piątek, 29 kwietnia 2016

Książki (nie)zapomniane – Świat jako laboratorium szaleńców, czyli pozostaje już tylko strach

Gałczyński napisał Prośbę o Wyspy Szczęśliwe. Utopia Thomasa Moore'a była jedną z nich. Zaradny Robinson cywilizował Piętaszka na kolejnej. Wyspa. Często budzi przyjazne skojarzenia. Bywa synonimem wyśnionej, doskonałej krainy. Ale ta nie miała nawet nazwy. Nikt jej nie oznaczył na mapach. Ponad porastającą ją bujną roślinnością niemal stale unosiły się rozdzierające krzyki bólu. Także - złowrogie wrzaski ludzkich-nieludzkich bestii. Anty-Robinson nie przybył, by ją ucywilizować, ale by systematycznie dziczeć. Wyspa doktora Moreau HERBERTA GEORGE'A WELLSA (1866-1946) stanowi prekursorską pozycję z gatunku tzw. utopii negatywnej.

Edward Prendick, rozbitek, zostaje uratowany przez doktora Montgomery'ego, zamieszkującego wraz z innym lekarzem, jego zwierzchnikiem, nieznaną geografom wyspę. Lecz ocalenie będzie dlań początkiem pasma nieustannej udręki.

Już krótki pobyt na okręcie zapowiadał niezwykłe wydarzenia. Pasażerami były bowiem... zwierzęta i dziwnie wyglądający tubylec, M'ling, służący Montgomery'ego. Ale po wylądowaniu na brzegu okazuje się, że okrutnie i bezdusznie włada tutaj doktor Moreau, kontrowersyjny - delikatnie mówiąc - fizjolog z Londynu, którego makabryczne (pseudo)naukowe doświadczenia ujawnił kiedyś pewien dziennikarz. I doktor zniknął. Przeniósł się w odludne regiony, by nadal realizować utopijne próby uczłowieczania zwierząt. Tak, profesor eksperymentuje na tych stworzeniach, przekształcając je (metodą szeregu wiwisekcji) w ludzi. Rozdzierające ryki, zrazu czysto animalistyczne, z czasem coraz bardziej przypominające ludzkie jęki, raz po raz przeszywają przestrzeń nad laboratorium szaleńca.

Na wyspie panują Terror i Strach. Wszystkie dziedziny życia są ściśle skodyfikowane. Potworne hybrydy, zamieszkujące kolonię zwierząt, z ich przywódcą, Odmawiaczem Prawa, recytują zestaw obowiązujących tu zasad. Wyjaśnijmy: Odmawiacz to ten, który "odmawia" w znaczeniu "powtarza", niemal - "modli się", a nie - "zaprzecza". Taka mała nieporadność tłumacza.

O parę kroków za tobą zaczyna sie głębia... pełna rekinów. Ktoś mówi takie symptomatyczne słowa. Kto? Nieważne. Istotne jest to, że stanowią ostrzeżenie. Memento. Niewiele - kilka obłędnych idei - dzieli człowieka od miejsca, w którym zaczyna się otchłań szaleńczej żądzy niepodzielnego panowania nad wszystkim, co istnieje. Pokusa nadczłowieczeństwa. Czy stworzone przez Moreau Człowiek-Wilk, Człowiek-Lampart, Hieno-Wieprz lub zachowujący jeszcze szczątki przyjaznych odruchów (przywiązanie!) Człowiek-Pies są groźniejsze, bardziej nieludzkie od opętanego pychą i pragnieniem władzy profesora?

Uczłowieczanie - paradoksalnie - zamienia się w odczłowieczanie... i ich, i jego. We wszystkich zamieszkujących wyspę istotach następuje regres. Ciała "ludzi" na powrót pokrywają się sierścią. Zawodzi też sztucznie stworzone prawo, a wybuchu okrucieństwa nie powstrzyma nawet strach. I Moreau, i jego współpracownik, Montgomery, giną wreszcie z "rąk" (!?) Zwierzoludów. Pierwszy zostaje uśmiercony przez uciekającą z laboratorium Pumę, drugi ginie w obecności Prendicka. Przybysz - by przetrwać - musi zapanować nad żądnymi krwi istotami. A jak można władać zwierzętami, które w rojeniach obłąkanego profesora były ludźmi? Terrorem.

Szczęśliwym (?) zrządzeniem losu morze wyrzuca jednak na wyspę łódkę z dwoma martwymi ciałami rozbitków. Ona pomoże Prendickowi dotrzeć do cywilizacji. Ale czy ktoś uwierzy w jego opowieść? Nie. Samotnicza egzystencja odwiecznie jest losem tych, którzy wiedzą zbyt wiele albo patrzą dalej. Bo ludzkość - zdaje się twierdzić Wells - niewiele się uczy w kolejnych stuleciach. Gdy człowiek próbuje dostrzec w sobie nadczłowieka, karleje. Zubożeniu duchowemu, moralnemu i materialnemu podlega też wszystko, co go otacza. A jednak w toku dziejów (bo może ich skróconą panoramą jest ta powieść!) wciąż pojawiają się jednostki pretendujące do miana nadludzi. I nieodmiennie zostawiają po sobie popioły.

Wyspa doktora Moreau powstała w 1896 roku. Niemal u progu stulecia, które - według słów wypowiedzianych kilkadziesiąt lat później przez innego pisarza - widziało wszystko. Żadna potworność nie była mu obca. Ale… Kto wie, co człowiek jeszcze potrafi zgotować człowiekowi, powiedzmy szerzej - istocie żywej? I chyba utwór Wellsa nie jest o tym, jak zwierzę może stać się człowiekiem, ale - przeciwnie - o tym, że człowiek (względnie szybko) może stać się jak zwierzę. Przestroga napisana w "przededniu" wieku, w którym wybuchły dwie krwawe wojny światowe, nadal jest aktualna. Oby się nie okazało, że bardziej niż kiedykolwiek. Bo gdy świat zamienia się w laboratorium szaleńców, wszystkim istotom żywym pozostaje już tylko strach.


Post scriptum. Powieść cieszyła sie sporym zainteresowaniem filmowców. Była trzykrotnie ekranizowana, zawsze w gwiazdorskiej obsadzie. W 1932 r. przeniósł ją na ekran Erle C. Kenton (główne role: Charles Laughton i Richard Arlen). W 1977 r. - Don Taylor (z Burtem Lancasterem i Michaelem Yorkiem). Wreszcie - w 1996 r. - John Frankenheimer. W tym ostatnim filmie główne role zagrali Marlon Brando i Val Kilmer.


Wells Herbert, George, Wyspa doktora Moreau, tł. Ewa Krasińska, Warszawa 1988. ISBN 83-7001-131-4. (Sygnatura: 125166).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz