Autor popularnej w sieci encyklopedii tak zaprezentował książkę: Opowiada o grupie amerykańskich oraz brytyjskich ekspatriantów, którzy wyruszają z Paryża do Pampeluny na święto Sanfermines, chcąc zobaczyć encierro i walki byków. Czy zacytowane słowa w pełni wyczerpują treść? A przede wszystkim, czy zachęcają do przeczytania powieści Słońce też wschodzi ERNESTA HEMINGWAY'A (1899-1961).
Główne postaci nie zostały wymyślone. To przyjaciele autora, którzy naprawdę przeżyli to, co zostało ukazane. Przedstawiciele tzw. Lost generation, czyli grupy pisarzy, do której należeli - poza Hemingway'em - także m.in. Francis Scott-Fitzgerald i John Dos Passos. Jako młodzi ludzie trafili prosto do okopów I wojny światowej, w których nauczyli się nienawidzić i zabijać, a potem z wielkim trudem przystosowywali się do powojennych warunków i stylu życia. Hemingway usiłuje polemizować z powszechnie głoszoną tezą, iż było to pokolenie ludzi bezpowrotnie zniszczonych przez wojenne doświadczenie pokoleniowe, niemoralne, przegrane. Czy skutecznie, to już inna sprawa.
Jest rok 1925. Paryż. Jake Barnes, amerykański dziennikarz, poznaje w barze Lady Brett Ashley, angielską arystokratkę po dwóch rozwodach. Nawiązują niezobowiązującą znajomość, podlewaną sporymi dawkami alkoholu. Żadne z nich nie potrafi się głębiej zaangażować i przekształcić nudnawych "randek" w głębiej przeżywane spotkania. On nie uporał się ze skutkami wojennej traumy, a ona bezskutecznie pragnie zapomnieć o poległym na froncie narzeczonym. W nieciekawych rozmowach, które wiodą, towarzyszą im Bill Gorton, nowojorczyk, oraz Mike Campbell, szkocki narzeczony Brett. Wreszcie Jake i Bill - znudzeni nijakością rozmów, które wiodą, oraz brakiem wrażeń - wyjeżdżają do Hiszpanii, by łowić ryby i pooglądać walki byków. W drodze spotykają Roberta Cohna, który niedawno zakończył przelotny romans z Brett, ale jest zazdrosny o jej obecnego narzeczonego. Oczywiście, tam również nie obywa się bez długich wizyt w lokalach i sprzeczek, charakterystycznych dla znudzonego towarzystwa, nie widzącego głębszego sensu swoich poczynań. I do bójki z Romero, młodziutkim przystojnym matadorem, którego Brett usiłowała uwieść.
Pobyt w Pampelunie to centralne wydarzenie w życiu bohaterów. Dostarcza trochę adrenaliny. Ale nie aż tyle, by zacząć w pełni odpowiedzialne życie. Brett – nader często zmieniająca obiekty swoich niestałych uczuć - katalizuje wszystkie tutejsze zdarzenia, stając się przyczyną licznych niesnasek między mężczyznami. Wreszcie po zakończeniu fiesty Bill wraca do Paryża, a Jake chwilowo zostaje w Hiszpanii. Brett jedzie do stolicy... z Romero, który niebawem ją porzuci.
A jednak w powieści, ukazujących ludzi zgorzkniałych i raczej przegranych, jest jakaś trudno uchwytna nadzieja. To pokolenie chyba jednak nie w pełni jest stracone, skoro potrafi dostrzec, że Słońce też wschodzi.
Ps. Śniegi Kilimandżaro tego autora przedstawiłyśmy TUTAJ.
Główne postaci nie zostały wymyślone. To przyjaciele autora, którzy naprawdę przeżyli to, co zostało ukazane. Przedstawiciele tzw. Lost generation, czyli grupy pisarzy, do której należeli - poza Hemingway'em - także m.in. Francis Scott-Fitzgerald i John Dos Passos. Jako młodzi ludzie trafili prosto do okopów I wojny światowej, w których nauczyli się nienawidzić i zabijać, a potem z wielkim trudem przystosowywali się do powojennych warunków i stylu życia. Hemingway usiłuje polemizować z powszechnie głoszoną tezą, iż było to pokolenie ludzi bezpowrotnie zniszczonych przez wojenne doświadczenie pokoleniowe, niemoralne, przegrane. Czy skutecznie, to już inna sprawa.
Jest rok 1925. Paryż. Jake Barnes, amerykański dziennikarz, poznaje w barze Lady Brett Ashley, angielską arystokratkę po dwóch rozwodach. Nawiązują niezobowiązującą znajomość, podlewaną sporymi dawkami alkoholu. Żadne z nich nie potrafi się głębiej zaangażować i przekształcić nudnawych "randek" w głębiej przeżywane spotkania. On nie uporał się ze skutkami wojennej traumy, a ona bezskutecznie pragnie zapomnieć o poległym na froncie narzeczonym. W nieciekawych rozmowach, które wiodą, towarzyszą im Bill Gorton, nowojorczyk, oraz Mike Campbell, szkocki narzeczony Brett. Wreszcie Jake i Bill - znudzeni nijakością rozmów, które wiodą, oraz brakiem wrażeń - wyjeżdżają do Hiszpanii, by łowić ryby i pooglądać walki byków. W drodze spotykają Roberta Cohna, który niedawno zakończył przelotny romans z Brett, ale jest zazdrosny o jej obecnego narzeczonego. Oczywiście, tam również nie obywa się bez długich wizyt w lokalach i sprzeczek, charakterystycznych dla znudzonego towarzystwa, nie widzącego głębszego sensu swoich poczynań. I do bójki z Romero, młodziutkim przystojnym matadorem, którego Brett usiłowała uwieść.
Pobyt w Pampelunie to centralne wydarzenie w życiu bohaterów. Dostarcza trochę adrenaliny. Ale nie aż tyle, by zacząć w pełni odpowiedzialne życie. Brett – nader często zmieniająca obiekty swoich niestałych uczuć - katalizuje wszystkie tutejsze zdarzenia, stając się przyczyną licznych niesnasek między mężczyznami. Wreszcie po zakończeniu fiesty Bill wraca do Paryża, a Jake chwilowo zostaje w Hiszpanii. Brett jedzie do stolicy... z Romero, który niebawem ją porzuci.
A jednak w powieści, ukazujących ludzi zgorzkniałych i raczej przegranych, jest jakaś trudno uchwytna nadzieja. To pokolenie chyba jednak nie w pełni jest stracone, skoro potrafi dostrzec, że Słońce też wschodzi.
Ps. Śniegi Kilimandżaro tego autora przedstawiłyśmy TUTAJ.
Hemingway Ernest, Słońce też wschodzi, przeł. Bronisław Zieliński, wyd. 3, Warszawa 1977 (sygnatura: 78478)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz