Piewca trwogi i klęski. Mistrz grozy i niesamowitości. Tak o nim pisano. Nieustannie inspiruje. Jednak najwięcej zawdzięczają mu pisarze neoromantyczni. Na pewno niejednokrotnie jeszcze wrócimy do jego twórczości. Dzisiaj - dwa opowiadania. Portret owalny oraz William Wilson EDGARA ALLANA POE'A (1809-1849).
Łatwo zauważyć, że żył w tych samych latach, w których zamknęła się biografia Juliusza Słowackiego. Nie dziwią więc w tym pisarstwie eteryczne istoty z sennego pogranicza, zjawiska paranormalne, dreszczyk związany z otarciem się o Niewyjaśnione. W tych utworach, które przedstawiamy, jest jeszcze coś innego. Łączy je motyw odbicia. Także nienowy w romantyzmie. Wystarczy wspomnieć pierwszy z brzegu przykład: Świteź Adama Mickiewicza.
Portret owalny. Chyba najkrótsze opowiadanie Poe'a. Narrator przybywa na rekonwalescencję (po bliżej nieokreślonej kontuzji) do odludnego zamczyska. Leżąc, podziwia zawieszone na ścianach obrazy. Jeden szczególnie przykuwa jego uwagę. Patrząc nań doznaje wrażenia, że to nie dzieło sztuki, ale żywa istota z niego mu się przygląda. Piękna, młoda, smutna kobieta.
I oto zaczyna się opowiadanie w opowiadaniu. W ręce konesera sztuki trafia książka, z której dowiaduje się, że w tym wizerunku pewien artysta sportretował swoją żonę. Ale - zawzięcie malując - zapomniał, że upływa czas. Obsesjonalnie pragnąc stworzyć dzieło najdoskonalsze, zapomniał o pozującej mu kobiecie. I gdy wreszcie skończył i przez chwilę oniemiał z zachwytu nad swym dziełem, uznał, że wyobraził w nim samo życie. A gdy odwrócił się w kierunku żony, odkrył, że właśnie w ten sposób... pozbawił ją życia.
Czy zatem prawdą jest powiedzenie, że sztuka przedłuża ludzkie życie? Może je zastępuje? A może jest właśnie tak, że z nim walczy? Albo jeszcze inaczej? Zapraszamy do interpretacji!
William Wilson. Tytułowy bohater (a jednocześnie narrator) prezentuje nam swoją biografię, szczególnie dużo miejsca poświęcając wspomnieniom ze szkoły - ogromnej, posępnej budowli, przypominającej raczej labirynt niż przybytek wiedzy. W tej szkole poznał ucznia o takim samym jak on imieniu i nazwisku, wyglądzie oraz tej samej dacie urodzenia. I nie mógł pogodzić się z tym, że ma w klasie rywala (bo w ten sposób go traktował). A tamten wszystko osiągał z łatwością. Co więcej, rościł sobie prawo do pouczania Williama, który - gdzie tylko postąpił - słyszał nienawistny szept tamtego. Wreszcie nie wytrzymał i opuścił szkołę. Ten drugi także.
William dorastał. Jego charakter coraz bardziej się wypaczał, a zachowanie stawało się z dnia na dzień naganniejsze. I gdy kradł, oszukiwał w karty czy popełniał inne draństwo, zawsze znienacka zjawiał się tamten. Nieodmiennie demaskował je. Konfrontacja adwersarzy była nieuchronna i nastąpiła podczas balu. William zamordował przeciwnika w ciasnawym przedpokoju. I oto - ni stąd ni zowąd - pojawiło się w tym miejscu lustro, a morderca, spoglądając w nie, zobaczył... własne zakrwawione oblicze. Usłyszał też głos, tym razem donośny, oznajmiający mu, że zabił siebie samego.
Oba utwory przywołują liczne literackie konteksty. Motyw sobowtóra jako alter ego bohatera to przecież fabularna oś Portretu Doriana Graya Oscara Wilde'a (o którym pisałyśmy TUTAJ)! Nie tylko Lord Paradox był zafascynowany Poe'm. Jednak ta powieść stanowi chyba najbardziej jednoznaczne nawiązanie do twórczości mistrza grozy. Szukajmy następnych. Interpretujmy. Twórczość Poe'a przecież inspiruje.
Łatwo zauważyć, że żył w tych samych latach, w których zamknęła się biografia Juliusza Słowackiego. Nie dziwią więc w tym pisarstwie eteryczne istoty z sennego pogranicza, zjawiska paranormalne, dreszczyk związany z otarciem się o Niewyjaśnione. W tych utworach, które przedstawiamy, jest jeszcze coś innego. Łączy je motyw odbicia. Także nienowy w romantyzmie. Wystarczy wspomnieć pierwszy z brzegu przykład: Świteź Adama Mickiewicza.
Portret owalny. Chyba najkrótsze opowiadanie Poe'a. Narrator przybywa na rekonwalescencję (po bliżej nieokreślonej kontuzji) do odludnego zamczyska. Leżąc, podziwia zawieszone na ścianach obrazy. Jeden szczególnie przykuwa jego uwagę. Patrząc nań doznaje wrażenia, że to nie dzieło sztuki, ale żywa istota z niego mu się przygląda. Piękna, młoda, smutna kobieta.
I oto zaczyna się opowiadanie w opowiadaniu. W ręce konesera sztuki trafia książka, z której dowiaduje się, że w tym wizerunku pewien artysta sportretował swoją żonę. Ale - zawzięcie malując - zapomniał, że upływa czas. Obsesjonalnie pragnąc stworzyć dzieło najdoskonalsze, zapomniał o pozującej mu kobiecie. I gdy wreszcie skończył i przez chwilę oniemiał z zachwytu nad swym dziełem, uznał, że wyobraził w nim samo życie. A gdy odwrócił się w kierunku żony, odkrył, że właśnie w ten sposób... pozbawił ją życia.
Czy zatem prawdą jest powiedzenie, że sztuka przedłuża ludzkie życie? Może je zastępuje? A może jest właśnie tak, że z nim walczy? Albo jeszcze inaczej? Zapraszamy do interpretacji!
William Wilson. Tytułowy bohater (a jednocześnie narrator) prezentuje nam swoją biografię, szczególnie dużo miejsca poświęcając wspomnieniom ze szkoły - ogromnej, posępnej budowli, przypominającej raczej labirynt niż przybytek wiedzy. W tej szkole poznał ucznia o takim samym jak on imieniu i nazwisku, wyglądzie oraz tej samej dacie urodzenia. I nie mógł pogodzić się z tym, że ma w klasie rywala (bo w ten sposób go traktował). A tamten wszystko osiągał z łatwością. Co więcej, rościł sobie prawo do pouczania Williama, który - gdzie tylko postąpił - słyszał nienawistny szept tamtego. Wreszcie nie wytrzymał i opuścił szkołę. Ten drugi także.
William dorastał. Jego charakter coraz bardziej się wypaczał, a zachowanie stawało się z dnia na dzień naganniejsze. I gdy kradł, oszukiwał w karty czy popełniał inne draństwo, zawsze znienacka zjawiał się tamten. Nieodmiennie demaskował je. Konfrontacja adwersarzy była nieuchronna i nastąpiła podczas balu. William zamordował przeciwnika w ciasnawym przedpokoju. I oto - ni stąd ni zowąd - pojawiło się w tym miejscu lustro, a morderca, spoglądając w nie, zobaczył... własne zakrwawione oblicze. Usłyszał też głos, tym razem donośny, oznajmiający mu, że zabił siebie samego.
Oba utwory przywołują liczne literackie konteksty. Motyw sobowtóra jako alter ego bohatera to przecież fabularna oś Portretu Doriana Graya Oscara Wilde'a (o którym pisałyśmy TUTAJ)! Nie tylko Lord Paradox był zafascynowany Poe'm. Jednak ta powieść stanowi chyba najbardziej jednoznaczne nawiązanie do twórczości mistrza grozy. Szukajmy następnych. Interpretujmy. Twórczość Poe'a przecież inspiruje.
Poe Edgar Allan, Portret owalny; William Wilson, w: tegoż, Opowieści niesamowite, przeł. Maurycy Kulak, Kraków [2001], s. 164-166, 46-63. (Sygnatura: 177692).
Poe Edgar Allan, Portret owalny; William Wilson, przeł. Bolesław Leśmian, w: tegoż, Opowieści niesamowite, wyd. 2, Kraków 1976, s. 31-35, 5-30. (Sygnatura: 69451).
Poe Edgar Allan, Portret owalny; William Wilson, przeł. Bolesław Leśmian, w: tegoż, Opowieści niesamowite, wyd. 2, Kraków 1976, s. 31-35, 5-30. (Sygnatura: 69451).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz