Elegancko ubrani panowie siedzą na krzesłach usytuowanych na dryfującej tratwie. To trzej rozbitkowie, bohaterowie groteskowej jednoaktówki Na pełnym morzu SŁAWOMIRA MROŻKA (1930-2013).
Gruby, Średni i Mały płyną już od jakiegoś czasu. Gdy poczuli głód i zaczęli szukać żywności, dostrzegli, że nie mają żadnej konserwy. A przecież powinna jeszcze być. Cóż, pozostaje jedno rozwiązanie. Należy skonsumować jednego z nich. Ponieważ żaden dobrowolnie nie chciałby dokonać takiego aktu poświęcenia, a losowanie jest "przejawem ciemnoty", należy - zgodnie z zasadami demokracji - urządzić wybory powszechne, poprzedzone autoprezentacjami kandydatów.
Najpierw Średni proponuje Grubemu wspólny blok wyborczy. Wówczas Mały nieśmiało wtrąca, że "parlamentaryzm się przeżył". Gruby natychmiast replikuje: "Ale nie ma innej drogi. Jeżeli woli pan dyktaturę, chętnie obejmę władzę". W takiej sytuacji Mały przystaje na wybory, ale bez bloków i z obowiązkowym etapem propagandy przedwyborczej. Uzyskuje akceptację Średniego, pewnie już bardzo głodnego: "No to agitujmy, byle szybko!" I oto rozpoczyna się jedyna w swoim rodzaju (anty)kampania wyborcza. Każdy zachwala siebie jako NIEzdatnego do zjedzenia. Potem następuje doniosły akt głosowania. Podczas liczenia głosów okazuje się, że padły... cztery.
Wreszcie któryś podsuwa myśl o nominacji. Gruby natychmiast ochoczo godzi się objąć władzę, ale Średni zgłasza veto: "Demokracja nie wyszła, dyktatura się nie przyjmie". I oto powstaje swoista koalicja Grubego i Średniego, wspólnie wmawiających Małemu, iż pragnie się poświęcić dla ogółu: "Pan tęskni, aby przejść do naszej pamięci jako jednostka doceniona, skromna, koleżeńska, apetyczna...". Gdy Mały wciąż uparcie odmawia, na horyzoncie pojawia się nowy kandydat na przymusowego ochotnika. Listonosz, który rozbitkom wydaje się zupełnie świeży, ale ten - widząc, że sytuacja nie jest bezpieczna - szybko odpływa. W jego miejsce do tratwy dobija Lokaj, demaskujący hrabiego (czyli Grubego), z takim zapałem prawiącego o "sprawiedliwości dziejowej". Koalicja jednak ostatecznie zwycięża. Nieodwołalnie zapada decyzja o zjedzeniu Małego. Gdy ten wygłasza pożegnalną, płomienną mowę o PRAWDZIWEJ wolności, która "jest tylko tam, gdzie nie ma zwyczajnej wolności”, Średni znajduje zagubioną konserwę, cielęcinę z groszkiem, ale Gruby powstrzymuje go przed ujawnieniem znaleziska. Mały bowiem już uwierzył w misję, którą ma do spełnienia wobec społeczeństwa. I już jest na swój sposób szczęśliwy.
Na pełnym morzu. Arcydzieło zwięzłości, skrzące się dowcipem językowym. Ale jego wymowa jest bardzo poważna.
Gruby, Średni i Mały płyną już od jakiegoś czasu. Gdy poczuli głód i zaczęli szukać żywności, dostrzegli, że nie mają żadnej konserwy. A przecież powinna jeszcze być. Cóż, pozostaje jedno rozwiązanie. Należy skonsumować jednego z nich. Ponieważ żaden dobrowolnie nie chciałby dokonać takiego aktu poświęcenia, a losowanie jest "przejawem ciemnoty", należy - zgodnie z zasadami demokracji - urządzić wybory powszechne, poprzedzone autoprezentacjami kandydatów.
Najpierw Średni proponuje Grubemu wspólny blok wyborczy. Wówczas Mały nieśmiało wtrąca, że "parlamentaryzm się przeżył". Gruby natychmiast replikuje: "Ale nie ma innej drogi. Jeżeli woli pan dyktaturę, chętnie obejmę władzę". W takiej sytuacji Mały przystaje na wybory, ale bez bloków i z obowiązkowym etapem propagandy przedwyborczej. Uzyskuje akceptację Średniego, pewnie już bardzo głodnego: "No to agitujmy, byle szybko!" I oto rozpoczyna się jedyna w swoim rodzaju (anty)kampania wyborcza. Każdy zachwala siebie jako NIEzdatnego do zjedzenia. Potem następuje doniosły akt głosowania. Podczas liczenia głosów okazuje się, że padły... cztery.
Wreszcie któryś podsuwa myśl o nominacji. Gruby natychmiast ochoczo godzi się objąć władzę, ale Średni zgłasza veto: "Demokracja nie wyszła, dyktatura się nie przyjmie". I oto powstaje swoista koalicja Grubego i Średniego, wspólnie wmawiających Małemu, iż pragnie się poświęcić dla ogółu: "Pan tęskni, aby przejść do naszej pamięci jako jednostka doceniona, skromna, koleżeńska, apetyczna...". Gdy Mały wciąż uparcie odmawia, na horyzoncie pojawia się nowy kandydat na przymusowego ochotnika. Listonosz, który rozbitkom wydaje się zupełnie świeży, ale ten - widząc, że sytuacja nie jest bezpieczna - szybko odpływa. W jego miejsce do tratwy dobija Lokaj, demaskujący hrabiego (czyli Grubego), z takim zapałem prawiącego o "sprawiedliwości dziejowej". Koalicja jednak ostatecznie zwycięża. Nieodwołalnie zapada decyzja o zjedzeniu Małego. Gdy ten wygłasza pożegnalną, płomienną mowę o PRAWDZIWEJ wolności, która "jest tylko tam, gdzie nie ma zwyczajnej wolności”, Średni znajduje zagubioną konserwę, cielęcinę z groszkiem, ale Gruby powstrzymuje go przed ujawnieniem znaleziska. Mały bowiem już uwierzył w misję, którą ma do spełnienia wobec społeczeństwa. I już jest na swój sposób szczęśliwy.
Na pełnym morzu. Arcydzieło zwięzłości, skrzące się dowcipem językowym. Ale jego wymowa jest bardzo poważna.
Mrożek Sławomir, Na pełnym morzu, "Dialog" 1961, nr 2 (58), s. 53-63 (sygnatura: cz M XIX-1/12)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz