poniedziałek, 1 czerwca 2020

Pamięci tych, którzy kochali heroicznie

Jeśli mówimy o dzieciach, myślimy o tych, którzy kochali je najbardziej. Nawet heroicznie. O matkach, opiekunach, nauczycielach. I o Doktorze Korczaku. Z okazji Dnia Dziecka - garść refleksji jego współpracownicy, Idy Merżan. Cytaty pochodzą z różnych artykułów, zebranych w jednej książce: Dzieci. Miłość moja, duma moja, troska moja, wybór Marta Ciesielska, Olga Kierczyńska, Warszawa 2002. ISBN 83-914684-9-6 (sygnatura: 156129).
zdjęcie z tego bloga
Najpierw portrety podopiecznych, które przeżyły koszmar wojny i przez lata (a może nawet nigdy) nie potrafiły się od niego uwolnić:

Ci, którzy przeżyli okupację hitlerowską na terenie Polski, stale podkreślają, że ludzie, którzy tu nie byli, nie potrafią zrozumieć i odczuć całego koszmaru tych sześciu lat.

I mnie tu nie było, dlatego piszę słowami dzieci. Jestem wychowawczynią. Chcę dzieciom pomóc. Krzywdę wynagrodzić.

Każde nasze dziecko ma jakiś uraz psychiczny. Na Dolnym Śląsku jest malec, który cały okres okupacji przeżył schowany w szafie. Obecnie nie może obojętnie przejść obok niej. Zawsze pogłaszcze, pocałuje. Inny chłopczyk przetrwał te sześć lat jako dziewczynka, w sukience. Cały w krostach, bał się rozebrać, aby nie zdradzić tajemnicy pochodzenia. Nawet teraz każda kąpiel jest dla niego ciężkim przeżyciem. Jeszcze jeden, już duży chłopiec, noszący w sobie obraz, którego pozbyć się nie może. Nie mówi o nim nawet swej najukochańszej matce: stoi za podwójnym ogrodzeniem z drutu, z drugiej strony - matka. Syn podaje kawałek chleba i ze łzami w oczach prosi: "Matko, weź chleb, ja jestem zupełnie syty, naprawdę". Ten chleb przesłał mu przez konwojenta młodszy brat, w drodze do pieca, ze słowami: "Daj bratu, mnie już nie potrzeba". Chłopiec nigdy nie mówi o tym bracie z matką i nigdy o tym kawałku chleba, którego nie mógł ani przełknąć, ani odrzucić - a taki był wtedy strasznie głodny!
(Warto żyć, s. 49)

O sensie własnej pracy:

Wiem już teraz, na czym polega nasza praca. Stwarzać dzieciom takie warunki, aby jak najprędzej "usunąć z serc ciągły strach tropionej zwierzyny", aby wywołać słowa" "życie jest piękne" i "warto żyć". (Warto żyć, s. 51)

O swoim życiowym wzorze:

Zdania "w bólu rodzi się człowiek" i " w bólu rodzi się doświadczenie" często słyszałam z ust doktora Korczaka. (Wspomnienia o Doktorze Korczaku, s. 58)
Podczas któregoś posiedzenia Bursy gapiłam się w przestrzeń. Nagle natknęłam się na spojrzenie Pana Doktora i Pan Doktór uśmiechnął się do mnie. Takiego uśmiechu nigdy i u nikogo w życiu nie spotkałam. Wzięłam go ze sobą w dalsze życie. Nieraz w ciężkich chwilach dodawał mi otuchy. Ten uśmiech, tak łagodny, pełen miłości i zrozumienia, podnoszący na duchu, a przy tym taki, jak gdybym była małym nieporadnym dzieckiem, które należy podtrzymać. (Wspomnienia o Doktorze Korczaku, s. 59)

Na każde dziecko Pan Doktór inaczej patrzył, do każdego inaczej mówił. (Wspomnienia o Doktorze Korczaku, s. 61)

Korczak nienawidził filantropii. Dawał temu nieraz wyraz w słowie i piśmie, drwiąc ze snobizmu, dobroczynności "na pokaz", lekceważenia biedoty itd. W stosunku do filantropów był wymagający. Żądał od nich pieniędzy i przyjmował jako coś należnego dzieciom, jako podatek od bogactwa. (Dom Sierot Janusza Korczaka, s. 195)

W upalne słoneczne dni nieraz widywałam Korczaka, jak z maluchami na kolanach siadywał na ławeczce po drzewem na podwórku Domu przy ulicy Krochmalnej. "Czy nie przypominam pani starego rozłożystego dębu, na konarach którego skaczą i świergocą ptaszki? Ja się takim drzewem czuję" - powiedział raz do mnie. Zrozumiałam jego myśl. (Wychowawca wychowawców, s. 213)
źródło
Skromność Korczaka niektórzy (...) oceniali jako błąd. Wielki człowiek, twórczy, a nie szanuje swego czasu! Potrafi godziny przegadać z byle kim. Przyjdzie na wykład do uczelni, zastanie tylko dwóch studentów, a on z tą samą powagą i przejęciem będzie wykładał i opowiadał, jakby audytorium było przepełnione. Takie marnowanie czasu i talentu! (...) Mylili się. Korczak twierdził, że nie może dawać ten, kto sam nie bierze. On czerpał pełną garścią doświadczenie, przeżywał wzniosłe chwile, niezależnie od ilości słuchaczy. Dla niego był ważny każdy człowiek, każde dziecko. On nie mierzył swego czasu kategoriami napuszonej powagi lub mieszczańskiego merkantylizmu. Miał inne miary i oceny sytuacji niż każdy z nas. (Wychowawca wychowawców, s. 213)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz