Jeśli
zapytalibyśmy oczytanego miłośnika literatury o najpiękniejsze dzieła CHARLESA DICKENSA (1812-1870), zapewne
wymieniłby uroczą Opowieść wigilijną o
duchu. Może też książki ukazujące trudne dzieciństwo bohaterów: Davida Copperfielda oraz Olivera Twista, spopularyzowanego przez
adaptację filmową Romana Polańskiego. A ja wskazałabym Opowieść o dwóch miastach.
Opowieść wigilijna jest prześliczna,
ale pozycja, którą przedstawię, tak bliska mojemu sercu, żadnej wrażliwej
istoty nie pozostawi obojętnym. Bo odpowiada na jedno z kluczowych pytań, które
sobie stawiamy: „do czego zdolny jest człowiek”? Opowieść o dwóch miastach. O Londynie i ogarniętym rewolucyjną
gorączką Paryżu. O miłości i cierpieniu. O heroizmie. Czy zatem pozwolisz
zachęcić się do lektury?
Paryż. Burzliwe dni i noce. Oczywiście, w
sensie przenośnym. Nędza. Niezadowolenie wśród biedoty narasta. Słychać groźne
pomruki zbliżającej się rewolucji. W lochach Bastylii już od osiemnastu lat
siedzi niewinny doktor Manette, wtrącony tu przez członków rodziny markiza Évremonde'a,
ponieważ był świadkiem popełnionej przez nich zbrodni. Ciężkie warunki
bytowania, odosobnienie, mordercza praca zaburzyły jego świadomość. Popadł w
chorobę psychiczną i z czasem zapomniał nawet o tym, że w swej celi posiadał
dowody winy arystokratów. Udana próba uwolnienia go i dramatyczna podróż - wraz
z córką, śliczną Lucie - do bezpiecznej Anglii, to początkowe strony powieści.
A
później, już na londyńskim gruncie, rozwija się opowieść o miłości dwóch
mężczyzn, Charlesa Darnay'a i łudząco doń podobnego Sydney'a Cartona do tej
samej kobiety - córki doktora. Szczęśliwym wybrańcem dziewczyny okazuje się
wkrótce Darnay, a Carton, którego uczuć nie jest nawet świadoma, zostaje
przyjacielem domu.
Sydney
Carton… Chyba najpiękniejsza postać literacka, jaką kiedykolwiek stworzono.
"Nic" w oczach otoczenia i we własnym mniemaniu, ale gigant ducha. Angielski
adwokat. Zawsze z boku. Nigdy na pierwszym miejscu. Cierpi w ukryciu,
nieodmiennie pokazując otoczeniu pogodną twarz. Ma w swym życiu wiele boleści.
Na przykład – nałóg. Od dawna walczy ze skłonnością do alkoholu. Ma też małe
radości, które jednocześnie potrafią… ranić. To widok szczęścia ukochanej. I
uczy się – dzień po dniu – coraz większego altruizmu. Niepostrzeżenie dla
siebie samego i innych - wzrasta.
Ale
rewolucyjny terror nawet na Wyspach zaczyna zbierać żniwo. Charles Darnay musi (chce)
powrócić do Francji, ponieważ dawny sługa rodziny, z której się wywodzi,
znalazł się we więzieniu i oczekuje jego pomocy. Bo Darnay – to przybrane
nazwisko. Autentyczne brzmi… Évremonde. Przybywając do paryskiego piekła, gdzie
szaleństwo się wzmaga do monstrualnych rozmiarów, a żądza odwetu zdaje się nie
mieć granic, sporo ryzykuje. Najwięcej. Życie. Chociaż to skrajnie
niebezpieczne, żona z mężem i dzieckiem decydują się mu towarzyszyć. Za nimi
podąża wierny Carton… I niebawem – co było do przewidzenia – Darnay-Évremonde zostaje
rozpoznany jako przedstawiciel arystokratycznego rodu. Trafia do lochu.
Wieczór.
Carton nie śpi. Mąż jego ukochanej czeka w więzieniu na śmierć. Rano ma się
spotkać z Gilotyną. Gdy ludność Paryża podlicza ilość strąconych w ciągu dnia
głów, zastanawiając się jednocześnie,
ile nazajutrz spadnie, dla Cartona wybija godzina próby. Wreszcie może ujawnić
(i udowodnić), jak bardzo kocha Lucie... Trzeba tylko TO zrobić. Łudzące
podobieństwo do skazańca może pomóc. Wystarczy uśpić go jakimś specyfikiem,
bezpiecznie wydostać z więzienia (zawsze ktoś – w zamian za drobne korzyści – zgodzi się pomóc) i zająć jego
miejsce…
Poranek.
Tłum krzyczy. Żąda krwi. Kolejna grupa skazańców zmierza ku swemu
przeznaczeniu. Wśród nich Carton. Spokojny. Opanowany. Prawie szczęśliwy. Obok
niego dziewczyna, którą także posłano na śmierć. Za niewinność. Nie, raczej nie
dziewczyna. Precyzyjniej można powiedzieć – dziewczynka. Filigranowa, drżąca,
niemal przejrzysta. Zapewnia towarzysza niedoli, że nie będzie się bała
spojrzeć śmierci w oczy. Ale wtedy, gdy będzie ją trzymał za rękę. Jak brat. I
oto prześliczny, a tak prosty dialog Sydney’a z „siostrzyczką”:
- If I may ride with you (…) will you let me hold your hand? I am not afraid, but I am little and weak, and it will give me more courage. (…) O you will let me hold your brave hand, stranger?
- Yes, my poor sister; to the last.
Chyba
po to jest literatura. By ukazywać piękno w najczystszej postaci. By sprawiać,
że człowiek chce być lepszym. Opowieść o
dwóch miastach. Moja ukochana książka.
Ps.
Cytat pochodzi z pełnotekstowego wydania powieści. W bibliotece posiadamy
ją jedynie w angielskojęzycznej
skróconej wersji. Może stanowić cenną pozycję dla lektoratów. Zważywszy, iż
bogaty materiał ilustracyjny zasadniczo także "opowiada" całą
historię, śmiało można ją polecić nawet gimnazjalistom.
I
już całkiem na koniec. Powieść była aż czterokrotnie ekranizowana. Pierwszy
film, niemy, powstał w 1911 roku. Ostatni – w 1958. Rolę Cartona zagrał Dirk
Bogarde.
Bibliografia
Dickens
Charles, A Tale of Two Cities,
adapted by Marion Leighton, , il. by Brendan Lynch, New York, Waldman
Publishing Corp., 1983. (Moby Books. Illustrated Classic Editions). ISBN
0-7105-0322-9. (Sygnatura: 136169).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz