Jack London (1876-1916), czyli John Griffith Chaney, bo nazwisko przejął od ojczyma. W zgodnej opinii tych, którzy go znali, był człowiekiem o wielkim uroku osobistym i silnym charakterze, a jednocześnie niezwykle wrażliwym. Posiadał bujną wyobraźnię, ale chociaż pisał beletrystykę, nigdy nie tworzył fikcji. Ten pozorny paradoks znaczy tyle, że pisał wyłącznie o tym, czego osobiście doświadczył. O życiu marynarza, trapera, farmera, trampa... Czyli o sobie.
Źródło |
Ubóstwo wcześnie wypędziło go z domu. Od bardzo wczesnych lat pracował rozdając na ulicy gazety, potem był kierowcą i robotnikiem w fabryce konserw. Właściwie jeszcze jako dziecko, piętnastolatek, trudnił się nielegalnym połowem ostryg. A piraci, różne podejrzane i groźne typy, darzyli go autentycznym szacunkiem. Był dla nich autorytetem! Zanim osiągnął pełnoletniość, wypłynął na połów fok... aż do Korei i Japonii. Zahaczył też o syberyjskie wybrzeża. I tutaj - znowu - wielki respekt mieli przed nim doświadczeni marynarze.
Po powrocie z oceanów zapragnął podróżować... pociągiem. Nie w wagonie, ale na dachu ekspresu. Zwiedził w ten sposób nie tylko ojczyznę, ale również Kanadę. Gdy zaś minęła mu "dwudziestka", zaczął szukać złota na Alasce. Jak wielu, także jego ta gorączka nie ominęła.
Lata 1904-1905. Pamiętamy z historii: wojna rosyjsko-japońska. Nie mogło go tam zabraknąć. I nie zabrakło. Przyglądał się temu konfliktowi jako korespondent (podobnie jak w Meksyku, w 1914 roku).
I wreszcie poczuł wołanie Ziemi. Jak Scarlett O'Hara z Przeminęło z wiatrem. Pracę farmera na doświadczalnym ranczo opisze później w powieści Księżycowa Dolina. Bo coraz silniej będzie odczuwał literackie powołanie. Ale przedtem jeszcze odbędzie samotną wyprawę na Hawaje, którą zobrazuje w powieściach Syn Słońca oraz Jerry z wysp.
Nowele i opowiadania. Pisał, co widział. Co przeżył. Tak powstawały tomiki, np. Na szlaku, Syn wilka, Miłość życia. Również najbardziej znane utwory: Córka śniegów, Biały Kieł, Zew Krwi, Bellew Zawierucha.
Był zniewalającym, czarującym wiecznym chłopakiem, bardzo wrażliwym na ludzkie cierpienia. Podczas podróży do Anglii widział ciężką pracę i nędzę robotników, więc zobrazował je w Żelaznej Stopie i Mieszkańcach otchłani. Wstrząsające obrazy z życia marynarzy pokazał w Wilku morskim. Najbardziej bezpośrednio do swojej biografii nawiązał w Johnie Barleycornie i Martinie Edenie, o którym pisaliśmy TUTAJ.
Żył zaledwie 40 lat. Tak wybrał. Bo było w nim jakieś pęknięcie. Jakaś rana. Zdyscyplinowany w pisaniu, a jednocześnie niesamowicie nieumiarkowany w życiu, wręcz trwoniący siły i talenty. Trzeźwo - wydawałoby się - myślący i zarazem pozwalający sobie na nierealistyczne marzenia (jak choćby wzorcowa farma, która okazała się klęską). Ewokując historycznoliterackie analogie, można by powiedzieć: pozytywista i romantyk. Jednocześnie. Czyli ktoś, kto - logicznie rozumując - nie miał "prawa" istnieć. Żyjąca sprzeczność. I nią właśnie był. Ale historia kocha szalone jednostki, czasem nawet podziwia, chociaż nie pochwala skutków ich szaleństw. Chętnie przyjmuje na swe karty czarujących awanturników, ale z zimną konsekwencją spycha ich na swe marginesy. Historia literatury także.
Źródło |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz