Kolejna metaforyczna powieść o epidemii? Było ich sporo (np. TUTAJ, TUTAJ). Co jakiś czas pojawiają się nowe, bo temat fascynuje. Zwykle nie jest literalnym opisem zarazy, ale skłania się ku metaforze. “Miasto ślepców” (Ensaio sobre a cegueira) JOSÉ SARAMAGO (1922-2010) porównuje się do „Dżumy” Alberta Camusa (TUTAJ).
Dzień jak co dzień? Zaczyna się zwyczajnie, ale pod wieczór już będzie wiadomo, że był inny niż wszystkie. W kraju i mieście nieznanym z nazwy pojawia się epidemia tzw. białej ślepoty. Ludzie nagle zaczynają tracić wzrok. Prawdopodobnie zarażają się wzajemnie. Narrator nie wymienia ich imion ani nazwisk. Są to między innymi dziewczyna w ciemnych okularach, okulista, żona lekarza, złodziej samochodów. Poruszają się bez celu. Potrącają się wzajemnie. Nie wiedzą, dokąd idą. W życie społeczności szybko wkrada się chaos i zatacza coraz szersze kręgi.
„odgłosów pełna ciemność
Szum drzew kroki własny oddech co słuchaniu wadzi
Cóż z groźnych przeczuć Pójdę tam gdzie ślepiec poprowadzi”
(Jacek Kaczmarski, „Przypowieść o ślepcach”)
Motyw ślepców ma sporą tradycję w tekstach kultury. Poczynając od biblijnej przypowieści będącej fragmentem nauczania o zagrożeniach płynących dla ogółu ze strony złych przewodników (Mt 15,14-20), co znacząco poszerza perspektywę odbioru. Tę samą myśl wyraża obraz „Ślepcy” (De parabel der blinden) Pietera Bruegla Starszego i dramat Maurice’a Maeterlincka (TUTAJ).
Władze nienazwanego miasta decydują, by zarażonych mieszkańców odseparować od widzących w nieczynnym szpitalu psychiatrycznym. Poddanych kwarantannie lawinowo przybywa. Świat, społeczeństwo jako zakład dla obłąkanych - tu znowu mamy czytelne nawiązania do znanych utworów. Wystarczy wspomnieć „Salę nr 6” Antona Czechowa (TUTAJ), "Lot nad kukułczym gniazdem" Kena Keseya lub - szerzej – każdy szpital, np. "Oddział chorych na raka" Aleksandra Sołżenicyna.
I oto szpital - pilnowany przez uzbrojonych żołnierzy – przestaje się czymkolwiek różnić od więzienia. Więcej, wytwarza się w nim swoista subkultura, podział na katów i ofiary. Walka o przetrwanie, żywność, załatwienie najprostszych potrzeb stają się udręką:
„Z ręką na cudzych plecach iść poniżenie i męczarnia
Każdy z nich inną kryje myśl w inną się stronę garnie
Przy żarciu też ten pierwszy syty się poczuje
Kto szybciej zmaca gdzie jest chleb i szybciej go przeżuje (…)
O tak jak teraz Padam na nich kłębią się pode mną
A każdy swoje ciało ma i własną w ciele ciemność”
(Jacek Kaczmarski, jak wyżej)
Codzienność osadzonych (to właściwe słowo!) jest katorgą. Łamanie regulaminu, gwałty, przekraczanie kolejnych granic upokorzenia. Nasuwają się skojarzenia z kolejnymi książkami, szczególnie z „Ludźmi w sytuacjach pokusy i upokorzenia” Marka Kosewskiego i opisem okrutnego eksperymentu, czyli z „Efektem Lucyfera. Dlaczego dobrzy ludzie czynią zło?” Philipa Zimbardo. Także z perspektywą świata jako obozu w „Opowiadaniach” Tadeusza Borowskiego (TUTAJ).
W ludzkim piekle kwarantanny zrazu nikt nie wie, a z czasem coraz więcej osób się domyśla, że jest wśród nich jedna osoba, która widzi. Żona lekarza. Dobrowolnie przyszła z nim do tego miejsca. Jej obecność jemu niesie nadzieję, a innym – tak im się wydaje – zagrożenie, bo gdy zabija nożyczkami herszta ciemiężycieli i gwałcicieli, wielu… ma jej to za złe. Przywykli do niewoli? A może przestali wierzyć, że ich los się zmieni, bo przecież – jak zaznacza narrator - „ślepota jest przede wszystkim utratą nadziei”. Kolejna tradycja literacka to antyutopia? Społeczeństwo skłócone, nieznajdujące wspólnego celu, sprowadzające egzystencję do spraw materialnych (przetrwania), zuniformizowane?
„Cóż nam zostało kiedy świata zabrakło dookoła
Kije i sakwy i kapoty i palce w oczodołach
Powiewy wiatru słońca promień na chciwe twarze brać
Padać i wstawać padać i wstawać padać i wstawać padać i wstawać
I wstać”
(Jacek Kaczmarski, jak wyżej)
Pora wstać. Wydarzenia następują szybko: bunt ślepców, podpalenie szpitala, odzyskanie wolności. Ale gdzie iść? Skąd wziąć żywność? Gdzie znaleźć dach nad głową? Żona lekarza prowadzi, pomaga, zdobywa pokarm.
„Będziemy walczyli milcząc na ślepo
I choć pójdzie wielka na ślepców obława
Nie obejmie prawo pozbawionych prawa”
(Jacek Kaczmarski, „Przysięga”)
I oto w pewnej chwili ludzie zaczynają stopniowo… odzyskiwać wzrok. Ogólna radość. Wydaje się, że niebawem wszystko wróci do normy. Tak, wydaje się, bo przecież pozostaje jeszcze ostatni, niepokojący akapit, najbardziej przypominający powieść Camusa, tylko bez perspektywy czasowej. Z „kiedyś” skróconym do „dziś”. Jak go rozumieć?
Ps. Powieść została sfilmowana w 2008 roku przez Fernando Meirellesa. Wstrząsający obraz dla ludzi o bardzo mocnych nerwach.
Jose Saramago, Miasto ślepców, tł. Zofia Stanisławska, Warszawa 1999. ISBN 83-7200-483-8 (sygn. 151554).

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz