Ten utwór nie jest łatwy w odbiorze. Napisany w konwencji reportażu, pozostawia niezapomniane wrażenie i moralny wstrząs. Krótkie opowiadanie GUSTAWA HERLINGA-GRUDZIŃSKIEGO (1919-2000) o niezwykłym tytule Błogosławiona, święta.
Autor nawiązuje do autentycznych wydarzeń, które miały miejsce w latach dziewięćdziesiątych XX wieku na terenie byłej Jugosławii. Do gehenny bośniackich kobiet - ofiar masowych gwałtów dokonywanych przez serbskich żołnierzy. Autentyzm przekazu wzmacnia także paralelą między pochodzeniem głównej bohaterki a własną biografią.
Siedemnastoletnia Mariana K., dziewczyna z okolic Zagnańska (jak Herling), znalazła się w Jugosławii na zaproszenie rodziny. Gdy wybuchła wojna, dostała się do baraku, w którym co noc (przez cztery miesiące) jego mieszkanki były wielokrotnie gwałcone. Po zamknięciu tego miejsca ich męczeństwa, większość z nich była w ciąży. Wielu kobietom naturalne wydawało się, że te dzieci można, a nawet należy "usunąć". Te, które nie potrafiły tego uczynić, nierzadko wybierały samobójstwo. Ale Marianna postąpiła jeszcze inaczej. Postanowiła urodzić. Może to jej naturalna dobroć kazała tak postąpić? Może swoista "niewinność", wymalowana w jej dziecięcej twarzy? Tak, niewinność. Pomimo piekła, z którego się wydostała. Na przekór całemu Złu, które się tam wówczas rozpętało. Na przekór wszechogarniającej nienawiści, potrafiącej skutecznie zagłuszyć głos sumienia. Zakonnik z misji w Sarajewie umożliwił jej wyjazd do włoskiej Macery.
Właśnie tam spotkał ją narrator. Patrzyła na niego z zachwytem. Nieznany człowiek, także pochodzący z jej ukochanej ziemi świętokrzyskiej, stał się dla niej kimś bliskim, niemal krewnym. Rozmawiali w ojczystym języku o kraju dziecinnych lat. Jednak nie sposób było pominąć całkowitym milczeniem tego, co ją spotkało. Ciążę znosiła bardzo źle. Cierpiała. Także rodak mimowolnie czasem ją ranił niezręcznym słowem czy pytaniem. Walczyła też ze sobą. Próbowała pokochać dziecko, które nie było owocem miłości. Wręcz przeciwnie. Wreszcie przyszło na świat. Zdrowy, silny chłopiec. Lekarze nie popełnili żadnego błędu. I nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego - dając mu życie - Mariana umarła. Niektórzy z miejscowych mówili o niej beata, santa (stąd właśnie tytuł). Ale czy wszyscy rozumieli ogrom jej wyrzeczenia? Czy aprobowali?
To jeszcze nie koniec tego maleńkiego fragmentu historii straszliwego, XX stulecia. Jakiś czas po pogrzebie Marianny wyszła na jaw jeszcze jedna potworna prawda... Jej odkrycie pozostawię tym, którzy zdobędą się na odwagę przeczytania wstrząsającego opowiadania, które - mimo stylizacji na dokument - w dużym stopniu nim na pewno jest. Te zbrodnie wydarzyły się naprawdę. Pozostały po nich poranione ciała. Kikuty sumień. Puste, nieufne serca. I na tych ruinach trzeba pozwolić zwyciężyć Życiu. Mimo wszystko. Chociaż bywają chwile, gdy rani nas do krwi, szydzi z nas okrutnie bogata, rozrzutna Uroda Świata.
Autor nawiązuje do autentycznych wydarzeń, które miały miejsce w latach dziewięćdziesiątych XX wieku na terenie byłej Jugosławii. Do gehenny bośniackich kobiet - ofiar masowych gwałtów dokonywanych przez serbskich żołnierzy. Autentyzm przekazu wzmacnia także paralelą między pochodzeniem głównej bohaterki a własną biografią.
Siedemnastoletnia Mariana K., dziewczyna z okolic Zagnańska (jak Herling), znalazła się w Jugosławii na zaproszenie rodziny. Gdy wybuchła wojna, dostała się do baraku, w którym co noc (przez cztery miesiące) jego mieszkanki były wielokrotnie gwałcone. Po zamknięciu tego miejsca ich męczeństwa, większość z nich była w ciąży. Wielu kobietom naturalne wydawało się, że te dzieci można, a nawet należy "usunąć". Te, które nie potrafiły tego uczynić, nierzadko wybierały samobójstwo. Ale Marianna postąpiła jeszcze inaczej. Postanowiła urodzić. Może to jej naturalna dobroć kazała tak postąpić? Może swoista "niewinność", wymalowana w jej dziecięcej twarzy? Tak, niewinność. Pomimo piekła, z którego się wydostała. Na przekór całemu Złu, które się tam wówczas rozpętało. Na przekór wszechogarniającej nienawiści, potrafiącej skutecznie zagłuszyć głos sumienia. Zakonnik z misji w Sarajewie umożliwił jej wyjazd do włoskiej Macery.
Właśnie tam spotkał ją narrator. Patrzyła na niego z zachwytem. Nieznany człowiek, także pochodzący z jej ukochanej ziemi świętokrzyskiej, stał się dla niej kimś bliskim, niemal krewnym. Rozmawiali w ojczystym języku o kraju dziecinnych lat. Jednak nie sposób było pominąć całkowitym milczeniem tego, co ją spotkało. Ciążę znosiła bardzo źle. Cierpiała. Także rodak mimowolnie czasem ją ranił niezręcznym słowem czy pytaniem. Walczyła też ze sobą. Próbowała pokochać dziecko, które nie było owocem miłości. Wręcz przeciwnie. Wreszcie przyszło na świat. Zdrowy, silny chłopiec. Lekarze nie popełnili żadnego błędu. I nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego - dając mu życie - Mariana umarła. Niektórzy z miejscowych mówili o niej beata, santa (stąd właśnie tytuł). Ale czy wszyscy rozumieli ogrom jej wyrzeczenia? Czy aprobowali?
To jeszcze nie koniec tego maleńkiego fragmentu historii straszliwego, XX stulecia. Jakiś czas po pogrzebie Marianny wyszła na jaw jeszcze jedna potworna prawda... Jej odkrycie pozostawię tym, którzy zdobędą się na odwagę przeczytania wstrząsającego opowiadania, które - mimo stylizacji na dokument - w dużym stopniu nim na pewno jest. Te zbrodnie wydarzyły się naprawdę. Pozostały po nich poranione ciała. Kikuty sumień. Puste, nieufne serca. I na tych ruinach trzeba pozwolić zwyciężyć Życiu. Mimo wszystko. Chociaż bywają chwile, gdy rani nas do krwi, szydzi z nas okrutnie bogata, rozrzutna Uroda Świata.
S. Wyspiański, Macierzyństwo - źródło |
Herling-Grudziński Gustaw, Błogosławiona, święta, w: tegoż, Opowiadania zebrane, [t.] 2, Warszawa 1999, s. 89-110
Można też przeczytać interpretację:
Czajkowski Krzysztof, Błogosławiona, święta Gustawa Herlinga-Grudzińskiego w świetle kerygmatu. Interpretacyjna glosa, „Roczniki Humanistyczne”, t. 63, z. 1, Literatura polska (2015), s. 157-169
Można też przeczytać interpretację:
Czajkowski Krzysztof, Błogosławiona, święta Gustawa Herlinga-Grudzińskiego w świetle kerygmatu. Interpretacyjna glosa, „Roczniki Humanistyczne”, t. 63, z. 1, Literatura polska (2015), s. 157-169
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz