Jak niezrozumiały i przewrotny bywa Los! Przeczytajcie Klejnoty GUY’A DE MAUPASSANTA (1850-1893)…
Lantin, skromny urzędnik, ożenił się z równie skromną, uroczą panną. Kochał ją bezgranicznie i patrzył w nią jak w bóstwo. Różniła się od innych kobiet. Była uczynna, zapobiegliwa, pracowita. Miała tylko dwie słabostki - teatr i fałszywą biżuterię. Gdy wieczorem odpoczywał w błogiej atmosferze domowego zacisza, obserwując spod zmęczonych powiek bezszelestnie przesuwającą się drogą postać swojej żony, wyrzucał sobie, że znużenie nie pozwala mu na rozrywkę czy zabawę. Uprosił, by chodziła do teatru z koleżankami. A ta śliczna istota z właściwym sobie wdziękiem i wyrozumiałym uśmiechem przystała na jego propozycję. O, jakże był szczęśliwy! Ale oto do ich domowego sanktuarium zawitało nieszczęście...
Nastała surowa zima. Żona Lantina nie potrafiła sobie odmówić kolejnego spektaklu. Prawdę powiedziawszy, był z tego zadowolony. Pod jej nieobecność znowu odpłynie w sielankowym śnie, a gdy jego anioł powróci, z troską pochyli się nad zmęczonym małżonkiem i szepnie kilka słodkich słów...
I wróciła. Przeziębiona. Chorowała niedługo... Po jej śmierci jego uporządkowany świat nagle się zawalił. Jak ona to robiła, że chociaż przynosił jej skromniutką pensję, zawsze na wszystko wystarczało? On tak nie potrafił. Zbiedniał. Z ciężkim sercem postanowił sprzedać świecidełka, do których była bardzo przywiązana. Chociaż dostanie za nie grosze, bo ileż są warte sztuczne naszyjniki czy diademy, ale zawsze na chleb tych pieniędzy wystarczy. Przynajmniej przez jakiś czas.
Uczynił, jak umyślił. Ale oto - niespodzianka. Jubiler upierał się, że naszyjnik jest wart 18 tysięcy franków! To niemożliwe! A jednak! Przez jakiś czas oponował, ale w końcu musiał dać się przekonać znawcy.
Lantinowi trudno przyszło pogodzenie się z myślą, że wszystkie klejnoty były prawdziwe. Słodka twarzyczka jego żony zapewne przyciągnęła wzrok niejednego mężczyzny... Sprzedał wszystkie "świecidełka", a ponieważ było ich wiele, zebrał sporą fortunę. Zwolnił się z urzędu, bo już nie musiał pracować. Niebawem ożenił się ponownie. Druga żona była mu wierna, ale ponoć miała zły charakter. I nie był z nią szczęśliwy.
Jak niezrozumiały i przewrotny bywa Los!
Lantin, skromny urzędnik, ożenił się z równie skromną, uroczą panną. Kochał ją bezgranicznie i patrzył w nią jak w bóstwo. Różniła się od innych kobiet. Była uczynna, zapobiegliwa, pracowita. Miała tylko dwie słabostki - teatr i fałszywą biżuterię. Gdy wieczorem odpoczywał w błogiej atmosferze domowego zacisza, obserwując spod zmęczonych powiek bezszelestnie przesuwającą się drogą postać swojej żony, wyrzucał sobie, że znużenie nie pozwala mu na rozrywkę czy zabawę. Uprosił, by chodziła do teatru z koleżankami. A ta śliczna istota z właściwym sobie wdziękiem i wyrozumiałym uśmiechem przystała na jego propozycję. O, jakże był szczęśliwy! Ale oto do ich domowego sanktuarium zawitało nieszczęście...
Nastała surowa zima. Żona Lantina nie potrafiła sobie odmówić kolejnego spektaklu. Prawdę powiedziawszy, był z tego zadowolony. Pod jej nieobecność znowu odpłynie w sielankowym śnie, a gdy jego anioł powróci, z troską pochyli się nad zmęczonym małżonkiem i szepnie kilka słodkich słów...
I wróciła. Przeziębiona. Chorowała niedługo... Po jej śmierci jego uporządkowany świat nagle się zawalił. Jak ona to robiła, że chociaż przynosił jej skromniutką pensję, zawsze na wszystko wystarczało? On tak nie potrafił. Zbiedniał. Z ciężkim sercem postanowił sprzedać świecidełka, do których była bardzo przywiązana. Chociaż dostanie za nie grosze, bo ileż są warte sztuczne naszyjniki czy diademy, ale zawsze na chleb tych pieniędzy wystarczy. Przynajmniej przez jakiś czas.
Uczynił, jak umyślił. Ale oto - niespodzianka. Jubiler upierał się, że naszyjnik jest wart 18 tysięcy franków! To niemożliwe! A jednak! Przez jakiś czas oponował, ale w końcu musiał dać się przekonać znawcy.
Lantinowi trudno przyszło pogodzenie się z myślą, że wszystkie klejnoty były prawdziwe. Słodka twarzyczka jego żony zapewne przyciągnęła wzrok niejednego mężczyzny... Sprzedał wszystkie "świecidełka", a ponieważ było ich wiele, zebrał sporą fortunę. Zwolnił się z urzędu, bo już nie musiał pracować. Niebawem ożenił się ponownie. Druga żona była mu wierna, ale ponoć miała zły charakter. I nie był z nią szczęśliwy.
Jak niezrozumiały i przewrotny bywa Los!
źródło |
Guy de Maupassant, Klejnoty, w: tegoż: Opowiadania, przeł. Róża Czekańska-Heymanowa, Warszawa 1949, s. 187-194
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz