piątek, 6 listopada 2015

Albert du Aime.

Cofnijmy się o niemal dwie dekady wstecz, kiedy jedna z autorek blogu chodziła jeszcze do liceum i była zafascynowana twórczością... Williama Whartona. 
Jutro, 7 listopada, Albert William du Aime - amerykański pisarz i malarz, obchodziłby 90 urodziny.


Wszystkie widoczne za zdjęciu powieści dostępne są w naszej bibliotece i można je wypożyczyć (wyjątkiem jest album z reprodukcjami obrazów Whartona -
który można zobaczyć na miejscu, w Czytelni).

A teraz wsiadamy w wehikuł czasu i przenosimy się do Krakowa, pod koniec lat 90-tych XX wieku. Jest piękne, słoneczne przedpołudnie. Przed jedną z krakowskich księgarń zbiera się grupa osób. Będą tu czekać jeszcze kilka godzin tylko po to, by na własne oczy zobaczyć swojego ulubionego autora i, być może, zdobyć jego autograf. 

To chwila na refleksję. Jak się tu znalazłam? Dlaczego? 
Zaczęło się przecież od lektury Ptaśka, potem było Stado, Tato, W księżycową jasną noc i... w końcu cała twórczość Whartona, który był wtedy w Polsce niesłychanie popularny. 
To właśnie w naszym kraju wydano wszystkie jego książki (a połowę z nich tylko w Polsce). 
Powoli kompletowałam swój księgozbiór. Książek Whartona "życzyłam" sobie na urodziny, Święta... w końcu udało się! Zebrałam je wszystkie, przeczytałam i mimo lektury licznych negatywnych recenzji w czasopismach, uważałam twórczość Whartona za genialną. :) 



Stoimy i czekamy. Wydawnictwo REBIS przygotowało wnętrze księgarni i to oni zorganizowali cykl wizyt autora w Polsce. W Katowicach? Nie. Ale przecież Kraków nie jest daleko, a taka okazja poznania ulubionego autora nie mogła mnie ominąć. Przecież właśnie z powodu Whartona temat mojej pracy dyplomowej narzucił się sam. Cały swój entuzjazm i fascynację włożyłam w pracę... na temat wydawnictwa, które wydawało książki mojego ulubionego autora.



Idzie! Nadchodzi Albert du Aime wraz ze swoim synem - Williamem Whartonem juniorem. 
Wpadamy do księgarni, formuje się kolejka, już za chwilę będzie podpisywał książki! 






Wiem co powiedzieć, przecież tyle razy to sobie wyobrażałam. Nadchodzi moja kolej i... emocje mnie pochłaniają. Jestem w stanie tylko poprosić o dedykację i uścisk dłoni. 





Młodość rządzi się swoimi prawami - teraz patrzę na tę fascynację twórczością Williama Whartona z przymrużeniem oka. A zaraz potem nachodzi mnie myśl: czy gdybym miała szansę spotkać (i uzyskać autograf) jednego z autorów, których twórczość teraz lubię i cenię, to czy nie towarzyszyłyby temu podobne emocje? :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz