Rozpoczął się nowy rok szkolny. Dzieci i młodzież już w ławkach, a nauczyciele - przy tablicach. Jednak zdecydowana większość studentów może jeszcze wypoczywać, więc przedstawię kilka migawek z mojego urlopu (pisze p. Basia).
Kawiarenka w niewielkiej miejscowości uzdrowiskowej. Co jakiś czas ktoś wchodzi lub wychodzi. Tylko jedna osoba rozpoznaje siedzącego w pobliżu drzwi piłkarza - reprezentanta polskiej drużyny narodowej. Wielu pewnie czuje niedosyt po minionym Mundialu, ale staram się patrzeć realistycznie i myślę: Dobrze, że Polacy - po latach nieobecności - w ogóle wzięli udział w tej imprezie. Nagle czuję wielki przypływ sympatii do futbolisty skromniutko siedzącego w knajpce.
Kawiarenka w niewielkiej miejscowości uzdrowiskowej. Co jakiś czas ktoś wchodzi lub wychodzi. Tylko jedna osoba rozpoznaje siedzącego w pobliżu drzwi piłkarza - reprezentanta polskiej drużyny narodowej. Wielu pewnie czuje niedosyt po minionym Mundialu, ale staram się patrzeć realistycznie i myślę: Dobrze, że Polacy - po latach nieobecności - w ogóle wzięli udział w tej imprezie. Nagle czuję wielki przypływ sympatii do futbolisty skromniutko siedzącego w knajpce.
Duży hol w pawilonie zabiegowym. Tu zazwyczaj gromadzi się sporo chorych, ale także handlarzy liczących na pokaźne grono nabywców kosmetyków, preparatów ziołowych i odzieży. A usytuowana tuż obok komórka z umywalką służy za "samozwańczą" przymierzalnię. Akurat myję ręce, gdy wchodzi pogodna starsza pani z bluzką w ręku. Zaczyna zdejmować tę, którą ma na sobie. Prosi, bym została, by jej doradzić w kwestii ewentualnego zakupu. Mówi, że woli dłuższe, a ta, choć kolorystycznie śliczna, jest - jej zdaniem - zbyt krótka.
- Lubię takie, które zakrywają półdupki - oznajmia i z dezaprobatą wygładza na sobie bluzeczkę, która z przodu jest zdecydowanie krótsza niż z tyłu.
- To, że z przodu jest krótsza, w niczym nie przeszkadza, bo z przodu... - przerywam intensywnie myśląc, jak dokończyć to niezbyt fortunnie rozpoczęte zdanie, gdy domyślna kobieta kończy je z przemiłym uśmiechem:
- ... Bo z przodu nie ma półdupków!
- Lubię takie, które zakrywają półdupki - oznajmia i z dezaprobatą wygładza na sobie bluzeczkę, która z przodu jest zdecydowanie krótsza niż z tyłu.
- To, że z przodu jest krótsza, w niczym nie przeszkadza, bo z przodu... - przerywam intensywnie myśląc, jak dokończyć to niezbyt fortunnie rozpoczęte zdanie, gdy domyślna kobieta kończy je z przemiłym uśmiechem:
- ... Bo z przodu nie ma półdupków!
- Kolejna urocza kawiarenka. Stoliki także na dworze. Ponieważ jest piękna pogoda, przeważnie są zajęte. Przy jednym siedzi mama z kilkuletnim chłopcem, któremu przed chwilą kupiła efektownie ozdobiony pucharek z lodami. Ale dziecko wstaje, by pobiec do pobliskiego "zagajniczka" z drzewami, a następnie wraca, bierze do ust łyżeczkę z porcją lodów i znowu znika wśród zieleni. Sytuacja powtarza się kilka razy. Wreszcie zniecierpliwiona rodzicielka bierze je za rękę, sadza na krześle i oznajmia podniesionym głosem:
- Siadaj! Nie rób siary!
- Siadaj! Nie rób siary!
Zakątek, który nazwałam "Przystań". Tutaj śmiałkowie uprawiają surfing. Niektórzy dopiero się uczą. Jeden z początkujących co kilka sekund ląduje w wodzie. Z brzegu instruktor krzyczy:
- Przesuń ciężar ciała na tylną nogę! (???)
- Dobra! - równie głośno odpowiada sportowiec.
A ja zastanawiam się, gdzie człowiek ma p r z e d n i ą nogę.
- Przesuń ciężar ciała na tylną nogę! (???)
- Dobra! - równie głośno odpowiada sportowiec.
A ja zastanawiam się, gdzie człowiek ma p r z e d n i ą nogę.
Polanka wśród drzew. Przechodząc obok, z daleka dostrzegam kilka osób i jakieś urocze zwierzątko. Ludzie zapraszają wołaniem i machaniem rąk. Podchodzę. Okazuje się, że to swoiste zooterapeutyczne poletko. Na ręku kobiety dostrzegam królika burgundzkiego (jak się później okazuje). Wokół jej męża krążą dwie alpaki. Pokornie pozwalają się głaskać i z ufnością patrzą w ludzkie oczy. Bardzo miłe doświadczenie.
W recepcji uzdrowiska leży sporo folderów oraz egzemplarze gazety zatytułowanej po prostu "W Uzdrowisku". W jednej z nich znajduję żarty zaczerpnięte z Internetu (co uczciwie odnotowano). Zapamiętałam jeden, chociaż przytaczam niedokładnie:
Do onkologa przychodzi mężczyzna z rybką.
- Ona kicha - mówi.
- I co z tego? - pyta lekarz.
- Niech pan coś na to poradzi - indaguje właściciel rybki.
- Ale ja nie leczę rybek!
- Jak to? Przecież podobno wyleczył pan raka!
Do onkologa przychodzi mężczyzna z rybką.
- Ona kicha - mówi.
- I co z tego? - pyta lekarz.
- Niech pan coś na to poradzi - indaguje właściciel rybki.
- Ale ja nie leczę rybek!
- Jak to? Przecież podobno wyleczył pan raka!
Oto kilka okruchów urlopowych dni. Było ich więcej. Także kilka miłych spotkań. Szczególnie dwa. Pierwsze miało miejsce przed sanatoryjną jadalnią. Ktoś za moimi plecami zawołał:
- Pani jest z biblioteki pedagogicznej w Katowicach! Pani była u nas w szkole!
I padło moje nazwisko. Odwróciłam się. Zobaczyłam miłą nauczycielkę z technikum, w którym przeprowadziłam jakiś czas temu zajęcia na temat matury z języka polskiego. To był czas reformy egzaminu. Kilka dni później w recepcji odezwała się do mnie inna nauczycielka i przypomniała, że nierzadko do naszej placówki zagląda. Tak oto z wakacji (nie tylko tematycznie) znowu wracamy do szkoły.
- Pani jest z biblioteki pedagogicznej w Katowicach! Pani była u nas w szkole!
I padło moje nazwisko. Odwróciłam się. Zobaczyłam miłą nauczycielkę z technikum, w którym przeprowadziłam jakiś czas temu zajęcia na temat matury z języka polskiego. To był czas reformy egzaminu. Kilka dni później w recepcji odezwała się do mnie inna nauczycielka i przypomniała, że nierzadko do naszej placówki zagląda. Tak oto z wakacji (nie tylko tematycznie) znowu wracamy do szkoły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz