Najpierw poznajemy stróża Nikitę, którego narrator charakteryzuje następująco:
Należał do tych prostodusznych, statecznych, służbistych i tępych ludzi, którzy ponad wszystko na świecie lubią porządek i z związku z tym są przekonani, że ludzi trzeba bić. Bije (...) gdzie popadnie i jest przeświadczony, że bez tego nie byłoby porządku.
Czego (kogo) z takim oddaniem strzeże? Wejścia do tytułowej sali w szpitalu psychiatrycznym, w której mieszkają pacjenci: jeden szlachcic i czterej mieszczanie. Między nimi - młody Iwan Dmitrycz Gromow, syn urzędnika.
Dopiero w dalszej kolejności pojawia się najważniejszy bohater, doktor Andriej Jefimycz Ragin. Nietypowy lekarz, który nie potrafi rozkazywać, zabraniać, wymagać. Dlatego nawet stróż nie może go traktować z szacunkiem należnym powadze jego profesji. Bo cóż to za doktor, który zagląda do sali z wariatami? I rozmawia z nimi. Jakby było o czym.
Lekarz jest stoikiem. Szczególnie interesuje się zagadnieniem wolności, ale na rzeczywistość, jaką tu zastał (zniewolenie pensjonariuszy), patrzy z dystansem:
Wszystko zależy od przypadku. Kogo tu posadzili, ten siedzi, a kogo nie posadzili, ten chodzi na wolności, oto wszystko.
Szczególnie lubi wymianę zdań z Iwanem Dmitryczem. Dostrzega w nim człowieka myślącego, toteż usiłuje przedstawić mu swój punkt widzenia:
Między ciepłym, zacisznym gabinetem a tą salą nie ma żadnej różnicy (...). Spokój i zadowolenie znajdują się nie na zewnątrz człowieka, ale w nim samym (...). Przeciętny człowiek oczekuje dobra czy zła z zewnątrz (...), a myślący - od siebie samego.
Ale zdanie Iwana jest odmienne. Ostro oponuje, bo wie, jak boli go niewola, w której przebywa. Lekarz nie znajduje z nim wspólnego języka, lecz uparcie powraca, by kontynuować dialog. To zaczyna niepokoić jego jedynego przyjaciela oraz personel szpitalny. O tych pacjentach wszyscy dawno zapomnieli. Uważają, że tak powinno pozostać. Usiłują odseparować Ragina od Iwana. Najpierw dyskretnie cofają się. Potem - w dowód troski - proponują wypoczynek lub rozrywki. Wreszcie - poddają upokarzającej terapii medycznej. Gdy i to zawodzi, zamykają… w sali nr 6. Doktor i jego pacjent znajdują się teraz w tym samym miejscu. Pierwszy próbuje wyjaśnić, dlaczego w nim bywał:
Moja choroba polega na tym, że w ciągu dwudziestu lat znalazłem w całym mieście jednego tylko rozumnego człowieka, a i to wariata. Nie jestem wcale chory, tylko dostałem się w błędne koło, z którego nie ma wyjścia.
Teraz do akcji wkracza stróż Nikita. Z oddaniem podejmuje wobec nowego pacjenta swoje obowiązki. A świetnie potrafi bić...
Jest jeszcze ostatni akord opowiadania. Smutny, ale był do przewidzenia od początku. Metafora? Miniatura społeczeństwa? Czym jest to opowiadanie? Na pewno dziełem skłaniającym do myślenia. Wielowymiarowym. Wybitnym.
![]() |
Źródło |
Czechow Antoni, Sala nr 6, przeł. Maria Dąbrowska, w: Czechow Antoni, Opowiadania i opowieści, Wrocław 1989, s. 236-295. (Sygnatury: 154311, cz D IV-5/223).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz