Urok powszedniego dnia. Czar chwili ulatującej jak mgiełka. Nieuchwytna poetyckość. Nastrojowość. Pastelowe opisy wewnętrznych przeżyć. Wzruszenie i niespodziewana pointa. To charakterystyczne cechy niewielkiego rozmiarami dorobku angielskiej pisarki nowozelandzkiego pochodzenia, KATHERINE MANSFIELD (właśc. Kathleen Beauchamp, 1888-1923). Na przykład Jej pierwszy bal. Tytułowe opowiadanie ze zbioru.
Leila, panny Sheridan oraz brat tych ostatnich jadą na bal. Leila - po raz pierwszy. Dlatego jest podniecona. Wszystko ją zachwyca. Olśniewa. Na przykład Laurie - brat jednej z dziewcząt. Łzy napływają jej do oczu z żalu, że jest jedynaczką. Chciałaby na co dzień mieć przy sobie kogoś takiego, jak ten chłopak. Do towarzystwa na balach. Do zwierzeń.
Lecz wzruszenie trwa chwilę. Po nim następują kolejne. Na widok pięknych toalet pań. Na widok potencjalnych partnerów do tańca. Świat się uśmiecha. Kręci. Tyle impresji do uporządkowania!
I oto podchodzi starszy mężczyzna. Tańczą. Wkrótce on zaczyna snuć ponurą opowieść. O przyszłości. Co nastąpi za, powiedzmy, trzydzieści lat? Leila będzie czuć ciężar lat. Ot, zgorzkniała, otyła kobieta. Na pewno już nie zatańczy, ale - bojąc się śliskiej podłogi - zajmie miejsce w "loży" równie smutnych pań i zacznie zgryźliwie komentować postępowanie par zgrabnie płynących po parkiecie:
Czyżby ten pierwszy bal był w rzeczywistości tylko początkiem ostatniego? W tym momencie muzyka jakby zabrzmiała inaczej, zabrzmiała smutno, smutno (...). Czemu szczęście nie trwa wiecznie? Wiecznie - nie byłoby ani trochę za długo.
Dziewczyna poważnieje. Muzyka cichnie. Na chwilkę, bo dyrygent już rozdaje nowe nuty. Tak, rozpoczyna się delikatna, upajająca, czarująca melodia. Pojawia się młodzieniec o kędzierzawych włosach. Leila sztywno wychodzi na środek sali. W duszy pragnie znaleźć się jak najdalej stąd. Uciec. Tamten tancerz popsuł wszystko.
Ale chwila dla młodej osoby to sporo czasu. A młodość prędko zapomina. Gdy dziewczyna w tańcu wchodzi w niezamierzoną kolizję ze swym poprzednim partnerem, promiennie się do niego uśmiecha. Już go nie poznaje. Światła, twarze, kreacje, wystrój sali - wszystko radośnie wiruje. Jak ona.
Czar powszedniości. Nastrojowość. Mgiełka unosząca się nad urokiem ulatującej, nieważnej chwili. Poezja zawarta w prozie (życia). Taka jest twórczość Katherine Mansfield.
Leila, panny Sheridan oraz brat tych ostatnich jadą na bal. Leila - po raz pierwszy. Dlatego jest podniecona. Wszystko ją zachwyca. Olśniewa. Na przykład Laurie - brat jednej z dziewcząt. Łzy napływają jej do oczu z żalu, że jest jedynaczką. Chciałaby na co dzień mieć przy sobie kogoś takiego, jak ten chłopak. Do towarzystwa na balach. Do zwierzeń.
Lecz wzruszenie trwa chwilę. Po nim następują kolejne. Na widok pięknych toalet pań. Na widok potencjalnych partnerów do tańca. Świat się uśmiecha. Kręci. Tyle impresji do uporządkowania!
I oto podchodzi starszy mężczyzna. Tańczą. Wkrótce on zaczyna snuć ponurą opowieść. O przyszłości. Co nastąpi za, powiedzmy, trzydzieści lat? Leila będzie czuć ciężar lat. Ot, zgorzkniała, otyła kobieta. Na pewno już nie zatańczy, ale - bojąc się śliskiej podłogi - zajmie miejsce w "loży" równie smutnych pań i zacznie zgryźliwie komentować postępowanie par zgrabnie płynących po parkiecie:
Czyżby ten pierwszy bal był w rzeczywistości tylko początkiem ostatniego? W tym momencie muzyka jakby zabrzmiała inaczej, zabrzmiała smutno, smutno (...). Czemu szczęście nie trwa wiecznie? Wiecznie - nie byłoby ani trochę za długo.
Dziewczyna poważnieje. Muzyka cichnie. Na chwilkę, bo dyrygent już rozdaje nowe nuty. Tak, rozpoczyna się delikatna, upajająca, czarująca melodia. Pojawia się młodzieniec o kędzierzawych włosach. Leila sztywno wychodzi na środek sali. W duszy pragnie znaleźć się jak najdalej stąd. Uciec. Tamten tancerz popsuł wszystko.
Ale chwila dla młodej osoby to sporo czasu. A młodość prędko zapomina. Gdy dziewczyna w tańcu wchodzi w niezamierzoną kolizję ze swym poprzednim partnerem, promiennie się do niego uśmiecha. Już go nie poznaje. Światła, twarze, kreacje, wystrój sali - wszystko radośnie wiruje. Jak ona.
Czar powszedniości. Nastrojowość. Mgiełka unosząca się nad urokiem ulatującej, nieważnej chwili. Poezja zawarta w prozie (życia). Taka jest twórczość Katherine Mansfield.
K. Mansfield, źródło |
Mansfield Katherine, Jej pierwszy bal. Opowiadania, tłum. Bolesława Kopelówna, wyd. 2, Warszawa 1980. (Sygnatura: 89350).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz