Wojna nie zawsze jest zbrodnią, ale zawsze daje wszelkim zbrodniom osłonę. Prawdę stworzonej przez siebie maksymy w całej jej grozie ukazał STANISŁAW REMBEK (1901-1985) w jednej ze swych najlepszych powieści. Nagan przedstawia dwudniowy epizod z zabużańskiego teatru wojny polsko-bolszewickiej.
Mroźny listopad 1919 roku. Studwudziestoosobowy oddział ppor. Konrada Pomianowskiego rozpaczliwie broni mostowego przyczółka nad Berezyną. Dowódca czuje się jednak wśród podległych mu żołnierzy przeraźliwie samotny. W przerwach między kanonadą, w chwilach względnego spokoju, daremnie próbuje nawiązać rozmowy z niektórymi spośród nich. Nie znajdują wspólnego języka. Coraz częściej zatem jego myśli uciekają ku Niej. Ku Marysi. Zostawił ją? Ona zostawiła jego? Po prostu - przestała odpisywać na listy. Zrozumiał. Ale cierpi.
I oto przybywa Jarzyński. Dawny kolega. Walczą w jednym oddziale. Tamten był na urlopie. Właśnie się ożenił. Początkowo nie chce zdradzić imienia żony, ale w końcu je wymienia. To jedyne. Ukochane. Powtarzane przez Pomianowskiego w snach i na jawie. Jak to możliwe? Ano, przecież podobno zerwał z dziewczyną. Ponoć nic już ich nie łączyło.
Wszystko staje się jasne. Jarzyński przechwytywał listy kolegi. Nie pozwalał, by dotarły do Warszawy. Rozpacz targa sercem Konrada. Utracił ją nie z własnej winy. I nie z jej winy. Nie wiedziała! Gdybyż mógł ją znowu zobaczyć!
Może. Bo oto Marysia niespodziewanie dociera na linię frontu. Naprawdę! I w tym samym dniu bolszewicy przypuszczają kolejny atak. Niedawna pana młoda zostaje wdową. Ale to nie martwi Konrada. Przeciwnie. Nawet cieszy. Każe żołnierzowi - Walczakowi - odprowadzić kobietę w bezpieczniejsze miejsce. Nie wie, że powierza swój skarb w ręce brutalnego, sadystycznego erotomana, a niebawem także zdrajcy...
Kolejne strzały. Niebawem zaczyna się już regularne natarcie ze strony nieprzyjaciela. Walczak wie, gdzie uderzać. Przyczółek broni się ostatkiem sił. Właściwie, nie ma już sił. Pożary. Zgliszcza. I wszechogarniający śnieg, który zmiata ślady. Nie wszystkie.
Marysia jest ranna. Żyje, ale Pomianowski o tym nie wie. Kilku świadków mówiło, że została zabita.
Wszyscy tęsknią na froncie. Tęsknią za pokojem, za bliskimi... Kto nie ma nikogo na świecie - tęskni za śmiercią.
Gwałtowna, skowycząca tęsknota przeszywa serce podporucznika. Już nie ma dla kogo żyć. Wie, jak chce zakończyć swoje cierpienie. I kończy w taki sposób, o jakim już od pewnego czasu myślał.
Śmierć nie przerywa życia (...), tylko je kończy.
Umierania jest w powieści wiele. Strachu przed nim - tyle samo. Żołnierze się boją. Ale niektórzy lubią wojnę, konkretnie - zabijanie. Na przykład sierżant Gołąbek - w cywilu kelner - teraz czuje przypływ mocy. Jest nieobliczalny. Fanatyczny. Obawiają się go nawet przełożeni. Albo podły, pełen nienawiści Walczak. Dyszy żądzą. Nie umie i nie chce się jej oprzeć. Wśród tej galerii indywiduów chyba tylko poborowy Potocki jest "zwyczajny". Robi swoje, ale bez pragnienia zemsty.
Konrad i Marysia - Maria - Maryla. Coś nam to przypomina. Wraz z powieścią Rembeka skończyło się przedłużone trwanie romantyzmu. Samotny bohater definitywnie zszedł ze sceny. W teatrze wojny totalnej XX stulecia nie było już miejsca dla cierpienia za miliony ani na wspomnienia upoetyzowanej miłości. Pozostała "nieliteracka", dzika, okrutna walka o przetrwanie. I osłona dla wszelkich, nawet najpotworniejszych zbrodni.
Mroźny listopad 1919 roku. Studwudziestoosobowy oddział ppor. Konrada Pomianowskiego rozpaczliwie broni mostowego przyczółka nad Berezyną. Dowódca czuje się jednak wśród podległych mu żołnierzy przeraźliwie samotny. W przerwach między kanonadą, w chwilach względnego spokoju, daremnie próbuje nawiązać rozmowy z niektórymi spośród nich. Nie znajdują wspólnego języka. Coraz częściej zatem jego myśli uciekają ku Niej. Ku Marysi. Zostawił ją? Ona zostawiła jego? Po prostu - przestała odpisywać na listy. Zrozumiał. Ale cierpi.
I oto przybywa Jarzyński. Dawny kolega. Walczą w jednym oddziale. Tamten był na urlopie. Właśnie się ożenił. Początkowo nie chce zdradzić imienia żony, ale w końcu je wymienia. To jedyne. Ukochane. Powtarzane przez Pomianowskiego w snach i na jawie. Jak to możliwe? Ano, przecież podobno zerwał z dziewczyną. Ponoć nic już ich nie łączyło.
Wszystko staje się jasne. Jarzyński przechwytywał listy kolegi. Nie pozwalał, by dotarły do Warszawy. Rozpacz targa sercem Konrada. Utracił ją nie z własnej winy. I nie z jej winy. Nie wiedziała! Gdybyż mógł ją znowu zobaczyć!
Może. Bo oto Marysia niespodziewanie dociera na linię frontu. Naprawdę! I w tym samym dniu bolszewicy przypuszczają kolejny atak. Niedawna pana młoda zostaje wdową. Ale to nie martwi Konrada. Przeciwnie. Nawet cieszy. Każe żołnierzowi - Walczakowi - odprowadzić kobietę w bezpieczniejsze miejsce. Nie wie, że powierza swój skarb w ręce brutalnego, sadystycznego erotomana, a niebawem także zdrajcy...
Kolejne strzały. Niebawem zaczyna się już regularne natarcie ze strony nieprzyjaciela. Walczak wie, gdzie uderzać. Przyczółek broni się ostatkiem sił. Właściwie, nie ma już sił. Pożary. Zgliszcza. I wszechogarniający śnieg, który zmiata ślady. Nie wszystkie.
Marysia jest ranna. Żyje, ale Pomianowski o tym nie wie. Kilku świadków mówiło, że została zabita.
Wszyscy tęsknią na froncie. Tęsknią za pokojem, za bliskimi... Kto nie ma nikogo na świecie - tęskni za śmiercią.
Gwałtowna, skowycząca tęsknota przeszywa serce podporucznika. Już nie ma dla kogo żyć. Wie, jak chce zakończyć swoje cierpienie. I kończy w taki sposób, o jakim już od pewnego czasu myślał.
Śmierć nie przerywa życia (...), tylko je kończy.
Umierania jest w powieści wiele. Strachu przed nim - tyle samo. Żołnierze się boją. Ale niektórzy lubią wojnę, konkretnie - zabijanie. Na przykład sierżant Gołąbek - w cywilu kelner - teraz czuje przypływ mocy. Jest nieobliczalny. Fanatyczny. Obawiają się go nawet przełożeni. Albo podły, pełen nienawiści Walczak. Dyszy żądzą. Nie umie i nie chce się jej oprzeć. Wśród tej galerii indywiduów chyba tylko poborowy Potocki jest "zwyczajny". Robi swoje, ale bez pragnienia zemsty.
Konrad i Marysia - Maria - Maryla. Coś nam to przypomina. Wraz z powieścią Rembeka skończyło się przedłużone trwanie romantyzmu. Samotny bohater definitywnie zszedł ze sceny. W teatrze wojny totalnej XX stulecia nie było już miejsca dla cierpienia za miliony ani na wspomnienia upoetyzowanej miłości. Pozostała "nieliteracka", dzika, okrutna walka o przetrwanie. I osłona dla wszelkich, nawet najpotworniejszych zbrodni.
Rembek Stanisław, Nagan, Warszawa 1990. ISBN 8307021847 (sygnatura: 130886).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz