Piccoli, Jack Palance.

Można przeczytać
Błażej Hrapkowicz, Nowe horyzonty. Godard i psychoanaliza, „Kino” 2010, nr 9, s. 34-36 (Czytelnia).
Aleksander Jackiewicz, Antropologia filmu, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1975, s. 192 (sygn. cz II A-3/12 a).
Piotr Kletowski, Trzy razy Godard, „Dialog” 2010, nr 11, s. 161-167 (Czytelnia).
Paweł Mościcki, Nieznana legenda, „Kino” 2022, nr 12, s. 64-68 (Czytelnia).
Zbigniew Pitera, Leksykon reżyserów filmowych. Reżyserzy zagraniczni, wyd. 2 rozszerz., Warszawa, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, 1984, s. 129-131 (sygn. 109558).
Łukasz Ziomek, Godard. W poszukiwaniu straconych tożsamości, „Kino” 2011, nr 10, s. 54-57 (Czytelnia).

J.-L. Godard - fot. Flickr

poniedziałek, 8 kwietnia 2024

Politycy

Na ogół nie bardzo ich lubimy. Dziś spojrzymy na nich inaczej. Spróbujemy pokazać, że mieli słabości i wady. Cierpieli. Nierzadko podejmowali decyzje bolesne w skutkach dla nich samych lub dla innych. Oto subiektywny wybór kilku postaci z różnych epok. Okazją będzie Rok Romualda Traugutta i Wincentego Witosa. Od nich zaczniemy.

Romuald Traugutt (1826-1864). Ostatni dyktator powstania styczniowego. Przenikliwy, mądry, tragiczny.

„5 sierpnia 1864 roku o godz. 10 rano (…) został stracony na stoku Cytadeli. Nic w jego życiu sprzed akcesu do powstania styczniowego nie zapowiadało takiego finału. Odkąd sam sięgnął po władzę dyktatora - wszystko.”
(Marcin Czajkowski, Prezes ze Smolnej, „Mówią Wieki” 2013, nr 1, s. 20-23)

Wincenty Witos (1874-1945). Działacz ludowy, premier, później więzień i emigrant. Jego najkrótsza biografia:

„Sam prowadził swoje gospodarstwo, także wtedy, gdy przyszło mu kierować państwem. (…) W Polsce niepodległej był mężem stanu: posłem na sejm RP, trzykrotnym premierem rządu, którego za zasługi dla narodu odznaczono Orderem Orła Białego, ale też za opozycyjną działalność polityczną wtrącono do więzienia, sądzono, skazano i ścigano „Listem Gończym”. (…) Agresja niemiecka na Polskę zbiegła się z osobistą stratą (…). Zmarła jego żona Katarzyna. (…) Nie akceptował zaistniałej po zakończeniu II wojny światowej rzeczywistości (…). Niedługo potem podupadł na zdrowiu (…). Siłę organizmu pokonało dwustronne zapalenie płuc (…). Zgon nastąpił w środę, 31 października 1945 r., o godzinie 6:30, w szpitalu oo. Bonifratrów w Krakowie.”
(Janusz Skicki, Ten, który chłopów Polsce przywrócił. O Wincentym Witosie raz jeszcze, „Wychowawca” 2024, nr 2, s. 20-22)

Cofamy się w czasie. Starożytność. W gronie licznych mężów stanu, polityków, wodzów pojawia się on - młody, dzielny, groźny, pobudzający wyobraźnię. Aleksander Macedoński (356-323 p.n.e.).

„Biesiadował ponad miarę, pił potężnie (…), gdy pił, tracił rozum, zdrowy rozsądek i umiar. Gdy dochodziło do sprzeczek z przyjaciółmi, niepomny na więzy przyjaźni sięgał po broń i zabijał. Gdy trzeźwiał, rozpaczał i mocno się kajał – ale czasu nie można było cofnąć. (…) Dzienniki dworu Aleksandra pisane przez Eumenesa z Kardii (…) szczegółowo relacjonują ostatnie chwile króla. Miał wielką gorączkę, pił wiele wina, miotał się pomiędzy sypialnią a łaźnią. Zmarł (…) w nocy z 10 na 11czerwca 323 roku p.n.e. Pozostawił ogromne dziedzictwo i kłócących się spadkobierców – swoich dotychczasowych dowódców.”
(Maria Falińska, Piwo, Demeter i Aleksander Macedoński, „Mówią Wieki” 2020, nr 6, s. 65-67)

Średniowiecze - pełne barwnych postaci: Karol Młot, Ryszard Lwie Serce, Karol I Wielki, Otton III, Bolesław Chrobry... I ten, który mógł zapisać się w historii lepiej, gdyby nie zawładnęła nim... chciwość. Filip IV Piękny (1268-1314).

„Był 1303 rok. Filipowi umarła żona. Spowodowało to w nim wstrząs: poczuł się powołany do realizacji wielkich czynów. Przez całe życie musiał słuchać, jak porównywano go do jego dziadka, króla, krzyżowca - Ludwika IX Świętego. Filip postanowił, że też zorganizuje krucjatę i odbije Jerozolimę. Potrzebował do tego współpracy zakonów rycerskich. Zaproponował połączenie joannitów i templariuszy (…). Do tego doszły finansowe kłopoty króla (…) czuł się zraniony, ponieważ Jakub de Molay storpedował jego starania o stworzenie wielkiego zakonu. A jednocześnie był od niego zależny: miał u templariuszy wielkie długi. (…) Wilhelm de Nogaret (…) wpadł na pomysł, jak uwolnić króla od długów. Po prostu: pozbywając się wierzyciela. (…) Należało (…) udowodnić, że templariusze są heretykami. (…) Podobno de Molay, umierając w płomieniach, przeklął króla i papieża… Źródłem tej legendy jest to, że miesiąc po jego egzekucji zmarł papież Klemens V, a pół roku później Filip IV (…). Templariuszy nie zniszczyli groźni muzułmanie, ale chrześcijański władca, wnuk świętego króla Ludwika IX.”
(Tomasz Gałuszka, Ostatnia bitwa templariuszy, rozm. przepr. Maciej Muller, „W Drodze” 2015, nr 8, s. 89-101)

Czasy nowożytne. Jest o kim mówić. Elżbieta I Wielka, Henryk VIII Tudor, dynastia Wazów, Wiktoria Hanowerska, Franciszek Józef I... I Napoleon I Bonaparte (1769-1821). Otruty arszenikiem. Nie heros, „bóg wojny”, ale schorowany człowiek.

„Napoleon urodził się z krzywicą. W dzieciństwie i wczesnej młodości był bardzo chudy, o cerze chorobliwie żółtej. W 1789 roku wiele miesięcy spędził w łóżku trapiony wysoką gorączką - wszystko wskazuje na to, że była to odmiana malarii. Od kiedy opuścił słoneczną Korsykę, cierpiał chronicznie  na katar i nieżyty gardła. Dwukrotnie był ranny (…). Jak wielu jeźdźców, cierpiał na hemoroidy, a dodatkowo (…) wielokrotnie spadał z konia, tłukąc się niemiłosiernie. Ponadto cierpiał też na jakiś rodzaj uciążliwej egzemy, spowodowanej – jak twierdzą niektórzy – chorobą nowotworową. Na wygnaniu (…) zaatakował go szkorbut. Okresowo miewał też bolesne zatrzymania moczu (…). Jednak największą dolegliwością cesarza były choroby gastryczne.”
(Bogdan Borucki, Jak zarobić na śmierci Napoleona, „Mówią Wieki” 2021, nr 4, s. 11-16)

Jeszcze dwie osoby z XX wieku (poza wymienionymi wyżej). Nie chcemy wspominać tych, którzy naznaczyli stulecie niewyobrażalnym cierpieniem, nawet nie postaci istotne dla zrozumienia historii stulecia. Dla Polaków szczególnie ważny jest Thomas Woodrow Wilson (1856-1924). Przyjaźnią darzył go Paderewski, wyważone zdania formułował Dmowski, Piłsudski nie był apologetą prezydenta, ale cenił go. Stanisław Kozicki mówił, że w wyglądzie i mowie „robił wrażenie pastora”. W Polsce z dużym rozmachem obchodzono 150. rocznicę ogłoszenia Deklaracji Niepodległości:  

„Wśród licznych przedsięwzięć, które wówczas podjęto, szczególnie spektakularna była inicjatywa polegająca na zbieraniu podpisów pod życzeniami dla Amerykanów (...). Przez osiem miesięcy 1926 r. zebrano ich około 5,5 mln. Ozdobione rysunkami znanych artystów (...), pięknie oprawione w 111 tomów zostały złożone (…) w Białym Domu na ręce prezydenta USA Calvina Coolidge’a, który przekazał je do Biblioteki Kongresu.”
(Marek Białokur, Prezydent Thomas W. Wilson i jego rola w odbudowie polskiej niepodległości, "Wiadomości Historyczne z Wiedzą o Społeczeństwie" 2019, nr 3, s. 4-9)

I jeszcze Dag Hammarskjöld (1905-1961). Szlachetny. Piękny w postawie moralnej. W chwili śmierci kończył drugą kadencję na stanowisku sekretarza generalnego ONZ. Jego samolot - lecący z misją pokojową - zestrzelono w rodezyjskiej dżungli:

„Katastrofy z 17 września 1961 r. nie przeżył nikt, tylko jedna osoba nie zginęła na miejscu, za to w dobrym stanie przetrwała walizka sekretarza generalnego. Zawierała kilka drobiazgów osobistych, listy i papiery związane z misją, Kartę Narodów Zjednoczonych, mapę stanu Nowy Jork z zaznaczonymi ołówkiem trasami wycieczek pieszych oraz parę książek: poezje Rilkego, Ja i Ty Martina Bubera w wersji oryginalnej i angielskim tłumaczeniu, powieść Jeana Giono Noé z jeszcze nierozciętymi kartkami (…), kieszonkowe angielskie wydanie Nowego Testamentu i Psalmów. Dość dużo wziął ze sobą do samolotu (…) jak na dwudniową podróż.”
(Igor Piotrowski, Walizka Hammarskjölda, „Przegląd Humanistyczny” 2012, nr 1, s. 51-58).

Fot. Flickr.com (źródło: TUTAJ)

piątek, 5 kwietnia 2024

Książki (nie)zapomniane - Dwunastu apostołów czy dwunastu zbójców?

„Wojna powstała z grymasu szatana”. Wie o tym „parszywa dwunastka”, czyli Polacy skierowani z komendy oddziału II Korpusu do miasteczka Monte Sicuro, między Anconą a Loreto. Zakwaterowano ich w zamku na szczycie, by trochę odpoczęli po traumatycznych wydarzeniach, które w minionych latach wojennej zawieruchy były ich udziałem. „Judasz z Monte Sicuro” GUSTAWA MORCINKA (1891-1963).

„Dwunastu niedobitków siedziało koło kominka. Jakby dwunastu apostołów lub dwunastu zbójców z naiwnej ballady.” Dziejowy kataklizm rzucił ich w różne strony Europy. Niektórzy (Ślązacy) musieli służyć w Wehrmachcie, inni przeszli przez piekło obozów, jeszcze inni - szukali drogi do Ojczyzny w obcych partyzantkach. Każdy z nich ma w życiorysie wydarzenie, którego się wstydzi. Nie ma wśród nich ludzi nieporanionych duchowo. Swoistą psychoterapią będą cowieczorne opowieści. Uradzili, by każdy opowiadał o przeżyciu, które nie daje mu spokoju. Rozpoczynają 12 grudnia.

Ten gatunek mocno zadomowił się w literaturze. Od "Księgi tysiąca i jednej nocy " i „Opowieści kanterberyjskich", przez „Dekameron” Boccaccia, aż po… „13 opowieści” Agathy Christie. Z tej tradycji wywodzą się też „Wieczory medańskie”. Teraz Polacy na obcej ziemi snują bolesne historie. Oto niektóre...

... Staszek szukał śmierci, bo zdradziła go Jolanta. Ale śmierć go omijała. Niewiele brakowało, by wpadł w jej objęcia, gdy jego czołg został ostrzelany. Znowu ocalał. A koledzy zabili tego, który doń strzelał. Za późno zorientowali się, że był Ślązakiem... Swoim...
... Żyd, zwany Luminalem, jechał z żoną i córeczką przepełnionym wagonem. Niemcy wieźli ich do gazu. Dał kobiecie i dziecku luminal, by nie cierpiały. Zażyły. I umarły niemal natychmiast. Zanim zdążył połknąć swój, partyzanci odbili transport. Uwolnili i jego...
... Inżynier w Dachau poznał chłopaka - pomocnika kapo, który zabijał fenolem, a potem – by zadośćuczynić za zbrodnie - ratował pozostałych. Po wyzwoleniu obozu nie wrócił do matki, bo czuł się winny. Tak mu doradził Inżynier, który teraz czuje się jeszcze bardziej winny. Bo matka pewnie by dziecku wybaczyła...
... Janek Waleczek, młody nauczyciel, bez pamięci zakochał się w Jeti. Wojna ich rozdzieliła, ale widział ją, gdy szła w kolumnie – popychana przez esesmanów – na śmierć. W ramionach tuliła ich malutkie dziecko. Dostrzegła go, wołała. Ze strachu udał, że nie widzi i nie słyszy...
... Ślązak. Służył w Wehrmachcie. Zdezerterował i przystał do włoskich partyzantów. Życie zawdzięcza Rinaldo, który go - rannego - ocalił. Nie może sobie darować, że w chwili panicznego strachu zabił przyjaciela, bo myślał, że atakuje go Niemiec...
... Straceniec, który cudem przeżył. Niemcy wywieźli Polaków w łodziach na morze. A Anglicy ostrzelali. Dwóch uratowało się. Płynęli, trzymając się niewielkiej deski. I tamten mu ją odstąpił, a sam po cichu poszedł na dno...
... Grupa żołnierzy rozmawiała o wierze. Niektórzy ją stracili. Inni jej nigdy nie mieli. A ten, który miał wiarę, szedł na śmierć jak na spotkanie dziewczyny. Nigdy nie przestaną go podziwiać za ten spokój w sytuacji ostatecznej...
... Kuźma kochał Monikę. Nie zdobył się na wyznanie, ale - jak Cyrano de Bergerac – pisał za sierżanta listy do niej, w których zawarł całą swoją miłość. Tamtej podobały się piękne słowa, więc wyszła za sierżanta. A on nią poniewierał. Poznawszy prawdę - mówiła, że najbardziej skrzywdził ją... Kuźma. Umarła, zostawiając dziecko. Przez lata nie zapomniał jej oskarżenia i potem - w obozie - wziął na siebie winę jej syna...

Wigilia, która bardziej przypomina Wielkanoc i jej Zwycięstwo. Ktoś podpala miasteczko. W tym oczyszczającym ogniu "płoną" także wojenne winy straceńców. Teraz mogą już zejść w dolinę. Judasze, którzy okazali szczerą skruchę. Judasze, którym nikt już nie będzie pamiętał złego.

Gustaw Morcinek, Judasz z Monte Sicuro, posł. opatrzył Jerzy Nowak, wyd. 4, Katowice 1982. ISBN 8321602339 (sygnatury: 97906, 98674).

Fot. Pixabay.com

poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Nasz Mały Leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane: "Biała Grzywa" Alberta Lamorisse (1959)

ALBERT LAMORISSE (1922-1970). Jego filmy przenika nieuchwytne piękno. Może dlatego, że są takie... niedzisiejsze. Jakby z innej, piękniejszej, choć też niepozbawionej problemów rzeczywistości. Jerzy Płażewski tak go scharakteryzował: "poeta o tkliwym sercu, kochający fantastykę z bajek dla dzieci, zwierzęta, piękno zachodów słońca i bezinteresowne uczucia. Zginął na posterunku - w katastrofie helikoptera, z którego robił zdjęcia do swego filmu. Krytyka nie byle dla niego łaskawa. Jego naiwny liryzm w naszej brutalnej epoce wydawał się często czymś nie na miejscu. Gdy filmowcy przestali się wstydzić czegokolwiek, nieprzyzwoitym stał się właśnie jego sentymentalizm, pochwała szlachetności i delikatności. Niepodobna wszakże odmówić mu (…) wdzięku i elegancji plastycznej - one się nie zestarzały."

Ten film jednak zdobył uznanie krytyki zarówno europejskiej, jak amerykańskiej, a nawet Złotą Palmę w Cannes. "Biała Grzywa" (Crin blanc: Le cheval sauvage) to piękny koń, wódz stada żyjącego dziko w delcie Rodanu, w nizinnej, bagiennej Camargue. Indywidualista. Podobnie jak Folco - wyobcowany ze środowiska chłopak, mieszkający na uboczu wraz z dziadkiem i młodszym bratem. Zwierzę i dziecko zaprzyjaźniają się ze sobą, chociaż rumak nie pozwala się dosiąść, o czym malec po cichu marzy. Ta niezwykła relacja nie umyka uwadze miejscowych łowców, pragnących pojmać i sprzedać konia. Przekonują łatwowiernego Folco, że po oswojeniu - w którego powodzenie nie wierzą - Biała Grzywa na pewno pozostanie z nim. Sami też podejmują nieudane próby zniewolenia zwierzęcia, a wreszcie podpalają teren, na którym bytuje stado. Spłoszonego konia nieoczekiwanie dosiada Folco. Po raz pierwszy w życiu. I ostatni… Prąd wody znosi ich dalej i dalej… Na pełne morze…

Piękny, poetycki film. Chociaż czarno-biały, mieni się barwami Camargue. A jeśli kogoś zainteresuje temat urzekającej przyjaźni człowieka i zwierzęcia, o jeszcze jednym, równie uroczym filmie może poczytać TUTAJ.

Biała Grzywa (Crin blanc: Le cheval sauvage). Reż. Albert Lamorisse. 1953. Francja. 47 min. Główne role: Alain Emery, Laurent Roche, Pascal Lamorisse, François Perie. Narrator: Jean-Pierre Grenie. Według opowiadania René Guillota.

Można przeczytać
Zbigniew Pitera, Leksykon reżyserów filmowych. Reżyserzy zagraniczni, wyd. 2 rozsz., Warszawa 1984, s. 186 (sygnatura: 109558).
Jerzy Płażewski, 200 filmów tworzy historię najnowszą kina, Warszawa 1973, s. 58 (sygnatura: 66961).

Źródło fot.: Pixabay.com