piątek, 4 stycznia 2019

Książki (nie)zapomniane - Spotkanie Artysty i Filozofa, czyli synteza (pozornych) przeciwieństw

Połączenie w harmonijną jedność Uczucia i Rozumu, czyli Spotkanie Artysty i Filozofa. Nieoczekiwana, ale przecież nie aż tak rewolucyjna, jak mogłoby się wydawać, konstatacja, że jedno i drugie ma tę samą wartość poznawczą, więc oba mogą prowadzić do Pełni. Pokonanie dualizmu (lub usprawiedliwienie go, znoszące krańcowość właściwą przeciwieństwom) jest możliwe. Tak brzmi, jak się wydaje, przesłanie Narcyza i Złotoustego - wielkiej, olśniewającej barwami średniowiecza powieści HERMANNA HESSEGO (1877-1962).

Niemiecki klasztor Mariabronn. Młodziutki Narcyz ukończył nowicjat i ujawnił wszelkie cechy doskonałego zakonnika: pokorę, opanowanie, zamiłowanie do ascezy. Ponadto niebywałe zdolności, dlatego zlecono mu nauczanie w klasztornej szkole, do której pewnego dnia przybył Złotousty - chłopak prędki w działaniu, popędliwy. I zmysłowy. Jego osobowość zdawała się być drugą - zaprzeczoną, świadomie odrzuconą naturą Narcyza, czego mnich zdawał się mieć świadomość. Darzył podopiecznego wyjątkową sympatią - nawet wówczas, gdy tamten uciekł i po manowcach świata gonił wciąż za nowymi przygodami, łapczywie chłonąc uroki i grozę życia, by wreszcie zdobyć rozległą, praktyczną wiedzę o rozkoszy, ale też o cierpieniu.

Długo już wędrował Złotousty, rzadko nocując dwa razy w tym samym miejscu, wszędzie pożądany i uszczęśliwiany przez kobiety, opalony od słońca na brązowo, wychudzony od wędrówki i skąpego jadła. Wiele kobiet żegnało się z nim o brzasku i odchodziło, niektóre ze łzami (...). Żadna nie prosiła go poważnie, aby pozostał, żadna nie prosiła, aby ją zabrał, nie była gotowa z miłości podzielić z nim dolę i niedolę wędrówki.

I on żadnej kobiecie tego nie proponował, bo bardziej od nich kochał wolność. Wreszcie na dłużej zatrzymał się u mistrza Mikołaja. Ponieważ posiadał wielki talent, zaczął tworzyć posąg świętego Jana (to też imię Narcyza jako opata, o czym nie wiedział!), będący połączeniem wysublimowanej zmysłowości z najczystszą duchowością. To jakby on i Narcyz - Jan w jednej osobie. Utrwalił w nim własne grzeszne życie i najwznioślejsze tęsknoty.

Ale i stąd uciekł. Tym razem... do piekła, czyli wprost w ognisko Zarazy. Szedł przez królestwo orgiastycznego nihilizmu i okrucieństwa, niemal depcząc po piętach tańczącej Śmierci.

A Narcyz czekał na powrót marnotrawnego brata. I dawny chłopak, a teraz już dojrzały, poorany przeciwnościami życia mężczyzna, wrócił. Został klasztornym rzeźbiarzem, ale wnet przekonał się, że natchnienie umiał znaleźć tylko tam, gdzie czuł się wolny. Na gościńcach i bezdrożach świata.

Znowu odszedł, by jeszcze raz wrócić. Po raz ostatni. Wyniszczony, zmęczony, słaby. Już nie miał siły, by uciec. A jednak niespokojny duch znalazł drogę. Uleciał. W zaświaty.

I Złotousty, i opat Jan odkryli Tajemnicę, której każdy z nich poszukiwał inaczej. Połączyła ich wyjątkowa więź zrozumienia, ponieważ w istocie tworzyli jedność. Pełną, ludzką naturę. Rozum wzniósł się ku Prawdzie, a zmysły już nie przeszkadzały w dotarciu do Niej. Poznali Ją, bo każdy z nich - jeden w klasztorze, drugi w wirze świata - dogłębnie poznał siebie.

Hesse Hermann, Narcyz i Złotousty, [przeł. z niem. Marceli Tarnowski], Warszawa 1991 (sygnatura: 132733)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz