Ta kobieta jest głosem. I nikt nie chce, by była kimś więcej. A jest cichą bohaterką. Pani Felicja (pod takim imieniem jest znana) z opowiadania Jak być kochaną KAZIMIERZA BRANDYSA (1916-2000).
Felicja leci samolotem z Warszawy do Paryża. Podróż jest długa, a czas wypełniają niewiele znaczące zdarzenia. Posiłki, rozmowa ze współpasażerem, przypomnienie banalnej roli w radiowym słuchowisku "Obiady państwa Konopków". Dzięki tym ostatnim zdobyła rozgłos, także za granicą, gdzie jest zapraszana i honorowana. Udziela setek wywiadów. Słuchacze pokochali tę panią, zatroskaną tylko o dom i męża.
Jednak właśnie myśl o audycji przywołuje inne wspomnienia. Kobieta mimowolnie powraca do ponurych lat wojny i okupacji. Wówczas pracowała jako aktorka teatralna. I pełna lęku, nieustannie ryzykując utratę własnego życia, ukrywała mężczyznę poszukiwanego przez gestapo. A po wojnie zawleczono ją do sądu. Przeżyła upokarzający proces i utratę praw do wykonywania zawodu, gdyż teatr, w którym grała podczas wojny, był niemiecki. W opinii pałającego oburzeniem otoczenia - wydano sprawiedliwy wyrok.
Minęły lata. Teraz jest sławna, podziwiana i uwielbiana. Za przeciętne słuchowisko. Kiedyś ci sami ludzie potraktowali ją niesprawiedliwie i bezlitośnie. Skazali, nie doceniając wielkiej odwagi, jakiej wymagało to, co zrobiła. Obecnie chodzi w glorii z powodu bylejakości, jaką prezentuje czytany przez nią tekst. Wolą wymyśloną kobietę niż realną postać.
Tytuł wygląda jak pytanie, ale znaku zapytania w nim brak. To jedynie ironiczne oznajmienie, że można być kochaną za głupi program, a nie za autentyczny, chociaż bezgłośny heroizm. Nie za to, kim się jest. Wreszcie - nie za to, że się w ogóle jest.
Gorzki jest ten utwór. Bo nie napawa optymizmem ironiczna konstatacja, że aby zaistnieć w ludzkich oczach, należy zrezygnować z bycia sobą. Trzeba stać się tylko głosem. Nie swoim głosem.
Felicja leci samolotem z Warszawy do Paryża. Podróż jest długa, a czas wypełniają niewiele znaczące zdarzenia. Posiłki, rozmowa ze współpasażerem, przypomnienie banalnej roli w radiowym słuchowisku "Obiady państwa Konopków". Dzięki tym ostatnim zdobyła rozgłos, także za granicą, gdzie jest zapraszana i honorowana. Udziela setek wywiadów. Słuchacze pokochali tę panią, zatroskaną tylko o dom i męża.
Jednak właśnie myśl o audycji przywołuje inne wspomnienia. Kobieta mimowolnie powraca do ponurych lat wojny i okupacji. Wówczas pracowała jako aktorka teatralna. I pełna lęku, nieustannie ryzykując utratę własnego życia, ukrywała mężczyznę poszukiwanego przez gestapo. A po wojnie zawleczono ją do sądu. Przeżyła upokarzający proces i utratę praw do wykonywania zawodu, gdyż teatr, w którym grała podczas wojny, był niemiecki. W opinii pałającego oburzeniem otoczenia - wydano sprawiedliwy wyrok.
Minęły lata. Teraz jest sławna, podziwiana i uwielbiana. Za przeciętne słuchowisko. Kiedyś ci sami ludzie potraktowali ją niesprawiedliwie i bezlitośnie. Skazali, nie doceniając wielkiej odwagi, jakiej wymagało to, co zrobiła. Obecnie chodzi w glorii z powodu bylejakości, jaką prezentuje czytany przez nią tekst. Wolą wymyśloną kobietę niż realną postać.
Tytuł wygląda jak pytanie, ale znaku zapytania w nim brak. To jedynie ironiczne oznajmienie, że można być kochaną za głupi program, a nie za autentyczny, chociaż bezgłośny heroizm. Nie za to, kim się jest. Wreszcie - nie za to, że się w ogóle jest.
Gorzki jest ten utwór. Bo nie napawa optymizmem ironiczna konstatacja, że aby zaistnieć w ludzkich oczach, należy zrezygnować z bycia sobą. Trzeba stać się tylko głosem. Nie swoim głosem.
Brandys Kazimierz, Jak być kochaną, w: Tegoż, Opowiadania. 1954-1960. Warszawa 1963 (sygnatura: 38522)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz