piątek, 5 sierpnia 2016

Książki (nie)zapomniane - Człowiek rozumny, czyli wariat

Czym jest to pomieszczenie, w którym znajduje się ich pięciu, a po jakimś czasie dołącza jeszcze jeden? Miniaturą społeczeństwa? Metaforą? Krytycy nie byli zgodni w opiniach i pozostawali nieco bezradni, jaki wybrać kierunek interpretacji tego niezwykłego dzieła. Cenzorzy również zachowali czujność. Wszyscy jednak zgadzali się co do jednego: opowiadanie jest z pewnością utworem wybitnym. Około 50 stron bardzo statycznej "akcji". Ale takiej, która żadnego czytelnika nie pozostawi obojętnym. Sala nr 6 ANTONA Pawłowicza CZECHOWA (1860-1904).

Najpierw poznajemy stróża Nikitę, którego narrator charakteryzuje następująco:

Należał do tych prostodusznych, statecznych, służbistych i tępych ludzi, którzy ponad wszystko na świecie lubią porządek i z związku z tym są przekonani, że ludzi trzeba bić. Bije (...) gdzie popadnie i jest przeświadczony, że bez tego nie byłoby porządku.

Czego (kogo) z takim oddaniem strzeże? Wejścia do tytułowej sali w szpitalu psychiatrycznym, w której mieszkają pacjenci: jeden szlachcic i czterej mieszczanie. Między nimi - młody Iwan Dmitrycz Gromow, syn urzędnika.

Dopiero w dalszej kolejności pojawia się najważniejszy bohater, doktor Andriej Jefimycz Ragin. Nietypowy lekarz, który nie potrafi rozkazywać, zabraniać, wymagać. Dlatego nawet stróż nie może go traktować z szacunkiem należnym powadze jego profesji. Bo cóż to za doktor, który zagląda do sali z wariatami? I rozmawia z nimi. Jakby było o czym.

Lekarz jest stoikiem. Szczególnie interesuje się zagadnieniem wolności, ale na rzeczywistość, jaką tu zastał (zniewolenie pensjonariuszy), patrzy z dystansem:

Wszystko zależy od przypadku. Kogo tu posadzili, ten siedzi, a kogo nie posadzili, ten chodzi na wolności, oto wszystko.

Szczególnie lubi wymianę zdań z Iwanem Dmitryczem. Dostrzega w nim człowieka myślącego, toteż usiłuje przedstawić mu swój punkt widzenia:

Między ciepłym, zacisznym gabinetem a tą salą nie ma żadnej różnicy (...). Spokój i zadowolenie znajdują się nie na zewnątrz człowieka, ale w nim samym (...). Przeciętny człowiek oczekuje dobra czy zła z zewnątrz (...), a myślący - od siebie samego.

Ale zdanie Iwana jest odmienne. Ostro oponuje, bo wie, jak boli go niewola, w której przebywa. Lekarz nie znajduje z nim wspólnego języka, lecz uparcie powraca, by kontynuować dialog. To zaczyna niepokoić jego jedynego przyjaciela oraz personel szpitalny. O tych pacjentach wszyscy dawno zapomnieli. Uważają, że tak powinno pozostać. Usiłują odseparować Ragina od Iwana. Najpierw dyskretnie cofają się. Potem - w dowód troski - proponują wypoczynek lub rozrywki. Wreszcie - poddają upokarzającej terapii medycznej. Gdy i to zawodzi, zamykają… w sali nr 6. Doktor i jego pacjent znajdują się teraz w tym samym miejscu. Pierwszy próbuje wyjaśnić, dlaczego w nim bywał:

Moja choroba polega na tym, że w ciągu dwudziestu lat znalazłem w całym mieście jednego tylko rozumnego człowieka, a i to wariata. Nie jestem wcale chory, tylko dostałem się w błędne koło, z którego nie ma wyjścia.

Teraz do akcji wkracza stróż Nikita. Z oddaniem podejmuje wobec nowego pacjenta swoje obowiązki. A świetnie potrafi bić...

Jest jeszcze ostatni akord opowiadania. Smutny, ale był do przewidzenia od początku. Metafora? Miniatura społeczeństwa? Czym jest to opowiadanie? Na pewno dziełem skłaniającym do myślenia. Wielowymiarowym. Wybitnym.
Źródło

Czechow Antoni, Sala nr 6, przeł. Maria Dąbrowska, w: Czechow Antoni, Opowiadania i opowieści, Wrocław 1989, s. 236-295. (Sygnatury: 154311, cz D IV-5/223).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz