Prosta historia. Epizod z życia. Kilka ulotnych chwil. Czy tylko tyle? Chyba nie, skoro nad Grą na moście (Il giuoco sul ponte) SERGIA FERRERO (ur. 1926-2008) unosi się nieuchwytna mgiełka tajemnicy. Jakieś niedopowiedzenie. I pozostaje długo po zakończeniu lektury.
„Gra”. Rzeczownik wieloznaczny. Włoskie „giuoco” (częściej „gioco”) znaczy najpierw „gra” (np. karciana), „zabawa”, ale także: „rozgrywka” (np. sportowa) oraz „żart”, „wygłup” (przenośnie). Wszystkie te pola znaczeniowe powinny kojarzyć się z radością. A jednak… Historia zaczyna się od (niebezpiecznej) zabawy chłopca na moście, przerwanej przez przyjezdnego mężczyznę, a kończy tragedią…
Skąpane w słońcu miasteczko. Raffaele przyjechał tu na zaproszenie margrabiny Romildy, kuzynki, by uporządkować księgozbiór po zmarłym hrabi – koneserze literatury. Przy dworcu wstępuje do gospody, gdzie dostaje nie tylko posiłek, ale również adres kobiety wynajmującej pokój. Tam może się zatrzymać. Pod wskazany adres prowadzi go synek kobiety. Mały niemal natychmiast zaprzyjaźnia się z przybyszem.
Raffaele rozpoczyna pracę. I staje się obiektem zainteresowania. Miejscowość nie jest duża, więc wszyscy się znają. Każda nowa twarz zostaje dostrzeżona. A mężczyzna budzi dodatkowe zainteresowanie, gdyż zamieszkał u młodej, niezamężnej panny z dzieckiem. Nikt nie zna tożsamości ojca tego malca. Może był nim zmarły stary lokator, po którym odziedziczyła dom? Ona jednak zaprzecza.
W monotonię rozsłonecznionej mieściny wkrada się Nienazwane. Niby zwyczajna nuda. Ale oczy mieszkańców pilnie śledzą każdy ruch gościa i jego gospodyni. Czy już są razem? Dlaczego chłopiec tak go polubił? Zwykłe plotki, lecz niebezpieczne. Jak bardzo groźne, okaże się, gdy dojdzie do tragedii. Bo jest w tej niedługiej powieści jakaś Tajemnica. Nieuchwytna. Poetycka, a jednocześnie rzucająca Cień. Aura z obrazów Giorgia de Chirico.
Sergio Ferrero, Gra na moście, przeł. Barbara Sieroszewska, Warszawa 1973 (sygn. 59789).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz