piątek, 23 października 2020

Książki (nie)zapomniane - Nikt nie przypuszczał, że niebawem zacznie się apokalipsa

Pewnego wieczoru (...) wyszedłem z żoną na przechadzkę. Niebo było wygwieżdżone i pokazywałem jej znaki zodiaku, a potem Marsa, jasny punkcik wspinający się powoli coraz wyżej, ku zenitowi (...). Wracając mijaliśmy grupę spacerowiczów (...). W oddaleniu jaśniały okna domów. Ludzie kładli się spać (...). Wszystko tu wydawało się takie spokojne, takie bezpieczne. Nikt nie przypuszczał, że za kilkadziesiąt godzin zacznie się apokalipsa, a ludzki gatunek i jego cywilizacyjne osiągnięcia ulegną niemal całkowitej zagładzie. Że nadciąga Wojna światów, opisana przez GEORGE'A HERBERTA WELLSA (1866-1946).

Początek brzmi jak popularnonaukowe sprawozdanie z odkrycia oznak życia na Czerwonej Planecie. Informacja budzi chwilowe zainteresowanie i niebawem słabnie. I oto nieoczekiwanie, gdy jedynie fachowcy o nim pamiętają, w okolicach Woking zostaje odnaleziony walec. Zdumieni politycy, którzy przyszli zobaczyć zjawisko, giną z broni istoty wychodzącej z przedmiotu. Naukowcy przypominają sobie zaobserwowane jakiś czas temu niezwykłe wybuchy na Marsie i zaczynają je wiązać z przybyszami.

Marsjanie nie wyglądają jak ludzie. Mają olbrzymią głowę, jedno ucho, bardzo duże oczy i liczne macki. Można by powiedzieć, że to chodzące na trójnogach głowy, nigdy nie zasypiające, porozumiewające sie za pomocą gestów i dźwięków. Ziemskie istoty żywe - ludzie, rośliny i zwierzęta - giną od wytwarzanego wewnątrz nich i emitowanego światła lub "czarnego oparu". Obcy nie oszczędzają też dobytku swych ofiar. Bliższe i dalsze okolice z prędkością błyskawicy zamieniają w zgliszcza. A z kosmosu stale przybywają nowe pojazdy. Wkrótce cała Anglia staje w ogniu.

Marsjanie działają metodycznie i na swój sposób rozumnie, otaczając zaatakowany obszar i uniemożliwiając mieszkańcom ucieczkę. Ich celem jest osadnictwo na Ziemi.

Narrator, uciekając - jak wszyscy - w popłochu i na oślep, trafia do zrujnowanego domu, w którym ukrywa się nieco niezrównoważony wikary. Nie potrafiąc dojść z nim do porozumienia i obawiając się, że dziwne zachowanie towarzysza niedoli zdradzi ich kryjówkę, decyduje się na desperacki krok uśmiercenia go. Spędziwszy dwa tygodnie wśród gruzów, a w pewnym momencie stając oko w oko z Obcym, nadal żyje. Wreszcie - wygłodniały i niemal obłąkany ze strachu - decyduje się wyjść na zewnątrz. Błąka się po pustkowiu, by wreszcie spotkać także niezbyt rozgarniętego żołnierza, który namawia go do konformizmu - współpracy z najeźdźcami. Mężczyzna odmawia. Idzie dalej przez bezludne okolice. Zmierza w kierunku zniszczonej przez inwazję stolicy.

I oto w pewnej chwili dostrzega sterty złomu. To, co zostało z Marsjan. Tak, wrogowie zostali pokonani. Nie przez ultranowoczesną broń, ale przez niewidoczne bakterie, na które nie byli odporni. Cywilizacja przegrała, bo zwycięstwo ocalałej garstce ludzkości zgotowały maleńkie stworzonka, będące na ogół nieprzyjaciółmi nie tylko kosmitów, ale także ludzi...

Ps. Warto przeczytać także wstrząsającą antyutopię tego autora, Wyspę doktora Moreau, omówioną TUTAJ.

Wells Herbert George, Wojna światów, przeł. Henryk Józefowicz, Warszawa 1974 (sygnatura: 62347).
Wells Herbert George, Wojna światów, przeł. Henryk Józefowicz, Warszawa 1977 (sygnatura: 76904).
Wells Herbert George, Wojna światów, przeł. Henryk Józefowicz, wyd. 3, Warszawa 1987. ISBN 83-207-0815-X (sygnatury: 118822, 118085, 118418).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz