piątek, 22 lipca 2016

Książki (nie)zapomniane – Całe morze należało do nich, czyli wyprawa do Raju

Było ich sześciu. Odważnych, wysportowanych, gotowych podjąć wyzwanie i wyruszyć na poszukiwanie Przygody. Herman Watzinger, Knut Haugland, Torstein Raaby, Bengt Danielsson, Erik Hesselberg i Thor Heyerdahl. Ten ostatni opisał przebieg morskiej podróży w reportażu Wyprawa Kon-Tiki.
 
Pomysł pojawił się wcześniej… Thor Heyerdahl (1914-2002), etnograf, antropolog, archeolog i… sportowiec. Organizator dwóch wielkich wypraw przez ocean – na tratwie z drzewa balsa i na papirusowej łodzi. Szczególnie interesowało go osadnictwo w Polinezji i pochodzenie tutejszych plemion, chociaż rozpoczął od badania zwierząt na Markizach. I oto pewnego wieczoru zaświtała w jego głowie myśl. Tak ten moment wspominał:

Zaczęło się to (…) przy ognisku na tropikalnej wyspie, gdzie stary krajowiec opowiadał legendy swojego szczepu.

Podobną historię słyszał już w… Ameryce Południowej. Virakocha, legendarny inkaski król Słońca, był wodzem zaginionego szczepu białych ludzi w Peru. Imię otrzymał w kraju Inków, ale wcześniej zwał się Kon-Tiki (Słońce Tiki). Ruiny jego władztwa pozostały na brzegu jeziora Titicaca. On sam, napadnięty przez wodza Cari (przybyłego z doliny Coquimbo), pokonał go w bitwie, ale musiał uciekać nad Pacyfik, a stamtąd – dalej (morzem) na Zachód. Do Polinezji. Czyżby wyspy Oceanii zostały zaludnione przez przybyszów z Ameryki Południowej? Heyerdahl uznał to za prawdopodobne i postanowił dowieść swej hipotezy. Pokonując wiele trudności i uprzedzeń, zbudował tratwę według wzorów Inków (bez użycia śrub czy gwoździ), skompletował załogę i zaopatrzenie, głównie z armii Stanów Zjednoczonych, i wspólnie wyruszyli przez Ocean Spokojny. Działo się to w 1947 roku. Ludzie drwili, z niedowierzaniem potrząsali głowami. Ale śmiałkowie dopłynęli, pokonując około 6980 kilometrów w 101 dni.

Wyruszyli z Ekwadoru w dramatycznych okolicznościach. Ale potem było lepiej. Autor daje się poznać jako wspaniały obserwator. Przytacza mnóstwo szczegółów. Opisuje polowanie na żółwie morskie i złote makrele, czy łowienie planktonu. Także „spotkanie” z największą rybą świata, rekinem wielorybim, mierzącym średnio 15 metrów, ważącym 15 ton. Nadmienia, że słyszał o młodym okazie, upolowanym harpunem, który miał wątrobę o wadze 300 kilogramów, a w paszczy – 3000 zębów! Nie zapomina o swoistych „przewodnikach” tratwy – rybach-pilotach.

Pogodę mieli dobrą. Sztormy zrazu ich omijały. Silnie zaatakowały – częściowo niszcząc tratwę – dopiero pod koniec wyprawy, niemal we wrotach Oceanii. Zatem niejako podsumowaniem większej części wyprawy może być ten fragment:

Mijały tygodnie. Nie widzieliśmy ani śladu statku czy pływających przedmiotów, które wskazywałyby na istnienie innych ludzi na świecie. Całe morze należało do nas i wszystkie drogi aż po horyzont stały przed nami otworem, a spokój i swoboda spływały z firmamentu. Wydawało się, że czysty błękit i przesycająca powietrze sól morska oczyściły nasze ciała i dusze. Przestały dla nas istnieć wszelkie problemy cywilizowanych ludzi. Znaczenie miały tylko żywioły. A te zdawały się ignorować małą tratwę. Może uznały one stateczek za część natury, nie zakłócającą harmonii morza, lecz przystosowującą się do prądu i fal, jak ryby i ptaki morskie. Żywioły nie były rzucającym się na nas spienionym wrogiem, lecz niezawodnym przyjacielem, stale i pewnie pchającym nas naprzód.

Wreszcie ląd. Wyspa Puka-Puka. Potem następne. Pierwsi krajowcy (na Angatau), którzy witali przybyszów… angielskim Good night, bo tylko tyle znali. Rozważania o Wyspie Wielkanocnej. I ciekawostka, że – oprócz nadanej jej przez odkrywcę – posiada jeszcze trzy miejscowe nazwy: Te-Pito-te-Henua (Pępek Wysp), Rapa-Nui (Wielka Rapa) i Mata-Kite-Rani (Oko, które Patrzy w Niebo).  Dalej – pobyt w Raju, czyli w otoczeniu cudownej przyrody i życzliwych mieszkańców. Na koniec – powrót do Ameryki, na statku „Thor I”, własności norweskiego armatora.

Wspaniała relacja z niezwykłej wyprawy, która w pełni potwierdziła prawdopodobieństwo sformułowanej przez Heyerdahla teorii. Wciąż – teorii. A na Wyspie Wielkanocnej i w Andach nadal dostojnie milczą podobne do siebie, choć rozdzielone odległością tysięcy kilometrów posągi, skrywając nie do końca odsłoniętą tajemnicę. 
 
 Heyerdahl Thor, Wyprawa Kon-Tiki, przeł. z norw. Jerzy Pański, Warszawa 1955. (Sygnatura: BS 25386). Zdjęcie uczestników wyprawy pochodzi z tej książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz