piątek, 4 października 2024

Książki (nie)zapomniane - Męstwo zawsze pojawia się tam, gdzie jest ugruntowane człowieczeństwo

„Był koniec czerwca. Nazajutrz po spóźnionych deszczach (…) lato wybuchnęło nagle na niebie i nad domami. (…) Fale żaru i światła nieprzerwanie zalewały miasto.”

„Na stromych zboczach wypalonych aż do kości, tu i ówdzie chrzęścił biały oset. Upał (…) huczał niby w palenisku (…). Trzeszczały pnie dębów (…) w kredowym niebie otwierała się przepastna wyrwa (…), skąd ział dech pieca i gorączki.”

„Na wzgórzach nigdy jeszcze nie było podobnego lata. Bo i zresztą tegoż dnia ten sam czarny upał jął zatapiać prowincje południowe falami od pierwszej chwili nadzwyczaj agresywnymi.”

Pierwszy cytat pochodzi z „Dżumy” Alberta Camusa (w tłumaczeniu Joanny Guze, TUTAJ), drugi i trzeci – z „Huzara na dachu” (Le Hussard sur le toit) JEANA GIONO (1895-1970). Oba utwory przedstawiają obraz zarazy. U Giono – cholerę azjatycką, która dotarła do Prowansji i (pod równie jak u Camusa bezlitośnie palącym słońcem) sieje spustoszenie. A jeśli przypomnimy jeszcze inne wielkie utwory ukazujące zarazę, np. „Karła” Pära Lagerkvista (TUTAJ) czy „Narcyza i Złotoustego” Hermanna Hessego (TUTAJ), stworzymy pewien bardzo interesujący ciąg tekstów. Może warto by je ze sobą zestawić? Jeśli to zrobimy, to w innym czasie.

Pierwsza połowa lat trzydziestych XIX stulecia. Angelo Pardi, młody włoski oficer przemierza miasteczka i wioski malowniczego francuskiego Południa. Dopiero z ostatnich rozdziałów dowiemy się, że jest garibaldczykiem o arystokratycznych korzeniach i zabił w pojedynku człowieka, który „sprzedawał republikanów władzom austriackim, a jego ofiary umierały w lochach”. Otrzymał wówczas wybór – więzienie lub ucieczka. Wybrał to drugie, a szpiedzy udali się w ślad za nim. Zbiegł do Aix-en-Provence. Akurat zaczynała się epidemia…
 
Jeździec zrazu spotyka niewielu ludzi, by z czasem widzieć ich coraz więcej… Martwych… Zagrożenie wzmaga się z każdą chwilą, bo cholera już „kroczyła jak lew przez miasta i lasy (…). Wynoszono bezlitośnie umarłych, bywało nawet, że na chwilę przed prawdziwym zgonem”. Pogoda i przyroda jej sprzyja. Drapieżne słońce atakuje tak samo, jak szponiaste ptaki. Wszechogarniająca śmierć jest tuż przed nim i za nim. I obok niego. Tylko do czasu udaje się omijać kordony sanitarne. W jednym z miasteczek omal nie traci życia, posądzony o zatrucie studni. Chwilowy azyl znajduje w opuszczonym domu, który jednak – jak się wkrótce okazuje – ma mieszkankę. Hrabiankę Paulinę de Théus, córkę lekarza z Rians. Jej mąż - o 45 lat od niej starszy, co chętnie akcentuje – prawdopodobnie został zatrzymany w kwarantannie. Pragnie go odszukać. Rycerski Angelo – po nieudanej próbie odwiedzenia jej od pomysłu niebezpiecznej wyprawy - oferuje pomoc. I tak wędrują do Manosque, nie mogąc liczyć na nikogo, a wręcz przeciwnie – wszędzie napotykając nieufność, wręcz wrogość. I chyba właśnie na przekór temu, co wokół nieludzkie, mężczyzna wykazuje się niesamowitym męstwem, które zawsze wyrasta tam, gdzie jest ugruntowane człowieczeństwo. Wspólnie z odważnym lekarzem i zakonnicą z miejscowego klasztoru odwiedza opuszczone domy, pełne zwłok w popłochu i przerażeniu porzuconych przez członków rodziny i krewnych. Wypuszcza z kwarantanny czekających na śmierć. Wreszcie dokonuje czynu najbardziej heroicznego – ratuje od śmierci Angelę. Tylko ją…
 
A potem? Wyrusza naprzeciw swojemu przeznaczeniu. Ku nowemu wyzwaniu?

Ps. Tego autora: „Kamień”, „Arkadio…, Arkadio…” – TUTAJ, „Zbieg” – TUTAJ.

Jean Giono, Huzar na dachu, przeł. Julian Rogoziński, Warszawa1974 (sygn. 62774).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz