Jakiś czas temu zapowiadałyśmy inaugurację nieregularnego cyklu "Filmy (nie)zapomniane". Będziemy w nim przypominać filmy (osoby, gatunki), o których mamy jakiekolwiek materiały w bibliotece, gdyż naszym głównym celem jest - prócz prezentowania wartościowych dzieł z historii kina - także popularyzacja zbiorów. Długo zastanawiałyśmy się, od jakiego filmu zacząć. Jedna z nas zaproponowała Brzask Marcela Carné. W bieżącym roku mija okrągła, osiemdziesiąta rocznica od jego powstania. Jednak szybko skorygowałyśmy pomysł i zdecydowałyśmy o szkicowym przedstawieniu sylwetki odtwórcy głównej roli we wspomnianym obrazie. 17 maja minęła 115 rocznica jego urodzin.
Jean Gabin (Jean-Alexis Gabin Moncorgé). W dzieciństwie oglądałam dużo jego filmów (pisze p. Basia) i bardzo go lubiłam. Towarzyszył mojemu dorastaniu. 15 listopada 1976 roku (w dniu jego śmierci) mogłabym powtórzyć słowa Aleksandra Jackiewicza:
Kiedy (…) umarł Jean Gabin, wydało się, że w naszym życiu zabrakło kogoś, kogo się dobrze i długo znało. Znaliśmy go jako młodego aktora, widzieliśmy, jak się starzał i walczył ze starością, widzieliśmy, jak powoli umierał. Wraz z odejściem tego aktora odszedł od nas człowiek pełen spokojnego ciepła, ktoś silny, na kim się można oprzeć.
Kiedy (…) umarł Jean Gabin, wydało się, że w naszym życiu zabrakło kogoś, kogo się dobrze i długo znało. Znaliśmy go jako młodego aktora, widzieliśmy, jak się starzał i walczył ze starością, widzieliśmy, jak powoli umierał. Wraz z odejściem tego aktora odszedł od nas człowiek pełen spokojnego ciepła, ktoś silny, na kim się można oprzeć.
Jego filmy wspominam z sentymentem. Uczestnik II wojny światowej i desantu w Normandii, wspaniale zagrał rolę Maréchala, mechanika, oficera francuskiego lotnictwa z czasów I wojny, w słynnych swego czasu Towarzyszach broni (La Grande Illusion, reż. Jean Renoir, 1937).
A potem przyszedł czas na filmy tzw. realizmu poetyckiego czy „czarnego romantyzmu”. Grał role osamotnionych antybohaterów, zbuntowanych, z wyboru lub przymusu bezdomnych czy wyobcowanych, o których jednak nie można powiedzieć: bez reszty źli. Tacy byli przeraźliwie smutny romantyczny gangster Pépé-le-Moko (reż. Julien Duvivier, 1937), dezerter Jean z Ludzi za mgłą (Le quai des brumes, reż. Marcel Carné, 1938) i nonszalancki tytułowy Paryski włóczęga (Archimede Le Clochard, reż. Gilles Grangier, 1959). Nie tylko smutny, ale wręcz tragiczny był piaskarz François ze wspomnianego Brzasku (Le jour se leve), "przypadkowy" sprawca śmierci Valentina, jak on starającego się o przychylność kwiaciarki Françoise. Zabarykadowany w małym pokoiku ostrzeliwanym przez policjantów, w retrospekcji wracał do przeszłości i rozmyślał nad losem, który uczynił z niego zabójcę. Jeszcze bardziej fatalną postacią zdawał się być zakochany maszynista Jacques Lantier, którego uczucie znalazło kulminację w zbrodni, czyli bohater Bestii ludzkiej (La Bete humaine, reż. Jean Renoir, 1938) - adaptacji naturalistycznej powieści Emila Zoli.
A jednak we wszystkich tych mrocznych postaciach, które stworzył w kinie przedwojennym, można było odnaleźć rysy przeciwne "bestii". Tak, Gabin grał postaci wyjęte spod prawa lub żyjące na bakier z prawem, ale przecież wywołujące w odbiorcy nieodmiennie odruch współczucia, litości, miłosierdzia. Nigdy pogardy.
A potem przyszedł czas na filmy tzw. realizmu poetyckiego czy „czarnego romantyzmu”. Grał role osamotnionych antybohaterów, zbuntowanych, z wyboru lub przymusu bezdomnych czy wyobcowanych, o których jednak nie można powiedzieć: bez reszty źli. Tacy byli przeraźliwie smutny romantyczny gangster Pépé-le-Moko (reż. Julien Duvivier, 1937), dezerter Jean z Ludzi za mgłą (Le quai des brumes, reż. Marcel Carné, 1938) i nonszalancki tytułowy Paryski włóczęga (Archimede Le Clochard, reż. Gilles Grangier, 1959). Nie tylko smutny, ale wręcz tragiczny był piaskarz François ze wspomnianego Brzasku (Le jour se leve), "przypadkowy" sprawca śmierci Valentina, jak on starającego się o przychylność kwiaciarki Françoise. Zabarykadowany w małym pokoiku ostrzeliwanym przez policjantów, w retrospekcji wracał do przeszłości i rozmyślał nad losem, który uczynił z niego zabójcę. Jeszcze bardziej fatalną postacią zdawał się być zakochany maszynista Jacques Lantier, którego uczucie znalazło kulminację w zbrodni, czyli bohater Bestii ludzkiej (La Bete humaine, reż. Jean Renoir, 1938) - adaptacji naturalistycznej powieści Emila Zoli.
A jednak we wszystkich tych mrocznych postaciach, które stworzył w kinie przedwojennym, można było odnaleźć rysy przeciwne "bestii". Tak, Gabin grał postaci wyjęte spod prawa lub żyjące na bakier z prawem, ale przecież wywołujące w odbiorcy nieodmiennie odruch współczucia, litości, miłosierdzia. Nigdy pogardy.
Scena z Ludzi za mgłą, źródło |
A oto drugi etap jego twórczości, czyli starość, którą tak pięknie, a nawet heroicznie – na przykład w roli Jeana Valjeana z Nędzników (Les Misérables, reż. Jean-Paul Le Chanois, 1958) - potrafił przedstawić. Mądre starzenie się pokazywał też w rolach komisarza Julesa Maigreta (adaptacjach prozy kryminalnej Georgesa Simenona), a nawet w gangsterskim Klanie Sycylijczyków (Le Clan des Siciliens, reż. Henri Verneuil, 1969), w którym - jak słusznie dostrzegł prof. Jackiewicz - bardziej był podobny do ojca dużej rodziny niż szefa mafii. Komediową rolę pana Legraina, który na własnej skórze (dosłownie) nosił obraz Modiglianiego, zagrał natomiast w Człowieku z tatuażem (Le tatoue, reż. Denys de La Patelliere, 1968), w którym stworzył wspaniały duet z Louisem de Funesem.
I jeszcze był Kot (Le Chat, reż. Pierre Granier-Deferre, 1971), w którym - totalnie skłócony z żoną (Simone Signoret) – komunikując się z nią przy pomocy kartek, okazywał sporo sympatii kotu, wywołując tym samym wrogość kobiety wobec zwierzęcia.
Wspomniałam tylko niektóre filmy, w których wystąpił. Ten aktor był dla mnie jak przyjaciel rodziny lub wręcz cichy domownik, a z czasem – jak dziadek. Ktoś naprawdę bliski. I od lat bezskutecznie szukam jego filmów w rozmaitych salonach sprzedaży. Nie ma ich. Albo nieumiejętnie szukam.
I jeszcze był Kot (Le Chat, reż. Pierre Granier-Deferre, 1971), w którym - totalnie skłócony z żoną (Simone Signoret) – komunikując się z nią przy pomocy kartek, okazywał sporo sympatii kotu, wywołując tym samym wrogość kobiety wobec zwierzęcia.
Wspomniałam tylko niektóre filmy, w których wystąpił. Ten aktor był dla mnie jak przyjaciel rodziny lub wręcz cichy domownik, a z czasem – jak dziadek. Ktoś naprawdę bliski. I od lat bezskutecznie szukam jego filmów w rozmaitych salonach sprzedaży. Nie ma ich. Albo nieumiejętnie szukam.
Scena z Brzasku, źródło |
Można przeczytać
Aleksander Jackiewicz, Pięknie starzał się Jean Gabin…, w: tegoż, Gwiazdozbiór, Warszawa 1983, s. 96-99 (sygnatura: 101216)
Aleksander Jackiewicz, Pięknie starzał się Jean Gabin…, w: tegoż, Gwiazdozbiór, Warszawa 1983, s. 96-99 (sygnatura: 101216)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz