Poeta, pieśniarz i aktor. Syn tłumaczki języka niemieckiego i pułkownika Armii Czerwonej. Niepogodzony z rzeczywistością. Często idący pod prąd. Uzależniony od środków pobudzających, które znacząco przyczyniły się do przedwczesnej śmierci. Legenda już za życia. WŁADIMIR Siemionowicz WYSOCKI (1938-1980) i jego Piosenki.
Pisał o codziennym, szarym życiu. O uniformizacji społeczeństwa, której poddać się nie chciał ani nie umiał. O tych, którzy podcinali skrzydła ptakom swobodnym jak on sam. O życiu jako wędrówce. Na przekór odczłowieczającej standaryzacji:
W życiu pruje się na wprost, albo skręca przypadkowo,
żadne drogi jak na złość nie chcą schodzić się ze sobą;
czemu setką gnasz pod prąd, nie bierz tego tak na serio!
Płonie jasnoszary ford z roztrzaskaną karoserią...
(Od koszmaru wielkich miast)
Ciepły mieliśmy kąt,
Lecz ruszyliśmy w świat.
Pewno jakiś w nas samych tkwi błąd?
Bo tak zawsze - pod wiatr,
Bo tak zawsze - pod prąd.
(Na ten chłód)
...O zaniku norm moralnych czy zwykłej przyzwoitości wśród tych, którzy siedzą wyżej:
Baju-baju, w pewnym kraju,
Dajmy na to numer 6,
Hultaj siedział na szachraju,
Ideały mieli gdzieś.
Zamiast machnąć szabelką choć raz,
Stary król wolał uderzać w gaz.
Ślubną żonę puścił kantem,
Delfin został spekulantem,
A bez wiana królewny wdzięk zgasł.
(Taka sobie bajeczka)
... O gryzącej tęsknocie i stopniowej rezygnacji z marzeń:
Niekiedy budzi się w nas myśl
i każe nam się wzbijać wzwyż,
nie polecimy, no bo jak,
zwłaszcza że skrzydeł jakby brak,
do chmur przydałoby się wzbić.
więc zaczynamy wódkę pić:
po wódce nas pociesza fakt,
że przecież brojler to też ptak.
(Żyjemy sobie byle żyć)
W końcu marzeń zebrałem swych plon -
W gruncie rzeczy nie chciałem tak wiele -
I parowóz o wadze stu ton
Na przejeździe roztrzaskał mi szkielet. (…)
Siostra na mnie zbawienny ma wpływ,
Dzięki niej pokochałem bliźniego,
Chwalę spokój, nie nęci mnie zryw.
Raz zerwałem się... No i co z tego? (…)
Teraz gips chroni pierś moją i skroń
Niczym zbroja zacniejsza od stali.
Czasem nawet mnie korci, by krzyknąć: „Na koń!"
I galopem odjechać z tej sali.
(Ładny gips!)
Pisał o codziennym, szarym życiu. O uniformizacji społeczeństwa, której poddać się nie chciał ani nie umiał. O tych, którzy podcinali skrzydła ptakom swobodnym jak on sam. O życiu jako wędrówce. Na przekór odczłowieczającej standaryzacji:
W życiu pruje się na wprost, albo skręca przypadkowo,
żadne drogi jak na złość nie chcą schodzić się ze sobą;
czemu setką gnasz pod prąd, nie bierz tego tak na serio!
Płonie jasnoszary ford z roztrzaskaną karoserią...
(Od koszmaru wielkich miast)
Ciepły mieliśmy kąt,
Lecz ruszyliśmy w świat.
Pewno jakiś w nas samych tkwi błąd?
Bo tak zawsze - pod wiatr,
Bo tak zawsze - pod prąd.
(Na ten chłód)
...O zaniku norm moralnych czy zwykłej przyzwoitości wśród tych, którzy siedzą wyżej:
Baju-baju, w pewnym kraju,
Dajmy na to numer 6,
Hultaj siedział na szachraju,
Ideały mieli gdzieś.
Zamiast machnąć szabelką choć raz,
Stary król wolał uderzać w gaz.
Ślubną żonę puścił kantem,
Delfin został spekulantem,
A bez wiana królewny wdzięk zgasł.
(Taka sobie bajeczka)
... O gryzącej tęsknocie i stopniowej rezygnacji z marzeń:
Niekiedy budzi się w nas myśl
i każe nam się wzbijać wzwyż,
nie polecimy, no bo jak,
zwłaszcza że skrzydeł jakby brak,
do chmur przydałoby się wzbić.
więc zaczynamy wódkę pić:
po wódce nas pociesza fakt,
że przecież brojler to też ptak.
(Żyjemy sobie byle żyć)
W końcu marzeń zebrałem swych plon -
W gruncie rzeczy nie chciałem tak wiele -
I parowóz o wadze stu ton
Na przejeździe roztrzaskał mi szkielet. (…)
Siostra na mnie zbawienny ma wpływ,
Dzięki niej pokochałem bliźniego,
Chwalę spokój, nie nęci mnie zryw.
Raz zerwałem się... No i co z tego? (…)
Teraz gips chroni pierś moją i skroń
Niczym zbroja zacniejsza od stali.
Czasem nawet mnie korci, by krzyknąć: „Na koń!"
I galopem odjechać z tej sali.
(Ładny gips!)
... O niesprawiedliwości, o krzywdzie:
Na oko jeszcze zima, lecz wiosna się zaczyna,
już czujesz ten wiosenny ciepły dreszcz,
i nagle mnie zgarnęli, i jazda do celi,
a za co, powiedzieli, sam wiesz...
(Na oko jeszcze zima)
Za niewinność, za wiarę w ten cały raj
rajskie życie zgotował mi sąd;
tajgę, tundrę i step po najdalszy skraj
przemierzyłem wśród śniegów i błot.
(Łaźnia na biało)
... O małych i większych zdradach:
Śmiertelny mnie przeszywa lęk,
Że gdyby nawet koszmar pękł,
Nie sczezną, nikt ich nie wygoni,
Bo to przecież moi znajomi,
Żywi, widoczni jak na dłoni,
Sami moi dobrzy znajomi.
O, już tu są, a kły im lśnią,
Już suną w przytupach,
Już za chwilę moją krwią
Zaleją się w trupa.
Czy tu wiać, czy w kość im dać? —
Głowię się boleśnie.
A najlepiej — dalej spać,
Wszystko przespać we śnie!...
(Wampiry)
... O tym, że dla niespokojnych duchów jest tylko jedna droga, jedno wyjście:
Za wiele na nas problemów naciera –
jak żyć, czym straszyć i czego się bać?
Ach, wtedy spokój nastaje dopiero,
Kiedy w mogiłach kładziemy się spać.
A czy w zbiorowych, czy we własnościowych -
Tu nieboszczycy się zdają na los.
Nie chcą urzędom do spraw lokalowych
Nowych przysparzać kłopotów i trosk.
(Piosenka o nieboszczykach)
... O człowieczeństwie, które ocalił. O sobie. Może najbardziej przejmujący tekst:
Przed Stwórcą stanę z podniesionym czołem,
do ukrywania nie mam nic a nic,
dobrze czy źle, ale swój wóz ciągnąłem
i żyłem tak, jak się powinno żyć.
Rozróżniam też, co święte, a co podłe -
przynajmniej w to mnie wyposażył Bóg,
i jedną mam, lecz za to prostą drogę,
i nie chcę szukać żadnych innych dróg.
(Mój czarny człowiek)
Piosenki Wysockiego. Nieco ochrypły, ale pełen mocy i godności głos o skrzywdzonych i poniżonych. Bo inni ludzie mogą godność naruszyć, nawet podeptać, ale nie są stanie jej odebrać. Naprawdę traci się ją tylko wówczas, gdy się z niej dobrowolnie rezygnuje.
Na oko jeszcze zima, lecz wiosna się zaczyna,
już czujesz ten wiosenny ciepły dreszcz,
i nagle mnie zgarnęli, i jazda do celi,
a za co, powiedzieli, sam wiesz...
(Na oko jeszcze zima)
Za niewinność, za wiarę w ten cały raj
rajskie życie zgotował mi sąd;
tajgę, tundrę i step po najdalszy skraj
przemierzyłem wśród śniegów i błot.
(Łaźnia na biało)
... O małych i większych zdradach:
Śmiertelny mnie przeszywa lęk,
Że gdyby nawet koszmar pękł,
Nie sczezną, nikt ich nie wygoni,
Bo to przecież moi znajomi,
Żywi, widoczni jak na dłoni,
Sami moi dobrzy znajomi.
O, już tu są, a kły im lśnią,
Już suną w przytupach,
Już za chwilę moją krwią
Zaleją się w trupa.
Czy tu wiać, czy w kość im dać? —
Głowię się boleśnie.
A najlepiej — dalej spać,
Wszystko przespać we śnie!...
(Wampiry)
... O tym, że dla niespokojnych duchów jest tylko jedna droga, jedno wyjście:
Za wiele na nas problemów naciera –
jak żyć, czym straszyć i czego się bać?
Ach, wtedy spokój nastaje dopiero,
Kiedy w mogiłach kładziemy się spać.
A czy w zbiorowych, czy we własnościowych -
Tu nieboszczycy się zdają na los.
Nie chcą urzędom do spraw lokalowych
Nowych przysparzać kłopotów i trosk.
(Piosenka o nieboszczykach)
... O człowieczeństwie, które ocalił. O sobie. Może najbardziej przejmujący tekst:
Przed Stwórcą stanę z podniesionym czołem,
do ukrywania nie mam nic a nic,
dobrze czy źle, ale swój wóz ciągnąłem
i żyłem tak, jak się powinno żyć.
Rozróżniam też, co święte, a co podłe -
przynajmniej w to mnie wyposażył Bóg,
i jedną mam, lecz za to prostą drogę,
i nie chcę szukać żadnych innych dróg.
(Mój czarny człowiek)
Piosenki Wysockiego. Nieco ochrypły, ale pełen mocy i godności głos o skrzywdzonych i poniżonych. Bo inni ludzie mogą godność naruszyć, nawet podeptać, ale nie są stanie jej odebrać. Naprawdę traci się ją tylko wówczas, gdy się z niej dobrowolnie rezygnuje.
Edward Stachura, Włodzimierz Wysocki, Leonard Cohen, Piosenki, tł. [z ros.] Michał B. Jagiełło, [z ang.] Maciej Zembaty, Warszawa: Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, 1989. ISBN 83-203-3052-1 (sygnatura: 128188).
Włodzimierz Wysocki, 14 piosenek w przekładach Ziemowita Fedeckiego, Warszawa: "Czytelnik", 1986. ISBN 83-07-01811-0 (sygnatura: 115744).
Włodzimierz Wysocki, 14 piosenek w przekładach Ziemowita Fedeckiego, Warszawa: "Czytelnik", 1986. ISBN 83-07-01811-0 (sygnatura: 115744).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz