poniedziałek, 26 lutego 2024

Fizyka (w) poezji

145 lat temu… Gdy Albert Einstein liczył kilka miesięcy, umierał James Clerk Maxwell. W 2024 roku „okrągłe” rocznice urodzin mieliby również Piotr Curie (165 rocznicę), Wilhelm Wien (160), Gustaf Dalén i Charles Thomson Rees Wilson (155), Guglielmo Marconi (150), Owen Willans Richardson (145) i inni.

Fizycy. W literaturze pięknej także ich portretowano. Wystarczy przypomnieć dramat Friedricha Dürrenmatta pod takim tytułem i niektórych bohaterów powieści Julesa Verne’a. Dzisiaj jednak zajmiemy się obecnością pojęć fizycznych… w poezji. Kilka przykładów?

Akustyka

Jest (wszech)obecna w poezji awangardystów (np. w „Namopańiku Barwistanu” Aleksandra Wata), ale również w „Ptasim radiu” Juliana Tuwima i kakofonicznych „językołamaczach”. Jednostajność i zobojętnienie „słychać” w wierszu „Piechota maszeruje” Władysława Sebyły (nagromadzenie jednosylabowych wyrazów):

„Marsz - marsz - człap - człap -
Błoto - błoto - błoto - błoto -
Dziurawe buty, śmierdzące onuce,
Schlapane portki, schlastane pyski.
We krwi się je spierze - krew je przepłucze,
Bój niedaleki, postój niebliski
Marsz - marsz - człap - człap.”

Elektryczność i magnetyzm

Znowu Awangarda. Wizualne „Elektryczne wizje”, „Tanscendentalne panopticum”, „De profundis” (część III: „Wodospad magnetycznych łez”), „Powrót”, „Płomień i studnia (elektro-kino-aero-dramo)”, „Mediumiczno-magnetyczna fotografia poety Brunona Jasieńskiego (zdjęta przy świetle gilotynowym)” Tytusa Czyżewskiego, „Kuchnia mojej matki” Lucjana Szenwalda, „Radio” Mieczysława Brauna:

„Już iskra elektryczna niewidzialną drogą
Glob obiegła, w powietrze wsiąkła, jak w bibułę,
Już mogą ją pochwycić i słyszeć ją mogą -
Aparaty najczulsze i serca nieczułe.”

Mechanika ogólna. Statyka i kinetyka

„Meta” Juliana Przybosia, gdzie wspomniano „lasso zaplecione z pędu”, „Pociąg” Teodora Bujnickiego i kolejny dynamiczny tekst - „Pędzący film” Jana Brzękowskiego:

„patrzę w linie wydłużone szyn
widzę w nich splot barw mieniących jak morze
i czuję świata pędzący film”

„Dom”, “Hymn do maszyny mego ciała”, “Ogród mechaniczny według Tytusa Czyżewskiego” i „Mechanika cudu” (z „Elektrycznych wizji”) Czyżewskiego, kakofoniczny „Apolog” Adama Ważyka, „Ulica” i „Rano” Tadeusza Peipera, gdy - o świcie - „miasto się rozśpiewa jak rozmarzona maszyna”.

Więcej przykładów? „Na katodzie” - tomik Brzękowskiego, „Cztery strony”, „Gmachy”, „Na kołach” i „Rzut pionowy” (tomik) Przybosia, słynna „Liryka, liryka, tkliwa dynamika" Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, "Rower" Lucjana Szenwalda i subtelniejsze, bardziej klasyczne „Wahadło” Leopolda Staffa. Jeśli ktoś lubi sięgać do historii literatury z minionych wieków, znajdzie interesującego angielskiego metafizyka z XVII stulecia - George'a Herberta i jego słynny „The Collar” („Dźwig”).

Optyka

Znowu XVII stulecie – czas licznych odkryć w dziedzinie nauki o świetle. Kolejni poeci metafizyczni i ich utwory pełne konceptów: „Wykład o cieniu” Johna Donne’a, „Na kroplę rosy” Andrew Marvella, „Odbicie w wodzie” Thomasa Traherne. W Polsce w tym nurcie – choć nieco wcześniej - pisali Mikołaj Sęp Szarzyński (zauważmy szczególnie antynomie światła i cienia z „Sonetu II. Na one słowa Jopowe…” i „Sonetu III. Do Najświętszej Panny”) oraz Sebastian Grabowiecki (wiersze z tomików „Setnik rymów duchownych”).

W tym dziale można umieścić liczne teksty o lustrach i odbiciach (wystarczy wspomnieć lubujących się w tej tematyce romantyków), a z pisarzy XX wieku - np. Jorge Luisa Borgesa, (TUTAJ) „kolory” Brzękowskiego lub przywoływany już „Rower” Szenwalda:

„Kiedy się ma dziewiętnaście lat,
wrażliwość bywa subtelną kliszą,
na której pozostawiają ślad
niewidzialne cienie owadzich pięt,
nad którą wklęsłe zwierciadła wiszą
świetląc gołębia, kota i kwiat”

Fizyka jądrowa


I już króciutko. Wystarczą dwa przykłady: „Promienie” Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i dramat (ale bardzo poetycki 😊) „Promieniowanie ojcostwa” Karola Wojtyły?

piątek, 23 lutego 2024

Książki (nie)zapomniane - Ostatnia (?) podróż Odyseusza

"Nazywam się Nikt" - tymi słowami nazwał siebie Odyseusz zapytany przez Polifema o imię. "Nikt" JERZEGO ANDRZEJEWSKIEGO (1909-1983). Jeszcze jedna reinterpretacja mitu, a może raczej jego "dokończenie".

"Odyseusz (...) jest już jak gdyby zapowiedzią Kolumba, w poszukiwaniu wiedzy przekracza groźną granicę i płynie poprzez rozległe, lecz nieznane wody." Za życia stał się legendą. Opiewano jego czyny i wychwalano go jako przemyślnego. Istniał niemal jako posągowa postać, a przecież był śmiertelnikiem. O człowieczeństwie żywego pomnika zapomniano w eposie i peanach...

Odys powrócił do Itaki. Zastał podstarzałą Penelopę, ucztujących zalotników (z którymi prędko się rozprawił), wiernego Eumajosa i zbuntowanego syna. Nie zaznał jednego - radości z powrotu. Żona wkrótce zmarła, syn odpłynął na Ajaję, w poszukiwaniu Kirke, a bohater spod Troi wylądował w ramionach oddanej mu, ale także już wiekowej Euryklei. I myślał o morzu... O dalekich krajach... O pozostawionej Kirke i ich synu, Teleogonosie, którego zapewne Telemach popłynął odszukać. Niespokojny duch nie poczuł ukojenia na lądzie, w swoim królestwie.

I ponownie - zebrawszy kilkunastu najwierniejszych towarzyszy, a wśród nich błazna, Klausigelosa (co się tłumaczy Śmieszek Płaczek)  - opuścił ojczyznę. Pozostał wierny przeznaczeniu żeglarza. Pozostał wierny snom, w których czuł się pewniej niż na jawie. Dopłynął do wyspy czarodziejki Kirke, lecz Telemach zdążył już ją opuścić. A czarodziejka po trochu zaczęła przypominać zgorzkniałą czarownicę. I Teleogonos okazał się wrogiem ojca. Kres złudzeń? Raczej powód, by wymyślić sobie kolejny cel i za nim podążać jak za wiecznie uciekającym cieniem...

Pora znowu wyruszyć w drogę. "Nawet jeśli tak, nie będzie to powrót, lecz wędrowanie od poprzedniego całkiem inne, więc jakby nowa podróż."

"Muzo, męża wyśpiewaj, co święty gród Troi
Zburzywszy, długo błądził i w tułaczce swojej
Siła różnych miast widział, poznał tylu ludów
Zwyczaje, a co przygód doświadczył i trudów!"

... Wracamy do początku. Do Inwokacji. Czy to na pewno była o s t a t n i a  podróż Odyseusza? Przecież po tej - zdawałoby się - finalnej, każdego czeka jeszcze jedna. Najważniejsza...

Ps. Książki Andrzejewskiego omówione w tym cyklu - "Ład serca" (TUTAJ) i "Prometeusz" (TUTAJ).

Jerzy Andrzejewski, Nikt, Warszawa 1983 (sygn. 103883, 104514). 


poniedziałek, 19 lutego 2024

Frazeologiczne smakołyki

Kochamy język ojczysty? Lubimy zjeść coś smacznego? To da się pogodzić. Z okazji Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego (21 lutego) przypomnijmy niektóre związki frazeologiczne związane z różnymi grupami żywności. A jeśli ktoś przy okazji zgłodnieje, to... bardzo dobrze! A przy okazji: Agatha Christie od kuchni – TUTAJ i TUTAJ, Kulinarne podróże przez stulecia – TUTAJ, Uczta biesiada, impreza w literaturze – TUTAJ.

Desery, słodycze, ciasta

Ciacho (przystojny mężczyzna); Co ma piernik do wiatraka (brak związku między sprawami); Cukierkowy (czułostkowy, przesłodzony); Czekolada (przen. osoba bardzo opalona); Doznać (zakosztować) słodyczy (doświadczyć dobrobytu); Dziesiąta woda po kisielu (daleki krewny); Jak pączek w maśle (wygodnie, dostatnio, bez trosk); Leżeć plackiem (leżeć płasko); Masz babo placek (wykrzyknienie stanowiące reakcję na kłopotliwą, zaskakującą sytuację); Miodowy miesiąc (pierwszy miesiąc po ślubie); Nie jesteś z cukru (nie zaszkodzi ci przebywanie na dworze podczas deszczu); Robić do kogoś słodkie oczy (wdzięczyć się, kokietować); Rosnąć jak na drożdżach (rosnąć bardzo szybko); Słodka idiotka (kobieta atrakcyjna fizycznie, ale niezbyt inteligentna); Słodka tajemnica (coś, co jest sprawą starannie ukrywaną przez kogoś, kto nie chce tego ujawnić innym, mimo że nie jest to nic wstydliwego); Słodki ciężar (1/ ciąża; 2/ Chrystusowe jarzmo, brzemię - pochodzenie biblijne - Mt 11, 28-30); Słodkie lenistwo (miłe próżnowanie; odpoczywanie bez żadnych wyrzutów, że powinno się w tym czasie coś robić); Słodkie życie (życie bez materialnych trosk); Spijać miód (zbierać to, co najlepsze; osiągać korzyść); Stary piernik (bardzo stary mężczyzna).

Kasze, produkty mączne (poza ciastami)

Bułka z masłem (łatwizna); Być z jednej mąki (być takim samym jak ktoś inny); Chleb powszedni (rzecz zwyczajna); Ciepłe kluchy (człowiek niezaradny, piecuch); Głupi jak czwarta mąka (bardzo głupi); Kaszka z mlekiem (łatwizna); Manna z nieba (coś przychodzącego bez trudu - pochodzenie biblijne - Wj 16, 1-6, 12-18); Mieć pewny kawałek chleba (mieć zapewnione utrzymanie); Nawijać makaron na uszy (opowiadać bzdury); Nie dać się zjeść w kaszy (dać sobie radę); Nie dać sobie w kaszę dmuchać (być zaradnym, pewnym siebie); Odjąć komuś chleb od ust (pozbawić środków utrzymania); Płakać nad rozlanym mlekiem (żałować czegoś daremnie); Sprzedaje się jak ciepłe bułeczki (bardzo dobrze się sprzedaje); Witać chlebem i solą (witać gościnnie, szczerze); Z niejednego pieca chleb jadł (obyty, doświadczony); Z tej mąki chleba nie będzie (ta osoba nie spełni pokładanych w niej nadziei); Żyć o chlebie i wodzie (1/ marnie się odżywiać; 2/ pościć).
Chleb w tekstach kultury - TUTAJ i TUTAJ.

Mięso

Flaki z olejem (coś bardzo nudnego); Narobić bigosu (wywołać zamieszanie); Nie dla psa kiełbasa (coś nieosiągalnego dla kogoś; ktoś na coś nie zasługuje); Odgrzewany kotlet (coś dawnego, co jest przedstawiane jako nowe); Rzucać mięsem (kląć); Trząść się jak galareta (drżeć ze strachu, zimna); Upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu (załatwić dwie sprawy przy jednej okazji); Zalać sadła za skórę (dokuczyć).
Ryby „przedstawimy” w grudniu.

Nabiał

Jajko Kolumba (łatwe rozwiązanie problemu z pozoru trudnego); Kraina mlekiem i miodem płynąca (kraina dostatku, dobrobytu); Kura znosząca złote jajka (źródło łatwych korzyści); Mieć mleko pod nosem (być bardzo młodym, niedojrzałym); Obchodzić się jak z malowanym jajkiem (obchodzić się delikatnie); Płacz nad rozlanym mlekiem (co się stało, to się nie odstanie); Ptasie mle(cz)ko (coś wykwintnego, wyszukanego); Śmiać się jak głupi do sera (śmiać się bez powodu, bezmyślnie); Wyssać z mlekiem matki (posiadać jakąś cechę od urodzenia).

Napoje, trunki, używki

Mała czarna (mała filiżanka kawy bez mleka, śmietanki); Małe piwo (coś łatwego); Nawarzyć sobie piwa (wpaść w kłopoty); Nie wylewać za kołnierz (upijać się); Wróżyć z  fusów (przewidywać coś na podstawie niepewnych przesłanek); Wyłożyć kawę na ławę (powiedzieć wprost); Wysuszyć butelkę (wypić butelkę alkoholu).
Woda – zob. TUTAJ.

Przyprawy

Być solą w oku (przeszkadzać, drażnić); Gdzie pieprz rośnie (bardzo daleko); Na słoną wodę nie zarobić (bardzo mało zarobić); Musztarda po obiedzie (rzecz wykonana za późno); Pieprzny (nieprzyzwoity); Sól ziemi (najwartościowsi ludzie); Zamienić się w słup soli (oniemieć - pochodzenie biblijne – Rdz 19, 26); Zjeść z kimś beczkę soli (długo się znać).

Tłuszcze

Dolać oliwy do ognia (podsycić niechęć, spór); Jak po maśle (bez trudu); Kto smaruje, ten jedzie (kto daje łapówki, wszystko załatwi); Masło maślane (zbędne powtórzenie - pleonazm); Mieć olej w głowie (być roztropnym, rozsądnym); Oliwa na wierzch wypływa, oliwa sprawiedliwa (prawda zawsze wychodzi na jaw); Robić maślane oczy (patrzeć zakochanym, zamglonym wzrokiem); Śmietanka towarzyska (elita); Wlać oleju do głowy (pouczyć).

Warzywa, owoce, bakalie

Amator kwaśnych jabłek (osoba mająca wyszukane zachcianki); Ananas (gagatek, ladaco); Bananowa młodzież (bogata młodzież prowadząca „imprezowy” tryb życia); Cicho jak makiem zasiał (bardzo cicho); Czerwony jak burak (zarumieniony); Dziewczyna jak malina (rumiana, dorodna dziewczyna); Figa z makiem (nic z tego!); Groch z kapustą (galimatias, pomieszanie); Grochem o ścianę (mówić, nie będąc słuchanym; daremnie przekonywać, upominać); Gruszki na wierzbie (coś nierealnego); Jabłko niezgody (przyczyna sporu - pochodzenie mitologiczne); Jak grzyby po deszczu (bardzo szybko); Kapuściana głowa (ktoś niezbyt mądry); Każdy sobie rzepkę skrobie (brak współpracy); Kokosy (intratny interes); Metoda kija i marchewki (naprzemienne nagradzanie i karani); Ni z gruszki ni z pietruszki (niespodziewanie; bez logicznego związku); Niebieskie migdały (mrzonka); Pokazać figę (zlekceważyć); Radosny jak szczypiorek na wiosnę (zadowolony); Sezon ogórkowy (letni zastój, czas bez znaczących wydarzeń); Sprać na kwaśne jabłko (dotkliwie pobić); Stary grzyb (bardzo stary mężczyzna); Śliwka pod okiem, na czole (podbite oko, guz); Trele morele (bzdury); Twardy orzech do zgryzienia (duży problem); Ubrać się na cebulkę (włożyć kilka warstw odzieży); Wpaść jak śliwka w kompot (zostać przyłapanym na niezręcznej sytuacji); Wpuszczać w maliny (oszukać); Wycisnąć jak cytrynę (bezwzględnie, cynicznie wykorzystać); Zadać bobu (dokuczyć); Zakazany owoc (coś niedozwolonego, ale kuszącego); Zdrów jak rzepa (bardzo zdrowy).

Zupy, sosy

Być nie w sosie (mieć zły humor); Czarna polewka (odmowa ręki córki); Dwa grzyby w barszcz (dwie rzeczy, gdy potrzeba jednej); Lać się żurem (ośmieszać się); Kisić się we własnym sosie (przebywać stale w tym samym kręgu ludzi, spraw); Rozebrać się do rosołu (rozebrać się do naga); Tani jak barszcz (bardzo tani).

piątek, 16 lutego 2024

Gdzie mieszkają pisarze?

Gdzie mieszkają pisarze? Jak? Z kim? Przyjrzyjmy się niektórym ich utworom, a się dowiemy.

Dom. Pięknie opisał go Jan Kochanowski we fraszce „Na dom w Czarnolesie”, dodając jeszcze filozoficzny akcent (po wiekach nawiąże do niej Jarosław Iwaszkiewicz w „Gospodarstwie”). Wspomnienia z dzieciństwa snują - już współcześniej -  na przykład Zofia Nałkowska w "Domu nad łąkami" oraz (poetycko) Zbigniew Herbert w "Domu". Smutna jest "Pieśń o domu" Kazimierza Wierzyńskiego. Nie sposób pominąć też "Opisu domu poety", "O naszym gospodarstwie" i "Pieśni" Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Trzeba wreszcie wspomnieć wieżowce, drapacze chmur - w "Ja stróż latarnik" i kilku innych wierszach Mirona Białoszewskiego. Jednak najpiękniejszy jego obraz wyczarował ze słów Krzysztof Kamil Baczyński („Wesele poety”, fragment „Dom poety”), a w nim m.in.:

„Dom jest jasny, zbudowany z blasku,
Jak powietrza bańka (…)
I ma ściany jakby z roślin i światła”

Wnętrze, czyli pokoje. Na przykład "Wspólny pokój" Zbigniewa Uniłowskiego, w którym czasowo przebywała cała plejada literatów. U Wierzyńskiego znajdziemy nawet wiersz "Łazienka". Jest wyposażenie, są meble oraz drobne przedmioty, np. "Elegia na odejście pióra atramentu lampy" Herberta i "Okno na ogród" Wierzyńskiego:

"Kup mi tak jak dawniej przed wiosną
Kilka anemonów i frezji,
Chciałbym mieć kwiaciarnię na biurku,
Okno zachodzące parą poezji."

Właśnie! Sporo uwagi pisarze poświęcają otoczeniu domu, ogrodowi:

"A za oknem migotliwie
Venus gałąź opromienia.
Chciałbym i ten błysk na oknie
ocalić od zapomnienia."
(Konstanty Ildefons Gałczyński, Pieśni, VII)

"Pracownia poety" Wierzyńskiego mieści się pod drzewem, a wokół - wiele roślinności ("O naszych kwiatach"). Przyroda jest bliska Romanowi Brandstaetterowi i jego żonie ("Kwiaty mojej żony", zob. TUTAJ). Także zwierzęta ("Nasze zwierzęta" Anny Iwaszkiewicz). Rozległą, uogólniającą perspektywę zawiera kilka wierszy jej męża. Przykłady?

"Nad domem błękit jak baldachim
Taki jaskrawy i głęboki,
Pod białych brzózek arkadami
Fruwają wyfraczone sroki."
(*** [Nad domem błękit jak baldachim])

"I wkoło domu
I wokoło lasu
Pustka niezmienna

Nie pukaj do drzwi
Ani do okien
Noc jest jesienna"
(*** [I wkoło domu])

"Pełny" opis mieszkania pisarza (chociaż niekoniecznie autora) znajdujemy w „Moim mieszkaniu”, także Iwaszkiewicza:

"Moje mieszkanie
pokój niewielki
ślepa kuchenka
łazienka bez światła

W pokoju
cała ściana
szkło

Przez okno patrzę
życie moje widzę"

To kolejne egzystencjalne uogólnienie. Bo u pisarzy często bywa, że dom postrzegają przez pryzmat własnego (mikro)świata, ale też się zdarza, że widzą go w rozmiarach (Wszech)świata.

Fot. mieszkań z Pixabay.com

poniedziałek, 12 lutego 2024

„Dzień dobry, dziś święty Walenty..."

Co roku wydawnictwa polecają - zrymujemy - "upominki na Walentynki", czyli książki, w których "miłość" odmienia się przez wszystkie przypadki. A jak sam Dzień Św. Walentego prezentuje się w literaturze? Oto kilka przykładów.

Zapewne najstarszy tekst pochodzi z XIV stulecia. To poemat “Sejm ptasi” ("The Parlement of Foules", "The Parliament of Fowls") Geoffrey'a Chaucera, którego tematem jest "zlot" ptaków, mający na celu ich dobór w pary:

“For this was on Saint Valentine’s day
When every fowl comes there his mate to take."

Kilka nawiązań możemy znaleźć u Williama Shakespeare'a. Najbardziej jednoznaczne - w „Hamlecie" (w słowach obłąkanej Ofelii, wypowiedzianych przed samobójstwem):

„Dzień dobry, dziś święty Walenty.
Dopiero co świtać poczyna;
Młodzieniec snem leży ujęty,
A hoża doń puka dziewczyna.
Podskoczył kochanek, wdział szaty,
Drzwi rozwarł przed swoją jedyną
I weszła dziewczyna do chaty,
Lecz z chaty nie wyszła dziewczyną.”
(Tłum. tłum. Józef Paszkowski)

Badacze dopatrują się go również w "Wieczorze Trzech Króli" (Twelfth Night, or What You Will), gdzie Valentino (dworzanin Orsina - księcia Ilirii) przybywa do Oliwii, przynosząc jej list od ukochanego. Bardziej niejasno jawi się w "Dwóch panach z Werony" (The Two Gentlemen of Verona). Tematem komedii, owszem, jest miłość, a jeden z tytułowych bohaterów nosi imię Valentine, ale... to wszystko. Interesującym utworem (wierszem), wartym chwili uwagi, jest zaś na pewno "A Valentine" Edgara Allana Poe'a. Zawiera wyznanie miłosne z zaszyfrowanym imieniem i nazwiskiem ukochanej autora "Kruka", czyli Frances Sargent Osgood, poetki żyjącej niespełna czterdzieści lat. Każdy wers ukrywa jedną literę, przy czym kolejne litery następują o jedną dalej niż w wersie poprzednim. W całości wszystkie "biegną" po przekątnej. Oto początek, czyli imię:

Forher this rhyme is penned, whose luminous eyes,
Brightly expressive as the twins of Loeda,
Shall find her own sweet name, that, nestling lies
Upon the page, enwrapped from every reader.
Search narrowly the lines! - they hold a treasure
Divine - a talisman - an amulet
That must be worn at heart.“

I powieści. "Piknik pod Wiszącą Skałą" (Picnic at Hanging Rock) Joan Lindsay, sfilmowany przez Petera Weira. Australia. Rok 1900. Dzień św. Walentego. Ciepły i bezchmurny. Niepokojąca, tajemnicza atmosfera. Niejasne przeczucia. Niesprecyzowane pragnienia dziewcząt z pensji Pani Appleyard, udających się wraz z nauczycielkami na wycieczkę. Malownicza skała, w której milczącym cieniu "znikają" trzy uczennice wraz z nauczycielką. Tylko jedna powraca. Przerażona, nie potrafi wyjaśnić, co się wydarzyło.

Wreszcie "Czekolada" (Chocolat) Joanne Harris. Vianne otwiera cukiernię w małej francuskiej miejscowości. W ten szczególny Dzień częstuje mieszkańców tym, co każdy z nich najbardziej lubi. Jakby znała ich gusty. A przecież nie może znać. Okno wystawowe jej lokaliku, z pomarańczową zasłoną, "wygląda jak ogromny cukierek, który czeka, by rozwinąć go z papierka". I ludzie przychodzą zakosztować słodyczy. Jednak nie wszystkim się to podoba...

Post scriptum. Kto chce poznać życiorys św. Walentego (lub Walentych, bo było ich więcej), może zajrzeć m.in. do "Świętych na każdy dzień" Wincentego Zaleskiego, a z naszych zbiorów do „Encyklopedii Katolickiej” (t. 20) oraz „Dykcjonarza świętych” Donalda Attwatera i  Catherine R John.

piątek, 9 lutego 2024

Książki (nie)zapomniane - W zaułkach Amsterdamu, czyli współczesny Dante i jego Inferno

„Każdy dzień jest dniem sądu bez kary
jak w niepamięć idące pożary
niewidzialny - na ziemi - nisko,
niechwytany przepala wszystko.”
(Krzysztof Kamil Baczyński, Dzień sądu)

Gdyby ALBERT CAMUS (1913-1960) czytał Baczyńskiego, mógłby ten cytat z „Dnia sądu” uczynić mottem do „Upadku” (La Chute).

Jean-Baptiste Clemence był szanowanym paryskim adwokatem. Pomagał słabym, skrzywdzonym, ubogim, wdowom i sierotom. Z tego powodu miał o sobie wysokie mniemanie i bardzo się starał, by inni go podziwiali. Ale oto nastąpiła chwila próby. Wracając od kochanki, w mrokach jesiennego wieczoru dostrzegł na moście sylwetkę kobiety. Minął ją. A po chwili usłyszał plusk wody. Domyślił się przyczyny, ale nie zawrócił, by pomóc samobójczyni. Nie chciał narażać własnego zdrowia czy życia. Po jakimś czasie – również na moście – usłyszał śmiech. Odtąd nie potrafił już go w sobie stłumić. Teraz siedzi w amsterdamskim barze „Mexico City” i opowiada tę historię nieznajomemu (sobie samemu?!). Tak, to najwybitniejszy literacki przykład monologu wypowiedzianego. Noc. Bliskość portu. Co chwila rozlegają się dźwięki okrętowych syren - jak wezwanie do bolesnego rachunku sumienia. Jean-Baptiste wspomina, że podał nieprawdziwe nazwisko. A Clemence (fonetycznie!) kojarzy się z łacińskim „clamans” - „wołając, krzycząc”. Opowieść o moralnym upadku człowieka przypomina strukturę moralitetu: nieustanne napięcie pomiędzy autooskarżeniem i próbami samousprawiedliwienia czynu.

Paryż i Amsterdam. Dwa miasta. Paryż – pełen strzelistych wież i cudownych budowli - „jest prawdziwym złudzeniem optycznym, wspaniałą dekoracją”, zaś Amsterdam, położony poniżej poziomu morza, to „jeden z najpiękniejszych negatywnych pejzaży! (…) Same linie poziome, żadnego blasku, przestrzeń bez koloru, martwe życie”. Więcej, „koncentryczne kanały Amsterdamu przypominają kręgi piekła”, a dzielnica z barem znajduje się w ostatnim. I jeszcze jedna ważna uwaga. Narrator mieszka tu „na miejscu jednej z największych zbrodni w historii” – w dzielnicy, w której w czasie wojny było żydowskie getto.

Nawiązania do Dantego są oczywiste. Tu jednak mamy ruch niejako w odwrotnym kierunku. Bohater „Boskiej Komedii” idzie z Piekła do Raju. Clamence zaczął od „rajskiego” życia w Paryżu, a teraz – w retrospekcjach analizując swój tchórzowski czyn - ukazuje poprzednie kręgi, po których zstępował. Na końcu - spada już nieodwołalnie. Na dno. Śmiech nie do zagłuszenia pochodzi z jego wnętrza. Inferno jest w nim. Rozrasta się. Chce je zagłuszyć… ulegając mu. „Ludzie zaczynają sądzić, żeby sami nie byli sądzeni”. A że jest w nim coś, co można sądzić, więc atakuje. Walczy z wyrzutami, pokazując, że wina jest WSPÓLNA. Pojawia się u niego pogarda dla ludzi. Rośnie nienawiść do nieszczęśliwych i przegranych, którym kiedyś ostentacyjnie pomagał. „Każdy żąda dla siebie niewinności za wszelką cenę, nawet jeśli dla tego miałby oskarżyć rodzaj ludzki i niebo (…) chcemy jednocześnie nie być winni i nie czynić wysiłku, żeby się oczyścić”. Jednak teraz już wie, że był pełnym pychy hipokrytą. A wyrzuty sumienia nie milkną.

Jean-Baptiste to człowiek, którego przeżyciem pokoleniowym była II wojna światowa. Poznał gorzką prawdę, że właśnie ludzie są najbardziej pomysłowi w sądzeniu, więc może powiedzieć: „Niech pan nie czeka na sąd ostateczny. Sąd ostateczny jest co dzień”. I dodać: „Tak, straciliśmy światło, poranki, świętą niewinność człowieka, który wybacza samemu sobie”. Niewinnych na świecie już nie ma. Edenu nie Ziemi nie będzie. Tak kończy się jeszcze jedna spowiedź dziecięcia - tym razem dwudziestego, okrutnego i krwawego - wieku.

Albert Camus, Upadek, w: tegoż, Dżuma; Upadek, przeł. Joanna Guze, wyd. 6, Warszawa, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1992, s. 201-272 (sygn. 137723).

Fot. Amsterdamu - z Pixabay.com

poniedziałek, 5 lutego 2024

Nasz Mały Leksykon Filmowy - Filmy (nie)zapomniane: „Ludzie za mgłą” Marcela Carné (1938), „Mała, urocza plaża” Yvesa Allégreta (1949)

Dwa filmy. Wszędzie mgła lub deszcz. Ciemność. Chłód. A jednak jest w tych obrazach jakieś nieuchwytne piękno. W pierwszym jest też dobra twarz Jeana Gabina, w drugim – smutne oblicze Gérarda Philipe'a. W pierwszym – wszechobecny bezpański pies. W drugim - bohater  j a k  bezpański pies. Oba są utrzymane w konwencji czarnego realizmu poetyckiego.

"Ludzie za mgłą" (Le quai des brumes). Jean zdezerterował z kolonialnej armii i zamierza – przez port w Hawrze – uciec jak najdalej. Może do Ameryki Południowej. Jest na to szansa, bo – trafiając do podrzędnej knajpki mężczyzny nazywającego siebie Panama – spotyka się z życzliwością jej właściciela i markotnego malarza. Artysta filozoficznie oświadcza: "Mimowolnie maluję rzeczy, za którymi kryją się inne. Na przykład pływak niemal od razu jest dla mnie topielcem". Następnego dnia Jean dosłownie powtórzy te słowa do kapitana okrętu mogącego odtransportować go do Nowego Świata, gdy – po samobójczej śmierci artysty - przejmie jego odzież i tożsamość. Jednak w lokaliku była też Nelly, uciekająca przed swym opiekunem i (słusznie) podejrzewająca go o zamordowanie mężczyzny, którego kochała. Ona i Lucien (jej kolejny kandydat na narzeczonego) koszmarnie pokrzyżują plany Jeana.

Oto oszczędny dialog dezertera i dziewczyny:
„ - Dokąd idziesz?
- Nie wiem.
- Więc idziemy w tę samą stronę."

I wchodzą w pełną uroku noc, rozświetloną lampkami lunaparku. Ale nastaje dzień. Nelly musi wrócić do Zabela - krewnego i protektora. Ten wreszcie wykrzykuje swój ból: "To straszne - kochać jak Romeo, gdy ma się gębę Sinobrodego." A na ulicy czai się Lucien, poprzednio dwukrotnie upokorzony przez Jeana. Ponury i zły. Trzyma pistolet w ręku… Tak, ucieczka okazuje się niemożliwa... Okręt odpłynął…

"Ludzie za mgłą" (Le quai des brumes). Francja. 1938. Reż. Marcel Carné. 91 min. Główne role: Jean Gabin (Jean), Michèle Morgan (Nelly), Michel Simon (Zabel), Pierre Brasseur (Lucien Le Gardier), Édouard Delmont (Panama).


“Mała, urocza plaża” (Une si jolie petite plage). Północna Francja. Nadmorski kurort, opuszczony o tej porze roku przez turystów. Listopadowy wieczór. Do jedynego otwartego hoteliku „Mahieu” przybywa z Paryża mężczyzna o imieniu Pierre. Tyle o sobie zdradza. Ale nieliczni mieszkańcy prędko zauważają, że nie jest tu całkiem obcy. Na pewno zna to miejsce. Jednak nikomu się nie zwierza. Woli samotne spacery. Niemy ojciec właściciela budynku chyba go rozpoznaje, ale – siłą rzeczy – nie może podzielić się swoją wiedzą.

Pierre nawiązuje znajomość tylko z zatrudnioną w hoteliku Marthe i z równie jak ona źle traktowanym chłopakiem – popychadłem, umieszczonym tu przez władze lokalnego sierocińca.

Ale oto pojawia się Fred - człowiek z przeszłości. Zna Pierre’a. Jego smutne dzieciństwo… identyczne z tym, jakie przeżywa sierota z hotelu. I mroczną tajemnicę: związek z podstarzałą artystką, mamiącą młodzieńca ułudą Paryża, a kończący się tragedią. Tak, Pierre zabił kochankę i teraz szuka ukojenia. Sprzyjają mu Marthe i mechanik George. Próbują udzielić pomocy. Organizują ucieczkę, która nie jest możliwa, bo największe zagrożenie dla Pierre’a znajduje się w nim samym. Musi rozliczyć się z minionym, by uczynić miejsce dla nowego. Ścigany przez Freda i policję wybrał samobójstwo? Chociaż… Gdyby potraktować chłopca z hotelu  jako alter ego Pierre’a (a ich biografie i przyzwyczajenia są takie same), to może jednak umarł, ale… tylko młodzieniec z przeszłości. Skąd takie przypuszczenie? Stąd, że ciała nie ma, a ślady na piasku oddalają się w przeciwną stronę niż ta, w którą uciekał… Co to oznacza? Definitywne zamknięcie pewnego rozdziału, czyli jednak nadzieję? Ale czy byłby to jeszcze "realizm"...

„Mała, urocza plaża” (Une si jolie petite plage). Francja, Holandia. 1949. Reż. Yves Allégret. 91 min. Główne role: Gerard Philipe (Pierre Monet), Jean Servais (Fred), André Valmy (Georges), Madeleine Robinson (Marthe), Jane Marken (Pani Mahieu).

Można przeczytać

Tadeusz Lubelski, Marcel Carné i duch czasu, „Kino” 1997, nr 2, s. 19-21 (Czytelnia).
Zbigniew Pitera, Leksykon reżyserów filmowych. Reżyserzy zagraniczni, wyd. 2 rozszerz., Warszawa 1984, s. 13, 46-47 (sygn. 109353, 109558).

piątek, 2 lutego 2024

Nasz Mały Leksykon Filmowy – Filmy (nie)zapomniane: Przygoda (1960), Noc (1961), Zaćmienie (1962), Czerwona Pustynia (1964) Michelangelo Antonioniego

„Moje filmy ogląda się jak rzeźby” mówił MICHELANGELO ANTONIONI (1912-2007). Tak, jego postaci są małomówne, posągowe. Akcja niespieszna, jeśli w ogólne można o niej mówić. Wydarzenia bardziej ważne i zupełnie nieistotne sąsiadują ze sobą. Jak w życiu.

„Przygoda” (L'avventura) „Noc” (La notte) i „Zaćmienie” (L'eclisse) uważa się za trylogię. Poruszają temat nietrwałości ludzkich związków, braku prawdziwej miłości (z jednoczesną tęsknotą za nią), samotności (wśród ludzi), bolesnego wyobcowania. Uzupełnia je pod tym względem „Czerwona Pustynia” (Il deserto rosso). Czyli jednak tetralogia?

„Przygoda”. Claudia, Sandro, Giulia i Anna - młodzi, majętni Rzymianie - postanawiają urządzić morską przejażdżkę po  Morzu Śródziemnym. Zatrzymują swą łódkę na bezludnej wysepce. Wkrótce Anna oddala się. Ucieka? Gdy przeszukanie terenu kończy się fiaskiem, Sandro (kochanek dziewczyny) i Claudia (jej przyjaciółka) kontynuują poszukiwania na stałym lądzie. Także bez rezultatu. Bo czy tym dwojgu naprawdę zależy na jej znalezieniu w sytuacji, gdy coraz bardziej… zajmują się sobą, zafascynowani nieoczekiwaną sytuacją zgotowaną przez wydarzenie już teraz odległe, nieważne…

Przygoda (L'avventura). 1960. Francja, Włochy. 145 min. Reż. Michelangelo Antonioni. Główne role: Monica Vitti, Gabriele Ferzetti, Lea Massari, Dominique Blanchar.

„Noc”. Giovanni (znany literat) i Lidia (jego żona) odwiedzają w mediolańskim szpitalu przyjaciela. Zaraz potem idą na spotkanie promujące nową książkę pisarza. Gdy mąż jest zajęty konwersacjami, kobieta – smutna, jakby nieobecna - spaceruje po mieście. Ożywia się tylko na widok przypadkowego mężczyzny. Małżonkowie spotykają się po kilku godzinach w domu, który już nie jest dla nich schronieniem, więc znowu go prędko opuszczają. Po wspólnej wizycie w klubie odwiedzają jeszcze lokalnego bogacza. Giovanni ma napisać książkę o jego firmie. Tutaj znowu ich drogi się rozchodzą. Każde podejmuje niezobowiązujący flirt. A nad ranem dowiadują się, że Tommasi – przyjaciel – zmarł. W swych ostatnich godzinach był w szpitalu równie osamotniony, jak tamci we dwoje. Ale w ich sytuacji jednak coś się zmieniło. Lidia zrozumiała, że nie kocha męża. Odchodzi. Jak Anna z „Przygody”?

Noc (La notte). 1961. Włochy, Francja. 122 min. Reż. Michelangelo Antonioni. Główne role: Marcello Mastroianni, Jeanne Moreau, Monica Vitti, Bernhard Wicki, Rosy Mazzacurati, Maria Pia Luzi.

„Zaćmienie”. Rzymskie przedmieście. Jeden dzień. Od świtu do zmierzchu. Vittoria, młoda tłumaczka, rankiem oznajmia kochankowi, Riccardo, że się z nim rozstaje. Bez powodu, bez zbędnych słów. Po prostu nie wie, dlaczego. Zaraz potem udaje się na giełdę, gdzie jej matka pomnaża majątek (lub tak się jej wydaje). Ale odszukanie jednej osoby w tłumie nie jest łatwe. Z pomocą spieszy makler Piero - przystojny, męski, pewny siebie profesjonalista. Ich krótki związek nie będzie miał dalszego ciągu. Ot, kilka spotkań. Pewnego dnia znowu się umówią, ale żadne nie przyjdzie w ustalone miejsce. Nastaje zmierzch, czyli „zaćmienie”. Nieznośnie długa, męcząca sekwencja. Czy tylko realistyczna?

Zaćmienie (L'eclisse). 1962. Francja, Włochy. 126 min. Reż. Michelangelo Antonioni. Główne role: Alain Delon, Monica Vitti, Francisco Rabal, Louis Seigner, Lilla Brignone,  Rossana Rory, Mirella Ricciardi.

Można przeczytać
Ireneusz Siwiński, Odnaleziony język. Analiza ostatniej sekwencji Zaćmienia Michelangelo Antonioniego, w: Alicja Helman (red.), Analizy i interpretacje. Film zagraniczny, Katowice 1986, s. 101-114 (sygn. cz K II-2/733).


„Czerwona pustynia”. Giuliana i Ugo mieszkają w Rawennie, w pobliżu zakładów przemysłowych, w których mężczyzna jest zatrudniony na kierowniczym stanowisku. On przez cały dzień ma zajęcie, ona samotnie spędza dłużące się dnie w dużym i pustym domu. Noce też nie przynoszą jej ukojenia, bo cierpi na bezsenność. Ale jeden dzień wyróżnia się spośród innych. Ten, w którym – strapiona i smutna - spotyka inżyniera Corrado Zellera. Szuka u niego czułości i zrozumienia, ale jedyne, co on jej potrafi ofiarować, to kilka chwil fizycznej bliskości. I przystojniak wkrótce wyjeżdża bardzo daleko, by realizować zawodowe i życiowe plany, a ona pozostaje na swojej pustyni…

Czerwona pustynia (Il deserto rosso). 1964. Francja, Włochy.112 min. Reż. Michelangelo Antonioni. Główne role: Monica Vitti, Richard Harris, Carlo Chionetti, Xenia Valderi, Rita Renoir, Lili Rheims.

Można przeczytać
Michelangelo Antonioni, Scenariusze, przeł. z wł. Wanda Gall, wyd. 2, 1989. ISBN  8322103468 (sygn. 126240). Przygoda, s. s. 21-95; Noc, s. 97-150; Zaćmienie, s. 151-209; Czerwona pustynia, s. 211-264.
Jacek Fuksiewicz, Humaniści w fotoplastykonie, Warszawa 1970, s. 112-115, 188-191 (sygn. 130274).
Aleksander Jackiewicz, Mistrzowie kina współczesnego, Warszawa 1977, s. 7-10 (sygn. cz XXVI-8/44).
Hanna Książek-Konicka, Michelangelo Antonioni, Warszawa 1970 (sygn. 48438).
Zbigniew Pitera, Leksykon reżyserów filmowych. Reżyserzy zagraniczni, wyd. 2 rozszerz., Warszawa 1984, s. 16-17 (sygn. 109558).
Barbara Szczekała, Ostatnie spojrzenie Michelangela Antonioniego, „Kino” 2012, nr 10, s. 32-34 (Czytelnia).