Nieczęsto prezentujemy w tym miejscu biografie. No, może jeszcze czasem pojawiają się życiorysy fabularyzowane. Jednak naprawdę rzadkością są "naukowe" opracowania. Dziś nadrobimy tę zaległość. Przypomnimy lekarza, naukowca i filozofa, autora licznych, nadal aktualnych książek, których sporo mamy w bibliotece, czyli książkę Antoni Kępiński. Człowiek i dzieło ANDRZEJA JAKUBIKA i JANA MASŁOWSKIEGO.
Obszerne opracowanie składa się z dwóch części. W pierwszej zarysowano sylwetkę lekarza, w drugiej omówiono jego imponujący dorobek naukowy.
Profesor Kępiński (1918-1972) początkowo myślał o chirurgii. Jednak chyba osobista krzywda, jakiej doznał będąc studentem (bardzo dotkliwe pobicie), kazała mu pomyśleć o psychiatrii. To działo się jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. A potem zapłonął świat. Antoni znalazł się daleko od Ojczyzny. Na ponad dwa lata trafił do hiszpańskiego obozu koncentracyjnego w Miranda de Ebro. Także to bolesne doświadczenie nie pozostało daremne dla jego późniejszych zawodowych wyborów. Po ukończeniu studiów zajął się badaniem traumy byłych więźniów. Próbował zrozumieć, jak na psychikę działa wojna. W jego klinice ci poranieni ludzie znajdowali nie tylko na pomoc, ale również serdeczne współczucie.
Był jednym z twórców podwalin psychoterapii w Polsce. Do każdego pacjenta podchodził z wielkim szacunkiem, a do terapii najuboższych dokładał z własnej kieszeni, kupując im leki oraz - w miarę potrzeby - również żywność. Był gorącym orędownikiem ścisłego łączenia psychiatrii z etyką. Uważał, iż geneza zaburzeń nerwicowych, psychopatii i niektórych innych chorób psychosomatycznych tkwi w przekraczaniu zakorzenionych w ludzkiej naturze podstawowych zasad moralnych. Wskazywał na czasową i kulturową zmienność wyznaczników "normalności", więc przestrzegał, by jednoznacznie nie orzekać o "normie" i "patologii". Z goryczą konstatował, że we współczesnym świecie, którego jedyną stałą zasadą wydaje się zmienność, "bardzo łatwo znaleźć się poza kręgiem ludzi normalnych", czyli wylądować na obrzeżach życia.
Schizofrenię - fundamentalną pracę z dziedziny psychiatrii - napisał już jako człowiek ciężko chory, praktyczne przykuty do łóżka. I pożegnał świat (z) uśmiechem, co zgodnie potwierdzili świadkowie jego ostatnich chwil.
Jeszcze osobiste wspomnienie piszącej (p. Basi). Minęło dwadzieścia i kilka lat od śmierci człowieka, który wyświadczył mi w życiu wiele dobra, przede wszystkim - mobilizując do pisania. Gdy czasem prosił o sprawdzenie poprawności (ortograficznej i interpunkcyjnej) sporządzonego przez siebie tłumaczenia (z języka francuskiego, który znał w stopniu doskonałym), zawsze zostawiał mi na tę czynność bardzo mało czasu. Bo ciągle był w ruchu. Pewnego dnia "zlecił" mi recenzję tomiku wierszy przyjaciela. "Na kiedy?" - zapytałam. "Za godzinę" - odpowiedział. Innego znów razu przybiegł wymachując książką, którą przedstawiam. Z zapałem zaczął opowiadać biografię profesora. Szczególnie zainteresowała go pracowitość lekarza pomimo ciężkiej choroby nowotworowej układu krwiotwórczego. Tak, obaj na nią cierpieli. Stanisław umarł mając 35 lat. Czasem myślę, że doktor, który swój męczeński szlak już wcześniej ukończył, pośmiertnie oddał przysługę cierpiącemu człowiekowi. Własnym przykładem przygotował go na chwilę, w której - jak on sam ponad 20 lat wcześniej - przekroczy Próg.
Takie biografie warto czytać. Takich ludzi dobrze jest poznawać. Od nich wypada się uczyć. Zawsze.
Obszerne opracowanie składa się z dwóch części. W pierwszej zarysowano sylwetkę lekarza, w drugiej omówiono jego imponujący dorobek naukowy.
Profesor Kępiński (1918-1972) początkowo myślał o chirurgii. Jednak chyba osobista krzywda, jakiej doznał będąc studentem (bardzo dotkliwe pobicie), kazała mu pomyśleć o psychiatrii. To działo się jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. A potem zapłonął świat. Antoni znalazł się daleko od Ojczyzny. Na ponad dwa lata trafił do hiszpańskiego obozu koncentracyjnego w Miranda de Ebro. Także to bolesne doświadczenie nie pozostało daremne dla jego późniejszych zawodowych wyborów. Po ukończeniu studiów zajął się badaniem traumy byłych więźniów. Próbował zrozumieć, jak na psychikę działa wojna. W jego klinice ci poranieni ludzie znajdowali nie tylko na pomoc, ale również serdeczne współczucie.
Był jednym z twórców podwalin psychoterapii w Polsce. Do każdego pacjenta podchodził z wielkim szacunkiem, a do terapii najuboższych dokładał z własnej kieszeni, kupując im leki oraz - w miarę potrzeby - również żywność. Był gorącym orędownikiem ścisłego łączenia psychiatrii z etyką. Uważał, iż geneza zaburzeń nerwicowych, psychopatii i niektórych innych chorób psychosomatycznych tkwi w przekraczaniu zakorzenionych w ludzkiej naturze podstawowych zasad moralnych. Wskazywał na czasową i kulturową zmienność wyznaczników "normalności", więc przestrzegał, by jednoznacznie nie orzekać o "normie" i "patologii". Z goryczą konstatował, że we współczesnym świecie, którego jedyną stałą zasadą wydaje się zmienność, "bardzo łatwo znaleźć się poza kręgiem ludzi normalnych", czyli wylądować na obrzeżach życia.
Schizofrenię - fundamentalną pracę z dziedziny psychiatrii - napisał już jako człowiek ciężko chory, praktyczne przykuty do łóżka. I pożegnał świat (z) uśmiechem, co zgodnie potwierdzili świadkowie jego ostatnich chwil.
Jeszcze osobiste wspomnienie piszącej (p. Basi). Minęło dwadzieścia i kilka lat od śmierci człowieka, który wyświadczył mi w życiu wiele dobra, przede wszystkim - mobilizując do pisania. Gdy czasem prosił o sprawdzenie poprawności (ortograficznej i interpunkcyjnej) sporządzonego przez siebie tłumaczenia (z języka francuskiego, który znał w stopniu doskonałym), zawsze zostawiał mi na tę czynność bardzo mało czasu. Bo ciągle był w ruchu. Pewnego dnia "zlecił" mi recenzję tomiku wierszy przyjaciela. "Na kiedy?" - zapytałam. "Za godzinę" - odpowiedział. Innego znów razu przybiegł wymachując książką, którą przedstawiam. Z zapałem zaczął opowiadać biografię profesora. Szczególnie zainteresowała go pracowitość lekarza pomimo ciężkiej choroby nowotworowej układu krwiotwórczego. Tak, obaj na nią cierpieli. Stanisław umarł mając 35 lat. Czasem myślę, że doktor, który swój męczeński szlak już wcześniej ukończył, pośmiertnie oddał przysługę cierpiącemu człowiekowi. Własnym przykładem przygotował go na chwilę, w której - jak on sam ponad 20 lat wcześniej - przekroczy Próg.
Takie biografie warto czytać. Takich ludzi dobrze jest poznawać. Od nich wypada się uczyć. Zawsze.
Jakubik Andrzej, Masłowski Jan, Antoni Kępiński. Człowiek i dzieło, Warszawa 1981. ISBN 83-200-0441-1 (sygn. 93622, 94058, 100681, cz III-4/22)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz