Gałczyński
napisał Prośbę o Wyspy Szczęśliwe. Utopia Thomasa Moore'a była jedną z
nich. Zaradny Robinson cywilizował Piętaszka na kolejnej. Wyspa. Często budzi przyjazne
skojarzenia. Bywa synonimem wyśnionej, doskonałej krainy. Ale ta nie miała
nawet nazwy. Nikt jej nie oznaczył na mapach. Ponad porastającą ją bujną
roślinnością niemal stale unosiły się rozdzierające krzyki bólu. Także -
złowrogie wrzaski ludzkich-nieludzkich bestii. Anty-Robinson nie przybył, by ją
ucywilizować, ale by systematycznie dziczeć. Wyspa doktora Moreau HERBERTA
GEORGE'A WELLSA (1866-1946) stanowi prekursorską pozycję z gatunku tzw.
utopii negatywnej.
Edward
Prendick, rozbitek, zostaje uratowany przez doktora Montgomery'ego,
zamieszkującego wraz z innym lekarzem, jego zwierzchnikiem, nieznaną geografom
wyspę. Lecz ocalenie będzie dlań początkiem pasma nieustannej udręki.
Już
krótki pobyt na okręcie zapowiadał niezwykłe wydarzenia. Pasażerami były
bowiem... zwierzęta i dziwnie wyglądający tubylec, M'ling, służący
Montgomery'ego. Ale po wylądowaniu na brzegu okazuje się, że okrutnie i
bezdusznie włada tutaj doktor Moreau, kontrowersyjny - delikatnie mówiąc -
fizjolog z Londynu, którego makabryczne (pseudo)naukowe doświadczenia ujawnił
kiedyś pewien dziennikarz. I doktor zniknął. Przeniósł się w odludne regiony,
by nadal realizować utopijne próby uczłowieczania zwierząt. Tak, profesor
eksperymentuje na tych stworzeniach, przekształcając je (metodą szeregu
wiwisekcji) w ludzi. Rozdzierające ryki, zrazu czysto animalistyczne, z czasem
coraz bardziej przypominające ludzkie jęki, raz po raz przeszywają przestrzeń
nad laboratorium szaleńca.
Na
wyspie panują Terror i Strach. Wszystkie dziedziny życia są ściśle
skodyfikowane. Potworne hybrydy, zamieszkujące kolonię zwierząt, z ich
przywódcą, Odmawiaczem Prawa, recytują zestaw obowiązujących tu zasad.
Wyjaśnijmy: Odmawiacz to ten, który "odmawia" w znaczeniu "powtarza",
niemal - "modli się", a nie - "zaprzecza". Taka mała
nieporadność tłumacza.
O parę kroków za tobą
zaczyna sie głębia... pełna rekinów. Ktoś mówi takie symptomatyczne słowa. Kto?
Nieważne. Istotne jest to, że stanowią ostrzeżenie. Memento. Niewiele - kilka
obłędnych idei - dzieli człowieka od miejsca, w którym zaczyna się otchłań
szaleńczej żądzy niepodzielnego panowania nad wszystkim, co istnieje. Pokusa
nadczłowieczeństwa. Czy stworzone przez Moreau Człowiek-Wilk, Człowiek-Lampart,
Hieno-Wieprz lub zachowujący jeszcze szczątki przyjaznych odruchów
(przywiązanie!) Człowiek-Pies są groźniejsze, bardziej nieludzkie od opętanego
pychą i pragnieniem władzy profesora?
Uczłowieczanie
- paradoksalnie - zamienia się w odczłowieczanie... i ich, i jego. We wszystkich zamieszkujących wyspę
istotach następuje regres. Ciała "ludzi" na powrót pokrywają się
sierścią. Zawodzi też sztucznie stworzone prawo, a wybuchu okrucieństwa nie
powstrzyma nawet strach. I Moreau, i jego współpracownik, Montgomery, giną
wreszcie z "rąk" (!?) Zwierzoludów. Pierwszy zostaje uśmiercony przez
uciekającą z laboratorium Pumę, drugi ginie w obecności Prendicka. Przybysz -
by przetrwać - musi zapanować nad żądnymi krwi istotami. A jak można władać
zwierzętami, które w rojeniach obłąkanego profesora były ludźmi? Terrorem.
Szczęśliwym
(?) zrządzeniem losu morze wyrzuca jednak na wyspę łódkę z dwoma martwymi
ciałami rozbitków. Ona pomoże Prendickowi dotrzeć do cywilizacji. Ale czy ktoś
uwierzy w jego opowieść? Nie. Samotnicza egzystencja odwiecznie jest losem
tych, którzy wiedzą zbyt wiele albo patrzą dalej. Bo ludzkość - zdaje się
twierdzić Wells - niewiele się uczy w kolejnych stuleciach. Gdy człowiek
próbuje dostrzec w sobie nadczłowieka, karleje. Zubożeniu duchowemu, moralnemu
i materialnemu podlega też wszystko, co go otacza. A jednak w toku dziejów (bo
może ich skróconą panoramą jest ta powieść!) wciąż pojawiają się jednostki
pretendujące do miana nadludzi. I nieodmiennie zostawiają po sobie popioły.
Wyspa doktora Moreau powstała w 1896 roku. Niemal u progu
stulecia, które - według słów wypowiedzianych kilkadziesiąt lat później przez
innego pisarza - widziało wszystko.
Żadna potworność nie była mu obca. Ale… Kto wie, co człowiek jeszcze potrafi
zgotować człowiekowi, powiedzmy szerzej - istocie żywej? I chyba utwór Wellsa
nie jest o tym, jak zwierzę może stać się człowiekiem, ale - przeciwnie - o
tym, że człowiek (względnie szybko) może stać się jak zwierzę. Przestroga
napisana w "przededniu" wieku, w którym wybuchły dwie krwawe wojny
światowe, nadal jest aktualna. Oby się nie okazało, że bardziej niż
kiedykolwiek. Bo gdy świat zamienia się w laboratorium szaleńców, wszystkim
istotom żywym pozostaje już tylko strach.
Post scriptum. Powieść cieszyła sie
sporym zainteresowaniem filmowców. Była trzykrotnie ekranizowana, zawsze w
gwiazdorskiej obsadzie. W 1932 r. przeniósł ją na ekran Erle C. Kenton (główne
role: Charles Laughton i Richard Arlen). W 1977 r. - Don Taylor (z Burtem
Lancasterem i Michaelem Yorkiem). Wreszcie - w 1996 r. - John Frankenheimer. W
tym ostatnim filmie główne role zagrali Marlon Brando i Val Kilmer.
Wells Herbert, George, Wyspa doktora Moreau, tł. Ewa Krasińska, Warszawa
1988. ISBN 83-7001-131-4. (Sygnatura:
125166).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz