poniedziałek, 9 września 2019

Królom równy

Pisali o nim m.in. Adam Asnyk, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Mieczysław Jastrun, Jarosław Iwaszkiewicz, Jerzy Liebert, Stanisław Baliński, Jerzy Zagórski, Józef Wittlin, Jan Lechoń, Julian Tuwim, Ernest Bryll. Z Testamentu mojego Aleksander Kamiński zaczerpnął inspirację do tytułu Kamieni na szaniec. Jego nazwisko wspomniał profesor Stanisław Pigoń na wieść o śmierci Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. O tym, że „wielkim poetą był” napisał – chociaż prześmiewczo – Witold Gombrowicz. W PBW mamy ponad 110 książek z dziełami jego autorstwa i ponad 100 dotyczących jego życia i twórczości, zaś artykułów i fragmentów książek w kartotece zagadnieniowej jest blisko 180.

W bieżącym roku przypada 210 rocznica urodzin i 170 lat od śmierci Juliusza Słowackiego. Z tej okazji przypomnimy trzy artykuły. Dwa przedstawiają „śląskie drogi” wieszcza. Trzeci prezentuje słowa wypowiedziane przed śmiercią przez Johanna Wolfganga Goethego, Juliusza Słowackiego, Victora Hugo, Siergieja Jesienina, Osipa Mandelsztama i Juliana Tuwima. W drugim z poniżej zacytowanych artykułów – bardzo obszernym, wnikliwym i źródłowym – autor cytuje nawet raport z paryskiej ekshumacji Słowackiego. Dowiadujemy się, jaki poeta miał kolor włosów, wzrost, nawet… pojemność czaszki (świadczącą o wysokiej inteligencji)! Kto zechce przeczytać, dowie się wielu bardzo interesujących rzeczy.

Lyszczyna Jacek, Na Górnym Śląsku żyw Król-Duch, „Śląsk” 2009, nr 4, s. 28-30

Po raz pierwszy na Śląsku Juliusz Słowacki znalazł się w marcu 1831 r. i powiedzmy od razu, iż okoliczności tego pobytu nie sprzyjały ani poszukiwaniu wrażeń z podróży i poznawaniu nowych miejsc, ani tym bardziej utrwalaniu ich w poetyckim słowie. Młody, 22-letni poeta znalazł się bowiem we Wrocławiu w drodze z Warszawy do Drezna, a motywy tego wyjazdu z ogarniętej powstaniem listopadowym stolicy pozostają do dziś niejasne. (…) Po raz drugi Juliusz Słowacki znaleźć miał się na Śląsku – znów we Wrocławiu – siedemnaście lat później, w zupełnie innych okolicznościach, co więcej – tam właśnie, po kilkunastu latach wyłącznie listownego kontaktu, miało miejsce ostatnie spotkanie poety z matką. (…) I choć nigdy więcej już poeta nie stanął na śląskiej ziemi, to przecież tak naprawdę w następnym półwieczu stawał się coraz wyraźniej obecny tu przez swą poezję, coraz bardziej znaną i czytaną, a także wydawaną w słynnej drukarni prowadzonej w Mikołowie przez Karola Miarkę. (…) A przecież mówiąc o pobycie Słowackiego na Śląsku nie sposób pominąć jeszcze jednego momentu. Był 27 czerwca 1927 r., gdy trumna z doczesnymi szczątkami poety dotarła do Katowic, gdzie na dworcu, jak na całej trasie przejazdu specjalnego pociągu, zebrały się tłumy, aby oddać wieszczowi hołd w jego ostatniej drodze. (…) I stąd, ze Śląska, wiodła już prosta droga na Wawel…

Kijonka Tadeusz, Słowacki w drodze na Wawel. ...By królom był równy, „Śląsk” 2010, nr 2, s. 54-61

Śląsk przygotował się nader starannie do tego wydarzenia [sprowadzenia prochów poety] (…). W skład Komitetu Honorowego m.in. wchodzili ks. biskup Arkadiusz Lisiecki, wojewoda Michał Grażyński oraz marszałek Sejmu Śląskiego Kazimierz Wolny. Sam fakt, że na tym szlaku znalazły się także Katowice oraz przewidziano kilka stacji postoju z trumną Słowackiego był świadectwem osobistego zaangażowania i wpływów wojewody Grażyńskiego. Przygotowania realizowane były nadzwyczaj starannie i uwzględniały wiele imprez towarzyszących, w tym uroczyste nabożeństwo i galowy spektakl „Balladyny”. Miasto miało przybrać odświętny wygląd udekorowane chorągwiami. Przygotowano nalepki z podobizną Słowackiego i specjalne odznaki. Punktem docelowym były Katowice, gdzie na bocznym peronie obok poczty głównej miał zatrzymać się pociąg z trumną Słowackiego w ostatnim wagonie. W tym rejonie stanąć miała brama powitalna zaprojektowana przez Stanisława Ligonia z napisem KRÓLOWI DUCHA NARODU – LUD ŚLĄSKI. Były oczywiście przewidziane przemówienia biskupa Lisieckiego i wojewody Grażyńskiego, ceremonie powitalne z udziałem kompanii honorowej, występy połączonych chórów Wielkich Katowic z „Gaude Mater Polonia” (…). Eksponowane miejsce przewidziano także dla powstańców śląskich w mundurach. (…)


Kulpiński Paweł, Trzy (ostatnie) wiersze, „Przegląd Powszechny” 2012, nr 4, s. 136-148

Ostatnie słowa Juliusza Słowackiego istnieją w kilku, bynajmniej do siebie niepodobnych, wersjach. Wedle pierwszej z nich, zapisanej przez Zygmunta Szczęsnego Felińskiego w liście z 7 kwietnia 1849 roku, a więc niedługo po śmierci poety (...), Słowacki przed śmiercią powiedział: To wszystko głupstwo, po czym poprosił o uleżenie schorowanego ciała w innej pozycji i dodał: Może w tym położeniu śmierć mnie zastanie. Wedle innej wersji, także autorstwa Felińskiego, ale z roku 1886 (…), ostatnie słowa poety dotyczyły listu od matki, który otrzymał w dniu śmierci: Dziękuję Bogu za tę ostatnią, a tak miłą sercu mojemu ziemską pociechę. Kiedy zobaczysz moją matkę, to powiedz jej, że gdyby mi było wolno oddać duszę mą w jej ręce, nie oddawałbym jej z taką ufnością, z jaką powierzam ją obecnie w ręce Boga mojego. Feliński przekazywał ostatnie stawa Słowackiego jeszcze kilkakrotnie, w nieco zmienionych wersjach, byty one jednak na ogół wariacjami na temat dwóch powyższych. Zupełnie inaczej wyglądają ostatnie słowa poety w relacji Zygmunta Krasińskiego, który wspominał o nich kilkakrotnie - również w innych wersjach, ale nie tak diametralnie od siebie różnych jak w przypadku relacji Felińskiego. Słowacki miał więc powiedzieć: Niechże już zrzucę ten płaszcz lichy, co mię więził, i pójdę tam! albo Czas już ten łachman zrzucić i pójść tam!, albo Czas już zrzucić ten płaszcz złachmaniony. Pytaniem pozostaje, skąd Krasiński, nieobecny przy Słowackim w chwili jego śmierci, mógł się o ostatnich słowach przyjaciela dowiedzieć. Dość jednak na tym, że nie ma co do nich zgody. Tak jakby każdy relacjonujący je świadek chciał dołożyć coś od siebie, odcisnąć na ostatnim przestaniu wielkiego poety swoje piętno i tym samym pozostać w pamięci potomnych.
Do pośmiertnej sławy wieszcza chyba jednak najbardziej przyczynił się Marszałek Józef Piłsudski, gdy 28 czerwca 1927 roku wypowiedział te piękne słowa:

Gdy teraz, patrząc na trumnę, wiem, tak, jak wszyscy zebrani, że Słowacki idzie, to wiem, że idzie tam, gdzie głazy na naszym gościńcu stoją, świadcząc nieledwie chronologicznie przez imiona o naszej przeszłości. Idzie między Władysławy i Zygmunty, idzie między Jany i Bolesławy. Idzie nie z imieniem, lecz z nazwiskiem, świadcząc także o wielkości pracy i wielkości ducha Polski. Idzie, by przedłużyć swe życie, by być nie tylko z naszym pokoleniem, lecz i z tym, którzy nadejdą. Idzie, jako Król Duch. (…) W imieniu rządu Rzeczypospolitej polecam panom odnieść trumnę do krypty królewskiej, by królom był równy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz