piątek, 8 lipca 2016

Książki (nie)zapomniane - Kain i Abel z doliny Salinas

Najpierw uwertura. Z ballady Passing Through Leonarda Cohena:

I saw Adam leave the garden with an apple in his hand,
I said "now you're out, what are you going to do?"
"plant some crops and pray for rain, maybe raise a little cane.
I'm an orphan now, and I'm only passing through".


Książki tego pisarza już przedstawialiśmy. Ponieważ był jednym z największych prozaików, dziś zaprezentujemy kolejną. Na wschód od Edenu JOHNA STEINBECKA (1902-1968).

Connecticut. Cyrus Trask buduje DOM, w którym wzrastają jego synowie, Adam i Karol. Pierwszy to pokorny chłopak, drugi - niespokojna, mroczna natura. Po śmierci ojca nie zawsze dobrze układa im się prowadzenie gospodarstwa, ale jakoś trwają. Do czasu, gdy pod ich dach wtargnie Zło o słodkim, niewinnym obliczu.

Cathy jest śliczną dziewczyną. Pracuje u człowieka traktującego ją podle. Wreszcie, zmasakrowana przez niego, ostatkiem sił wlecze się w kierunku farmy zamieszkanej przez braci Trasków. Znajdują ją na progu. Ratują. Pielęgnują. Wrażliwy Adam ubóstwia tę bezbronną (jak myśli) istotę. Jest przekonany, że w jego nijaką codzienność sfrunął anioł.

Nie zauważa, że wtargnął potwór. Uosobione Zło. Potajemnie żeni się z Cathy, wywołując furię wrogo do niej ustosunkowanego Karola. Ale przebiegła osóbka potrafi oswoić ten gniew. Gdy mąż (przez pomyłkę?) wypija jej środek nasenny, z pokorną minką wślizguje się w prywatność jego brata...


Adam decyduje się na wyjazd z żoną do Salinas w Kalifornii. Do swojego Edenu. Z pomocą sąsiada, Samuela, zakłada farmę. Z mojej ziemi chcę zrobić ogród. Nie zapominaj, że na imię mi Adam - mówi do wiernego służącego, Chińczyka Li.

Li jest bardziej mędrcem niż służącym. Dostrzega zagrożenie, jakie sprowadza na dolinę kobieta o kamiennym sercu. Niedoszła dzieciobójczyni. Właśnie – synowie Cathy. Bliźniacy. Kaleb i Aaron. Nie spojrzawszy nawet na chłopców, których urodziła, bo nie udało jej się wcześniej spowodować poronienia, odchodzi. Zostaje pracownicą, a potem właścicielką domu publicznego. Chłopcy dorastają bez niej. Kal zostaje ogrodnikiem, Aaron zajmuje się zwierzętami. Znowu służący trafnie zauważa:

Są niby dwie strony medalu. Kal szorstki, chmurny i czujny, a jego brat - cóż, to chłopak, którego się lubi, jeszcze zanim otworzy usta, a później tym bardziej.

Zagrożenie wyczuwa także Adam, choć nie potrafi dostrzec jego źródła: Jest jakaś czarna groza nad tą doliną. (...) To jest tak ukryte jak tajona boleść.

Mijają lata. W okolicy pojawia się pan Bacon, inspektor okręgowy, wraz z córką, Abrą. Dziewczyna zrazu zakochuje się w łagodnym Aaronie, ale z czasem bardziej pociąga ją niespokojna osobowość Kala. I jego wybiera. Ale Kal ma obsesję. Przede wszystkim - pragnie niepodzielnie władać sercem ojca. I chce poznać swoją matkę. Wreszcie dowiaduje się o jej profesji. Odwiedza ją w domu publicznym i zabiera ze sobą łagodnego brata. To będzie początek tragedii. Aaron jest w szoku. Ucieka, gdzie oczy poniosą. Konkretnie - do wojska. I ginie. A oniemiały z bólu ojciec doznaje wylewu oraz - w konsekwencji - paraliżu.  Mądry Li filozoficznie uogólni tragizm ich losów:

Nikt nie ma prawa odjąć komukolwiek choćby jednego doświadczenia. Życie i śmierć są przyrzeczone. Mamy prawo do bólu.

Kal czuje się mordercą. Znowu mędrzec-sługa, jak opiekuńczy duch czuwający nad rodziną, boleśnie doświadczaną przez demony Zła, będzie musiał (chciał) interweniować. Wybłagać u Adama przebaczenie dla syna.

Kain i Abel ze słonecznej Kalifornii. Dwa pokolenia braci: Karol i Adam. Synowie tego ostatniego - Kaleb i Aaron. W tle jeszcze trzecia para - Kain i Abel. Widzimy, od jakich liter zaczynają się ich imiona, prawda? Jest paralela. Zresztą, mamy ich w powieści sporo. Bo to nie jest tylko opus magnum Steinbecka, osadzone w konkretnych realiach geograficznych i historycznych. To także ponadczasowa parabola.

Maciej Zembaty tak przetłumaczył cytowany na wstępie początek ballady Leonarda Cohena:

Kiedy Adam raj opuszczał
z jednym jabłkiem w dłoni swej
zapytałem go, co dalej będzie z nim.
„Będę orał, sadził, siał
o deszcz modlił się co dnia.
Teraz całkiem sam zostałem, muszę iść - tak jak ty”.


Steinbeck John, Na wschód od Edenu, przeł. Bronisław Zieliński, wyd. 5, Warszawa 1991, ISBN 83-06-02216-5. (Sygnatura: 134674/1-2).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz