piątek, 18 września 2015

Książki (nie)zapomniane - To lepiej dla świata, jeśli ktoś ma serce złamane

Proszę nie zrażać się tymi skomplikowanymi tytułami, których zaledwie kilka wymienię, ale to bardzo ważne w historii dzieła: Sic et Non; Dialogus inter Philosophum, Judaeum et Christianum; Tractatus de intellectibus; Ethica, sive Scito te ipsum...

Wystarczy? Pewnie tak, chociaż można by wyliczyć ich więcej. Są wybitnymi traktatami z XII stulecia. Jeśli zapytam o ich autora, filozofowie i teologowie może będą wiedzieć. A gdy postawię inne pytanie: Kto kochał Heloizę? - Liczba poprawnych odpowiedzi chyba wzrośnie... :)

Pierre'a Abelarda (1079-1142) unieśmiertelniła miłość do młodej uczennicy, Heloizy (ok. 1098 do 1101-1164), siostrzenicy paryskiego kanonika, Fulberta. Gdy się poznali, on dobiegał czterdziestki, ona liczyła około 18 lat. On był sławnym wykładowcą, ona - gruntownie wykształconą, znającą także łacinę i grekę panną (tak, dziewczyną w wieku naszych współczesnych maturzystek!). Na prośbę wuja miała zgłębiać kolejne dziedziny wiedzy. I stało się. Rozkwitła miłość. Różnie źródła podają. Niektórzy akcentują jej zalotność, ale inni (zdecydowana większość) jemu przypisują inicjatywę. Burzliwa historia tego związku jest tematem powieści Abelard i Heloiza HELEN WADDELL (1889-1965).

Waddell trochę przypominała Heloizę. Oczywiście, rozległością zainteresowań i oszałamiającą wiedzą. Ta córka angielskiego prezbiteriańskiego misjonarza w Japonii i Mandżurii, mediewistka, była także świetną tłumaczką z łaciny... i języka chińskiego, autorką ważnych prac na temat średniowiecza, kilkakrotnie zdobywającą tytuły doktora honoris causa prestiżowych uniwersytetów brytyjskich i amerykańskich. Wspomniana powieść jest jej jedynym dziełem beletrystycznym. Ale jakim! Wydana w 1933 r., w tym samym roku doczekała się kolejnych 15 edycji, a do 1948 r. - aż 31! Wybitna znawczyni epoki stworzyła - jak stwierdził Etienne Gilson - pełną życia, czarującą, urokliwą książkę, będącą zarazem owocem gruntownej lektury autobiografii filozofa.



Abelard i Heloiza nie jest typowym dziełem biograficznym. Zasadniczo obejmuje tylko lata 1116-1222, czyli wyłącznie dzieje miłości naukowca i uczennicy. Patrząc zaś na fakty z życia Abelarda – od pobytu w paryskiej uczelni Notre-Dame, aż do założenia szkoły w Troyes (już po okaleczeniu przez ludzi Fulberta). Jego poglądy zostały przedstawione poprzez autentyczne fragmenty traktatów. Dalsze zaś lata (zmarł mając ich 63, Heloiza przeżyła go o ponad 20 lat) zostały pominięte. Powieść kończy się rozmową Gillesa de Vannes (postaci raczej nieznanej historykom) z Heloizą na temat – a jakże! – jej ukochanego. Po odkryciu ich związku musieli się rozstać. Ponoć sam Abelard tego zażądał. Ona – nie czując powołania – została mniszką. Jego dalsze życie było zdecydowanie bardziej burzliwe. Wreszcie został pustelnikiem, ale i w eremie znaleźli go potencjalni uczniowie. Bo słynął z wiedzy i wymowy. Wydaje się, że jego zapały z czasem wygasły, albo przynajmniej złagodniały, zaś ona nigdy nie przestała go kochać.

I oto wspomniana ostatnia scena. Zacytuję dłuższy fragment pięknego dialogu: 
[Heloiza] Nie dla Boga, lecz dla Abelarda oblekłam welon. Czegóż mam się spodziewać od Boga? Nie uczyniłam nic dla Jego miłości.[Gilles] Ludzie prości, a ci są najlepszymi sędziami, uważają cię za świętą. Mówią, że nie ma nędzarza przychodzącego do wrót Argenteuil, który by nie odchodził, błogosławiąc ciebie. [Heloiza] Tylko ludzie szczęśliwi maja twarde serca. (…) Myślę, że to i lepiej dla świata, jeśli ktoś ma serce złamane. Prędko rozpozna to u innego. I jeżeli nie ma już żadnej nadziei dla siebie, ma się czas myśleć o innych ludziach.
Wreszcie Gilles przyznaje, że otrzymał list od Abelarda.  Ona, z nadzieją w głosie pyta, czy o niej wspomina. A ten „stary Sylen” (jak tu jest nazwany), który zawsze po cichu ja kochał, nie wie, jak oględnie zaprzeczyć, by jej nie zranić. Wreszcie Heloiza – w nagłym błysku – odkrywa prawdę. 

Wspaniała powieść Waddell stanowi subtelny, niemal poetycki opis miłości. Zawiera – oprócz traktatowych cytatów, które gdzieś nikną wśród „lirycznych” fragmentów – urzekające opisy natury i przeżyć ukazywanych osób. Jest też studium poruszeń serca kobiety, która po wielu latach rozłąki potrafi wiernie czekać. Na to, co nie nadejdzie. Abelard, jak przemieniony Szaweł-Paweł, idzie już inną drogą. Wreszcie spotyka Boga, o którym przez lata wiele pisał. Lecz dopiero teraz naprawdę Go poznaje. A ona pozostanie wzorową mniszką, która też Go spotkała i pozwoliła Mu zamieszkać w swym zranionym sercu.

I oto wszystko wraca na swe miejsce. Kieruje się ku harmonii. Bo świat żyje w blasku miłości, która – jeśli jest prawdziwa – zawsze będzie znajdować swe dopełnienie (i potwierdzenie!) w cierpieniu. Tylko dzięki próbom może przetrwać. I umacniać się. Taka jest prawda o miłości i zna ją każdy, kto ofiarnie kocha.

Waddell Helen, Abelard i Heloiza, [przeł. z ang. Józef Janowski], Warszawa, Instytut Wydawniczy Pax, 1955. (Sygnatura: BS 25343).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz