Symbole, alegorie, „niesceniczność”. Tak można w skrócie określić Gdy wstaniemy z martwych (Når vi døde vågner) - ostatni dramat HENRIKA IBSENA (1828-1906). I już to mogłoby zniechęcić reżyserów do jego wystawienia. Bo jak wyobrazić na scenie tę nieustanną wspinaczkę po górskich graniach, którą odbywają bohaterowie, idący wciąż wyżej i wyżej? Ale czyż „niesceniczność” może zniechęcić czytelnika? Wydaje się, że raczej przeciwnie.
Park nadmorskiego hotelu zdrojowego. Profesor Rubek, rzeźbiarz, i jego młoda żona, Maja, prowadzą nudną rozmowę. Artysta przeżywa niemoc twórczą po stworzeniu dzieła życia - Dnia Zmartwychwstania. Pewnie konwersowaliby o niczym znacznie dłużej, gdyby nie zjawiła się Pani (Irena) w towarzystwie Siostry Miłosierdzia. Ich pojawienie się zaburza dotychczasową realistyczną konwencję. Kobiety wydają się być istotami nie z tego świata. Ponadto Irena mówi o sobie jako o upiorze, który dopiero teraz powstaje z martwych. Czy to tylko wyrzut sumienia profesora, który przed laty porzucił kochankę? Przybyła przypomnieć mu o bolesnej przeszłości czy zabrać go na drugą stronę?
Przenosimy się do wysokogórskiego sanatorium. Na scenę wchodzą nowe postaci. Wśród nich – Ulfheim, pełen życia pogromca niedźwiedzi. Podczas gdy rzeczywistość każe Rubekowi i Irenie rozważać minione, Ulfheima i żonę profesora interesują teraźniejszość i ewentualna przyszłość.
Wreszcie trzeci akt. Surowe skały. Zawrotne wysokości. Po zimnych graniach wędrują dwie pary. Rubek, Ulfheim, Maja, Irena. Kto z kim – nie zdradzimy. Jedna idzie na szczyt, który – paradoksalnie – okazuje się drogą ku zatraceniu. Bo akurat rusza lawina... Druga para schodzi w dół, co w tym wypadku oznacza powrót do żywych. Kto poległ? Kto powstał?
Jak się umiera? Prowadząc bezsensowne, jałowe życie… Nie podążając za przeznaczeniem, marzeniem, życiowym zadaniem… Nieustannie rozpamiętując zamkniętą przeszłość… Zaprzeczając życiu… A jak się zmartwychwstaje? Gdy dusza opuszcza ciało… Gdy wybiera się ż y c i e, a nie wegetowanie na jego obrzeżach… Gdy powraca się we wspomnieniu… Gdy artysta unieśmiertelnia w dziele sztuki… Wszystkie te sensy opalizują w dramacie Ibsena. Były w jego twórczości już wcześniej, lecz w dziele ostatnim nabierają dodatkowego, monumentalnego znaczenia. Pozostają (w historii literatury) na zawsze.
Tekst: Henrik Ibsen, Gdy wstaniemy z martwych [w projekcie Gutenberg TUTAJ].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz