Jedna doba z życia marionetki. Nie, to nie luźne nawiązanie do tytułu filmu Bergmana, w którym marionetki występują w liczbie mnogiej, ale "Urodziny Stanleya" (The Birthday Party) HAROLDA PINTERA (1930-2008) - dramat utrzymany w poetyce teatru absurdu.
Stanley Weber to mężczyzna w średnim wieku, o niejasnym pochodzeniu. Chyba był muzykiem, bo zarabiał (dorabiał?) grą na fortepianie. Od roku mieszka w nadmorskim pensjonacie Meg i Petera Bolesów. Czas spędza głównie na leniuchowaniu. Na ogół nie mówi o swej przeszłości i nie ma żadnych planów na przyszłość. Żyje z dnia na dzień, nierzadko dokuczając gospodyni, która traktuje go ze sporą dozą wyrozumiałości. Od dawna jest przecież w ich domu jedynym gościem. Jednak pewnego dnia sytuacja nieco się zmienia. Dwaj nieznajomi przychodzą z zamiarem wynajęcia pokoi. Nathan Goldberg, mężczyzna pod pięćdziesiątkę, oraz Seamus (Dermot?) McCann, jego podwładny, młodszy o około dwadzieścia lat. Ich przybycie zwiastuje zburzenie spokoju Stanleya, rezydującego samotnie w pensjonacie (oprócz, rzecz jasna, jego właścicieli). Goście natychmiast przejmują inicjatywę i postanawiają urządzić mu przyjęcie urodzinowe. W zaplanowanie wieczornej imprezy ochoczo włącza się Meg, zapraszając jeszcze młodą przyjaciółkę, Lulu.
Staje się rzecz nieoczekiwana. Następuje „przebudzenie” Stanleya. Wiecznie znudzony, gnuśny mężczyzna zaczyna oponować. Nie chce fetowania. Przecież jego urodziny przypadają w zupełnie innym terminie. Prawdę powiedziawszy, odmiany zapragnął już kilka godzin wcześniej. W nagłym porywie zaproponował Lulu zerwanie z codzienną rutyną, chociaż – sądząc z bezsensowności ich dialogu – raczej nieziszczalne:
„Stanley: Wyjechałaby pani ze mną?
Lulu: Dokąd? (…)
Stanley: Nigdzie. Nie ma dokąd jechać. Moglibyśmy po prostu wyjechać. Wszystko jedno, dokąd.
Lulu: Możemy równie dobrze zostać tutaj.
Stanley: Nie. Tutaj niedobrze.
Lulu: A gdzie jest dobrze?
Stanley: Nigdzie.”
Goście i gospodyni jednak nie rezygnują. Rozpoczyna się niechciana przez rzekomego solenizanta impreza, w której konsekwencji Stanley – wzięty w krzyżowy ogień coraz bardziej agresywnych pytań – doznaje rozstroju nerwowego. O poranku Goldberg i McCann wywożą go (uprowadzają?) na badania psychiatryczne.
O czym jest ten dramat? O niepewności i nieprzewidywalności tego, co wydaje się pewne, ustabilizowane, poukładane…? O kruchości poczucia bezpieczeństwa…? O zagrożeniu czającym się w najbardziej niespodziewanych chwilach i przychodzącym ze strony nawet pozornie przyjaznych ludzi…? O wielkiej niewiadomej, jaką jest (nie tylko drugi) człowiek…?
A jednak… Lulu wyraziła przekonanie, że Stanley i McCann znali się wcześniej, niż nastąpiło ich spotkanie w pensjonacie. Czyli jeden z katów już dawniej podążał za ofiarą? Zatem może jednak Stanley tak sromotnie nie przegrał rozgrywki z mężczyznami, bo zawsze b y ł przegrany? Teraz nastąpiła brutalna i okrutna szansa na zmianę – choćby otoczenia, w którym z nudów tkwił przez rok, ale którego na pewno nie akceptował. Chciał uciec z pensjonatu, swego dobrowolnego „więzienia”. I został z niego zabrany. Czy do kolejnego więzienia?
Harold Pinter, Urodziny Stanleya. Sztuka w 3 aktach, tł. Adam Tarn, "Dialog" 1960, nr 10, s. 37-77 (Czytelnia).
czwartek, 6 lutego 2025
Książki (nie)zapomniane – Jedna doba z życia marionetki
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz