Są prawdy wyższe niż twierdzenia Rozumu. Coś przenika nas i nami kieruje, ulegam temu nie umiejąc określić (…). Istnieją prawdy oczywiste, choć niewyrażalne. Do takiej konstatacji dochodzi narrator pod koniec książki. Wówczas nastaje w jego życiu Świt. Wyłania się z Mroku wojennego chaosu, by nadać wszystkiemu Sens. Cierpieniu. Śmierci. Poświęceniu.
Pilot wojenny (Pilote de guerre) ANTOINE’A DE SAINT-EXUPÉRY’EGO (1900-1944) z pewnością nie jest powieścią. A czym jest? Reportażem? Fragmentem pamiętnika? Parabolą?
Narrator (utożsamiony z autorem), kapitan Francuskich Sił Powietrznych, wspomina czas klęsk ponoszonych przez jego naród na przestrzeni lat 1939-1942 i odbytych lotów rozpoznawczych nad Arras oraz w inne – bliżej nieokreślone – miejsca boleści Francuzów. Z szacunkiem pisze o towarzyszach z Grupy 2/33, z którymi związał go Los. O komendancie Alias, czujnym druhu Dutertre, poparzonym Sagonie, czy Vezinie - kapitanie łączności, nieodmiennie trwającym przy pilotach z dobrym słowem i pociechą.
Jest pełnia maja, pełnia odwrotu, pełnia klęski. Poświęca się załogi samolotów, jakby się wylewało szklanki wody na płonący las. Chłopcy latają i giną na przestarzałych maszynach na misje coraz bardziej niebezpieczne i coraz bardziej błahe. Straceńcy. Idą na rzeź pozdrawiając świat niknący w cieniach zbyt długich wieczorów i nocy.
Wojna nie jest przygodą. Wojna jest chorobą. Ogólne rozprzężenie jest odczuwalne. Tam, w dole, panuje Chaos. Z obłoków jeszcze wyraźniej go widać.
Podczas wojny wieś nie jest (…) ogniskiem tradycji (…). Wszystko zmienia sens. Te stare trzechsetletnie drzewa (…) osłaniały twój rodzinny dom. Teraz jednak przeszkadzają w akcji dwudziestodwuletniemu porucznikowi artylerii. Wysyła więc piętnastu swoich ludzi, by zniszczyli u ciebie dzieło, które stworzył czas. Dla kilku minut wojennych działań poświęca się Dzieło stworzone przez cierpliwą Przyrodę – wespół ze Słońcem, Ziemią i przy współpracy Ludzi.
Trzeba, żeby znaczenie śmierci zrównoważyło śmierć. Należy nadać sens Ofierze, by nie okazała się daremna.
Idą więc przed siebie te owce bez pasterza. Z wysoka ewakuacja wsi i miasteczek wygląda jak ciemna wstęga rzeki. Wijąca się. Pełna niebezpiecznych meandrów. Bezładnie rozlewająca się po spopielałych od kurzu polach.
Historycy rozróżnią bez trudu moce zła od mocy dobra. Bohaterów od zdrajców. Kiedyś, kiedyś… Ktoś będzie musiał uporządkować tę panoramę klęski. Ten szary krajobraz po bitwach. Jeszcze raz podzielić Ludzką Wspólnotę na katów i ofiary.
I oto następuje Wielka Przemiana. Lot pełen zwiastowań. Olśnienie. Iluminacja. Przeczucie Zwycięstwa, które już się zaczyna. Wbrew wszystkiemu, co wieszczy o Klęsce:
Miłość prawdziwa – sieć powiązań, dzięki którym dojrzewa człowiek. (…) Czujemy ciepło łączących nas więzów – oto dlaczego jesteśmy zwycięzcami. (…) Nie ma człowieka nie związanego z nikim. Kto się odcina od społeczności, krzywdzi ją. Wspólnota - oto podwalina Cywilizacji. Odpowiedzialność za spokojne dni i noce ludzkiej rzeki, którą widać z wysoka. Teraz przerażonej. Właśnie ją trzeba ochronić. A to wymaga Ofiary. Oswojonej i już niestrasznej, gdy znalazło się Cel i Sens.
Oto na ostatnich kartach książki wzmaga się, potężnieje ponadczasowy Hymn sławiący Człowieczeństwo. Słyszalny już przed wiekami, w pieśni Chóru z Antygony Sofoklesa, a ciągnący się aż po współczesność. Po Józefa Marię Bocheńskiego, Humanizm integralny Jacquesa Maritaina, Próby świadectwa Jana Strzeleckiego, personalizm św. Jana Pawła II… Wbrew wybujałemu indywidualizmowi, a za pełnym Człowieczeństwem. Za znalezieniem równowagi pomiędzy tym, co własne, a tym, co wspólne. Za zakotwiczeniem Jednostki w Ludzkiej Społeczności.
Pilot wojenny (Pilote de guerre) ANTOINE’A DE SAINT-EXUPÉRY’EGO (1900-1944) z pewnością nie jest powieścią. A czym jest? Reportażem? Fragmentem pamiętnika? Parabolą?
Narrator (utożsamiony z autorem), kapitan Francuskich Sił Powietrznych, wspomina czas klęsk ponoszonych przez jego naród na przestrzeni lat 1939-1942 i odbytych lotów rozpoznawczych nad Arras oraz w inne – bliżej nieokreślone – miejsca boleści Francuzów. Z szacunkiem pisze o towarzyszach z Grupy 2/33, z którymi związał go Los. O komendancie Alias, czujnym druhu Dutertre, poparzonym Sagonie, czy Vezinie - kapitanie łączności, nieodmiennie trwającym przy pilotach z dobrym słowem i pociechą.
Jest pełnia maja, pełnia odwrotu, pełnia klęski. Poświęca się załogi samolotów, jakby się wylewało szklanki wody na płonący las. Chłopcy latają i giną na przestarzałych maszynach na misje coraz bardziej niebezpieczne i coraz bardziej błahe. Straceńcy. Idą na rzeź pozdrawiając świat niknący w cieniach zbyt długich wieczorów i nocy.
Wojna nie jest przygodą. Wojna jest chorobą. Ogólne rozprzężenie jest odczuwalne. Tam, w dole, panuje Chaos. Z obłoków jeszcze wyraźniej go widać.
Podczas wojny wieś nie jest (…) ogniskiem tradycji (…). Wszystko zmienia sens. Te stare trzechsetletnie drzewa (…) osłaniały twój rodzinny dom. Teraz jednak przeszkadzają w akcji dwudziestodwuletniemu porucznikowi artylerii. Wysyła więc piętnastu swoich ludzi, by zniszczyli u ciebie dzieło, które stworzył czas. Dla kilku minut wojennych działań poświęca się Dzieło stworzone przez cierpliwą Przyrodę – wespół ze Słońcem, Ziemią i przy współpracy Ludzi.
Trzeba, żeby znaczenie śmierci zrównoważyło śmierć. Należy nadać sens Ofierze, by nie okazała się daremna.
Idą więc przed siebie te owce bez pasterza. Z wysoka ewakuacja wsi i miasteczek wygląda jak ciemna wstęga rzeki. Wijąca się. Pełna niebezpiecznych meandrów. Bezładnie rozlewająca się po spopielałych od kurzu polach.
Historycy rozróżnią bez trudu moce zła od mocy dobra. Bohaterów od zdrajców. Kiedyś, kiedyś… Ktoś będzie musiał uporządkować tę panoramę klęski. Ten szary krajobraz po bitwach. Jeszcze raz podzielić Ludzką Wspólnotę na katów i ofiary.
I oto następuje Wielka Przemiana. Lot pełen zwiastowań. Olśnienie. Iluminacja. Przeczucie Zwycięstwa, które już się zaczyna. Wbrew wszystkiemu, co wieszczy o Klęsce:
Miłość prawdziwa – sieć powiązań, dzięki którym dojrzewa człowiek. (…) Czujemy ciepło łączących nas więzów – oto dlaczego jesteśmy zwycięzcami. (…) Nie ma człowieka nie związanego z nikim. Kto się odcina od społeczności, krzywdzi ją. Wspólnota - oto podwalina Cywilizacji. Odpowiedzialność za spokojne dni i noce ludzkiej rzeki, którą widać z wysoka. Teraz przerażonej. Właśnie ją trzeba ochronić. A to wymaga Ofiary. Oswojonej i już niestrasznej, gdy znalazło się Cel i Sens.
Oto na ostatnich kartach książki wzmaga się, potężnieje ponadczasowy Hymn sławiący Człowieczeństwo. Słyszalny już przed wiekami, w pieśni Chóru z Antygony Sofoklesa, a ciągnący się aż po współczesność. Po Józefa Marię Bocheńskiego, Humanizm integralny Jacquesa Maritaina, Próby świadectwa Jana Strzeleckiego, personalizm św. Jana Pawła II… Wbrew wybujałemu indywidualizmowi, a za pełnym Człowieczeństwem. Za znalezieniem równowagi pomiędzy tym, co własne, a tym, co wspólne. Za zakotwiczeniem Jednostki w Ludzkiej Społeczności.
Antoine de Saint-Exupéry, Pilot wojenny, przeł. Anna Cierniakówna, w: tegoż: Nocny lot. Ziemia, planeta ludzi. Pilot wojenny, przeł. Maria Czapska i Stanisław Stempowski, Wiera i Zbigniew Bieńkowscy, Anna Cierniakówna, Kraków 1971 (sygnatury: 156405, 157726). Także wydanie z 1974 roku (sygnatura: 60053).