Losy i twórczość Gustawa Herlinga-Grudzińskiego stanowią świadectwo cierpień i czynów człowieka, któremu przyszło przeżyć czasy totalitarnej przemocy i kryzysu wartości. Więzień sowieckiego łagru, żołnierz Armii Andersa, uczestnik bitwy pod Monte Cassino, emigrant, współpracownik "Kultury" i Radia Wolna Europa, zaangażowany w pomoc polskiej opozycji antykomunistycznej, ale przede wszystkim ceniony w ojczyźnie i na świecie autor książki "Inny świat. Zapiski sowieckie", poruszających opowiadań oraz "Dziennika pisanego nocą" (...) z niezwykłą odwagą opisuje tragedię człowieka poszukującego moralnego ładu i prawdy.
Te słowa znajdujemy w uzasadnieniu decyzji Sejmu RP o ustanowieniu roku 2019 Rokiem Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Ponieważ w maju obchodziliśmy także okrągłą rocznicę bitwy o Monte Cassino, a oba wydarzenia łączy osoba pisarza, przypomnimy fragmenty drugiego tomu "Bitwy o Monte Cassino" Melchiora Wańkowicza, w którym czytamy o cichym bohaterstwie Herlinga. Niewiele o nim mówił, uważał, że spełnił jedynie swój obowiązek. Czy tylko? Wędrówkę z 2 Korpusem po włoskiej ziemi rozpoczął od pobytu w szpitalu, gdyż ciężko zachorował na tyfus. Po dwutygodniowej rekonwalescencji trafił do swoich tuż przed bitwą. I miał w niej znaczący udział:
źródło |
Te słowa znajdujemy w uzasadnieniu decyzji Sejmu RP o ustanowieniu roku 2019 Rokiem Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Ponieważ w maju obchodziliśmy także okrągłą rocznicę bitwy o Monte Cassino, a oba wydarzenia łączy osoba pisarza, przypomnimy fragmenty drugiego tomu "Bitwy o Monte Cassino" Melchiora Wańkowicza, w którym czytamy o cichym bohaterstwie Herlinga. Niewiele o nim mówił, uważał, że spełnił jedynie swój obowiązek. Czy tylko? Wędrówkę z 2 Korpusem po włoskiej ziemi rozpoczął od pobytu w szpitalu, gdyż ciężko zachorował na tyfus. Po dwutygodniowej rekonwalescencji trafił do swoich tuż przed bitwą. I miał w niej znaczący udział:
Patrol w składzie 30 ludzi prowadził ppor. Jędrzejewski. (...) Nabrali granatów - nawet do worków (...). Wyciągnęli się skalną ścieżyną gęsiego w zupełnej ciemności. Przy domku wysuniętego punktu opatrunkowego montuje sie patrol ostatecznie. Dołącza obserwator artyleryjski ppor. Figiel z radiooperatorem Herlingiem-Grudzińskim. (...) Gustaw Herling-Grudziński, student polonistyki, młody krytyk literacki, współpracownik pisma konspiracyjnego w kraju. (...) Artylerzysta, ś.p. mjr Stojewski (...) podchodzi do Grudzińskiego i gładzi go po twarzy:
- Nie wiem, chłopcze, czy wrócisz - mówi po swojemu z lwowska - ale pamiętaj, ile od ciebie zależy...
Już wchodzą bezszelestnie, jak duchy - mają nogi owinięte szmatami. (...) Jeszcze jeden przystanek - "domek doktora". Tam przed wyruszeniem coś się psuje w stacji radiowej. Głucha rozpacz. W tej małej szkatułce leży jedyna możność wywołania ogni zaporowych, ratunku. (...). Patrol dzieli się na trzy grupy. (...) Trzecią (...) prowadził kpr. Żarlikowski. (...) I kiedy znieruchomieli (...) świetlna raca szpandała leci o dwa kroki. (...) Zaczyna sie walka (...). Radiooperator Grudziński działał cały czas jak w transie. Pamięta, że otwierał stację (która poczęła reagować), że łapał jakieś dalekie głosy, że przechodził na nadawanie w eter... że potem konstatował, że spada ogień... że jak przez sobie uświadamiał: "pewno jednak złapali moje wołanie"... pamięta, że posuwał sie w trop za ppor. Figlem... że działał... Ale cały ten okres zanurzony jest w jego pamięci w czarnym morzu nierozeznania.
Od czasu, kiedy mu pamięć dopisuje - wie, że leżał w rozpadlinie na boku, antena była położona obok na głazach, aby nie zdradzać położenia. Pod bokiem czuł coś miękkiego i dobrze mu z tym było. Szła nawała i starał się ograniczać ruchy do minimum. Tuż za nim spadł pocisk, rozprysnął się literą "V", dosięgnął jego sąsiadów na prawo i lewo.
Posłyszał z prawej gardłowe "Jezu!", z lewej po chwili:
- Co z Wejmanem?
I czyjąś odpowiedź:
- Mózg na skale. (s. 183-195)
Cztery natarcia z rzędu odparte. Krwawa Góra paruje, jak stos ofiarny. (...) Żołnierze patrolu, który rozpoczął dzisiejszą walkę, poczynają prosić ppor. Jędrzejewskiego, by pozwolił im zejść. Ppor. Jędrzejewski nie rozporządza ani jedną stacją radiową piechoty. Grudziński, radiotelegrafista (...), który wciąż od rana leży w tym samym miejscu na trupie, łączy się na polecenie ppor. Jędrzejewskiego, i otrzymuje rozkaz - "trwać!". Natomiast sam Grudziński zostaje wezwany do "domku doktora". Tam mu każą - wracać. Wracać po ciało Stojewskiego.
Wraca z noszowymi, by im skazać miejsce. Księżyc wzeszedł, niesamowicie jest na Górze Ofiarnej. Ciała martwe grodzą drogę, ranni jęczą w każdej wnęce, ziemia grozi, powietrze grozi, zaciera się granica między rzeczywistością a urojeniem, noszowi tulą się do Grudzińskiego (...). Z rowu pełnego trupów podnosi się zaklęśnięty w nich Maślaniec, radiotelegrafista artyleryjski i wskazuje świecący biały koc, owijający trupa Stojewskiego.
Martwe oczy zdają sie patrzyć poprzez zasłonę z koca uważnie na Grudzińskiego tak, jak zeszłej nocy, kiedy mu zmarły mówił:
- Nie wiem, chłopcze, czy wrócisz, ale pamiętaj, ile od ciebie zależy. -
Radiotelegrafista Grudziński, wróciwszy z ciałem ś.p. Stojewskiego pod "domek doktora", nie znalazł dla siebie przykrytego miejsca. Siadł zrezygnowany pod ścianą - szesnaście godzin w ogniu, rozbita czaszka Wejmana, dzień cały na trupie, gorączkowe i długo bezskuteczne nawiązywanie łączności z artylerią, aby oddalić śmierć, idącą od niej, troska ciągła o ten filigranowy dwumetrowy maszcik anteny, położony między głazami, zagrażany migającymi butami... I ten pocisk, wybuchający za nim w kształt litery "V", zabijający na prawo i lewo...
Grudziński siedzi zdrewniały, cuchnący trupim jadem, umazany krwią i sadzą pod ścianą przepełnionego "domku", a ogień artyleryjski chodził i "szukał, kogo by pożarł". (...) Nagle pocisk rąbnął w ścianę, pod którą siedział - zasypało go szutrem.
W zmartwiałym Grudzińskim wybuchnął wielki nabój życia. (...) Jednym susem był przy schronie, do którego już go raz nie wpuszczono. Pociski padały. Łomotał. Jakiś sierżant wewnątrz dostał szału: "Uduszę!" - krzyczał. Grudziński rzucił się do "domku", do którego też go nie wpuszczono. Włamał się, wszedł, miotając najstraszliwsze obelgi, pozbierane w Rosji. Nikt ze stłoczonych nie reagował. Nikt się nie dziwił. Trwali w tym domku, chroniącym od rozprysków przynajmniej, a noc huczała. (s. 221-223)
- Nie wiem, chłopcze, czy wrócisz - mówi po swojemu z lwowska - ale pamiętaj, ile od ciebie zależy...
Już wchodzą bezszelestnie, jak duchy - mają nogi owinięte szmatami. (...) Jeszcze jeden przystanek - "domek doktora". Tam przed wyruszeniem coś się psuje w stacji radiowej. Głucha rozpacz. W tej małej szkatułce leży jedyna możność wywołania ogni zaporowych, ratunku. (...). Patrol dzieli się na trzy grupy. (...) Trzecią (...) prowadził kpr. Żarlikowski. (...) I kiedy znieruchomieli (...) świetlna raca szpandała leci o dwa kroki. (...) Zaczyna sie walka (...). Radiooperator Grudziński działał cały czas jak w transie. Pamięta, że otwierał stację (która poczęła reagować), że łapał jakieś dalekie głosy, że przechodził na nadawanie w eter... że potem konstatował, że spada ogień... że jak przez sobie uświadamiał: "pewno jednak złapali moje wołanie"... pamięta, że posuwał sie w trop za ppor. Figlem... że działał... Ale cały ten okres zanurzony jest w jego pamięci w czarnym morzu nierozeznania.
Od czasu, kiedy mu pamięć dopisuje - wie, że leżał w rozpadlinie na boku, antena była położona obok na głazach, aby nie zdradzać położenia. Pod bokiem czuł coś miękkiego i dobrze mu z tym było. Szła nawała i starał się ograniczać ruchy do minimum. Tuż za nim spadł pocisk, rozprysnął się literą "V", dosięgnął jego sąsiadów na prawo i lewo.
Posłyszał z prawej gardłowe "Jezu!", z lewej po chwili:
- Co z Wejmanem?
I czyjąś odpowiedź:
- Mózg na skale. (s. 183-195)
Cztery natarcia z rzędu odparte. Krwawa Góra paruje, jak stos ofiarny. (...) Żołnierze patrolu, który rozpoczął dzisiejszą walkę, poczynają prosić ppor. Jędrzejewskiego, by pozwolił im zejść. Ppor. Jędrzejewski nie rozporządza ani jedną stacją radiową piechoty. Grudziński, radiotelegrafista (...), który wciąż od rana leży w tym samym miejscu na trupie, łączy się na polecenie ppor. Jędrzejewskiego, i otrzymuje rozkaz - "trwać!". Natomiast sam Grudziński zostaje wezwany do "domku doktora". Tam mu każą - wracać. Wracać po ciało Stojewskiego.
Wraca z noszowymi, by im skazać miejsce. Księżyc wzeszedł, niesamowicie jest na Górze Ofiarnej. Ciała martwe grodzą drogę, ranni jęczą w każdej wnęce, ziemia grozi, powietrze grozi, zaciera się granica między rzeczywistością a urojeniem, noszowi tulą się do Grudzińskiego (...). Z rowu pełnego trupów podnosi się zaklęśnięty w nich Maślaniec, radiotelegrafista artyleryjski i wskazuje świecący biały koc, owijający trupa Stojewskiego.
Martwe oczy zdają sie patrzyć poprzez zasłonę z koca uważnie na Grudzińskiego tak, jak zeszłej nocy, kiedy mu zmarły mówił:
- Nie wiem, chłopcze, czy wrócisz, ale pamiętaj, ile od ciebie zależy. -
Radiotelegrafista Grudziński, wróciwszy z ciałem ś.p. Stojewskiego pod "domek doktora", nie znalazł dla siebie przykrytego miejsca. Siadł zrezygnowany pod ścianą - szesnaście godzin w ogniu, rozbita czaszka Wejmana, dzień cały na trupie, gorączkowe i długo bezskuteczne nawiązywanie łączności z artylerią, aby oddalić śmierć, idącą od niej, troska ciągła o ten filigranowy dwumetrowy maszcik anteny, położony między głazami, zagrażany migającymi butami... I ten pocisk, wybuchający za nim w kształt litery "V", zabijający na prawo i lewo...
Grudziński siedzi zdrewniały, cuchnący trupim jadem, umazany krwią i sadzą pod ścianą przepełnionego "domku", a ogień artyleryjski chodził i "szukał, kogo by pożarł". (...) Nagle pocisk rąbnął w ścianę, pod którą siedział - zasypało go szutrem.
W zmartwiałym Grudzińskim wybuchnął wielki nabój życia. (...) Jednym susem był przy schronie, do którego już go raz nie wpuszczono. Pociski padały. Łomotał. Jakiś sierżant wewnątrz dostał szału: "Uduszę!" - krzyczał. Grudziński rzucił się do "domku", do którego też go nie wpuszczono. Włamał się, wszedł, miotając najstraszliwsze obelgi, pozbierane w Rosji. Nikt ze stłoczonych nie reagował. Nikt się nie dziwił. Trwali w tym domku, chroniącym od rozprysków przynajmniej, a noc huczała. (s. 221-223)
I oto chwile ostatecznego szturmu:
Pchor. Lintner daje pchor. Grudzińskiemu lornetę - czyżby widać było na Klasztorze białą flagę?
Nagle ze składaka wyskakuje mjr Chwastek:
- Niemcy się wycofali! Klasztor wolny... (s. 321)
Pchor. Lintner daje pchor. Grudzińskiemu lornetę - czyżby widać było na Klasztorze białą flagę?
Nagle ze składaka wyskakuje mjr Chwastek:
- Niemcy się wycofali! Klasztor wolny... (s. 321)
Ps. O "Szkicach spod Monte Cassino" Melchiora Wańkowicza pisałyśmy TUTAJ.
Cytaty: Wańkowicz Melchior, Bitwa o Monte Cassino, t. 2, oprac. graficzne Z. i L. Haarowie, wyd. 2, Warszawa, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, 1989. ISBN 83-11-07651-0, ISBN 83-11-07653-7. - Reprint z edycji: Rzym, Wydawnictwo Oddz. Kultury i Prasy 2 Polskiego Korpusu, 1946 (sygnatura: 129721/2).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz