piątek, 28 kwietnia 2017

Książki (nie)zapomniane - Żaden egzamin nie jest (w życiu) ostatni

Tak się zdarzyło, że nigdy nie broniłem takich, co mi krzywdę wyrządzili na moim podwórku. I mam wrażenie, jakbym nie zdał jakiegoś ostatecznego egzaminu... Słowa starego, emerytowanego mecenasa są dwuznaczne. Bo też złodziej skradł mu nie kwiaty, ale serce żony. Z takim cierniem trzeba żyć. Z cierniem większym niż ten, który chroni najpiękniejszy z kwiatów. Adwokat i róże JERZEGO SZANIAWSKIEGO (1886-1970). Refleksyjny dramat psychologiczny.

Mecenas Wilcher dawno opuścił sądowe sale. Jako emeryt odkrył w sobie nową pasję. Hoduje róże. Za jedną nawet niedawno otrzymał zagraniczną nagrodę. Ale ktoś systematycznie wieczorami przychodzi do jego ogrodu. By ukraść cenne okazy (?). Dlatego na straży kwitnących skarbów stawia Agenta.

I dochodzi do nieszczęścia. W zastawionej zasadzce złodziej zostaje aresztowany, a Agent - ranny. Niebawem w domu Mecenasa zjawia się matka rabusia, a zarazem kobieta, której kiedyś - oskarżonej o morderstwo - bronił w jednym z najsławniejszych procesów. Teraz tamta błaga, by poprowadził również obronę jej dziecka. Wilcher waha się, gdyż wie to, z czego ona nie zdaje sobie sprawy. Ma pewność, że kradnący na jego podwórku wcale nie interesuje się roślinami, ale jego małżonką. I dlatego - ku zdziwieniu wszystkich, a najbardziej właśnie żony - nie odmawia. Nie mogąc być jednocześnie obrońcą i świadkiem, zleca to zadanie najzdolniejszemu uczniowi, Markowi.

Oto stary adwokat wraca do punktu wyjścia, od którego rozpoczęła się jego zawrotna kariera. Do egzaminów umożliwiających mu wykonywanie zawodu. Wiele lat temu zdał je celująco. Jednak wówczas jednego zabrakło. Najważniejszego. Egzaminu z człowieczeństwa. Wielokrotnie we wspaniałych mowach nadmieniał, że jeśli nawet paragrafy nie wszystko ujmują w swoje wątłe ramy, nie każdy przypadek normują, a ludzie zawodzą, wówczas sumienie jest sędzią ostatecznym. Życie rozstrzygnie. Sumienie oskarży lub uniewinni. Obecnie on sam musi spróbować wznieść się ponad poczucie osobistej krzywdy i zobaczyć człowieka. Nie rywala.

Ale jest jeszcze ktoś inny, mimowolnie zraniony przez złodzieja. Marek. Ta obrona jest jego życiową szansą. Może stać się odskocznią do podobnego sukcesu zawodowego, jaki osiągnął mistrz, z którym teraz wspólnie przygotują plan działań. Jednocześnie jest także sprawdzianem podobnym do tego, jaki tamten musi zdać. Przecież on również po cichu, w tajemnicy przed wszystkimi, kocha mecenasową...

Młody adwokat wygrywa w sądzie. Natychmiast pojawiają się rozgłos, entuzjastyczne komentarze prasowe, rozpoznawalność na ulicach. Wilcher, który znacząco przyczynił się do przygotowania linię obrony, także triumfuje. A może jest w jego sukcesie odrobina pychy? Oto udowodnił sobie, że - pomimo własnej krzywdy - pomógł wybronić kochanka żony, a zatem nie jest tak zły, jak tamten? Może to zatem chwila fałszywej, wmówionej sobie radości, zaprawionej autentyczną goryczą?

Bo rozprawa przecież trwa. Hodowla róż to nieustanna, prowadzona przez całe życie, mozolna praca nad sobą. By (od czasu do czasu) zajaśniało szczere piękno... jakże chwilowe i kruche. Jak róża.

Ps. Autor zaklasyfikował swój utwór jako komedię. Dziwne, prawda? Powstrzymam się od interpretacji, pozostawiając ją Czytelnikom. Zaś do nastrojowej, pełnej niedopowiedzeń i ulotnego liryzmu dramaturgii Jerzego Szaniawskiego na pewno w tym cyklu powrócę. Może już niebawem.
Źródło
Szaniawski Jerzy, Adwokat i róże. Komedia w trzech aktach, w: tegoż, Dramaty wybrane, Murzyn, Ptak, Żeglarz, Adwokat i róże, Most, Dwa teatry, Warszawa 1973, s. 221-282. (Sygnatura: 56191).
Szaniawski Jerzy, Adwokat i róże. Komedia w trzech aktach, w: tegoż, Dramaty zebrane, t. 2, Kraków 1958, s. 99-178. (Sygnatura: 26687/II).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz