piątek, 30 września 2016

Książki (nie)zapomniane – Gwiezdny pył i karły

W bieżącym roku przypada 140. rocznica jego urodzin i 100. rocznica śmierci. Irving Stone napisał o nim: Żeglarz na koniu. Marynarz. I farmer. Autor opowiadań i powieści. Zawadiacki, zdolny, przystojny. Wrażliwy. Prostolinijny. Malownicza postać. Chyba jednak najlepszy życiorys napisał on sam… kilka lat przed swą śmiercią. Zawarł w nim wytrwałe próby wstąpienia na literackie wyżyny, udręki odrzucenia, wreszcie oszałamiający sukces, który… nie cieszył. I zapowiedź samobójstwa. Wszystko to przedstawia Martin Eden JACKA LONDONA (właściwie Johna Griffitha Chaney'a, 1876-1916).

Artur Morse jest młodym arystokratą. Wraz z rodzicami, bratem i siostrą wiedzie beztroskie życie w luksusie. Pewnego dnia zostaje napadnięty przez pijanych portowych nożowników. Nieoczekiwany ratunek nadciąga ze strony młodego jak on marynarza. Wdzięczny Artur zaprasza go do domu. I tu Martin Eden, prosty, nieokrzesany, ale szczery chłopak, poznaje uosobiony Ideał. Konkretnie – Ruth, siostrę Artura.

Oczarowanie. Podziw. Piramida marzeń i pragnień. To już odtąd zagości w sercu Martina. A w Ruth – zimnej pannie z towarzystwa – ogromna niepewność. Przyciąganie i odpychanie. Pokusa wyjścia w kierunku Przygody i lęk, że nie wypada. Bo nie ten poziom intelektualny. Nie ta sfera. Wąskie kładki konwenansów, nie do przebycia dla dwojga.

Ale Eden ma charakter jak ze stali. Raz zapragnąwszy zdobyć wykształcenie, nie cofa się. Jest częstym bywalcem biblioteki (tak!). Wreszcie sam zaczyna pisać opowiadania. O tym, co przeżył na dalekich morzach i w odległych stronach. O życiu, którego Ruth nie rozumie ani nie ceni. Wysyła swe teksty do licznych gazet, stale otrzymując odmowne odpowiedzi. Nikt nie wierzy, że mu się powiedzie. Dziewczyna, coraz bardziej oczarowana (mężczyzną, nie literatem), błaga, by przestał. Bo już nawet głoduje, ostatnie dolary przeznaczając na kilogramy znaczków. Tylko jedyny przyjaciel, Brissenden, niezrozumiany przez otoczenie jak on sam, wierzy w jego talent. Ale Brissenden umiera. I po śmierci odnosi zwycięstwo. Krytyka zachwyca się jedynym utworem, który napisał.

Martin wreszcie zatriumfuje. Z dnia na dzień zaczną się sypać oferty. Gdy się wzbogaci, ludzie spojrzą na niego przyjaźniej. A może tylko na jego pieniądze. Państwo Morse też nagle przestaną sprzeciwiać się ewentualnemu małżeństwu córki.

Ale Eden (London?) jest już ponad wszystkimi układami obłudników. Gwiezdny pył, jak go (od tytułu jego opowiadania) kiedyś nazwał przyjaciel, nie chce żyć wśród karłów. Jego myśli płyną w inną stronę. Jak niepowstrzymane obłoki. Nie potrzebuje już kobiety ani majątku. Niczego. Bo stał się nawet sobie obojętny…

Ta śmierć była pomyślana jako przejaw absolutnej swobody. Ale przecież taki wybór – mimo wszystko – w jakimś wymiarze stanowi przyznanie się do przegranej. I czym był dla Martina (Jacka)? Zwycięstwem nad społecznością „karłów” czy wyrazem absolutnej pogardy dla ludzi, a zatem klęską człowieczeństwa?

Historycy literatury niejednokrotnie pisali o ogromnym wpływie indywidualistycznej filozofii Friedricha Nietzschego na poglądy i pisarstwo Londona. Chyba najwyraźniej widzimy go w Wilku morskim. Ale w nim także obserwujemy destrukcję indywidualisty. Jednak nie uprzedzajmy wypadków. Ta powieść zasługuje na osobne omówienie. Może pewnego dnia ją przedstawimy. A barwną, chłopięcą sylwetkę pisarza dodatkowo przybliżymy późną jesienią, gdy przypadnie setna rocznica jego śmierci. Bo z pewnością przyda nam się trochę słońca na jesienne niepogody.




London Jack, Martin Eden, przeł. Zygmunt Glinka, Warszawa 1965. (Sygnatura: 105979).
London Jack, Martin Eden, przeł. Zygmunt Glinka, wyd. 14 (właśc. 15), Warszawa 1990. ISBN 83-207-1298-X. (Sygnatury: 130786-7).

poniedziałek, 26 września 2016

Gdzie pali się książki, wkrótce będą płonąć ludzie (Heinrich Heine). Na marginesie Tygodnia Książek Zakazanych (cz. 2)

Książki objęte cenzurą z powodów społecznych lub obyczajowych. Te kwestie czasem występują łącznie, jak np. w Buszującym w zbożu Salingera, toteż razem je omówimy. Takich pozycji jest chyba najwięcej. Bo też granice dobrego smaku przesuwają się coraz bardziej. Bywa, że niektórym pisarzom również zależy na opinii „skandalistów”. Oto niektóre przykłady (szczególnie dawniejsze, bo współczesne zapewne najbardziej znamy):

Kamasutra (ok. 300 r. p.n.e.) Watsjajany Mallangi i Ars Amatoria (2 r. n.e.) Owidiusza. Indyjskie i rzymskie dzieła mają podobną, "poradnikową" formę. Oba też były wielokrotnie cenzurowane, nawet palone pod zarzutem niemoralnej treści.

Dekameron (ok. 1470) Giovanniego Boccaccia. 100 krótkich historii (w tym Sokół, czyli podręcznikowy, modelowy przykład noweli), to nie tylko erotyka. Ale uczciwie trzeba przyznać, że tej jest w Dekameronie niemało. A kto czytał, ten wie, że kobiety pokazane są w nim na ogół jako bardziej przedsiębiorcze w tej sferze… Znalazł się na rzymskim Indeksie już w 1559 r. Ponadto przez dziesięciolecia był zakazany w Stanach Zjednoczonych (na podstawie dokumentu Federal Anti-Obscenity Act, 1873). Trafił też na czarną listę National Organization of Decent Literature (1954 r.) za wulgarność, lubieżność i nieprzyzwoitość.


Pamiętniki Fanny Hill (oryg. Memories of a woman of pleasure, 1748) Johna Clelanda. Osiemnastowieczny bestseller o życiu londyńskiej prostytutki. Pierwsza książka będąca przedmiotem sprawy sądowej o obrazę obyczajów w Stanach Zjednoczonych.

Cierpienia młodego Wertera (1774, wyd. pol. 1877) Johanna Wolfganga Goethego. Ta powieść epistolarna jeszcze kilka lat temu była w Polsce lekturą (acz kontrowersyjną) w szkole średniej. Historia nieszczęśliwej miłości tytułowego bohatera, zakończona jego samobójstwem. Wkrótce po opublikowaniu wywarła tak wielki wpływ na czytelników, że wielu z nich postanowiło - jak Werter - rozstać się z życiem. Gdy znacząco wzrosła liczba samobójców (nierzadko z egzemplarzem książki w kieszeni), książka spotkała się z falą krytyki oraz - przez pewien czas - zakazem publikacji. Choć "werterowska gorączka" dawno w Europie minęła, pozycja nadal budzi pewne kontrowersje.

Kochanek Lady Chatterley (1928) Davida Herberta Lawrence'a. Historia tytułowej pary z okaleczonym podczas wojny mężem kobiety w tle. Zrazu uznana za obsceniczną i pornograficzną (w istocie – zawiera wyrazy do dziś uznane za wulgarne), chociaż z czasem,  prawomocnym wyrokiem sądowym, oddalono ten zarzut (1960 r.). Pozycja z listy zakazanych w licznych krajach, na przykład w Australii, Japonii i Kanadzie.

Inne książki zakazywane ze względu na opisy erotyki, to na przykład utwory znanych skandalistów - Henry'ego Millera i Johna Updike'a, czy Lolita (1955, wyd. pol. 1991) Vladimira Nabokova, czasowo na listach prohibitów we Francji, Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Argentynie, Nowej Zelandii, a nawet w Republice Południowej Afryki.

Wspominany na początku Buszujący w zbożu (1951) Jerome'a Davida Salingera. Powieść adresowana dla dorosłego czytelnika, szybko zyskała popularność wśród młodzieży. Także polskiej. Budziła kontrowersje ze względu na wulgarny język (doliczono się w niej 725 "brzydkich" wyrazów), propagowanie nałogów i deprecjonowanie roli rodziny. Współcześnie znajduje się na liście lektur w szkołach średnich i wyższych we wszystkich krajach anglojęzycznych, chociaż w latach 1961-1982 była zakazana w szkołach i amerykańskich bibliotekach.

A oto dwie książki, których głównym tematem jest narkomania. Nagi lunch (1959)  Williama S. Burroughsa. Autor napisał tekst, po czym pociął akapity i skleił w różnej kolejności, co dało efekt onirycznej, psychodelicznej biografii narkomana. Wkrótce po jej napisaniu uznano ją za obsceniczną (w Bostonie w latach 60. XX w.) i zakazano rozpowszechniania z powodu licznych scen erotycznych, które zresztą - szczerze powiedziawszy - do dziś mogą budzić niesmak. Ewenementem był proces sądowy (także w Bostonie). Wyrok skazujący, czyli zakaz publikacji, później uchylono. Tematykę uzależnienia podejmuje również  Idź, zapytaj Alice (1971) Anonima (Beatrice Sparks). Wybór gatunku pamiętnika dla opisów eksperymentów narkotykowych i seksualnych bohaterki niemało przyczynił się do "kłopotów" książki. Trudno było ocenić, czy to autopsja, czy powieść. Intencją pisarki była przestroga przed używkami, ale została odczytana inaczej. Zawierała także dużo wulgaryzmów. Kilkakrotnie usuwano ją z amerykańskich bibliotek szkolnych i list lektur.

Lot nad kukułczym gniazdem (1962) Kena Keseya. Zakład psychiatryczny i jego mieszkańcy. Niewola i marzenia o wolności. Temat nienowy. Powieść umieszczona przez Time na liście stu najlepszych anglojęzycznych powieści (2005 r.), nie zawsze miała dobre recenzje. I nierzadko do dziś ich nie ma. Zarzucano jej wulgarne słownictwo i prezentowanie działalności przestępczej w pozytywnym świetle. W latach 70. zakazana w szkołach wielu amerykańskich stanów, stała się także powodem utraty pracy przez omawiającego ją podczas lekcji nauczyciela z St. Anthony Freedmont (stan Idaho, 1978). Nawet na przełomie tysiącleci, konkretnie – w 2000 r., na prośbę rodziców została wycofana z biblioteki jednej z kalifornijskich szkół.

Źródło

Bibliografia (wybór) 
Klukowski Bogdan, Władza i książka - dawniej i później, "Poradnik Bibliotekarza"2013, nr 12, s. 23-25.
Kuźmina Dariusz (red.), Bibliologia polityczna. Praca zbiorowa, Warszawa 2011. ISBN 978-83-61464-88-4. (Sygnatury: 168041, cz IB V-4/124 b).

Magris Claudio, Niebezpieczne książki, tłum. Joanna Ugniewska, "Zeszyty Literackie" nr 116 (2011), s. 82-84.

piątek, 23 września 2016

Gdzie pali się książki, wkrótce będą płonąć ludzie (Heinrich Heine). Na marginesie Tygodnia Książek Zakazanych (cz. 1)

Od kilku lat w drugiej połowie września lub na przełomie września i października obchodzimy Tydzień Książek Zakazanych (Banned Books Week). Po raz pierwszy zorganizowano go w 1982 roku w Stanach Zjednoczonych, z inicjatywy Judith Fingeret Krug.

Gdzie pali się książki, wkrótce będą płonąć ludzie. Te słowa Heinricha Heinego niejednokrotnie w historii okazały się spełnionym proroctwem. Przez stulecia (i tysiąclecia!) płonęły książki. I ludzie. Także w literackich ujęciach. Wystarczy przypomnieć  451° Fahrenheita Ray’a Bradbury’ego. Oto początek powieści:

Przyjemnie było palić. Sprawiało specjalną przyjemność patrzenie, jak ogień pożera wszystko, jak wszystko czernieje i się zmienia (…) trzepoczące, gołębioskrzydłe książki zamierały na ganku i trawniku przed domem lub unosiły się w sypiących iskrami wirach i odlatywały na wietrze poczerniałe od żaru. (Wyd. 1, tłum. Adam Kraska).

Tak się stało, że książka o paleniu książek także trafiła na (metaforyczny) stos. Wydana w 1953 roku, przez kilkanaście lat była sprzedawana w zmienionej, ocenzurowanej wersji. W jednym ze stanów usunięto ją z listy lektur, na którą wróciła po interwencji uczniów i rodziców.

Termin „cenzor” został użyty po raz pierwszy w Rzymie (443 r. p.n.e.). Najpierw oznaczał urzędnika spisującego stan ludności na danym obszarze, a z czasem – także dbającego o moralność i przestrzeganie zobowiązań wobec państwa przez zamieszkujące go osoby. Cenzura dzieli się na represyjną i prewencyjną. Zasygnalizujemy (w ujęciu chronologicznym) niektóre pozycje dotknięte jej ostrzem na przestrzeni wieków. Będzie to bardzo pobieżny wybór. Podzielimy je na grupy – według powodów, które stały się przyczyną ich zakazu, czyli względów religijnych, politycznych, społecznych lub obyczajowych. W nawiasach – data pierwszego wydania. Uwaga! Dzisiaj - część pierwsza. Ciąg dalszy - już w najbliższy poniedziałek.

Najpierw przykłady książek objętych cenzurą ze względów religijnych:

Biblia, czyli Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu (najstarsze fragmenty Starego Testamentu pochodzą z ok. X wieku, a najnowsze - z II/I wieku p.n.e.). W ciągu stuleci wielokrotnie zakazywano drukowania wielu jej części lub niektórych tłumaczeń. Wystarczy wspomnieć czasy reformacji. Najnowsze przykłady, już z XX wieku, to dawne kraje socjalistyczne. W 1926 r. Biblia została usunięta z bibliotek w ZSRR i zakazano jej sprowadzania z zagranicy. W Chinach lat 60. i 70. XX wieku (rewolucja kulturalna) publicznie ją palono. W Rumunii zakaz drukowania Pisma Świętego obowiązywał w latach 1951-1986. Cenzura niektórych partii Księgi obowiązywała także w tak egzotycznych krajach, jak… Etiopia (1986 r.). W niejednym obowiązuje do dziś.

Talmud (powstanie – ok. 200 roku n.e.). Ten zbiór praw religijnych sformułowanych przez rabinów już w średniowieczu był uważany za dzieło niemoralne i obraźliwe względem chrześcijan. Dzieje jego cenzury datują się od 1114 r. (Paryż) do… końca XIX stulecia, a dokładnie – do 1962 r. (kilka lat później oficjalnie przestał istnieć Index librorum prohibitorum w sensie dyscyplinarno-karnym).

Przewodnik błądzących (1168) Mojżesza Majmonidesa. Żydowski traktat teologiczno-filozoficzny, podejmujący również  kwestie prawne, etyczne i polityczne. Wysoko ceniony przez środowiska niezwiązane z kulturą żydowską (np. przez św. Tomasza z Akwinu), został oskarżony przez Żydów o zdradę zasad judaizmu. Stało się to po śmierci autora. Od XIII do XIX w. wiele razy ponawiano tę tezę. Jednak dziś dzieło cieszy się (znowu) uznaniem.

95 tez (31 października 1517) Marcina Lutra. Augustiański zakonnik chciał wezwać do publicznej debaty na temat odpustów i innych zjawisk, które uznał za niewłaściwe (np. pospieszne, niegodne odprawianie Mszy św. czy uznanie papieskiej supremacji), ale wywołał rozłam w Kościele, który zaowocował powstaniem protestantyzmu, zaś na siebie ściągnął wyrazy krytyki ze strony zarówno papieża, Leona X, jak również cesarza, Karola V Habsburga. Zakazy z czasem wycofano, ale tezy pozostawały na Indeksie Ksiąg Zakazanych aż do 1930 r.

A teraz przykłady książek objętych cenzurą z powodów politycznych. Skupimy się głównie na literaturze pięknej:

Książę (1513, 1 wyd. 1532) Niccolo Machiavellego. Poradnik skutecznego rządzenia, propagujący zasadę „cel uświęca środki” jako nadrzędną wobec wszystkich innych i głoszący prymat polityki nad etyką. Krytykowany i zakazywany zarówno przez katolików, jak protestantów. W XX w. ceniony przez Benita Mussoliniego.

Na zachodzie bez zmian (1929) Ericha Marii Remarque’a. Pacyfistyczna powieść człowieka, który wojnę widział z bliska, będąc jej uczestnikiem. Faktograficzny opis zderzenia ideałów z frontową rzeczywistością. Spalona w 1933 r. w Niemczech. Zakazywana także w latach 30. XX w. we Włoszech. Jednak najwcześniej zakazano jej rozpowszechniania w Bostonie i Chicago (ze względu na obsceniczność).

Folwark zwierzęcy (1945) George’a Orwella. Alegoria stalinizmu. Do końca lat 80. XX w. zakazany przez polską cenzurę, chociaż wcześniej bardzo popularny w tzw. drugim obiegu. W 1991 r. zabroniono jego wydawania w… Kenii (dostrzegając podobieństwa między tamtejszymi władzami a postaciami z książki), zaś w 2002 r. - w Zjednoczonych Emiratach Arabskich (ze względu na przedstawienie mówiących świń). Rok 1984 (1949) tego samego autora. Wizja zmarginalizowania jednostek w pełni podporządkowanych władzy państwowej. Wielokrotnie zakazywany przez komunistyczne rządy (np. w 1950 r. - w ZSRR). I ciekawostka! W 1981 r. zabroniono jego czytania w szkołach na Florydzie ze względu na… propagowanie idei komunistycznych!

Doktor Żywago (1957) Borisa Pasternaka. Losy lekarza na tle schyłkowego caratu, podczas rewolucji październikowej i wojny domowej, aż do lat 30. XX w. Wydany w ZSRR dopiero w 1988 r. Wcześniej autor – uhonorowany przyznaniem Literackiej Nagrody Nobla - został zmuszony do odmowy jej przyjęcia.

Mechaniczna pomarańcza (1962) Anthony’ego Burgessa. Historia nastolatka decydującego się na udział w eksperymencie resocjalizacyjnym, mającym skutecznie zniechęcić go do stosowania przemocy. W latach 70. i 80. XX w. – ze względu na wulgarny język - skreślona z listy lektur lub usunięta z bibliotek w wielu stanach USA.

Rzeźnia numer pięć, czyli Krucjata dziecięca, czyli Obowiązkowy taniec ze śmiercią (1969) Kurta Vonneguta. Powieść interesująca pod względem stylistycznym, łącząca faktografię (bombardowanie Drezna przez aliantów pod koniec II wojny światowej) ze science-fiction oraz elementami satyry, a nawet absurdu. Historia słabego pod względem fizycznym żołnierza, potrafiącego przemieszczać się w czasie. Usunięta z wielu amerykańskich bibliotek szkolnych (miedzy innymi z zarzutami obsceniczności, wulgarnego języka, ukazywania przemocy), a nawet palona publicznie (w Dakocie Północnej i Michigan).

Archipelag GUŁag. 1918–1956, próba dochodzenia literackiego (1973) Aleksandra Sołżenicyna. Wstrząsająca trzytomowa historia tworzenia i przestrzennego rozwoju systemu obozów pracy przymusowej. W ZSRR wydana dopiero w  1989 r., chociaż wcześniej powielana nielegalnie. Jej autor został aresztowany, pozbawiony obywatelstwa i zmuszony do banicji. Do kraju wrócił w 1994 r. 


Uwaga - cd. artykułu - 26 września.

poniedziałek, 19 września 2016

Czy Edison był Polakiem?

W bieżącym roku minęła 90. rocznica jego śmierci. Gdy kręcono o nim krótki film telewizyjny, produkcję poprzedzono przeprowadzeniem ulicznej sondy mającej zbadać znajomość tej osoby w polskim społeczeństwie. Pytano, czy nazwisko w ogóle jest znane. Tak, odpowiadano. To znany piosenkarz.

Jan Szczepanik (1872-1926), mylony z Piotrem, słynnym przed laty piosenkarzem, to zupełnie inna postać. Nieślubny syn córki rolników ze Zręcina (niedaleko Krosna), kolega „z podwórka” Franciszka Mirandoli (później tłumacza) i Eugeniusza Romera (kartografa), został nazywany „polskim Edisonem”, „galicyjskim geniuszem” lub „Leonardem da Vinci z Galicji”. Pracował najpierw jako wiejski nauczyciel, a z czasem przeniósł się do Krakowa i podjął pracę w sklepie z aparatami fotograficznymi. Taki był początek serii wynalazków, bo Szczepanik zasłynął na całym świecie jako wybitny wynalazca-samouk, posiadacz kilkuset patentów z dziedziny telewizji, techniki filmowej, barwnej fotografii, nawet… tkactwa. Od tej właśnie dziedziny zaczął, znacząco usprawniając proces produkcji tkanin barwnych, w ślad za czym szło obniżenie kosztów wytwarzania. Jego pomysły szybko zaczęto stosować w najwyżej rozwiniętych krajach, między innymi w Stanach Zjednoczonych, Anglii i Niemczech.

Ponieważ nie byłoby łatwo wymienić wszystkie jego usprawnienia, wspomnijmy tylko niektóre, znane na całym świecie, chociaż zapewne mało kto z ich użytkowników uświadamia(ł) sobie, czyim były pomysłem. Czy zatem wiesz, że dziełem Szczepanika były: prototyp dzisiejszej telewizji (telektroskop), film dźwiękowy, kamera i projektor do filmu barwnego oraz papier do barwnych fotografii, co wykorzystały firmy Agfa i Kodak, przez wiele lat produkując wynalezione przezeń materiały, gdyż on sam nie zadbał o swe sprawy materialne? Czyli – po wynalazkach z dziedziny tkactwa, które najbardziej go rozsławiły za życia – znacząco wspomógł rozwój X Muzy i fotografii.

Sporo zawdzięczają mu – jako twórcy fotosculptora – artyści, a konkretnie rzeźbiarze. A co to takiego? Urządzenie ułatwiające wierne odwzorowanie trójwymiarowych przedmiotów. Złożone z systemu luster, nanosiło na siebie obraz rzeźby i jej wzoru. Obrazy różniły się barwami, dlatego twórca łatwo dostrzegał, w jakich miejscach jego dzieło odbiega od oryginału i mógł dokonać korekty.

Fizyka to dziedzina, na której polu miał także znaczące osiągnięcia. Na przykład stworzenie fotometru, czyli urządzenia do pomiaru natężenia oświetlenia i innych parametrów światła, mającego szerokie zastosowanie również w astronomii.

Nawet obronność zna (powinna znać) jego nazwisko. Dziełem „polskiego Edisona” jest automatyczny karabin oraz kamizelka kuloodporna. Ta ostatnia - wykonana z wielu warstw jedwabiu z „wbudowanymi” cienkimi blachami stalowymi, potrafiła „zatrzymać” kule przebijające materiały z żelaza oraz grube sosnowe deski. Ważyła 90 dag i przyniosła jej twórcy wielką sławę, choć w dość dramatycznych okolicznościach. Otóż dzięki tej tkaninie śmierci z rąk zamachowca uniknął król Hiszpanii, Alfons XIII Burbon (stanowiła wewnętrzne obicie jego pojazdu), za co Polak otrzymał Orderem Izabeli Katolickiej. Również Mikołaj II Romanow zamierzał uhonorować go podobnie, ale Szczepanik odmówił tego zaszczytu ze względów patriotycznych. Ostatecznie car podarował mu kosztowny złoty zegarek wysadzany brylantami.

Dlaczego człowiek, który dokonał tak wielu usprawnień i wynalazków w tkactwie, elektronice, optyce oraz innych dziedzinach, którego geniusz racjonalizatorski był dostrzegany na całym świecie, jest praktycznie nieznany w Polsce? No, może słyszeli o nim tylko niektórzy fachowcy ze wspomnianych dziedzin. Ale to mało. Przeglądam bibliografię narodową. Pozycji – dosłownie – kilka. Niedawno ukazała się książka o wielkich zapomnianych Polakach. Szczepanik ma w niej swój rozdział. A co w naszych zbiorach? Dwa artykuły (zob. bibliografia poniżej).
Źródło
Bibliografia
Łotysz Sławomir, Polski wynalazek wszechczasów. Spór o autorstwo, „Przegląd Historyczny” 2013, z. 2, s. 257-271.
Pragłowska Anna, Jan Szczepanik - polski Edison, „Mówią Wieki” 2006, nr 06, s. 25-29.

piątek, 16 września 2016

Książki (nie)zapomniane – Z miłości do morza

Ta książka jest wyznaniem miłości. Do morza, które urzekło jej autora do tego stopnia, że już tylko o nim potrafił pisać. Zwierciadło morza JOSEPHA CONRADA (1857-1924).

Dzieło niezwykłe. Opowieść - jak precyzuje podtytuł. Bez akcji, bez fikcyjnych bohaterów czy dialogów, ale fascynująca. Historia wielkiego, ogarniającego całe życie zachwytu. Oto kilka zdań ze wstępu:
 

Poza linią morskiego widnokręgu świat dla mnie nie istniał, tak jak nie istnieje dla mistyków, którzy chronią się na szczyty wysokich gór. (...) Ale jakkolwiek by nazwać tę moją miłość, jedno pozostaje niezbite: była czymś zbyt wielkim do wyrażenia w słowach.

Kilkanaście rozdziałów, w których poznajemy okrętowe życie, zwyczaje i ludzi. Rutynę kojącą wzburzone umysły. Upływ pozostawianego za burtą czasu. To, co zachwyca w codzienności. I detale. 


... Na przykład kotwica - "wykuta i ukształtowana dla wierności". Godło nadziei w niepewnych chwilach. 

... Na przykład maszty. Słupy pnące się ku niebu, zuchwale chwytające wiatr - dar dla dumnych żagli. Czasem wyprężone, czasem uginające się "pod gniewem zachmurzonego nieba".


... Na przykład sztorm. Groźny indywidualista. Bez niego nie sposób wyobrazić sobie morza. Huk, wrzask wzburzonych wód:


Nieskończona jest rozmaitość sztormów na morzu i wyjąwszy osobliwy, straszliwy,tajemniczy jęk przewijający się niekiedy wśród ryków huraganu - wyjąwszy ten dźwięk niezapomniany, ponury, który brzmi, jakby się wyrwał z udręczonej duszy wszechświata - to właściwie ludzki głos nadaje sztormowi piętno ludzkiej świadomości.

... Na przykład wiatr. Swobodny władca bezkresu:


Nie ma miejscowości w świecie wybrzeży, kontynentów, oceanów, mórz, cieśnin,     przylądków i wysp, która by nie podlegała władzy panującego wiatru, monarchy, od     którego zależy pogoda. Wiatr rozstrzyga o wyglądzie nieba i działaniach oceanu.


Ma coś wspólnego z niektórymi ludzkimi władcami. Wojowniczość. Kapryśność. Samowolę. Napastliwość i awanturniczość. Wielcy królowie i dwa królestwa: Wschodniego i Zachodniego Wiatru. Także władcy mniejsi - gwałtowne szkwały. I pasaty, posiadające jednak mniej potęgi, bo ograniczone do międzyzwrotnikowej strefy. 


... I są mielizny. Pojawiają się, gdy zachłanny ląd zamyka okręty w żelaznym uścisku. Ale ten uchwyt zawsze jest konsekwencją błędu człowieka. Każdy kapitan długo i boleśnie go przeżywa.


... I są ujścia rzek, a wreszcie - porty. W tych ostatnich statek wygląda "jak więzień rozmyślający o swobodzie". Wolny duch, a zniewolony. Oplątany siecią trzymających go na uwięzi łańcuchów i lin. 


Na morzu miały miejsce wielkie podróże i rozgrywały się straszne dramaty. Bitwy i rzezie. Szczególnie drogie autorowi - Morze Śródziemne. "Tylko Rzymianie władali nim bezspornie". To "morze klasycznych przygód". Czarowne. Drugi dom Odyseusza.


Są "statki zaprzyjaźnione i statki zaginione". Jak "umierają"? W konsekwencji uporczywego pecha, sztormów, niekończącej się ciszy, złych wiatrów, lodu, niepogody. Ale istnieją też mniejsze jednostki - parowce. Ich życie jest "pogardliwym ignorowaniem morza". Słabną na falach i na nich kończą życie.


Statki kocha się bezinteresownie. Bo bezmiar wód potrafi być wobec nich okrutny. Zabiera je w swoje głębie. A jednak, jeśli kocha się okręt, to również kocha się morze. Mimo wszystko. Chociaż pochłania. Nienasycone. Marynarz czuje respekt przed jego potęgą, ale jeśli ofiarował mu serce, to na zawsze. Przetrwa nawet jego niewierność:


Przepadło moje wyobrażenie o wspaniałomyślnej wierności morza. I patrzyłem na morze prawdziwe - morze, które igra z ludźmi, póki z nich sił nie wypije, i zadręcza statki na śmierć.
Nic nie jest w stanie wzruszyć posępnej goryczy jego ducha. Otwarte na wszystkich i nie dochowujące wierności nikomu, roztacza swój czar na zgubę najlepszych. Niedobrze jest je kochać. Nie zna więzów danego słowa, nie dotrzymuje wiary w nieszczęściu, nie uznaje długoletniej zażyłości, długoletniego oddania.

Bo właśnie taka jest miłość. Ze strony morza - niestała. Ze strony człowieka - niewzruszona. Nieujarzmiona jak ono. Gwałtowna. To oddanie całkowite. Bez reszty. Joseph Conrad oddał morzu serce i wielu - przy pomocy swego pisarskiego kunsztu - nauczył je kochać. 

Conrad Joseph, Zwierciadło morza, przeł. Aniela Zagórska, Warszawa 1972, (Dzieła, t. 9). (Sygnatura: 57135/9).
Conrad Joseph, Zwierciadło morza, przeł. Aniela Zagórska, Warszawa 1949. (Sygnatura: BS 5987).

poniedziałek, 12 września 2016

Umarł, ale musiał powrócić do życia

Mija 60 lat od pierwszego polskiego (i 128 lat od angielskiego) wydania Studium w szkarłacie Arthura Conana Doyle'a, w którym pojawiła się znana później na całym świecie postać Sherlocka Holmesa.

Słynny detektyw był bohaterem czterech powieści i 56 opowiadań Doyle'a. Nawet uśmiercony w Ostatniej zagadce, ożył - na żądanie czytelników - w Pustym domu. Doczekał się licznych filmowych portretów (zob. bibliografia poniżej) oraz dwóch muzeów. Pierwsze mieści się - a jakże! - przy londyńskiej Baker Street, drugie - w uroczym szwajcarskim miasteczku Lucens. A teraz cofnijmy się trochę w czasie.
Źródło
Był 1881 rok. Brytyjska stolica żyła jednym wydarzeniem: tajemniczym zaginięciem Urbana Stangera, piekarza z Baker Street. Wyjaśnienia zagadki podjął się Wendel Scherer, detektyw niemiecki. Ustalił, że winnymi zbrodni byli żona piekarza i jej kochanek, jednocześnie pracownik u Stangera. Ten zagraniczny detektyw uchodzi za pierwowzór postaci Holmesa. Łowca ciekawostek, Marian Kozłowski, zaznacza, iż dowodem na poparcie tej tezy może być nie tylko sposób rozwiązywania zagadek przez literackiego i realnego detektywa, ale również zbieżność nazwisk obu. "Scherer" to ponoć dawna forma niemieckiego rzeczownika "Haarschneider", czyli "fryzjer". W londyńskiej gwarze wyraz ten brzmi... "Shearlocks". Podobnie, prawda? W ten sposób, po nieznacznym retuszu, miało powstać imię. Nazwisko zostało wzięte od popularnego w Anglii amerykańskiego pisarza, Olivera Wendella Holmesa (1809-1894). Widzimy, że drugie imię tego literata oraz Niemca są identyczne.

Pozostaje jeszcze Baker Street. W Londynie są podobno... dwie ulice o takiej nazwie. Jedna, usytuowana w robotniczej dzielnicy (St. Luke), to ta, przy której pracował zamordowany piekarz. Trudno jednak wyobrazić sobie Sherlocka Holmesa w tak ubogim otoczeniu, toteż autor "przemieścił" go do bogatszej (w  St. Marylebone), pod fikcyjny numer 221 b.
Źródło
Bibliografia (wybór)
Cegiełkówna Iwona, Płeć i (czarny) charakter, „Kino” 2016, nr 1, s. 32-35. (Czytelnia).
Kozłowski Marian, Lamus ciekawostek, Warszawa 1976. (Sygnatura: 72992).
Krajewski Piotr, Bieda z rozumem, „Odra” 2010, nr 2, s. 118-119. (Czytelnia). Tu: G. Ritchie: Sherlock Holmes.
Stachówna Grażyna, To elementarne, mój drogi Watsonie!, „Kino” 2013, nr 7/8, s. 36-39. (Czytelnia). Tu: filmowe portrety Sherlocka Holmesa.
Sugiera Małgorzata, Powrót detektywów, „Dialog” 2015, nr 4, s. 203-215. (Czytelnia). Tu: m.in. serial Sherlock; R. Martinez: Holmes i mądrość umarłych.

piątek, 9 września 2016

„Zaczes na Krychę”, „ZOO bez klatek”, biosensory, związki badań DNA z językoznawstwem… Prasówka z aktualnych czasopism

Karolina Prewęcka, Wolność tu znaczy więcej, „Eko i My” 2016, nr 6, s. 24-38

Wyspa Kangura – Kangaroo Island, nazywana jest „Arką Noego” albo „Zoo bez klatek”. Nie tylko kangury, jak wskazywałaby nazwa, mają ten maleńki ląd we władaniu. W błogim spokoju żyje na „KI”, jak mawiają Australijczycy, wiele gatunków zwierząt.


Połowę powierzchni malowniczej wyspy zajmuje busz, zaś jedna trzecia tego ostatniego to dwadzieścia parków narodowych i krajobrazowych. Lokalne dobro narodowe stanowi nie tylko miejscowy ekosystem i bajecznie piękna przyroda, ale także… wytwarzany przez tutejsze pszczoły miód. Na całej wyspie są tylko dwie asfaltowe drogi (nie wolno budować kolejnych), a przez większość terenu jeździ się drogami żwirowymi. Można podziwiać nie tylko faunę. Także klifowe wybrzeża, plaże z bielutkim piaskiem, wzgórza z punktami widokowymi, wodne rozlewiska i lazurowe zatoki, baseny skalne i jaskinie. Jest jeszcze tzw. „Little Sahara”. Tak, mała pustynia! Ten raj odkrył angielski żeglarz, Matthew Flinders, w 1802 roku. Warto przeczytać, co ma do zaoferowania. Interesująco napisana treść została uzupełniona licznymi, barwnymi fotografiami.


Borucki Marek, Od szczepionki do Max Factor, rozm. przepr. Barbara Gruszka-Zych, „Gość Niedzielny” 2016, nr 28, s. 44-45

Dlaczego tylko niektórzy zasłużeni przechodzą do historii, a wielu zostaje zapomnianych?
To nieodgadniona zagadka. W „Wielkiej encyklopedii PWN” przez lata widniały szczegółowe informacje o pojeździe terenowym Lunar Roving, który służył do jazdy po księżycu podczas wyprawy Apollo, ale nie podawano nazwiska jego konstruktora – Polaka, Mieczysława Grzegorza Bekkera. Józef Kosacki to człowiek, o którym się mówi, że zatrzymał śmierć. Służąc w armii polskiej w Wielkiej Brytanii, skonstruował ręczny wykrywacz min. Ten wynalazek doskonale służył w czasie wojny Brytyjczykom i ich sojusznikom i był stosowany aż do 1995 r. Niestety, mało kto pamięta o jego genialnym konstruktorze. Sporo z zapomnianych podpadło władzy ludowej i to było powodem wymazania ich z narodowej pamięci.


Wśród tych ostatnich autor wymienia Ferdynanda Goetla, uczestnika ekshumacji polskich oficerów w Katyniu. Przedstawia także postaci Ludwika Hirszfelda (odkrywcy grup krwi), Rudolfa Weigla (odkrywcy szczepionki przeciw tyfusowi plamistemu), Hilarego Koprowskiego (człowieka wszechstronnie uzdolnionego, „polskiego Pasteura”, odkrywcy szczepionki przeciw polio). Wreszcie – założyciela znanej na całym świecie firmy kosmetycznej Max Factor, czyli Maksymiliana Faktorowicza oraz najsłynniejszego fryzjera, Antoine’a, czyli Antoniego Cierplikowskiego. Warto również nadmienić, że Marek Borucki jest autorem świetnej książki Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat. W niej – jeszcze więcej sylwetek!



Sajewicz Marek, Ronaldo zawsze na topie, rozm. przepr. Maciej Kalbarczyk, „Gość Niedzielny” 2016, nr 28, s. 58-59

Kto wyznacza trendy w świecie piłkarskiej mody?
Zdecydowanie Cristiano Ronaldo, on jest zawsze na topie. Za każdym razem ma inną fryzurę: zawsze modną, perfekcyjnie wykonaną. Widać, że zajmuje się nim fachowiec wysokiej klasy. (…) Poza tym trendy wyznaczają Neymar i Sergio Ramos. Ten ostatni nosi różne warianty zarostu – w każdym mu do twarzy.


Było Euro 2016. Po nim nastąpiły Mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce, a wreszcie - Letnie Igrzyska Olimpijskie. O pierwszej imprezie może więc zdążyliśmy nieco zapomnieć. Powróćmy jednak do niej na chwilę. Marek Sajewicz z warszawskiego salonu Marcodor, fryzjer polskiej reprezentacji piłkarskiej, mówi o modnych fryzurach na Euro 2016. Nie tylko o Europejczykach z pochodzenia. Wspomina na też przykład „odważnych” w eksperymentowaniu z uczesaniem Latynosów. Rzecz jasna,  niemało uwagi poświęca Polakom: pojawiającej się i znikającej brodzie Błaszczykowskiego, łysinie Pazdana, oryginalnych pomysłach Krychowiaka. A jeśli ktoś chce dokładniej wiedzieć, co to jest „zaczes na Krychę”, niech zajrzy do artykułu!


Piłat Aleksandra, Aktywne i inteligentne opakowania żywności, „Ekonatura” 2016, nr 7, s. 15-17

Rosnąca świadomość konsumentów i ich zwiększające się wymagania sprawiają, że klasyczne funkcje opakowań, czyli ochrona produktu przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi oraz informacja o produkcie i jego reklama, stają się niewystarczające. Obserwuje się wzrost zapotrzebowania na opakowania informujące o jakości i przydatności danego artykułu do spożycia. Skłania to producentów do poszukiwania rozwiązań, które wpływają na bezpieczeństwo produktu i umożliwiają jego monitorowanie. Wyzwanie to może zostać zrealizowane z wykorzystaniem opakowań aktywnych i inteligentnych, korzystających z najnowszych osiągnięć nanotechnologii.

Intensywny rozwój produkcji opakowań tego typu datuje się na ostatnie trzydziestolecie, szczególnie na rynkach japońskim, amerykańskim i australijskim. Autorka  (reprezentująca Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu) omawia:
- opakowania aktywne (mające zdolność oddziaływania z otoczeniem i ochranianym artykułem oraz wpływania na produkt w określony i kontrolowany sposób) i inteligentne (także wyposażone w narzędzia współpracujące z nabywcą i otoczeniem);
- integratory czasu i temperatury (TTI);
- wskaźniki świeżości (indykatory chemiczne, mikrobiologiczne oraz wykorzystujące fakt zachodzenia zmian w składzie gazowym opakowania);
- biosensory (wskaźniki przydatne do wykrywania obecności patogenów i ich toksyn w produkcie).
Brzmi to jak fragment książki science-fiction? Nie! To już istnieje. Wyjaśnienia oraz ilustracje – w artykule.


Balter Michael, Językowe spory, „Świat Nauki” 2016, nr 7, s. 65-69

Czymże jest nazwa? – pyta Romea Julia. To, co zowiem różą, / Pod inną nazwą równie by pachniało. Prawdziwa Julia prawdopodobnie przemówiłaby do Romea w niezrozumiałym średniowiecznym włoskim dialekcie, a nie Szekspirowską angielszczyzną. Niemniej jednak użyte przez nią słowo na określenie słodko pachnącego kwiatu miałoby wspólne korzenie lingwistyczne (rosa we współczesnym języku włoskim) z wersją angielską, a w rzeczywistości z wieloma innymi językami używanymi w Europie: w języku niemieckim to Rose, a we francuskim – rose. Ten sam kwiat po chorwacku to ruża. A blisko 60 tys. Szkotów, którzy nadal posługują się starodawnym językiem gaelickim szkockim, ów symbol płomiennej miłości nazywa ros.

Dlaczego w bardzo zróżnicowanych geograficznie językach używa się podobnych nazw na określenie tych samych desygnatów? Jak języki rozprzestrzeniają się? Co było przyczyną niezwykłej ekspansji języka indoeuropejskiego? Gdzie jest kolebka tej niezwykle popularnej rodziny językowej? Pytań sporo. I można je mnożyć. Na niektóre próbuje odpowiedzieć autor artykułu, nawiązujący nie tylko do ustaleń tradycyjnego językoznawstwa, ale przytaczając także nowe dowody, których dostarczyły badania DNA i biologia ewolucyjna.







czwartek, 8 września 2016

Kto się boi biblioteki?

Podobno najbardziej boją się studenci. W latach 80. XX wieku Constance A. Mellon z Uniwersytetu Greenville (USA) sformułowała teorię library anxiety. Dalsze badania prowadzili między innymi Sharon Bostick i Quin G. Jiao.

Library anxiety, czyli lęk przed biblioteką, to podobno dyskomfort, przejawiający się obawą, niepokojem, bezradnością, niepewnością, zagubieniem użytkownika w bibliotece. Na pojawienie się tej swoistej bariery psychologicznej mają wpływ różne czynniki, które ogólnie można podzielić na:
- problemy związane z personelem - bibliotekarz jest nieprzystępny, niesympatyczny, nieuczynny, zbyt zajęty, by odpowiadać na pytania;
- bariery afektywne - negatywne odczucia użytkowników dotyczące oceny własnych umiejętności w korzystaniu z oferty placówki;
- wiedza o bibliotece (punkt podobny do powyższego) - brak wiedzy użytkownika o działach biblioteki, ich funkcjach itp. może wpływać na negatywne postrzeganie przez niego instytucji;
- bariery mechaniczne, czyli urządzenia biblioteczne.

Czy zatem boisz się biblioteki (i bibliotekarzy)? Naukowe (!) badania dowiodły, że wśród najbardziej przerażonych są ... młodzi mężczyźni. Zapraszamy Was, Panowie! Pora przełamać ten opór, przez niektórych nawet klasyfikowany jako CHOROBA! Uwierzcie, library anxiety można (podobno) pokonać!

Dla chcących zapoznać się z naukową literaturą przedmiotu na temat tej (groźnej) choroby poniżej zamieszczamy wybór artykułów dostępnych w czytelni.
Źródło

Bibliografia (wybór)
Kulik Monika, Library anxiety jako czynnik hamujący częstotliwość odwiedzin biblioteki, „Bibliotheca Nostra” 2011, nr 3, s. 59-70.
Marciniak Aleksandra, Library anxiety. Czy studenci boją się bibliotekarzy?, „ Przegląd Edukacyjny” 2007, nr 4, s. 15.
Świgoń Marzena, Library anxiety, czyli lęk przed biblioteką, „Bibliotekarz” 2002, nr 4, s.11-15.
Świgoń Marzena, Library anxiety. Przegląd współczesnych kierunków badań, „Przegląd Biblioteczny” 2009, z. 3, s. 313-324.
Świgoń Marzena, Library anxiety. Teoria, założenia, modele, „Przegląd Biblioteczny” 2009, z. 2, s. 177-189.

poniedziałek, 5 września 2016

„Ruchome święto” fromologistów, infulafilistów, lobologistów i wszystkich innych

Niektórzy obchodzą ten dzień w maju lub czerwcu, inni - w miesiącach jesiennych. Ale... niekoniecznie. Bo to jest "ruchome święto". Przepraszam, "ruchomy dzień". Różne instytucje (a wiemy o szkołach, innych placówkach edukacyjnych czy domach kultury) organizują go w dogodnych dla siebie terminach. Co? Dzień Kolekcjonera. Dzisiaj powiemy  o niektórych formach kolekcjonerstwa.

Czym ono jest? Gromadzeniem przedmiotów jednego rodzaju według określonych kryteriów (jak podaje Słownik Języka Polskiego). Kolekcjonerstwo może stanowić formę hobby, ale to drugie jest pojęciem szerszym. Bo na przykład pracę na działce, majsterkowanie czy rysowanie też zaliczamy do hobby, a nie wiążą się (bezpośrednio) ze zbieraniem. No, chyba że zbieramy na przykład plony :). Ale mówiąc poważnie: kolekcjonerstwo czasem definiuje się jako zbieractwo, bo łaciński rzeczownik collectio oznacza właśnie „zbiór”, zaś czasownik colligo (colligere, collegi, collectum) – „zbieram (-ć)”. Dlaczego aż cztery formy podstawowe? Bo tyle ich liczy łaciński czasownik. Na pewno wielu z nas uczyło się tego języka, zatem wie. Kto nie zna, w bibliotece mamy... podręcznik :). A wszyscy na co dzień używamy sporo łacińskich wyrazów, nawet nie kojarząc ich pochodzenia. Wykład lingwistyczny to jednak działka nauczycieli akademickich, nie bibliotekarzy. Zatem skrótowo: chociaż źródłosłów jednoznacznie wskazuje "zbieractwo", będziemy go unikać. Dlaczego? Bo w ten sposób - dodając epitet "patologiczne" - definiuje się także syllogomanię, chorobę, która polega na gromadzeniu rzeczy zbędnych i niemożności pozbywania się ich (o tym także mamy artykuły, zob. bibliografię poniżej). A wracając do kolekcjonerstwa. Wymieńmy kilka (bo kolekcjonować można wszystko!) jego postaci.

Bibliofilstwo. Termin Richarda de Bury'ego (1287-1345), wychowawcy angielskiego następcy tronu. Musimy je podać jako pierwsze! Oczywiście, to znawstwo książek i zamiłowanie do ich zbierania. Mogą to być np. starodruki, pozycje o bardzo niskim nakładzie, szczególnie pięknie oprawione, zawierające autografy autorów lub ekslibrisy. Uwaga! Fachowcy wyróżniają też termin bibliomania, który wcale nie kojarzy się pozytywnie, ale jest zaburzeniem - obsesją w kolekcjonowaniu książek bez względu na to, czy przedstawiają dla użytkownika wartość pod jakimś względem.

Birofilistyka. To zbieranie przedmiotów związanych z pewnym napojem. Już się domyślamy, prawda? Oczywiście, z piwem. Birofilista gromadzi np. podkładki pod kufle, etykiety, kapsle.

Deltiologia (filokartystyka). Bardzo miłe hobby. Zbieranie pocztówek. Moja siostra ma ich pełne szuflady. Podobno (jak przeczytałam w Internecie) największą kolekcję pocztówek zgromadził Brytyjczyk, Mario Morby (ponad milion sztuk!).

Falerystyka. To nie tylko rodzaj kolekcjonerstwa, ale również nauka pomocnicza historii, zajmująca się orderami i odznaczeniami.

Filatelistyka. Nazwa wszystkim znana, bo wielu z nas (także pisząca te słowa) zbierało (lub zbiera) - jak to się naukowo mówi - "walory pocztowe", czyli głównie znaczki, ale również okolicznościowe datowniki, koperty, w tym interesujące koperty FDC, czyli posiadające naklejony i ostemplowany znaczek z pierwszego dnia emisji.
Pierwszy polski znaczek

Filobutonistyka. Co znaczy angielskie button lub francuskie bouton? "Guzik". I jest oczywiste, co zbiera filobutonista.
Źródło

Filumenistyka. Znowu łacina pomaga w rozszyfrowaniu nazwy! Lumen, luminis (rzeczownik ma tylko dwie formy podstawowe :)) to „światło, jasność”. Filumenista jednak nie zbiera... lamp czy świeczek, ale etykiety z pudełek od zapałek oraz materiały związane z historią użytkowania ognia. Może polecimy mu Walkę o ogień. Powieść z czasów pierwotnych Josepha H. Rosny’ego, którą mamy w PBW? To bardzo popularna dziedzina kolekcjonerstwa, o czym świadczy fakt istnienia Muzeum Filumenistyczngo (w Bystrzycy Kłodzkiej).

Fonotelistyka (fonokartystyka, filostyka). Nazwa z pewnością nie nastręcza trudności. Ten względnie nowy rodzaj hobby (powstał w latach 90. minionego wielu) polega na zbieraniu kart telefonicznych. 

Fromologistyka. Tak, dobrze kojarzymy francuski rzeczownik fromage, czyli „ser”.  Fromologiści kolekcjonują nalepki z opakowań serów.
Źródło

Infulafilistyka. Zbieranie banderol z cygar.

Ksyrofilistyka. Zbieranie przedmiotów związanych z goleniem: brzytew, żyletek i ich opakowań, maszynek do golenia itp.

Lobologistyka. To nie jest kolekcjonowanie jabłek lobo, jak można by pomyśleć :), ale etykiet z butelek.

Militarystyka. Tłumaczyć nie trzeba. Ma związek z przedmiotami wojskowej proweniencji. Kolekcjoner militariów gustuje np. w hełmach, menażkach, manierkach, także w różnym asortymencie broni.

Numizmatyka. W węższym znaczeniu: kolekcjonowanie dawnych monet i banknotów. Na ogół zalicza się tu też stare medale, ale w tej ostatniej dziedzinie wyspecjalizowała się falerystyka (por. wyżej). Bardzo stara dziedzina kolekcjonerstwa, której rozkwit nastąpił w dobie renesansu. Pojęcie szersze: nauka pomocnicza historii, badająca te przedmioty. Znawcy zagadnienia głowią się nad pochodzeniem terminu. Łacińskie nummus (lub numus) znaczy "moneta, pieniądz, waluta, system monetarny", także - z odpowiednimi epitetami - nazwy konkretnych środków płatniczych (np. „didrachma, stater, denar rzymski”). Grecki rzeczownik nomisma - to też „pieniądz, moneta”. Jej działem jest skrypofilistyka, zajmująca się badaniem i kolekcjonowaniem historycznych akcji, obligacji i innych papierów wartościowych.



Przedwojenny banknot polski

Bibliografia (wybór)
Cabanne Pierre, Wielcy kolekcjonerzy, przeł. Franciszek Buhl, Kraków 1978. (Sygn. 82715).
Jarmuszkiewicz Anna, Romański Roberto, Dziecko w rodzinie z problemem syllogomanii, „Remedium” 2016, nr 3, s. 1-4. (Czytelnia).
Kowalski Marian, Vademecum kolekcjonera monet i banknotów, wyd. 2 popr. i uzup., Wrocław 1988. ISBN 83-04-02598-1. (Sygn. 123415).
Mikołajczyk Andrzej, Monety stare i nowe, Warszawa 1988. ISBN 83-213-32-74-9. (Sygn. 125344).
Smolarek Magdalena, Kupowanie i wyrzucanie, składowanie i kolekcjonowanie. Ponowne wykorzystywanie przedmiotów - współczesne tendencje wśród zachowań konsumenckich, "Kultura i Społeczeństwo" 2013, nr 4, s. 69-82. (Czytelnia).
Smrokowska-Reichmann Agnieszka, Zaśmiecone życie. Syllogomania, czyli patologiczne zbieractwo - objawy, przyczyny, możliwości pomocy, "Wspólne Tematy" 2008, nr 9, s. 3-10. (Czytelnia).
Sowiński Janusz, Wędrówki przedmiotów. Kolekcje i kolekcjonerzy, Wrocław 1977. (Sygn. 79381).

piątek, 2 września 2016

Książki (nie)zapomniane – Przystanek na poboczu Wszechświata

Stanisław Lem nazwał tę powieść „gorzkim westernem”. W istocie, większość postaci to niepogodzeni ze złem samotnicy, przegrani romantycy. Także – dla równowagi – oszuści i podatni na korupcję policjanci. Jest szara rzeczywistość, ubóstwo i biurokracja. Ale również nieuchwytna, opalizująca mistyka. ARKADIJ (1925-1991) i BORIS (1933-2012) STRUGACCY. Pierwszy z braci był orientalistą, drugi – astrofizykiem. Swoje powieści pisali wspólnie. Na przykład Piknik na skraju drogi. Niezwykłe, trudne do jednoznacznego zdefiniowania dzieło.

Uznano ten utwór za przepowiednię katastrofy w Czarnobylu i jej straszliwych skutków. Tam też powstała zamknięta Strefa, przyciągająca szabrowników, złodziei, łowców cudzego mienia. Ale powieść jest czymś więcej. Z pozoru nieskomplikowana fabuła zapewne stanowi pretekst do przemyśleń o zawrotnej, tak, kosmicznej głębi.

Na Ziemię przybywają Obcy. Po co? Nie wiadomo. Na jak długo? Na chwilę. Jedynie na swoisty „piknik”. Nikogo nie spotykają i niebawem odlatują. Ale pozostawiają ślady swej bytności. Zakłócone prawa przyrody, tajemnicze i niebezpieczne formy, przedmioty niejasnego przeznaczenia. I STREFĘ. Rumowisko, skład złomu czy skarbiec ? Dla niektórych - pierwsze, dla innych - drugie, dla kolejnych – ostatnie. Nic dziwnego, że przyciąga wszystkich. Ciekawskich, ale też żądnych przygody i bogactwa. Bo w Strefie może pozostały pobiwakowe odpady, ale też na pewno Złota Kula, która spełnia wszystkie życzenia. Wystarczy po nią wyciągnąć rękę. A to niełatwe… Dlatego pojawia się nowa profesja. Stalker. Przemytnik, nielegalnie przenoszący przedmioty Stamtąd i zyskownie je sprzedający.

Ludzkość w konfrontacji z Obcymi? Nie. Bo „Goście” nie skontaktowali się z Ziemianami. Urządzili sobie u nich krótki postój i ponownie umknęli w Universum, z którego przybyli. Nikt ich nie widział. Nietrudno było mieszkańcom naszej planety stwierdzić, że my dla tamtych to tylko mrówczy kopiec na poboczu galaktycznej drogi. Okazaliśmy się (...) niewarci chwili uwagi, a teraz żerujemy na ich śmietniku. Może więc zasadniczym sensem tej opowieści jest przesłanie, iż Nieznane zawsze nas otacza? Świat, w którym żyjemy, to Tajemnica. Nawet bez Obcych.

Życie. Wędrówka. Dotyk Niewiadomego. Czemu służą pozostałości po Tamtych? Może mają jakiś sens. Może w ogóle nie są znakami. Nie jest pewne nawet to, czy oni szukają nas, czy my ich. A jeśli wzajemnie tęsknimy za kontaktem, ale nie potrafimy się odnaleźć ani porozumieć?

I oto, nieoczekiwanie, wkraczamy na mieniący się barwami Wszechświata obszar metafizyki. Nadal jesteśmy na gruncie fantastyki naukowej czy raczej zmierzamy w kierunku fantasy? Baśni? Mitu? Właśnie, Złota Kula. Klucz do Sezamu czy jego centrum, największy Skarb? Stalkerzy, szabrownicy, oszuści, ale i szacowni naukowcy, wszyscy próbowali ją zdobyć. I gdy jeden z tych najbardziej niegodnych, egoistyczny stalker Red, wyciąga rękę w jej stronę, zapewniając sobie w ten sposób możliwość spełnienia każdego marzenia i życzenia, formułuje najbardziej… altruistyczną prośbę: szczęście dla wszystkich za darmo! I niech nikt nie odejdzie pokrzywdzony!

Strefa. Rumowisko czy Skarbiec, który ponadto ma tę cechę, że potrafi przemienić samolubne pragnienia w najbardziej wzniosłe? Własność Kosmitów albo dyspozycja ludzkiego serca, zdolnego zabłysnąć nadnaturalnym blaskiem w obliczu Tajemnicy?

Bo Nieznane jest czasem bardzo blisko. I Złota Kula, zdolna uczynić z graciarni Skarbiec, też dla każdego inaczej wygląda. Czyż nie? Ważne, aby wędrować. Przez galaktyki. Przez całe Universum. W wymiarze horyzontalnym i wertykalnym. Między planetami. Czyli do Człowieka. I w stronę Absolutu. By znaleźć jedno i drugie. By dosięgnąć Pełni.

Ps. Powieść Strugackich stała się inspiracją dla filmu Stalker (1979) Andrieja Tarkowskiego. Celowo nie używam terminów „ekranizacja” czy „adaptacja”. Bo film nie jest ani jednym ani drugim. Zbyt daleko odbiega od pierwowzoru. A czym jest? W moim odczuciu – arcydziełem. Sylwetkę reżysera przedstawiliśmy TUTAJ.

Strugaccy Arkadij i Borys, Piknik na skraju drogi, przeł. Irena Lewandowska, wyd 2, Warszawa 1996. ISBN  83-906070-2-6. (Sygnatura: 147065).