poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Pokaz aroganckiego szaleństwa na tle nieubłaganego morza. Tragedia "Titanica" w artykułach Josepha Conrada

Wczoraj (15 kwietnia) minęła kolejna rocznica katastrofy "Titanica". W zbiorach posiadamy dwa artykuły, które w 1912 roku napisał na jej temat Joseph Conrad. Padają w nich słowa surowej oceny wobec komisji badającej tragedię, dziennikarzy, samych podróżujących. Okręt przeszedł do historii. Powstało o nim sporo książek, piosenek i filmów (pisałyśmy o nich TUTAJ). Warto na chwilę oderwać się od tych ujęć i poznać opinię człowieka, który morze kochał i znał jak mało kto.
źródło
Oto fragmenty artykułu Kilka refleksji w związku z zatonięciem "Titanica":

Z pewną goryczą trzeba sobie powiedzieć, że utracony s.s. "Titanic" miał "dobrą prasę". Może dlatego, że nie czytuję wielu dzienników (nigdy nie widziałem tylu naraz porozkładanych po mym pokoju), wydaje mi się niekonsekwentnie wesoły wygląd białych miejsc i wielkich liter nagłówków, nieprzyjemnego skutku gorączkowego eksploatowania sensacyjnej niespodzianki. I jeśli kiedykolwiek utrata statku odpowiadała definicji "siły wyższej" - według warunków konosamentu - to tak było tym razem, a to z powodu jej rozmiaru, nagłości i dotkliwości; i z powodu oczyszczającego wpływu, jaki powinna mieć na zadufaną w sobie ludzkość.

Konosament - dokument żeglugowy, zawierający niektóre klauzule ograniczające odpowiedzialność przewoźnika.
źródło
Nasze dawne statki wielorybnicze, mimo najbardziej umiejętnego manewrowania, ulegały zbijającym z nóg wstrząsom podczas przedzierania się przez gruby lód w Cieśninie Baffina, a jednak pływały przez całe lata. "Titanic" zatonął, kiedy tylko otarł się, jeśli wierzyć ostatnim sprawozdaniom, nie o wielką i względnie dobrze widoczną, górę lodową, lecz, jak podejrzewam, o niską krawędź grubej tafli lodu. Tonął całkiem powoli (...). Zatonięcie okrętu wywołało nie tylko żal i smutek z powodu straty tylu istnień ludzkich, ale także zdziwienie i konsternację, że coś takiego w ogóle mogło się zdarzyć. Dlaczego? Buduje się z cienkiej stali 45 000-tonowy hotel dla paru tysięcy bogatych ludzi (bo gdyby ten statek miał służyć tylko emigrantom, nie przesadzono by tak z jego ogromem), z wnętrzami w stylu faraonów albo Ludwika XV - wszystko jedno jakim - i dla przyjemności wyżej wspomnianej garstki durniów, którzy nie wiedzą, co robić z pieniędzmi, ładuje się na tego kolosa 2000 ludzi i pozwala płynąć przez ocean z szybkością 21 węzłów, zdobywając poklask dwu kontynentów. Doskonały to pokaz nowoczesnego ślepego zaufania do mocy materiału i niezawodności urządzeń. I potem okręt tonie. Ogólna wrzawa. Ślepe zaufanie do mocy materiału i niezawodności urządzeń otrzymało straszliwy cios. Że nie wspomnę już o łatwowierności, z jaką ludzie zwykli przyjmować za dobrą monetę wszystko, co im próbują wmówić rozmaici specjaliści, technicy i urzędnicy, goniący za zyskiem albo rozgłosem. Jesteście tym zdumieni i głęboko wstrząśnięci. A czegóż innego w tych warunkach mogliście się państwo spodziewać?
źródło
Pierwszą refleksją, jaka nasuwa się po przeczytaniu sprawozdań z przebiegu wypadku, jest ta, że ten nieszczęśliwy okręt wyminąłby pewnie przeszkodę, gdyby był krótszy o paręset stóp. Ale wówczas nie starczyłoby na nim miejsca na basen kąpielowy ani na kawiarnię urządzoną po francusku.
źródło
Wszyscy płynący na "Titanicu" żyli w złudnym poczuciu bezpieczeństwa. Jak bardzo łudzili się, okazało się dostatecznie jasno. A jak mocne były ich złudzenia, to pokazał fakt raczej nie podlegający wątpliwości, że niektórzy pasażerowie naprawdę nie chcieli schodzić do łodzi ratunkowych, kiedy im kazano. Przy tej sposobności okazało się, jak szwankuje dyscyplina na statkach, w jaki sposób panuje się nad pasażerami w obliczu nieubłaganego morza. Tym ludziom wydawało się, że to sprawa ich wolnego wyboru, gdy tymczasem rozkaz opuszczenia okrętu powinien być wykonany bezwzględnie przez wszystkich, bez dyskusji i szybko, a ludzie do tego wyznaczeni powinni natychmiast egzekwować go przymusowo, według ustalonego porządku i sprawnie. I na nic się nie zda mówienie, że to rzecz niewykonalna, bo tak nie jest. To wszystko nieraz wykonywano. Trzeba tylko, aby sam statek i liczba ludzi na jego pokładzie były możliwe do opanowania. To jest najważniejszy warunek bezpieczeństwa.
źródło
Tak, materiały mogą zawieść i ludzie także czasami zawodzą. Ale na ludziach, byle tylko nie odebrać im szansy, częściej można polegać niż na stali, tej cudownej cienkiej stali, z której buduje się burty i grodzie nowoczesnych lewiatanów morza.
źródło
Teraz fragmenty artykułu Pewne aspekty chwalebnego śledztwa w sprawie zatonięcia "Titanica":

Wiem bardzo dobrze, że załogi maszynowe w chwilach niebezpieczeństwa nie trzęsą się o swoje życie, lecz, o ile znałem tych ludzi, czynią spokojnie, co do nich należy. Wszyscy musimy kiedyś umrzeć; ale (...) człowiek powinien chociaż mieć szansę, jeśli nie walczenia o życie, to przynajmniej umierania w przyzwoity sposób. Już samo siedzenie tam w dole jest niezbyt przyjemne, kiedy okręt znajduje się w niebezpieczeństwie i nie można być pewnym, czy się dożyje następnej chwili, ale topić się w zamknięciu pod pokładem - to już nadmiar złego. Można się obawiać, że część załogi "Titanica" zginęła właśnie w ten sposób. Zamknięta w przegródkach - że tak powiem. Proszę tylko pomyśleć, co to znaczy! Nie może być okropniejszej śmierci, chyba że komuś zdarzy się zostać zasypanym żywcem w jakiejś grocie, kopalni czy rodzinnym grobowcu.
źródło
Nie jestem sentymentalny, więc niewielka to dla mnie pociecha, że popularna Prasa nadaje tym wszystkim ludziom tytuł "bohaterów". Żadna pociecha. W trudnych chwilach, w najtrudniejszych chwilach większość ludzi (...) zachowuje się przyzwoicie. Tylko dziennikarze zdają się o tym nie wiedzieć. Stąd zapewne bierze się ich entuzjazm. Ale ja, nie będąc sentymentalnym, uważam, że byłoby ładniej, gdyby orkiestra "Titanica" została po prostu uratowana, zamiast grać aż do końca (...). Wolałbym raczej, by ich uratowano, aby mogli utrzymywać swe rodziny, niż widzieć ich rodziny na utrzymaniu tych, co ze wspaniałą hojnością składają datki. Nie pocieszają mnie fałszywe, dokładnie opisane, teatralne aspekty tego wydarzenia, które nie jest dramatem, ani melodramatem, ani tragedią, ale pokazem aroganckiego szaleństwa. (...) Tak wygląda prawda. Prawda bez sentymentalizmu, bez romantycznych szat, w które Prasa drapuje to najzupełniej niepotrzebne nieszczęście.
źródło
Conrad Joseph, Kilka refleksji w związku z zatonięciem "Titanica"; Pewne aspekty chwalebnego śledztwa w sprawie zatonięcia "Titanica", przeł. Józef Miłobędzki, w: tegoż, Dzieła, t. 21, O życiu i literaturze, przeł. Maria Boduszyńska-Borowikowa i Józef Miłobędzki, Warszawa 1974, s. 167-183, 184-204 (sygnatura: cz D I-1/21 a)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz