Pozwolicie sobie zafundować lato z dreszczykiem? Na przykład wakacje z duchami? Tym razem nie chodzi o uroczą powieść Adama Bahdaja (którą także warto ponownie przeczytać). W lipcu i sierpniu przedstawimy niektóre opowiadania z tomu O duchach. Opowieści prawdziwe, zawierającego teksty 25 pisarzy, czyli: R. Akutagawy, F. Ansteya (T.A. Guthriego), A.E. Baconsky'ego, E.F. Bensona, A. Le Braza, A. Bridge (M.D. O'Malley), Ch. Dickensa, R. Hughesa, J.K. Jerome'a, M. Jókaia, R. Kiplinga, L. Klímy, W.S. Maughama, W. Odojewskiego, L. Pertuza, A. Pieyre de Mandiarguesa, E. Allana Poe'a, A. T. Quiller-Coucha, J. Ray'a, A.E.D. Smitha, B. Stokera, G. Suáreza, H. G. Wellsa, H.S. Whiteheada i O. Wilde'a.
Opowieść niesamowita CHARLESA DICKENSA (1812-1870). John Murray zbyt długo polował samotnie na wrzosowiskach. Zaczęło się ściemniać, prószył śnieg, a on zgubił drogę. Gdzieś daleko czekała na niego młodziutka żona. Pewnie truchlała ze strachu. Nagle dostrzegł nieznajomego, który - choć niechętnie - zgodził się zabrać go do domu na odludziu, w którym mieszkał jego srogi pan. Tamten - w istocie dziwny - użyczył mu chwilowo gościny pod dachem, wypytał o nowinki naukowe i wreszcie wskazał drogę, którą przechodził kiedyś szlak pocztowy. Dziewięć lat temu dyliżans stoczył się w pobliską przepaść. Zginęły cztery osoby. Odtąd zaprzestał kursowania. John - nieco zdziwiony, że właśnie dzisiaj wznowiono kursy - chętnie udał się na przystanek. I oto w ciemnościach ukazały się światła reflektorów. Dyliżans naprawdę nadjechał. W środku siedzieli trzej milczący mężczyźni. John bezskutecznie próbował rozpocząć z nimi konwersację. Im uważniej im się przyglądał, tym bardziej przekonywał się, że sam jest... czwartym pasażerem tamtego pojazdu, który uległ wypadkowi przed laty. Czy wyszedł z tego cało?
Dickens Charles, Opowieść niesamowita, tłum. Anna Przedpełska Trzeciakowska, w: O duchach. Opowieści prawdziwe, Warszawa 1977, s. 13-28 (sygnatura: 78888).
Rybak widmo MÓRA JÓKAIA (1825-1904). Trwał rejs statkiem wycieczkowym po Balatonie. Narrator dostrzegł w oddali zapracowanego rybaka. Z czasem pogoda znacząco się pogorszyła. A tamten nadal łowił. Nie zważał na niebezpieczeństwo zagrażające jego łódce. Bo otrzymał taką pokutę. Przed laty - a była to Niedziela Wielkanocna - ujrzał wielką ławicę leszczy. Nie był w stanie odłowić wszystkich. Wywabił ludzi z kościoła, by mu pomogli. Sam dużo ułowił, ale po ustaniu strasznej nawałnicy, która się wówczas rozpętała, ludzie go już nie widzieli. Teraz pojawia się, pokutując. Ale to jeszcze nie koniec... Co się przydarzyło narratorowi następnego dnia?
Jókai Mór, Rybak widmo, tłum. Camilla Mondral..., s. 40-44.
Indianka BRAMA STOKERA (1847-1912). Eliasz P. Hutcheson przybył z Nebraski do Norymbergi w celu turystycznym. Zwiedzając, przyłączył się do młodej pary (narratora i jego żony), będącej w podróży poślubnej. Właśnie zwiedzali zamek. Żar lał się z nieba. W pobliżu kotka leniwie bawiła się z małymi. Eliasz bezmyślnie postanowił przyłączyć się do ich zabawy. Wziął kamyk i delikatnie rzucił w kociątko. Nie przypuszczał, że wyrządzi mu krzywdę. A jednak zabił je. W miotającej się z rozpaczy i pragnienia zemsty kocicy prędko dostrzegł analogię do pewnej Indianki, którą znał. Odtąd kotka już ich nie opuściła. Dyskretnie, ale uparcie podążała za nimi. Dopiero w posępnej Wieży Tortur wydawało się, że ją zgubili. Młodzi małżonkowie czuli się w niej nieswojo, ale Amerykanina dobry humor nie opuszczał. Dobrowolnie postanowił zamknąć się w potrzasku, czyli starym narzędziu do torturowania skazańców, posiadającym długi sznurek trzymany przez dozorcę. Żartował. Śmiał się. Eksperymentował. Gdy już miał opuścić to ponure miejsce, znienacka pojawiła się kocica o zakrwawionej sierści. Skoczyła do dozorcy, a ten, przestraszony i poraniony, puścił trzymany w ręku sznur... Czy zarozumiały turysta zdążył opuścić pułapkę?
Stoker Bram, Indianka, tłum. Ludwika Woźnicka..., s. 79-92.
Opowieść niesamowita CHARLESA DICKENSA (1812-1870). John Murray zbyt długo polował samotnie na wrzosowiskach. Zaczęło się ściemniać, prószył śnieg, a on zgubił drogę. Gdzieś daleko czekała na niego młodziutka żona. Pewnie truchlała ze strachu. Nagle dostrzegł nieznajomego, który - choć niechętnie - zgodził się zabrać go do domu na odludziu, w którym mieszkał jego srogi pan. Tamten - w istocie dziwny - użyczył mu chwilowo gościny pod dachem, wypytał o nowinki naukowe i wreszcie wskazał drogę, którą przechodził kiedyś szlak pocztowy. Dziewięć lat temu dyliżans stoczył się w pobliską przepaść. Zginęły cztery osoby. Odtąd zaprzestał kursowania. John - nieco zdziwiony, że właśnie dzisiaj wznowiono kursy - chętnie udał się na przystanek. I oto w ciemnościach ukazały się światła reflektorów. Dyliżans naprawdę nadjechał. W środku siedzieli trzej milczący mężczyźni. John bezskutecznie próbował rozpocząć z nimi konwersację. Im uważniej im się przyglądał, tym bardziej przekonywał się, że sam jest... czwartym pasażerem tamtego pojazdu, który uległ wypadkowi przed laty. Czy wyszedł z tego cało?
Dickens Charles, Opowieść niesamowita, tłum. Anna Przedpełska Trzeciakowska, w: O duchach. Opowieści prawdziwe, Warszawa 1977, s. 13-28 (sygnatura: 78888).
Rybak widmo MÓRA JÓKAIA (1825-1904). Trwał rejs statkiem wycieczkowym po Balatonie. Narrator dostrzegł w oddali zapracowanego rybaka. Z czasem pogoda znacząco się pogorszyła. A tamten nadal łowił. Nie zważał na niebezpieczeństwo zagrażające jego łódce. Bo otrzymał taką pokutę. Przed laty - a była to Niedziela Wielkanocna - ujrzał wielką ławicę leszczy. Nie był w stanie odłowić wszystkich. Wywabił ludzi z kościoła, by mu pomogli. Sam dużo ułowił, ale po ustaniu strasznej nawałnicy, która się wówczas rozpętała, ludzie go już nie widzieli. Teraz pojawia się, pokutując. Ale to jeszcze nie koniec... Co się przydarzyło narratorowi następnego dnia?
Jókai Mór, Rybak widmo, tłum. Camilla Mondral..., s. 40-44.
Indianka BRAMA STOKERA (1847-1912). Eliasz P. Hutcheson przybył z Nebraski do Norymbergi w celu turystycznym. Zwiedzając, przyłączył się do młodej pary (narratora i jego żony), będącej w podróży poślubnej. Właśnie zwiedzali zamek. Żar lał się z nieba. W pobliżu kotka leniwie bawiła się z małymi. Eliasz bezmyślnie postanowił przyłączyć się do ich zabawy. Wziął kamyk i delikatnie rzucił w kociątko. Nie przypuszczał, że wyrządzi mu krzywdę. A jednak zabił je. W miotającej się z rozpaczy i pragnienia zemsty kocicy prędko dostrzegł analogię do pewnej Indianki, którą znał. Odtąd kotka już ich nie opuściła. Dyskretnie, ale uparcie podążała za nimi. Dopiero w posępnej Wieży Tortur wydawało się, że ją zgubili. Młodzi małżonkowie czuli się w niej nieswojo, ale Amerykanina dobry humor nie opuszczał. Dobrowolnie postanowił zamknąć się w potrzasku, czyli starym narzędziu do torturowania skazańców, posiadającym długi sznurek trzymany przez dozorcę. Żartował. Śmiał się. Eksperymentował. Gdy już miał opuścić to ponure miejsce, znienacka pojawiła się kocica o zakrwawionej sierści. Skoczyła do dozorcy, a ten, przestraszony i poraniony, puścił trzymany w ręku sznur... Czy zarozumiały turysta zdążył opuścić pułapkę?
Stoker Bram, Indianka, tłum. Ludwika Woźnicka..., s. 79-92.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz