(...) Oh, to shoot
My soul's full meaning into future years,
That they should lend it utterance, and salute
Love that endures, from Life that disappears!
(Sonnets from the Portuguese, XLI, fragment)
[(...) O, gdyby wystrzelić
W przyszłe lata treść, którą serce me zamyka,
Aby dały jej wyraz i inni ujrzeliMiłość, co przetrwa, i życie, co znika.]
Robert:
There they are, my fifty men and women
Naming me the fifty poems finished!
Take them, Love, the book and me together;
Where the heart lies, let the brain lie also.
(One Word More, fragment, z serii Men and Women)
[Oto oni - mężczyźni i kobiety -Pięćdziesiąt postaci w tyluż mych poematach!
Weź je, ukochana, bierz tę książkę wraz ze mną.
Tam, gdzie serce, niechże i myśli złożę.]
Pierwszy cytat pochodzi z romantycznego utworu, acz ujętego w klasyczną formę sonetu, autorstwa ELIZABETH BARRETT BROWNING (1806-1861). Drugi - z poematu jej męża, ROBERTA BROWNINGA (1812-1889). Może teksty nie wydają się nam szczególnie zachwycające. Pewnie nawet nieco denerwują. Ale zbliża się Dzień św. Walentego. Zatem dziś - o miłości. Nie papierowej, lecz prawdziwej, przeżytej. Dlatego odkładam dwa tomiki Poezji, a pochylam się nad fascynującymi biografiami tych dwojga, które z czasem - nieoczekiwanie dla nich samych - splotły się w jedność. Znowu życie napisało piękniejszą historię niż ta, którą wymyśliliby sami.
Źródło |
Rok 1845. Elizabeth dobiega czterdziestki. Od dzieciństwa pozostaje unieruchomiona w wygodnej sofie, stojącej w centrum stylowego pokoju. Dom przy 50 Wimpole Street jest jej "twierdzą". Tu owdowiały ojciec tyranizuje zaborczą miłością dwanaścioro swoich dzieci. Nie potrafi sobie nawet wyobrazić, że którekolwiek z nich mogłoby zawrzeć związek małżeński i opuścić "twierdzę". Najbliższa jego sercu jest jednak najstarsza, Elizabeth. Dlaczego niewiele i z trudem się porusza, niezupełnie wiadomo. Mówi się, że przed laty miała wypadek, którego konsekwencją pozostaje niedowład. Obecnie cierpi na gruźlicę. A ona spokojnie przyjmuje wyrok losu. Ma także wyrzuty sumienia z powodu śmierci brata we wzburzonych falach, gdyż to ona kiedyś, przed laty, namówiła go na wspólną wycieczkę nad morze. Teraz pragnie w zaciszu czterech ścian dożyć rychłego końca.
Pisze wiersze. Ojciec, świadom jej talentu, pozwala na publikacje tomików. Jej drugą rozrywką jest czytanie poezji innych autorów. Pewnego dnia w jej ręce wpada zbiór stworzony przez kilka lat od niej młodszego Roberta Browninga. Podejmują korespondencję. A losy recepcji jego twórczości są pokrętne. Mężczyzna właśnie teraz bardzo potrzebuje akceptacji. Wdzięczny za życzliwość, pragnie poznać autorkę skierowanych do siebie przyjaznych słów. Raz po raz atakuje niezdobyty bastion przy Wimpole Street. Za którymś z kolei razem - także dzięki sprytowi niezbyt lojalnego przyjaciela jej ojca - udaje się. Jest właśnie wspomniany wyżej rok.
Olśnienie. Oczarowanie. Późna (?) miłość. Pojawiła się znienacka. Ogarnęła ich jak zwiewny, ale szczelny welon. Posłuszna córka decyduje się na czyn nieposłuszny. Potajemnie - przy pomocy wiernej służącej - wykrada się rankiem do kościoła, by zawrzeć ślub z mężczyzną swego życia i postawić ojca przed faktem. Pierwsze udaje się (12 września 1846). Drugie... Cóż, ojciec odtąd nie przyznaje się do niej. I nigdy nie pogodzi się z tym, co uczyniła.
Choroba Elizabeth nagle ulega remisji. Cud miłości? Browningowie wyjeżdżają do Italii, bo dla gruźliczki tamtejszy klimat jest zdecydowanie łagodniejszy od londyńskiego. Florencja staje się (z przerwami na podróże) ich ojczyzną z wyboru. Małżeństwo jest udane i szczęśliwe. Elizabeth, po pierwszym poronieniu, wiosną 1849 roku bez komplikacji wydaje na świat ich syna, który otrzymuje imię po tacie. W przyszłości zostanie malarzem.
Lecz oto, niespodziewanie, choroba powraca. Elizabeth pragnie zobaczyć ojca. Mąż wiezie ją do Londynu. Oboje - jako znani już pisarze - są odwiedzani przez licznych gości. Ale najbardziej oczekiwany nie pojawia się. Przesyła jedynie obraźliwą notatkę i paczkę zapieczętowanych listów córki, których nigdy nie przeczytał. Po tym afroncie kobieta zdecydowanie podupada na zdrowiu. Kochający Robert zabiera ją z powrotem do Włoch. Życie pozornie powraca do normy. Aż do wiadomości o śmierci ojca.
Rok 1857. Choroba Elizabeth nasila się. Boleśnie atakuje ją również poczucie winy. Cztery kolejne lata będą nieustanną próbą przechytrzenia skradającej się śmierci. Ale ostatniego dnia czerwca 1861 roku nadchodzi koniec. Szczęśliwa żona cichutko, spokojnie umiera na rękach męża.
Robert żył jeszcze 28 lat. Jej obrączkę zawsze nosił na łańcuszku od zegarka. Czas upływał. I stale mu o niej przypominał. Zresztą, on nie chciał zapomnieć i nigdy nie zapomniał tych 14 szczęśliwych lat, które przeżyli.
Miłość. Najpiękniejsza przygoda, jaka może sie w życiu przydarzyć. Przeżyli ją. Pisali o niej. Niezależnie od tego, jak dziś oceniamy twórczość Browningów, jej Sonety z portugalskiego i jego Mężczyźni i kobiety stanowią nie tylko znaczącą kartę w historii literatury angielskiej. Niejeden ich fragment nadal wzrusza.
Źródło |
Browning Elizabeth, Poezje wybrane, wyb., przekł. i słowo wstępne Ludmiła Marjańska, Warszawa 1976. (Sygnatura: 70389).
Browning Robert, Poezje wybrane, wyb., przekł. i słowo wstępne Juliusz Żuławski, Warszawa 1969. (Sygnatura: 46544).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz