piątek, 15 stycznia 2016

Jego uśmiech był jak spełnione marzenie ortodonty...


Skąd pochodzi to wyszukane porównanie? Z powieści Wspólna tajemnica Sandry Brown. Nie możemy jednak gwarantować, że nazwisko autorki (autora?) podajemy poprawnie, gdyż pewna badaczka literatury tego typu uznała je za pseudonimy. I orzekła, że bywa, iż za kobiecymi imionami mogą ukrywać się mężczyźni. Nie wierzymy tym insynuacjom, chociaż... No, nieważne, kto ją tworzy. Prawdą na pewno zaś jest, że znajduje rzesze czytelniczek - od Ameryki, przez Europę, po Australię i Oceanię. Nie każda amatorka tych książek chce się głośno przyznać, że je czyta, ale... któż na co dzień bierze do poduszki Dantego? Poemat Dantego, żeby powiedzieć precyzyjnie.

Jeśli ktoś odwiedził naszą placówkę, zapewne zauważył, że na półce bookcrossingowej jakaś niewidzialna ręka nierzadko ustawia książki z serii Harlequin. I nie trzeba długo czekać, by zostały zabrane. Czego szukają w nich czytelniczki (może też czytelnicy?). Postanowiłyśmy zajrzeć do pozycji, które jeszcze zostały.

Najpierw cytat. Nie z Harlequina, ale ze wspaniałej powieści Ciała i dusze Maxence'a van der Meerscha (kiedyś bliżej ją przedstawimy!):

Oto, co jest niepojęte! Że można pragnąć złożyć z siebie ofiarę na rzecz innego człowieka. I że zatracając siebie można na tym wygrać. Miłość! Najwyższa tajemnica naszego istnienia! Że można się godzić na zatracenie samego siebie - i na tym zatraceniu zyskać.

I jeszcze słowa wypowiedziane przez szacownego profesora Felice Leonardo „Leo” Buscaglię:

Nie pozwólcie uciec miłości. Jest niewiarygodnym darem. Lubię sobie wyobrazić, że w dniu, w którym urodziliście się, otrzymaliście w darze świat.

Zrobiło się uroczyście i podniośle, prawda? Bo miłość jest esencją życia. A jak się ją pokazuje w Harlequinach? Przykro, ale szczerze trzeba stwierdzić, że jest w nich często głównie tym, co w naszej kartotece gromadzimy w obrębie hasła przedmiotowego (trochę bibliotekarskiej terminologii nie zaszkodzi!) "atrakcyjność interpersonalna". Dość schematyczne opisy urodziwych postaci stanowią w nich element obowiązkowy. Oto przykład kobiecej piękności, widzianej przez pryzmat przyglądającego się jej bohatera. Na co autorka (autor?) zwraca uwagę?:

Anna pochyliła się, żeby rozwinąć gumowy wąż do podlewania ogrodu, a Max omal nie jęknął na widok jej długich, zgrabnych nóg i kształtnej pupy. (Julianna Morris, Pochwycić szczęście)
Wyrazistsze, ale też bardzo jednostronne są portrety "piękności męskiej" (pożyczamy sobie to sformułowanie od Wisławy Szymborskiej). Na przykład:

Był twardym, ale rozsądnym biznesmenem. Przystojniak o ostrych rysach i zdecydowanym charakterze. Mówił treściwie, zawsze szczery do bólu. (Jessica Andersen, Na krawędzi)


Miał gładką, ciemną cerę i kruczoczarne włosy - co było genetyczną spuścizną po dziadku Indianinie - a także seksowny uśmiech i słuszny wzrost oraz muskularne ciało sportowca. (Julianna Morris, Pochwycić szczęście)


Ej, ten ostatni typ został aż nazbyt hojnie obdarowany, prawda? W takiej literaturze najczęściej łączy się opis urody z prezentacją wpływu, jaki ona wywiera na kobietach. A raczej - jak działa na ich zmysły:

Brett pachniał cytryną, świeżością i morskim powietrzem i ta mieszanka okazała się zabójcza dla jej zmysłów. (DeAnna Talcott, Promyczek słońca)


A teraz będzie świetna kwestia:

Mark Wilder uśmiechnął się jeszcze promienniej. Reporterka sprawiała wrażenie, że roztopi się u jego stóp w kałużę hormonów. (Fiona Harper, Szmaragdowy sen)


Nie mogła się skupić, patrząc w otchłań jego piwnych oczu. (Tamże)


To też jest udane:

Patrzył na nią bez słowa, ona zaś nie mogła oderwać wzroku od jego źrenic, które przypominały jej głębokie jeziora. Tak głębokie, że można w nich było utonąć. (Nina Harrington, Słoneczne lato)
Miłosierdzie nakazuje nam nie wspominać nazwisk tłumaczy. Dlatego ze względnie czystym sumieniem możemy zacytować jeszcze fragmencik:

Lorenzo Zanelli rozsiewał subtelną aurę zwierzęcego magnetyzmu, rozpoznawalnego bezbłędnie przez wszystkie kobiety w wieku powyżej czternastu lat. (Jacqueline Baird, Nad jeziorem Garda)


Tak, tytuł mógłby brzmieć: "Subtelność zwierząt". Przeanalizujmy przy okazji również "subtelności" stylistyczne w poniższych fragmentach. Zdradzimy, że nam najbardziej podobają się "sprężynujące włosy":

Jej serce biło jak oszalałe, ciało rozsypywało się w drobne kawałeczki, a w głowie wybuchały gwiazdy. (DeAnna Talcott, Promyczek słońca)
Czyli - kosmiczna katastrofa! A teraz także "świetny" fragment:

Zapadała się w intymną atmosferę, która powstała między nimi podczas tego jednego dnia. (Tamże)


Podeszła bliżej i położyła mu ręce na piersi. Sprężynujące włosy drażniły jej dłonie. (Sandra Brown, Wspólna tajemnica)


Wystarczy. To zdecydowanie nie jest literatura znaczącego formatu. Nikt od twórców Harlequinów tego nie wymaga, ale jednak czegoś żal... Głębi, która jest w miłości, a została tak boleśnie spłycona i sprowadzona jedynie do ciała. Odcieni miłości, których nie próbowano nazwać ani nawet dostrzec. A przecież te książki są reklamowane jako "ogrody miłości"! Czyż w ogrodzie rośnie tylko jeden gatunek kwiatów?! Czytajmy Harlequiny, jeśli czasem mamy potrzebę zajrzenia do czegoś nieskomplikowanego, bo to się zdarza. Ale jeśli ktoś zatęskni za obrazem miłości (nie tylko erotyzmu) w literaturze, nieśmiało dodamy, że w Wydziale informowałyśmy użytkowników także na ten temat. Pomożemy coś znaleźć. Dlatego ostatnie słowo oddamy dziś jednak wybitnemu pisarzowi, Wiesławowi Myśliwskiemu:

Do miłości wiedzie cierniowa droga (...). Miłość to nie poryw. (...) Miłość trzeba wytęsknić, wycierpieć, wypłakać. (Widnokrąg)

No, może przedostatnie. Bo dla tych, którym powyższa opinia wydaje się trochę za smutna, proponujemy alternatywne zakończenie - finalne dwa cytaty:

Nie wystarczy pokochać, trzeba jeszcze umieć wziąć tę miłość w ręce i przenieść przez całe życie. (Auguste Bekannte)

To pierwszy przedsmak wieczności - mieć czas na miłość. (Rainer Maria Rilke)

1 komentarz: