To dramat niełatwy w odbiorze czytelniczym. Nieczęsto też gości na współczesnych scenach. Jest przeraźliwie smutny i przytłaczający bolesną tematyką. Dodatkową trudność stanowi góralska gwara, którą posługują się bohaterowie. Jednak - po przeczytaniu lub obejrzeniu - niełatwo go zapomnieć. Właściwie - nie sposób. Nie tylko ze względu na naturalistyczne ujęcie. Także dlatego, że brzmią w nim echa wątków odwiecznych, sięgających - tak! - początków, to jest pierwszego bratobójstwa. Z tą różnicą, że tutaj mamy dzieciobójstwo. Ale ono również jest... pradawne. Pamiętamy Medeę? Niespodzianka. Prawdziwe zdarzenie w czterech aktach KAROLA HUBERTA ROSTWOROWSKIEGO (1877-1938).
Szywałowie mają troje dzieci: Antka, Franka i Zośkę. Antek od dłuższego czasu przebywa poza domem. Pojechał do Stanów Zjednoczonych za pracą. Franek uczy się i tylko dwa lata pozostały mu do zakończenia edukacji, ale podręczniki sporo kosztują. Zośka to jeszcze dziecko. Właśnie jej los spędza sen z powiek Matce. Kobieta niewiele może spodziewać się po mężu, pijaku. Sama musi mierzyć się z niesprzyjającym losem. A bieda wyziera z każdego kąta. Niebawem trzeba będzie sprzedać krowę i ostatni kawałek ziemi. Od jakiegoś czasu - by odegnać widmo głodu - podkradała nauczycielowi drób. Franek to dostrzegł. Wstydzi się rodziców - alkoholika i złodziejki. W jej oczach wygląda to inaczej: córka nauczyciela życzliwie traktuje chłopaka i pewnie kiedyś się pobiorą. Będą rodziną. Czyż więc wśród swoich to kradzież?...
Nastaje kolejny dzień w domu biedaków. Po nim wieczór. Do drzwi puka obcy. Prosi o nocleg. To zdarzenie stanie się przełomem w egzystencji Szywałów. Przecież w centrum wsi stoi karczma. Są pokoje. Dlaczego nieznajomy w niej się nie zatrzymał? Zrazu jest gniew. Potem pojawiają się inne odczucia. Bo przybysz ma w kieszeni dolary. Gdy pada ze zmęczenia i zasypia - wciąż ukrywając się nieco w cieniu - blask lampy oświetla doskonale to, co dla mieszkańców chałupy najważniejsze: walizkę. Można ją przeszukać. A nuż dolarów jest więcej?... Jest! Dużo! Mąż i żona już wiedzą, w jaki sposób mogą zapewnić dalszą edukację synowi i przyszłość córce. Nikt się nie dowie, że obcy do nich dotarł. Nikt nie widział go na ich progu. Karczmarz pomyśli, że tamten poszedł jak przyszedł, że był we wsi tylko chwilowo. A ciało się ukryje. Gdy będzie już w pełni bezpiecznie, gdzieś się je wyniesie...
A jednak ktoś widział. Karczmarz zaś wiedział najwięcej. Rozmawiał z tamtym. Zachęcił do przenocowania u Szywałów. Incognito. To miała być niespodzianka. Rankiem zobaczyliby go wypoczętego i radosnego. Wreszcie do chaty zawitałoby szczęście, bo... syn, który oszczędzał każdy grosz i teraz jest bogaty, nareszcie powrócił.
Historia prawdziwa. Wstrząsająca. Trzyma za gardło długo po odłożeniu książki lub zapadnięciu kurtyny. Ale kto jest tak doskonały i nieskazitelny, by potępić Szywałów?
Ps. Podobną, a nawet niemal identyczną sytuację zarysował Albert Camus w dramacie "Nieporozumienie" (Malentendu).
Karol Hubert Rostworowski, Niespodzianka. Prawdziwe zdarzenie w czterech aktach, w: tegoż, Dramaty wybrane, t. 2, Kraków 1967, s. 5-100 (sygn. 40505/2). Także: Karol Hubert Rostworowski, Niespodzianka. Prawdziwe zdarzenie w czterech aktach, Kraków 1929 (sygn. ZS 54615), Karol Hubert Rostworowski, Niespodzianka. Prawdziwe zdarzenie w czterech aktach, w: tegoż: Wybór dramatów, Wrocław, Warszawa 1992, s. 459-571 (sygn. 170882, Czytelnia).
piątek, 21 października 2022
Książki (nie)zapomniane - To miała być niespodzianka
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz