Wszechświat (który inni nazywają Biblioteką) składa się z nieokreślonej, i być może nieskończonej, liczby sześciobocznych galerii, z obszernymi studniami wentylacyjnymi w środku, ogrodzonymi bardzo niskimi balustradami. Z każdej galerii widać piętra niższe i wyższe: nieskończenie.
Tak rozpoczyna się jedno z najbardziej oryginalnych opowiadań, jakie powstało w kręgu literatury iberoamerykańskiej. Stanowi wspaniały przykład magicznego realizmu, z którego słynie proza twórców tego obszaru geograficznego. Biblioteka Babel JORGE LUISA BORGESA (1899-1986).
Przedziwny utwór, stanowiący - jeśli tak można powiedzieć - szkic architektoniczny. Rysunek ze słów. Projekt stworzony przez geniusza budownictwa. Zarys biblioteki totalnej. Monumentu o kosmicznych rozmiarach, zajmującego... kilka stron maksymalnie "skondensowanej" treści. Bo owa dwoistość, nawet troistość jest od początku widoczna. Mowa tu jednocześnie o budowie tekstu literackiego, uporządkowanym księgozbiorze jako temacie owego tekstu, ale także o Wszechświecie, również posiadającym swoją "architekturę".
Książki biblioteki totalnej zawierają w sumie wszystkie treści, jakie można wyrazić - niezależnie od języka czy gramatyki. Każdą kombinację ponad dwudziestu liter, znaków interpunkcyjnych i spacji. A nie wszystkie ich mechaniczne zestawienia tworzą sensowne wyrazy. Dlatego zbiór książek niekoniecznie jest skarbnicą wszelkiej wiedzy. Może okazać się lamusem treści nie mających znaczenia. Bezsensownych. Umieszczono tu także dokumenty niejako wtórne względem autorskich dzieł, czyli wszystkie tłumaczenia z każdego języka. Również nie do ogarnięcia przez przeciętnego śmiertelnika. I wszystkie zebrane pozycje pozostają we wzajemnych relacjach. Ten ostatni czynnik stał się podstawą do uznania Borgesa za prekursora hipertekstu.
Biblioteka od strony formalnej, czyli nie treściowej, lecz architektonicznej, to kompleks nieograniczonej liczby sześciobocznych pokoi, z których każdy mieści tyle samo regałów o jednakowej liczbie półek, z identyczną liczbą woluminów na każdej z nich. Wszystkie książki mają identyczną liczbę stron z taką samą ilością znaków. Trochę mi przypomina (wiem, że to bardzo odległe skojarzenie)... Cube Vincenza Nataliego. Z tą różnicą, że w filmie byli ludzie. I wyjście.
W pewnej szafie pewnego sześcioboku (rozumowali ludzie) musi istnieć jakaś księga, która jest doskonałą esencją i kompendium wszystkich pozostałych (...) Nie wydaje mi się nieprawdopodobne, aby w jakiejś szafie wszechświata znajdowała się księga totalna (...)
Wraz z tym cytatem otwiera się przed nami druga perspektywa. Kosmiczna budowla staje się metaforą jak najbardziej dosłownego Universum, w którym istnieje księga totalna, zawierająca odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie zadawano na wszystkich etapach wędrówki Ludzi Księgi przez Ziemię.
A może z zaobserwowanej troistości wysnujemy „metafizyczny” wniosek? Może w "ludzkiej" Bibliotece panuje chaos - wszak nie na darmo nazwano ją Babel! - bo niektóre połączenia znaków nie mają sensu? Bo przecież powtarzalność elementów wcale musi stanowić wyznacznika harmonii i ładu, ale raczej... świadczy o ludzkim braku pomysłowości! Może wreszcie na pozór beznamiętny narrator opowiadania, precyzyjnie opisujący wygląd budowli, właśnie w owym porównaniu do słynnego pomnika ludzkiej pychy zawarł dyskretną kpinę z daremnych usiłowań naszego gatunku, zmierzających do sięgnięcia po wszelką mądrość? Bo chyba jednak nie jesteśmy ludźmi Księgi, w której mogą się znaleźć literówki czy błędnie poskładane strony. Z której można wydrzeć niektóre karty, przez co - okaleczona - utraci część ze swego zamierzonego sensu. Chyba jednak jesteśmy ludźmi Słowa - prymarnego Spiritus movens całej tej układanki, którą możemy nazwać Biblioteką. Albo Wszechświatem.
Tak rozpoczyna się jedno z najbardziej oryginalnych opowiadań, jakie powstało w kręgu literatury iberoamerykańskiej. Stanowi wspaniały przykład magicznego realizmu, z którego słynie proza twórców tego obszaru geograficznego. Biblioteka Babel JORGE LUISA BORGESA (1899-1986).
Przedziwny utwór, stanowiący - jeśli tak można powiedzieć - szkic architektoniczny. Rysunek ze słów. Projekt stworzony przez geniusza budownictwa. Zarys biblioteki totalnej. Monumentu o kosmicznych rozmiarach, zajmującego... kilka stron maksymalnie "skondensowanej" treści. Bo owa dwoistość, nawet troistość jest od początku widoczna. Mowa tu jednocześnie o budowie tekstu literackiego, uporządkowanym księgozbiorze jako temacie owego tekstu, ale także o Wszechświecie, również posiadającym swoją "architekturę".
Książki biblioteki totalnej zawierają w sumie wszystkie treści, jakie można wyrazić - niezależnie od języka czy gramatyki. Każdą kombinację ponad dwudziestu liter, znaków interpunkcyjnych i spacji. A nie wszystkie ich mechaniczne zestawienia tworzą sensowne wyrazy. Dlatego zbiór książek niekoniecznie jest skarbnicą wszelkiej wiedzy. Może okazać się lamusem treści nie mających znaczenia. Bezsensownych. Umieszczono tu także dokumenty niejako wtórne względem autorskich dzieł, czyli wszystkie tłumaczenia z każdego języka. Również nie do ogarnięcia przez przeciętnego śmiertelnika. I wszystkie zebrane pozycje pozostają we wzajemnych relacjach. Ten ostatni czynnik stał się podstawą do uznania Borgesa za prekursora hipertekstu.
Biblioteka od strony formalnej, czyli nie treściowej, lecz architektonicznej, to kompleks nieograniczonej liczby sześciobocznych pokoi, z których każdy mieści tyle samo regałów o jednakowej liczbie półek, z identyczną liczbą woluminów na każdej z nich. Wszystkie książki mają identyczną liczbę stron z taką samą ilością znaków. Trochę mi przypomina (wiem, że to bardzo odległe skojarzenie)... Cube Vincenza Nataliego. Z tą różnicą, że w filmie byli ludzie. I wyjście.
W pewnej szafie pewnego sześcioboku (rozumowali ludzie) musi istnieć jakaś księga, która jest doskonałą esencją i kompendium wszystkich pozostałych (...) Nie wydaje mi się nieprawdopodobne, aby w jakiejś szafie wszechświata znajdowała się księga totalna (...)
Wraz z tym cytatem otwiera się przed nami druga perspektywa. Kosmiczna budowla staje się metaforą jak najbardziej dosłownego Universum, w którym istnieje księga totalna, zawierająca odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie zadawano na wszystkich etapach wędrówki Ludzi Księgi przez Ziemię.
A może z zaobserwowanej troistości wysnujemy „metafizyczny” wniosek? Może w "ludzkiej" Bibliotece panuje chaos - wszak nie na darmo nazwano ją Babel! - bo niektóre połączenia znaków nie mają sensu? Bo przecież powtarzalność elementów wcale musi stanowić wyznacznika harmonii i ładu, ale raczej... świadczy o ludzkim braku pomysłowości! Może wreszcie na pozór beznamiętny narrator opowiadania, precyzyjnie opisujący wygląd budowli, właśnie w owym porównaniu do słynnego pomnika ludzkiej pychy zawarł dyskretną kpinę z daremnych usiłowań naszego gatunku, zmierzających do sięgnięcia po wszelką mądrość? Bo chyba jednak nie jesteśmy ludźmi Księgi, w której mogą się znaleźć literówki czy błędnie poskładane strony. Z której można wydrzeć niektóre karty, przez co - okaleczona - utraci część ze swego zamierzonego sensu. Chyba jednak jesteśmy ludźmi Słowa - prymarnego Spiritus movens całej tej układanki, którą możemy nazwać Biblioteką. Albo Wszechświatem.
Źródło |
Borges Jorge Luis, Biblioteka Babel, w: tegoż: Opowiadania, przeł. Andrzej Sobol-Jurczykowski, wyd. 2, Kraków 1978, s. 68-77. (Sygnatura: 80583).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz