Pamiętamy Misia Stanisława Barei, prawda? I scenę w barze mlecznym, w którym sztućce były połączone łańcuchami, a talerze - przykręcone do stołów. Taka prewencja przed ewentualną kradzieżą. Pamiętam coś podobnego ze studenckich czasów. Łyżkę przywiązaną sznurkiem, zawieszonym na haczyku w bufetowym okienku. Obok niej - w polu widzenia sprzedającej - stała "cukierniczka". Studenci mogli wsypać cukier do podanej herbaty tylko tą jedną łyżką. Niektórzy - odruchowo - oblizali ją po zamieszaniu w szklance. Naprawdę! Około południa była oblepiona cukrem jak okrągły brzuszek pandy. Poniżej zaproponujemy do przeczytania artykuł o kuchni w PRL-u. Ale nie tylko. Ułożyłyśmy przegląd w miarę chronologicznie. Zatem... udajmy się w podróż.
Źródło |
Węcowski Marek, Kyliks i kulawka, czyli pijaństwo sportowe starożytnych Greków, "Mówią Wieki" 2010, nr 10, s. 10-13
Sympozjon (dosł. Wspólne picie) to całonocna alkoholowa biesiada greckich arystokratów epoki archaicznej i klasycznej. Niemal zawsze pili oni wino mocno rozcieńczone wodą, ale pili go naraz bardzo dużo.
Skoro już wiemy, co to było (jest?) sympozjum (nie mylić ze współczesnym znaczeniem!), warto przeczytać o „drugim dnie” nieumiarkowanej popijawy, którą niezwykle trudno pogodzić z klasycznym ideałem równowagi ducha.
Sympozjon (dosł. Wspólne picie) to całonocna alkoholowa biesiada greckich arystokratów epoki archaicznej i klasycznej. Niemal zawsze pili oni wino mocno rozcieńczone wodą, ale pili go naraz bardzo dużo.
Skoro już wiemy, co to było (jest?) sympozjum (nie mylić ze współczesnym znaczeniem!), warto przeczytać o „drugim dnie” nieumiarkowanej popijawy, którą niezwykle trudno pogodzić z klasycznym ideałem równowagi ducha.
Źródło |
Kowalewski Krzysztof, Słodko-kwaśne średniowiecze, "Mówią Wieki" 2009, nr 12, s. 30-35
Dla jednych kuchnia średniowieczna pozostaje synonimem niezdrowego prostactwa, dla drugich stanowi prefigurację organic foods. W rzeczywistości średniowieczne dania trafiające na pańskie – monarsze, możnowładcze i patrycjuszowskie – stoły dziś najprędzej polubiliby amatorzy ulicznych garkuchni prowadzonych przez wietnamskich emigrantów.
Najnowsze badania nad kuchnią ludzi bogatych tamtej epoki wskazują na nikły udział tłuszczów i czerwonego mięsa (i to raczej gotowanego lub duszonego, a nie smażonego), za to sporo świeżych ryb, podawanych ze względu na liczne posty. W tej kuchni ponadto dużo było nabiału, gotowanych jarzyn i roślin strączkowych oraz polnych i leśnych ziół. Jednak to, co dziś budzi uznanie, stanowi dominacja produktów zbożowych: prosa, żyta, jęczmienia, owsa, pszenicy, orkiszu, a od XIV wieku – także gryki. Po prostu: zdrowa żywność!
Dla jednych kuchnia średniowieczna pozostaje synonimem niezdrowego prostactwa, dla drugich stanowi prefigurację organic foods. W rzeczywistości średniowieczne dania trafiające na pańskie – monarsze, możnowładcze i patrycjuszowskie – stoły dziś najprędzej polubiliby amatorzy ulicznych garkuchni prowadzonych przez wietnamskich emigrantów.
Najnowsze badania nad kuchnią ludzi bogatych tamtej epoki wskazują na nikły udział tłuszczów i czerwonego mięsa (i to raczej gotowanego lub duszonego, a nie smażonego), za to sporo świeżych ryb, podawanych ze względu na liczne posty. W tej kuchni ponadto dużo było nabiału, gotowanych jarzyn i roślin strączkowych oraz polnych i leśnych ziół. Jednak to, co dziś budzi uznanie, stanowi dominacja produktów zbożowych: prosa, żyta, jęczmienia, owsa, pszenicy, orkiszu, a od XIV wieku – także gryki. Po prostu: zdrowa żywność!
Źródło |
Sadurska Bożena, Sklepy cynamonowe, apteki marcepanowe, „Mówią Wieki” 2014, nr 2, s. 44-45
W dawnych aptekach można było znaleźć produkty, których dzisiaj szukamy na półkach w sklepach spożywczych. Wśród nich honorowe miejsce zajmował pachnący smakołyk – marcepan.
Już w starożytnej Grecji pojawiły się terminy pharmakopoles (sprzedający leki), pokrewny dzisiejszemu farmaceucie, oraz apotheke. To drugie oznaczało miejsce przechowywania, spiżarnię i… skład wina. W średniowieczu „apteka” była równoznaczna ze „sklepem”, ponieważ składniki leków były jednocześnie produktami kuchennymi. A jak doszło do rozdzielenia ich funkcji? O tym przeczytamy w artykule.
W dawnych aptekach można było znaleźć produkty, których dzisiaj szukamy na półkach w sklepach spożywczych. Wśród nich honorowe miejsce zajmował pachnący smakołyk – marcepan.
Już w starożytnej Grecji pojawiły się terminy pharmakopoles (sprzedający leki), pokrewny dzisiejszemu farmaceucie, oraz apotheke. To drugie oznaczało miejsce przechowywania, spiżarnię i… skład wina. W średniowieczu „apteka” była równoznaczna ze „sklepem”, ponieważ składniki leków były jednocześnie produktami kuchennymi. A jak doszło do rozdzielenia ich funkcji? O tym przeczytamy w artykule.
Źródło |
Bikont Piotr, Makłowicz Robert, Co nam zostało z tamtych wieków, "rozm. przepr. Bogdan Borucki, "Mówią Wieki" 2009, nr 12, s. 10-13
Kuchnia jest elementem kultury i zainteresowanie nią jest zainteresowaniem kulturą w szerszym kontekście (P. Bikont). Kuchnia odróżnia człowieka od wszystkich innych istot, które muszą jeść, żeby przeżyć. Nie jest to wyłącznie zaspokajanie głodu. Człowiek uczynił z jedzenia swego rodzaju przeżycie i doświadczenie (R. Makłowicz).
Piotr Bikont (reżyser teatralny, autor filmów dokumentalnych, performer, publicysta, koneser kulinarny) i Robert Makłowicz (z wykształcenia historyk, także dziennikarz, publicysta, krytyk kulinarny) rozmawiają o kuchni staropolskiej. Kto czytał lub słuchał tych panów, ten wie, że także tu będzie mnóstwo interesujących faktów, sporo ciekawostek i trochę humoru.
Kuchnia jest elementem kultury i zainteresowanie nią jest zainteresowaniem kulturą w szerszym kontekście (P. Bikont). Kuchnia odróżnia człowieka od wszystkich innych istot, które muszą jeść, żeby przeżyć. Nie jest to wyłącznie zaspokajanie głodu. Człowiek uczynił z jedzenia swego rodzaju przeżycie i doświadczenie (R. Makłowicz).
Piotr Bikont (reżyser teatralny, autor filmów dokumentalnych, performer, publicysta, koneser kulinarny) i Robert Makłowicz (z wykształcenia historyk, także dziennikarz, publicysta, krytyk kulinarny) rozmawiają o kuchni staropolskiej. Kto czytał lub słuchał tych panów, ten wie, że także tu będzie mnóstwo interesujących faktów, sporo ciekawostek i trochę humoru.
Meyzie Philippe, Między ustami a brzegiem talerza, przeł. Ewa Kucińska, " Mówią Wieki" 2012, nr 9, s. 32-37
W przestrzeni miejskiej czasów nowożytnych istnieje wiele miejsc oferujących pokarmy w zależności od okazji bądź możliwości finansowych.
Gospody, zajazdy, oberże, jadłodajnie, bary, punkty gastronomiczne… Ich usytuowanie, oferta, społeczne funkcje oraz rola w przemianach europejskich zwyczajów żywieniowych i wymianie kulturowej między narodami.
W przestrzeni miejskiej czasów nowożytnych istnieje wiele miejsc oferujących pokarmy w zależności od okazji bądź możliwości finansowych.
Gospody, zajazdy, oberże, jadłodajnie, bary, punkty gastronomiczne… Ich usytuowanie, oferta, społeczne funkcje oraz rola w przemianach europejskich zwyczajów żywieniowych i wymianie kulturowej między narodami.
Źródło |
Laloux Ludovic, Czy historia może być smaczna?, tł. i red. Beata Wiśniewska, Joanna Orzeł, "Wiadomości Historyczne" 2011, nr 1, s. 5-10
I pomyśleć, że są takie kraje, w których historia po prostu smakuje…
A w którym państwie smakuje szczególnie? Spójrzmy na nazwisko autora! Oczywiście, mowa w nim przede wszystkim o Francji. Na przykład: w jaki sposób rewolucja przemysłowa wpłynęła na sektor rolno-spożywczy? Kto chce się dowiedzieć, z pewnością przeczyta.
I pomyśleć, że są takie kraje, w których historia po prostu smakuje…
A w którym państwie smakuje szczególnie? Spójrzmy na nazwisko autora! Oczywiście, mowa w nim przede wszystkim o Francji. Na przykład: w jaki sposób rewolucja przemysłowa wpłynęła na sektor rolno-spożywczy? Kto chce się dowiedzieć, z pewnością przeczyta.
Źródło |
Kochanowski Jerzy, Żółte firanki, "Pamięć.pl" 2014, nr 1, s. 50-51
Nie wiadomo, czy wszystkie istniejące w latach 1945-1956 „sklepy specjalne” miały w witrynach rzeczywiście żółte firanki. Taka nazwa jednak skutecznie do nich przylgnęła i przyjęła się zarówno w potocznej, jak i literackiej polszczyźnie. Z pewnością były to zasłony gęste, dobrze chroniące przed wzrokiem ludzi ulicy.
Niektórzy wysocy rangą funkcjonariusze ówczesnej Polski mieli własne kanały zaopatrzenia. Nazywały się „konsumy”. W ich skład wchodziły nie tylko sklepy, lecz także zakłady produkcyjne i majątki rolne. Początkowo dostarczały materiałów podstawowych, i to po niskich cenach urzędowych. Z czasem można było w nich nabyć głównie materiały luksusowe. One same były podzielone na kilka kategorii. Jeden z nich, chociaż już nie elitarny, istnieje do dziś…
Nie wiadomo, czy wszystkie istniejące w latach 1945-1956 „sklepy specjalne” miały w witrynach rzeczywiście żółte firanki. Taka nazwa jednak skutecznie do nich przylgnęła i przyjęła się zarówno w potocznej, jak i literackiej polszczyźnie. Z pewnością były to zasłony gęste, dobrze chroniące przed wzrokiem ludzi ulicy.
Niektórzy wysocy rangą funkcjonariusze ówczesnej Polski mieli własne kanały zaopatrzenia. Nazywały się „konsumy”. W ich skład wchodziły nie tylko sklepy, lecz także zakłady produkcyjne i majątki rolne. Początkowo dostarczały materiałów podstawowych, i to po niskich cenach urzędowych. Z czasem można było w nich nabyć głównie materiały luksusowe. One same były podzielone na kilka kategorii. Jeden z nich, chociaż już nie elitarny, istnieje do dziś…
Źródło |
Garlicki Andrzej, Przygody kulinarne w PRL, " Mówią Wieki" 2012, nr 11, s. 46-51
Wszystkie [bary mleczne] były zorganizowane wedle tych samych zasad. Najpierw w kasie płaciło się za zamówione potrawy, potem kwitek wręczało się przez kuchenne okienko i otrzymywało posiłek. Samoobsługa znacznie obniżała koszty. W barach mlecznych można było zjeść pierogi, naleśniki, kluski, kopytka i różnego rodzaju warzywa. Było zawsze kilka zup do wyboru, a na deser kompot lub budyń. Mięsa początkowo nie było w żadnej postaci, później, już za Gomułki, pojawiły się podroby, a nawet kotlety mielone i zrazy.
Bary mleczne to niejako „wizytówka” kulinarnego oblicza PRL. Ale nie wymysł tej epoki. Tradycja spożywania śniadań w mleczarniach sięgała jeszcze XIX wieku. Jadał w nich na przykład twórca Proletariatu, Ludwik Waryński. Pewnego dnia zapomniał w nich… paczki z „wywrotowymi” ulotkami. Właściciel ją rozpakował, powiadomił policję, a konspirator niebawem trafił za kratki. Świetnie napisany artykuł. „Kopalnia” informacji. Sporo ciekawostek.
Wszystkie [bary mleczne] były zorganizowane wedle tych samych zasad. Najpierw w kasie płaciło się za zamówione potrawy, potem kwitek wręczało się przez kuchenne okienko i otrzymywało posiłek. Samoobsługa znacznie obniżała koszty. W barach mlecznych można było zjeść pierogi, naleśniki, kluski, kopytka i różnego rodzaju warzywa. Było zawsze kilka zup do wyboru, a na deser kompot lub budyń. Mięsa początkowo nie było w żadnej postaci, później, już za Gomułki, pojawiły się podroby, a nawet kotlety mielone i zrazy.
Bary mleczne to niejako „wizytówka” kulinarnego oblicza PRL. Ale nie wymysł tej epoki. Tradycja spożywania śniadań w mleczarniach sięgała jeszcze XIX wieku. Jadał w nich na przykład twórca Proletariatu, Ludwik Waryński. Pewnego dnia zapomniał w nich… paczki z „wywrotowymi” ulotkami. Właściciel ją rozpakował, powiadomił policję, a konspirator niebawem trafił za kratki. Świetnie napisany artykuł. „Kopalnia” informacji. Sporo ciekawostek.
Źródło |
Grelewska Anna, Jak balowano, jak balujemy, "Przyroda Polska" 2012, nr 1, dodatek: Natura i Zdrowie, s. 2-3
Karnawał to tradycja stara, inaczej jest z sylwestrem. Jeszcze w XIX wieku sylwestrowych balów nie urządzano, wieczór i noc sylwestrową spędzano na ogół w wąskim gronie rodzinnym, bądź najbliższych przyjaciół i sąsiadów. Przygotowywano kolację, grano w karty.
Chociaż za oknem pora roku już inna, powróćmy do karnawału, gdyż o nim tu mowa. Zwięźle i interesująco przedstawiono związane z tym czasem zwyczaje (także kulinarne) – od średniowiecza po współczesność.
Karnawał to tradycja stara, inaczej jest z sylwestrem. Jeszcze w XIX wieku sylwestrowych balów nie urządzano, wieczór i noc sylwestrową spędzano na ogół w wąskim gronie rodzinnym, bądź najbliższych przyjaciół i sąsiadów. Przygotowywano kolację, grano w karty.
Chociaż za oknem pora roku już inna, powróćmy do karnawału, gdyż o nim tu mowa. Zwięźle i interesująco przedstawiono związane z tym czasem zwyczaje (także kulinarne) – od średniowiecza po współczesność.
Źródło |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz