poniedziałek, 1 lutego 2016

Miłosierny koń Generała.

Przez Napoleona Bonapartego został nazwany bohaterem północy, Julesa Micheleta - ostatnim rycerzem, ale pierwszym Polakiem z nowoczesnym zrozumieniem braterstwa i równości, a carycę Katarzynę Wielką - bestią. W Stanach Zjednoczonych ma sporo pomników, nawet miasteczko oraz hrabstwo w stanie Indiana nosi miano od jego nazwiska. Upamiętniali go na obrazach malarze, np. Jan Matejko, Juliusz Kossak czy Kazimierz Wojniakowski. Kręcono o nim filmy fabularne (np. Józef Lejtes) i dokumentalne (np. Juliusz Janicki, Ryszard Rogoziński, Lucyna Smolińska, Mieczysław Sroka), czyniono patronem szkół. A jeśli dodamy, że w Krakowie, Olkuszu i Połańcu usypano kopce na jego cześć, zaś Paweł Edmund Strzelecki nazwał od jego nazwiska najwyższy szczyt w Australii, to już wiadomo, o kogo chodzi… O TADEUSZA KOŚCIUSZKĘ. Dziś napiszemy o nim nieco inaczej niż w rocznicowych artykułach.


Urodził się 4 lutego 1746 roku. Miał piękne imiona: Andrzej Tadeusz Bonawentura. Naczelnik w czasie Insurekcji z 1794 roku. Generał polski i amerykański. Wybitny inżynier, zasłużony w dziedzinie fortyfikacji. Kawaler Orderu Orła Białego - najwyższego i  najstarszego odznaczenia państwowego RP. A jednak (jak wielu polskich bohaterów) zmarł na obczyźnie, w szwajcarskiej Solurze (Solothurn), 15 października 1817. Jego biografię – mamy nadzieję! – wszyscy znamy, toteż dziś skupimy się, jako miłośniczki książek, na najbardziej znanych dziełach literackich nawiązujących do jego osoby, zaś bliżej przypomnimy dwa. A jaki to ma związek z tytułowym koniem – niebawem się okaże!

Jako nastolatki zapewne czytaliśmy wspaniałą powieść Juliusza Verne'a 20 000 mil podmorskiej żeglugi. Kto jej nie zna, może ten brak nadrobić. Nie powiem, ile razy ją przeczytałam. Zapewne co najmniej dwadzieścia, a może więcej. To była jedna z mych ukochanych pozycji nie tylko w szkolnych czasach. Niektóre fragmenty mogłabym recytować z pamięci do dziś. Portret Naczelnika wisi w gabinecie tajemniczego kapitana Nemo, czyli księcia Dakkara.

A co w polskiej literaturze? Wśród bardziej znanych tekstów - elegia Smutki Juliana Ursyna Niemcewicza poświęcona klęsce pod Maciejowicami, w której sam autor został ranny. Tę samą bitwę przywołuje Nieznajomy w Kordianie Juliusza Słowackiego, gdy mówi, że właśnie tam ogłuchł od kuli. Wspominać przegraną - jakże to ludzkie! Ale oto strofy radośniejsze - poemat Wacław tegoż autora, ale również Pan Tadeusz Adama Mickiewicza. Już w I Księdze dowiadujemy się, że Tadeusz nosił Kościuszkowskie miano / Na pamiątkę, że w czasie wojny się urodził, a w domu, do którego powrócił, jak dawniej wisiał portret Naczelnika ślubującego na krakowskim rynku.

Nie tylko romantycy czcili Kościuszkę. Pamiętano o nim również później. Wystarczy wymienić Marię Konopnicką (Śpiewnik historyczny), dramat Kościuszko pod Racławicami Władysława Ludwika Anczyca czy Racławice Jana Matejki jako element scenografii Wesela Stanisława Wyspiańskiego. Pięknie napisała o tym bohaterze Maria Dąbrowska: On ma pomnik ze wszystkiej ziemi polskiej. 

Jednak dziś chcę przypomnieć dwa - w mym subiektywnym odczuciu - najpiękniejsze fragmenty z naszego piśmiennictwa. Aby przytoczyć pierwszy, trzeba się znowu cofnąć do romantyzmu. Juliusz Słowacki nadmienił w liście do Matki, datowanym na 15 marca 1833 roku, wysłanym z Genewy:

Po śmierci Kościuszki jeden z obywateli kupił po nim konia, na którym stary K[ościuszko] często jeździł – lecz koń, poszedłszy do nowego pana, ilekroć zaprzężonym był do woza i wiózł szlachcica drogą, zatrzymywał się i stawał przed każdym żebrakiem, tak go dawny pan przyzwyczaił rozdawaniem jałmużny. Nowy nabywca znudził się takim narowem konia i odsprzedał go (...). Spokojność i dobroczynność w konia nawet się wcieliły... O Matko moja, jakbym ja chciał być dobrym człowiekiem...

Miłosierny koń wyzwolił w poecie pragnienie czynienia dobra. Dał też bezwiedne świadectwo o jednym z rysów osobowości Naczelnika.

I jeszcze ten piękny wiersz Kazimierza Wierzyńskiego. Pamiątka z Solury. Przytaczam w całości. Ot, gorzki los bohatera:

Cicho, dobrze ci było w muszli tego miasta, 
Które czerwony szpaler starych baszt obrasta.
Gdyś schowany wśród wnęków, jak sztandar po chwale,
Letnią nocą zasypiał tutaj, generale.

W przytulnych okiennicach dzień za dniem ci w kółko
Obracał się i dzwonił zegarem z kukułką,
Na którym czas, jak szary popiół pajęczyny,
Powlekał melancholią spóźnione godziny.

Wieczorem po pokoju, wśród mebli w pokrowce
Zasnutych, jak dni twoje w odległe wspomnienia,
Woziły cię światami, jak ongi żaglowce
Przez ocean bezbrzeżny, długie zamyślenia.

A gdyś nazbyt stęskniony ojczyzny twej starej
Do późnych gwiazd wśród szumu zadumał się Aary,
Musiałeś czuć się wtedy nad tą obcą rzeką,

Jak emigrant, gdy wracać mu już za daleko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz