piątek, 17 października 2025

Książki (nie)zapomniane - Przekazał innym w udziale trochę swego nieba

"Przekazał nam w udziale trochę swego nieba" napisał o nim jeden z kolegów. „Pilot alpejskich lodowców” (Geiger, pilote des glaciers) to zawodowa autobiografia HERMANNA GEIGERA (1914-1966). W tym wydaniu dołączono do niej "Przedmowę" F. Germaina oraz "In memoriam" A. Guexa, napisane po śmierci autora.

Geiger. Szwajcarski lotnik i ratownik górski. Pionier lądowania na lodowcach Alp Szwajcarskich. Pierwszy człowiek, który pobił rekord wysokości lądowania na helikopterze: 4370 metrów. Spędził ponad 20 000 godzin życia w powietrzu. Miał na koncie 35 000 lądowań w górach i setki akcji ratowniczych.

Urodził się 27 października 1914 r. w Savièse, na południe od Sion. Miał dziewięciu braci i cztery siostry, czyli - jak to fachowo porównał - prawie trzy eskadry rodzeństwa. Od dziecka bliskie mu były góry. Największe osiągnięcia w lotnictwie odniósł jako ratownik. Pierwszą taką akcję odbył 2 lipca 1952 r. Spieszył na ratunek ludzi, chociaż nie zawsze mógł przywozić żywych. Poszukiwał zasypanych przez lawiny. Dokonywał zrzutów drewna na opał dla domostw odciętych od świata przez obfite opady. Ratował od głodu zwierzęta: kozice i owce. Zrzucał żywność i organizował zbiórki pieniędzy na ich dokarmianie. Użalił się nawet nad... spróchniałym krzyżem leżącym na dnie parowu. Wylądował, by go zabrać i przybić do ściany własnego domu.

Geiger z wielką sympatią pisze o wszystkich: kolegach, uratowanych ludziach, ptakach i świstakach. Wspomina niezwykłe wydarzenia, np. Mszę św. odprawianą w wysokich górach, gdzie skrzydło samolotu było ołtarzem, a witrażem niebo. Dostrzegając domy nielicznych mieszkańców tych okolic uogólnia ich (i swoją?) egzystencję: "Szczęśliwi są ludzie żyjący w pobliżu nieba".

Oto fragment "Przedmowy" F. Germaina:

"Hermann Geiger, człowiek-ptak, a nawet bardziej ptak niż człowiek, skoro ziemia, ojczyzna człowieka, wydawała mu się mniej pewna niż powietrze, ojczyzna ptaków!"

I dalej: 

"jako ratownik wysokogórski, odpowiedzialny wobec swoich kolegów-ratowników za pomoc niesioną w górach, za ich trudy, ryzyko, pot i krew, pragnąłem na własne oczy zobaczyć człowieka, który dokonał tylu niezwykłych wypraw ratowniczych i doprowadził je do pomyślnego zakończenia wśród niebotycznych, dzikich, przeoranych lodowcami masywów, na pozór prawie niedostępnych. I oto poznałem człowieka najprostszego pod słońcem. (...) Był lotnikiem miłującym swój zawód. (...) Był także człowiekiem (...) kochającym ludzi (...), który uważał za rzecz zupełnie naturalną natychmiastowy odzew na pierwszy krzyk rozpaczy. Gdy chodziło o ratunek narciarza, alpinisty lub robotnika zagubionego gdzieś wśród skał, startował nie zwracając uwagi na słotę czy trudny teren (...). Geiger kochał także zwierzęta miłością głęboką i naturalną. (...)  Ponoć na podstawie stosunku narodów do zwierząt ocenia się stopień ich cywilizacji; chyba znacznie lepiej można na tej podstawie ocenić charakter człowieka i jego ludzkie uczucia niż stopień jego cywilizacji".

Parę faktów z "In memoriam" A. Guexa... Śmierć dosięgła Geigera 26 sierpnia 1966 r. - tam, gdzie zaczynał przygodę z lotnictwem, czyli na lotnisku Sion, gdy startował do instruktażowego lotu. W tym samym czasie jeden szybowiec podchodził do lądowania. Tory obu maszyn znalazły się dokładnie jeden nad drugim. Szybowiec uderzył w helikopter Geigera. Obie maszyny spadły. Geiger zginął. Jego pasażerka przeżyła. Charles-Albert Gabioud - pilot szybowca - zmarł dziewięć dni później. 

„Człowiek-ptak” miał piękny pogrzeb. Na jego trumnę i cały kondukt żałobny zrzucono z przestworzy mnóstwo róż. Sypały się jak barwny śnieg... Tak, Guex miał rację, że los Geigera "stał się także jego odwetem (...), dosięgając go na równinie, a nie w górach, nawet śmierć nie zdołała podważyć mistrzostwa jego techniki". 

Ps. Do treści wspomnień dołączono fotografie, rysunkowe schematy oraz niektóre listy od uratowanych, pełne wdzięczności, pieczołowicie przechowywane przez żonę. 

Hermann Geiger, Pilot alpejskich lodowców; A. Guex, In memoriam, tł. Janina Karczmarewicz-Fedorowska, przedm. F. Germain, Warszawa 1970 (sygn. 49645).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz