piątek, 6 września 2019

Barbara i Krzysztof

W ciągu 63 dni oficjalnie zawarto ich ponad 250. Czasem trwały kilka minut, skutkując na kilkudniowe, czasem kilkuletnie, a bywało, że kilkudziesięcioletnie życie. Śluby zawarte podczas Powstania Warszawskiego. A ile ich było – zawartych w cieniu szalejącej śmierci - w trakcie całej wojny? Nikt chyba nie policzył. W czerwcu 1942 roku odbył się jeden z nich.

Więc pokochałeś kruche, ciepłe ciało,
które się w formach słowiczych ustało,
jak mleko płynie w szklanym smukłym dzbanie,
skrzypiec ma smutek i roślin śpiewanie
.
(K.K. Baczyński, Dwie miłości)
fot. z naszego blogu
Podczas dziesięciominutowej ceremonii powiedziało sobie „tak” dwoje młodziutkich ludzi. Barbara Drapczyńska i Krzysztof Kamil Baczyński. Poznali się zaledwie pół roku wcześniej u jej koleżanki. Nie przyciągała uwagi szczególną urodą ani innymi nadzwyczajnymi przymiotami, ale jego miłość była z rodzaju tych, którzy Francuzi nazywają „coup de foudre”. Świadkami na ślubie byli Jerzy Andrzejewski i Jarosław Iwaszkiewicz. Właśnie ten drugi powiedział, że nowożeńcy przypominali raczej pierwszokomunijne dzieci. W prezencie dostali bukiet bzów (od Iwaszkiewicza) i figurkę Matki Boskiej (od księdza błogosławiącego związek, a prywatnie – znajomego rodziców panny młodej). Przyjęcie – jak na czas okupacji – było dość wystawne, bo ojciec Barbary (właściciel drukarni) sprzedał swój złoty zegarek. Następnego dnia – już u matki Krzysztofa – odbyły się zdecydowanie skromniejsze poprawiny.

Szczęścia jest tylko tyle, ile go wymarzysz
(Piosenka)
fot. z naszego blogu
Zamieszkali u Stefanii Baczyńskiej. Wrażliwej, opiekuńczej i bardzo zaborczej, świadomej wielkiego talentu syna. Zaczęły się niesnaski między teściową a synową. Młoda małżonka – chociaż ogromnie kochała Krzysztofa - chciała wracać do rodziców. Ostatecznie teściowa ustąpiła. Wyprowadziła się do podwarszawskiego Anina.

O, daj mi siłę przemiany, a uczynię Cię wieczną przez zamieć, mróz, skwar i przez rzeki ogniste.
(Fragment listu do Barbary, 26 maja 1941 r.)


Nie sposób było uciec od rzeczywistości. Krzysztof chciał walczyć. Jak jego koledzy. „Wojna nie dla takich jak on” – przekonywał otoczenie podziwiany przez żołnierzy Jan Rodowicz „Anoda”. Zważywszy stan zdrowia i talent poety, odradzał mu „zabawę w wojsko”, zachęcając równocześnie do pisania. Ale Krzysztof nie ustąpił. Dowódca kompanii, Andrzej Romocki „Morro”, powierzył mu bezpieczniejszą (jak sądził) funkcję szefa prasowego kompanii. W domu Baczyńskich odbywały się szkolenia konspiratorów. Na utrzymanie zarabiała Barbara, zatrudniona w biurze stryja.

A dni się sypią - zerwane korale,
perły o zmroku...
powiedzmy: dobranoc.

(Zmierzchanie)
fot. z naszego blogu
1 sierpnia 1944 roku. W godzinie „W” był na Placu Teatralnym. Cztery dni później – spacerując po pokoju w pałacu Blanka i gryząc jabłko – został bezbłędnie trafiony w głowę przez snajpera. Pocisk odstrzelił mu kawałek kości. Jego kolega, zapytany przez innego o nazwisko ranionego, bo nie zdążyli się jeszcze poznać, odpowiedział: „Słowacki”.

Bogu podamy w końcu dłonie
spalone skrzydłem antychrysta,
i on zrozumie, że ta młodość
w tej grozie jedna była czysta

(*** [Których nam nikt nie wynagrodzi])


Istnieje też wersja (rzadziej powtarzana), że zginął w ratuszu, ale matka rozpoznała jego ciało właśnie po ekshumacji poległych w obronie pałacu Blanka.

Jeden dzień - a na tęsknotę - wiek,
jeden gest - a już orkanów pochód,
jeden krok - a otoś tylko jest
w każdy czas - duch czekający w prochu.

(Erotyk)

W chwili śmierci męża Barbara była w domu rodziców. Nikt nie miał odwagi powiedzieć jej, co zaszło. A ona przeczuwała. Błądziła po ulicach, wypytują o niego. Dała nawet ogłoszenie do powstańczej gazetki. Ci, którzy znali prawdę, nadal starannie ją ukrywali.

Tych miłości, które z nami
na strumieniach białych płyną (...)
co jak puch dziewczęcych włosów
lekko rosną ku niebiosom,
nie wydepczą nienawiści.

(*** [Tych miłości, które z nami])
fot. z naszego blogu
Dwudziestego szóstego dnia Powstania została ranna. Gdy wyszła na podwórko, w pobliżu spadł niemiecki pocisk, a odłamek rozbitej szyby utkwił w jej głowie. Zaciągnięto ją do piwnicy i w polowych warunkach przeprowadzono operację mózgu. Konała jeszcze przez kilka dni (do 1 września), na przemian tracąc świadomość i chwilowo ją odzyskując. Kurczowo ściskała w dłoniach tomik wierszy Krzysztofa i jego dyplom ukończenia szkoły podchorążych. Razem z nią konało ich dziecko, które miało narodzić się wiosną, a o którego istnieniu Krzysztof nigdy się nie dowiedział.

Jakie szczęście, że nie można tego dożyć,
kiedy pomnik ci wystawią, bohaterze,
i morderca na nagrobkach kwiaty złoży!
(Pożegnanie żałosnego strzelca)

Warto przeczytać
Katarzyna Dzierzbicka, Ostatnie dni Baczyńskiego, „Pamięć.pl” 2014, nr 7/8, s. 88-91 (Czytelnia, cały tekst dostępny TUTAJ).
Magdalena Goik, Kobiety w literaturze, Warszawa, Bielsko-Biała 2009, s. 206-207, 228-231 (sygnatury: 177135, cz XLVII-1/37).
Andrzej Krzysztof Waśkiewicz, Krzysztof Kamil Baczyński. Poezja, historia, los, Gdańsk 1994. ISBN 8385864237 (sygnatury: 173401, 144550).
Kazimierz Wyka, Krzysztof Baczyński. 1921-1944, Kraków 1961 (sygnatura: cz VI-6/31).
Stefan Zabierowski, Krzysztof Kamil Baczyński. Biografia i legenda, Wrocław, Warszawa 1990. ISBN 8304036150 (sygnatury: 134781, cz XXVIII-7/5 c).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz